Dziś jest:
Wtorek, 3 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
ass="small_date">Wt, 31 mar 2020 08:45 | komentarze: 5 czytany: 1760x
Koncern Johnson & Johnson poinformował, że pracuje nad szczepionką na koronawirusa, a testy kliniczne z udziałem ludzi rozpoczną się we wrześniu. Pierwsze dawki miałyby być gotowe na początku przyszłego roku.
Johnson & Johnson podał, że prace nad szczepionką na nowego koronawirusa rozpoczął w styczniu tego roku wraz z jednym z wydziałów departamentu zdrowia USA.Johnson & Johnson ma potencjalną szczepionkę na koronawirusa
Koncern ogłosił, że na podstawie prowadzonych analiz, udało mu się wyodrębnić wiodący typ szczepionki, który zostanie następnie poddany testom. Po opublikowaniu tej informacji akcje spółki na giełdzie w Nowym Jorku wzrosły o 8 proc.
Badania kliniczne nad szczepionką na koronawirusa z udziałem ludzi mają ruszyć do września, a na początku przyszłego roku J&J prognozuje wypuszczenie pierwszych partii do wykorzystania w sytuacjach awaryjnych. Ten plan przedstawia proces znacznie szybszy, niż zwykle ma to miejsce przy opracowywaniu nowych szczepionek, co jak podaje Johnson & Johnson trwa od pięciu do siedmiu lat. Miliard dolarów na badania i testy.
W ramach współpracy ze wspomnianą agencją rządową - BARDA [Biomedical Advanced Research and Development Authority, czyli agencją zaawansowanych biomedycznych badań i rozwoju - przyp. red.] - obie strony przeznaczą na prace nad szczepionką łącznie miliard dolarów (Reuters podaje, że ze strony BARDA będzie to około 420 mln dolarów). Johnson & Johnson zamierza m.in. zwiększyć swoje globalne możliwości produkcyjne tak, by mógł dostarczyć na rynek miliard dawek.
"Firma planuje natychmiastowe rozpoczęcie produkcji i zobowiązuje się do dostarczenia społeczeństwu niedrogiej szczepionki na zasadach non-profit, do awaryjnego wykorzystania w czasie pandemii" - pisze J&J w komunikacie. W rozmowie z CNBC prezes J&J, Alex Gorsky, powiedział, że jak na razie wstępne testy i modele wskazują na to, że szczepionka będzie nie tylko bezpieczna, ale i skuteczna. Koncern ma też w zapasie dwie inne potencjalne szczepionki.
Johnson&Johnson niejedyna firma, która pracuje nad szczepionką na nowego koronawirusa. Na świecie jest ich przynajmniej kilkanaście, a Stanach Zjednoczonych robi to m.in. biotechnologiczna Moderna, która także współpracuje z rządową agencją w tej sprawie. Moderna zaczęła już bardzo wstępne testy. Amerykański rząd chce w ten sposób wspierać jeszcze innych kandydatów, którzy pracują nad eksperymentalnymi szczepionkami, by zwiększyć szanse na wyprodukowanie takiej, która będzie skuteczna.
źródło: CNN, BBC
czytaj dalej
We wcześniejszych publikacjach w dziale FN24 sygnalizowaliśmy, że koronawirus nie jest "zwykłą grypą", bo ma bardzo ciekawy pakiet dodatkowy. W odróżnieniu od grypy jest nie tylko kilkaset razy bardziej agresywny w atakowaniu nowych ofiar i przenoszeniu się na kolejne osoby, ale także nawet w stanie najbardziej łagodnej zaczyna zwłókniać płuca.
Szpital w Waszyngtonie opublikował nagranie pokazujące w technologii 3D, jak wyglądają płuca pacjenta zakażonego koronawirusem. Widać na nim, że u mężczyzny, który wcześniej był leczony na nadciśnienie, wystąpiły duże uszkodzenia.
Skany płuc pacjenta zakażonego koronawirusem. Żółty kolor pokazuje obszar płuc zajęty infekcją.
fot. youtube.com/George Washington University Hospital.
Ordynator chirurgii w szpitalu uniwersyteckim George'a Washingtona w Stanach Zjednoczonych dr Keith Mortman w rozmowie z CNN powiedział, że kilka dni wcześniej 59-letni pacjent nie miał żadnych objawów choroby. Teraz jego wyniki potwierdziły zakażenie koronawirusem. Przebieg infekcji jest tak szybki, że płuca pacjenta przestały prawidłowo funkcjonować. Wcześniej mężczyzna leczony był tylko na nadciśnienie. Obecnie jego stan jest krytyczny, musiał też zostać podłączony do respiratora.
- To nie jest 70-letni czy 80-letni pacjent z cukrzycą, czy chorobą autoimmunologiczną, gdzie można byłoby się spodziewać takich wyników. Poza wysokim ciśnieniem krwi pacjent nie miał żadnych istotnych problemów medycznych. Za tydzień te wyniki mogą być jeszcze gorsze, a proces zapalny może postępować dalej - powiedział doktor Mortman. Ordynator wyjaśnił też, co widać na nagraniu udostępnionym przez szpital.
Koronawirus. "Chcemy, żeby ludzie zobaczyli i zrozumieli, z czym mają do czynienia"
Obszary w płucach zaznaczone na żółto to zainfekowane regiony, które dotknięte są także stanem zapalnym. Ze skanów wynika, że obszar zaatakowany przez wirusa, a więc regiony, w których pojawiły się uszkodzenia, są zlokalizowane w dużych obszarach płuc. To pokazuje, że infekcja szybko i agresywnie atakuje organizm nawet zdrowych pacjentów. - U pacjentów zaczyna dochodzić do postępującej niewydolności oddechowej. Jak pokazujemy na nagraniu, uszkodzenie płuc jest szybkie i dotyka ogromnego obszaru. Niestety po zainfekowaniu takiego obszaru płuc pacjentowi zajmuje bardzo dużo czasu, by całkowicie wyzdrowieć. U około 2-4 proc. pacjentów zakażonych COVID-19 uszkodzenia będą nieodwracalne - mówi dalej lekarz.
- Wirus dostaje się do błon śluzowych organizmu, a następnie trafia do płuc. Organizm próbuje się bronić przed zakażeniem, co objawia się stanem zapalnym. Żółty obszar na nagraniu oznacza zarówno obszary zainfekowane koronawirusem, jak i objęte stanem zapalnym. To z kolei objawia się dusznościami i niedotlenieniem krwi. Pacjenci często opisują to jako problem ze złapaniem oddechu lub poczuciem, że nie oddychają pełną piersią - wyjaśnia dalej dr Mortman.
- Chcemy, żeby ludzie zobaczyli i zrozumieli, z czym mają do czynienia. Ludzie muszą brać tę sytuację na poważnie - mówi dalej lekarz, apelując, by stosować się do zaleceń dotyczących izolacji i zachowania dystansu społecznego. Nagranie powstało dzięki technice obrazowania CT (z wykorzystaniem tomografii komputerowej). Powstały w ten sposób modele 3D wykorzystywane są przez lekarzy do planowania operacji czy też w diagnostyce chorób nowotworowych. Wcześniej skany płuc młodych ludzi zakażonych koronawirusem opublikował szpital w Belgii.
Film poniżej.
Od wielu tygodni powtarzamy, że koronawirus to nie jest żadna "zwykła grypa". O tym, aby się o tym przekonać, należy odwiedzić jeden ze szpitali, gdzie przebywają osoby zakażone. Ta choroba naprawdę uszkadza płuca, także młodych osób. Ważne są przykłady pojedyńczych osób - właśnie ukazały się informacje o tym, że w ciężkim stanie jej córka znanej piosenkarki, która uczy się w Wielkiej Brytanii.
Córka Kasi Kowalskiej przez koronawirusa trafiła do szpitala w Anglii. Jej stan jest poważny. Niezbędna jest intubacja. Jej stan jest związany z pandemią koronawirusa.
Kasia Kowalska o dramatycznej historii opowiedziała w specjalnym nagraniu na Facebooku.
Witam serdecznie, dzisiaj dostałam telefon z Anglii, z jednego ze szpitali, w którym leży moja córka. Spytali się mnie, czy zgadzam się na jej intubację. Chciałabym tym filmikiem sprowokować was do myślenia, czy rzeczywiście musicie wychodzić z domu i czy naprawdę jest to konieczne.
Do nagłośnienia tej smutnej historii poprosił piosenkarkę znajomy lekarz.
Zainspirował mnie do nagrania tego filmiku jeden z lekarzy, z którym rozmawiałam. Powiedział, niech pani przemówi do rozumu młodym ludziom, bo oni nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje, więc.... Nie potrafię płakać, a dzisiaj wiele godzin wypłakałam, Kochani, jeśli nie musicie wychodzić, zostańcie w domu - mówiła zapłakana wokalistka.
czytaj dalej
Nowy koronawirus to być może chimera powstała z dwóch różnych wirusów pochodzących od nietoperzy i łuskowców - zastanawiają się naukowcy. To całkiem nowy wirus, który zdobył zdolność wnikania do komórek człowieka. Odpowiada za to mechanizm rekombinacji genetycznej, czyli wymiany materiału genetycznego.
Nowy koronawirus nadal kryje w sobie wiele tajemnic, mimo ogromnego wysiłku naukowców z całego świata, aby możliwie szybko rozpoznać, z jakim wrogiem mamy do czynienia. Na łamach The Conversation francuski biolog Alexandre Hassanin, wykładowca na Sorbonie, dzieli się jedną z hipotez na temat pochodzenia wirusa SARS-CoV-2.
Wiemy, że pierwsi chorzy na COVID-19 pojawili się w grudniu w chińskim mieście Wuhan i byli w większości sprzedawcami lub klientami na lokalnym targu żywności, który wydawał się źródłem koronawirusa. Jednak nie wszyscy zakażeni mieli kontakt z tym miejscem. U co trzeciego hospitalizowanego pacjenta nie znaleziono powiązań z targiem. W dodatku naukowcy po zsekwencjonowaniu genomu koronawirusa i jego analizie doszli do wniosku, że SARS-CoV-2 najprawdopodobniej zaatakował człowieka już w listopadzie 2019 roku.
Co odkryli genetycy, badając genom nowego koronawirusa?
Genom SARS-CoV-2 jest cząsteczką RNA (RNA to kwas rybonukleinowy, materiał genetyczny wirusa) i składa się z 30 000 zasad i 15 genów. Kluczowy dla nas gen S koduje białko S (białko szczytowe, od ang. spike), znajdujące się na powierzchni koronawirusa. Białko S bierze udział w procesie łączenia się wirusa z receptorami w komórkach gospodarza.
Nowy koronawirus należy do grupy betakoronawirusów, podobnie jak atakujący ludzi kilkanaście lat temu SARS. Epidemia objęła wówczas 29 krajów, gdzie zachorowało w sumie 8 098 osób. Choroba zabiła wówczas 774 osoby. Rezerwuarem tamtego wirusa SARS były nietoperze z rodzaju Rhinolophus, a pośrednim gospodarzem paguma chińska (łaskun chiński, łac. Paguma larvata) - gatunek drapieżnego ssaka z podrodziny łaskunów, popularnie zwany cywetą.
Badania genetyczne wskazują na to, że nietoperze, zwłaszcza z rodzaju Rhinolophus, stanowią rezerwuar wirusów SARS-CoV oraz SARS-CoV-2 - pisze Alexandre Hassanin. U nietoperzy wyizolowano wirusa, nazwanego RaTG13, którego genom jest w 96 procentach zgodny z genomem nowego koronawirusa.
Kolejne badania nieco zmieniły obraz. Okazało się, że istnieje zwierzę, u którego znaleziono wirusa jeszcze bardziej zbliżonego genetycznie do SARS-CoV-2. Wirus odkryty u łuskowca okazał się w 99 procentach zgodny z genomem nowego koronawirusa - jak donieśli naukowcy 7 lutego na łamach Nature. To odkrycie sugerowało, że łuskowiec jest jeszcze bardziej prawdopodobnym rezerwuarem koronawirusa niż nietoperze - czytamy w artykule.
Wkrótce jednak kolejne badanie genomu koronawirusa, wyizolowanego z malezyjskich łuskowców (pangolin jawajski, łac. Manis javanica) pokazało jedynie 90 procent zgodności. "Aktualnie atakujący nas wirus nie pochodzi jednak od łuskowców?" - zadaje pytanie Alexandre Hassanin. "Gdzie jest rezerwuar nowego koronawirusa?".
"Koronawirus znaleziony u łuskowców ma jednak pewien fragment niemal identyczny z nowym koronawirusem" - zauważa autor. Zgodność, wynosząca aż 99 procent, dotyczy kluczowego miejsca, a mianowicie białka S. To dzięki niemu koronawirus potrafi wiązać się z receptorem ACE2 w komórkach człowieka i wnikać wewnątrz. Natomiast wirus RaTG13 ma już tylko 77 procent podobieństw w tym kluczowym miejscu.
- Oznacza to, że koronawirus izolowany z łuskowców jest zdolny do wchodzenia do komórek ludzkich, podczas gdy koronawirus izolowany z nietoperzy nie jest - uważa naukowiec.
Porównania genomów sugerują, że wirus SARS-Cov-2 jest wynikiem rekombinacji dwóch różnych wirusów, jednego zbliżonego do RaTG13, a drugiego bliższego wirusowi izolowanemu z łuskowca. Innymi słowy, to chimera, czyli organizm zbudowany z komórek różniących się od siebie genetycznie.
Zdaniem badaczy, aby doszło do takiej rekombinacji, dwa różne wirusy musiały zakazić ten sam organizm jednocześnie. Tak powstał nowy rodzaj wirusa, mający zdolność do zakażania zupełnie innych gatunków.
Alexandre Hassanin na koniec stawia pytania, na które nauka nie zna jeszcze odpowiedzi. A mianowicie, gdzie doszło do rekombinacji genów, w czyim organizmie, czy u nietoperzy, czy też u łuskowców, a może jeszcze zupełnie gdzieś indziej? Oraz w jakich warunkach doszło to aktywacji mechanizmu rekombinacji genów i co temu sprzyjało?
Źródło: ScienceAlert.com, The Conversation, gazeta.pl
Jedno z najbardziej wstrząsających zdjęć pokazujących świat w czasach "apokalipsy z koronawirusem" , które stało się także symbolem włoskiej tragedii - w Bergamo ze względu na ogrom zgonów, 70 wojskowych ciężarówek wywoziło trumny do innych regionów na kremacje. Już 19 marca zgonów z powodów koronawirusa we Włoszech było więcej niż w całych Chinach. Trwa poszukiwanie powodu, dla którego tyle osób umiera w najbardziej obciążonym regionie Lombardii.„Corriere della Sera” przedstawia dwie hipotezy: „albo faktyczna liczba zakażonych koronawirusem jest drastycznie, być może dziesięciokrotnie, wyższa od tej potwierdzonej badaniami, albo koronawirus zmutował. Na koncentrację zakażeń w okolicach Bergamo wpłynął mecz Atalanta–Valencia rozegrany 19 lutego na San Siro, to była bomba biologiczna”. Nikt nie wie, kiedy tendencja wzrostowa zachorowań zostanie zatrzymana. Epidemiolog Pierluigi Lopalco w wywiadzie dla dziennika„Repubblica”powiedział tylko, że „prognozy dotyczące pandemii są jak prognozy pogody – wiary- godne jedynie na trzy dni do przodu”.
czytaj dalej
Wyjaśnia się powoli tajemnica taktyki Wielkiej Brytanii, która w pierwszej fazie (do momentu całkowitego paraliżu służby zdrowia, czego wyraźnie nie wzięli pod uwagę) zdecydowała się na taktykę, aby pozwolić zarażenia się wszystkim koronawirusem z uwzględnieniem śmierci jednostek najstarszych czy najsłabszych. Do brytyjskich mediów dostały się małe fragmenty symulacji nieuchronnego rozwoju pandemii, które zrobił jeden z najlepszych tego typu ośrodków na świecie w Oxfordzie. Zakładał on tzw. drugą falę zachorowań, która ma być znacznie potężniejsza niż pierwsza i nadejdzie w drugiej połowie 2020 roku. Wirus wtedy ma być bardziej dostosowany do ludzkiego DNA i przez to groźniejszy, gdyż już wiadomo, że ulega mutacji i ma cechę, którą naukowcy nazwali "przystosowaniem".
24 marca okazało się, że do identycznych wniosków doszedł kolejny zespół specjalizujący się w modelach badań operacyjnych przedstawiających rozwój pandemii, ale tym razem z Harvardu (USA).
Materiał dopiero co dostaliśmy, ale już teraz można postawić najważniejsze wnioski.
Modelowanie epidemii koronowirusa przez naukowców z Harvardu:
1) im większy powszechny dystans społeczny tym większa druga fala epidemii w drugiej połowie 2020,
2) restrykcje przesuwają drugą falę mniej więcej o czas ich trwania.
To fatalne rokowanie dla świata, niestety także dla polskiej gospodarki. Według tego modelu w Polsce czas restrykcji i pierwszej fali epidemii można szacować do czerwca (przesunięcie o miesiąc w stosunku do Stanów). Koszty wyboru taktyki pełnej blokady kraju zamiast skupienia się na izolacji i wsparciu 70+ będą wręcz trudne do oszacowania. Jeżeli te modele są prawdziwe, to taktyka przyjęta przez cały świat próby stłamszenia wirusa przez izolację pomoże pozornie tylko na chwilę, lecz nie zlikwiduje wirusa, który jest ze swojej natury o wiele bardziej groźny, niż początkowo zakładano. Powróci i uderzy ponownie ze zdwojoną siłą.
źródło:
https://dash.harvard.edu/handle/1/42638988
/dziękujemy naszym czytelnikom z USA za materiał i tłumaczenie/
czytaj dalej
Intrygująca seria, wyprodukowana przez laureata Oscara i Złotego Globu Roberta Zemeckisa, powróciła na antenę kanału Epic Drama.
W drugim sezonie serialu “Projekt Błękitna Księga” przyjrzymy się początkom fenomenu, pokazując prawdziwe przypadki, które wywołały fascynację Ameryki tym tematem. Każdy odcinek będzie oparty na autentycznych zapisach
z archiwów sił powietrznych Stanów Zjednoczonych, które w latach 1952–1969 prowadziły ściśle tajne badania niezidentyfikowanych obiektów latających i powiązanych z nimi zjawisk. Seria przedstawia m.in. takie przypadki jak incydent w Roswell czy tajemnice Strefy 51, łącząc konspiracyjne teorie z autentycznymi wydarzeniami historycznymi.
W rolach głównych zobaczymy Aidana Gillena (Gra o tron, Peaky Blinders) oraz Michaela Malarkeya (Pamiętniki wampirów). Obsadę uzupełniają Neal McDonough (Yellowstone, Altered Carbon) jako generał James Harding; Michael Harney (Orange Is The New Black) jako generał Hugh Valentine oraz Laura Mennell (Watchmen, Człowiek z Wysokiego Zamku) jako Mimi Hynek i Ksenia Solo (Czarny łabędź, Zagubiona tożsamość) jako Susie Miller.
“Projekt Błękitna Księga” to opowieść inspirowana osobistymi doświadczeniami genialnego profesora college'u J. Allena Hyneka (w tej roli Aidan Gillen), zatrudnionego przez siły powietrzne USA do kierowania tajną operacją, w której przebadano tysiące nieprawdopodobnych zdarzeń, z których większość pozostaje nierozwiązana do dziś. Doktor Hynek i kapitan Michael Quinn (Michael Malarkey) w poszukiwaniu prawdy podejmują niebezpieczną grę, zagłębiając sie w tematykę tajemnicy i globalnego spisku. Nostalgiczny kontekst lat 50-tych stanowi tło wydarzeń, które trwale wpłynęły na amerykańską praktykę wojskową i technologię militarną.
***
Projekt Błękitna Księga
Premiera drugiego sezonu: w każdy czwartek, godz. 21:30 tylko na kanale Epic Drama
Rok: 2019
Sezon 2: 10 x 60 min
Gatunek: kryminalny i thriller
Twórcy: David O'Leary
Obsada: Aidan Gillen, Michael Malarkey, Laura Mennell, Ksenia Solo, Neal McDonough, Michael Harney
czytaj dalej
Prawdziwe dane o liczbie zmarłych na COVID19 w Chinach podają nie rząd, lecz operatorzy sieci komórkowych. W styczniu i lutym nagle utracono 14,5 mln. abonentów.
Oficjalnie Chiny mają wręcz "modelowe" opanowanie epidemii, co wzbudza ogromną nieufność na całym świecie patrząc choćby na to, co dzieje się we Włoszech. Zarażonych w Chinach ma być ponad 81 tysięcy osób, a zmarłych w wyniku zakażenia nieco ponad 3200 osób. Chińczycy w mediach społecznościowych od dawna kwestionowali te liczby sugerując, że jest to efekt zakłamanej propagandy partii komunistycznej, która naprawdę zataiła wymiar tragedii, która dotknęła Wuhan. Ich posty o "dziesiątkach tysięcy ofiar" były natychmiast likwidowane przez służby specjalne Chin.
Tymczasem ciekawa informacja została podana przez osoby monitorujące rynek telefonii komórkowej. Okazuje się, że W styczniu i lutym nagle z sieci dosłownie "znikło" 14,5 mln. abonentów.
[...]
Stały czytelnik wita szanowną FN
A może to Rosja niechcąca stoi za tym wirusem
oto link do artykułu z września ub. roku który dotyczy wybuchu laboratorium z wirusami na Syberii.
https://polskatimes.pl/rosja-eksplozja-w-laboratorium-wektor-w-kolcowie-na-syberii-wybuch-mogl-uwolnic-smiercionosne-wirusy/ar/c1-14431481
Pozdr.
Marek
From: [...]
Sent: Tuesday, March 17, 2020 11:51 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Najnowsze dane o covid19 od Billego Meiera
Najnowsze dane o covid19 od Billego Meiera I FIGU
POD LINKIEM pozdrawiam:)
https://covid19.8b.io/
/poniżej tłumaczenie translatorem google/
Wiadomości na temat wirusa koronowego i tego, co należy rozsądnie obserwować. Według Plejadanina o imieniu Ptaah.
Ptaah: Zaraza pojawiła się po raz pierwszy we wrześniu 2005 r. W chińskiej prowincji Guangdong na południu Chin SARS, który do tej pory nie był znany. Jednak czynnik sprawczy zarazy nie wykazał żadnych pasożytów, które mogą się namnażać w komórkach gospodarza, takich jak Mycoplasma lub. małe bakterie klasy
Mollicute, które żyją tlenowo do fakultatywnie beztlenowo, jak żadne małe Chlamydiaceae odpowiednio Bakterie Gram-ujemne, co oznacza, że nie ma infekcji bakteryjnej, ale infekcja wirusowa
był obecny. Nie było więc tak patogenów, że atypowe zapalenie płuc odpowiada.
Powoduje zapalenie płuc, ale wirus. W związku z tym antybiotyki nie występowały u chorych skuteczne, powodujące wiele zgonów w ciągu 2 lat, oficjalnie z nieco więcej niż Podano 1000, ale prawda była znacznie większa. Nieznany wirus był następnie zdefiniowany jako koronawirus z rodzaju Coronaviridae, który w tajnym laboratorium badawczym od patogenu ssaka latającego odpowiednio. podkowa (Rhinolophidae) zmutowane, chociaż twierdzi się, że pochodzenie patogenu nie jest znane, ale może mogły zostać przesłane przez nietoperze. Wirus ten został następnie powiązany z SARS Wirus koronowy o nazwie SARS-CoV, jednak krótko po prostu SARS odpowiednio.
‹Ciężkie ostre zespół oddechowy ›. W rzeczywistości nie była to prosta choroba, ale epidemia potem pandemia SARS. Patogen był przenoszony głównie przez bezpośrednie lub pośrednie zakażenie kropelkami, mianowicie przez oddech kropelkowy.
1. Po pierwsze: podczas mówienia oddech staje się bardzo delikatnym oddechem kropelek wydalony. Jednak w tym procesie powietrze, którym oddychamy, jest dostępne tylko w chłodne dni
ale widoczny w ciepłe dni ma tę właściwość, że ten oddech z kropelkami oddechu zwykle rozszerza się na około pół metra na zimno w konsekwencji wdychane przez partnerów mówiących blisko osoby mówiącej, co prowadzi do infekcji kropelkami oddechowymi.
2. Po drugie: W chłodne dni wydychany z ust oddech skrapla się i tak się staje Oddech-oddech jest widoczny i wygląda jak małe mgły z ust.
3. Po trzecie: Kondensujący oddech-kropelkowy oddech występuje nie tylko u ludzi, ale także u zwierząt i niektórych zwierząt.
4. Po czwarte: w procesie oddechu kropelkowego, który, jak wyjaśniono, tylko w chłodne dni, nie widać go w ciepłe dni, należy jednak zauważyć, że to również wyrzucany z ust podczas mówienia w czasie ciepłym i w wyniku powiązane osoby są wdychane.
5. Po piąte: oddech kropelkowy oddechu istot ludzkich, o których wspomina się ponownie jest zawsze widoczne, gdy ciepłe, wilgotne powietrze jest emitowane z Usta stykają się z zimnym i wilgotnym powietrzem zewnętrznym. Powód tego jest oparty na jednym
fizyczna własność powietrza, ponieważ jest to tylko pewna ilość
Może pochłaniać parę wodną i uwidaczniać ją. Ciepłe powietrze również bierze Woda i więcej niż zimne powietrze, które wydala się z ust Ciepłe powietrze w cieple, w przeciwieństwie do zimna, rozprzestrzenia się dalej i niewidocznie, do około jednego (1) metra, co jest z grubsza najbardziej zewnętrzną granicą wydechu
odpowiada.
6. Po szóste: oddech człowieka w postaci kropelek ma również wagę, i przy zerowych stopniach waga zależy od osoby i na metr sześcienny około 4,5 - 4,8 gramów, co daje około 30 gramów w 30 stopniach. Oddech kropelkowy Jednak powietrze również nasyca się, w związku z czym ma pod tym względem ograniczoną wilgotność
może nagrywać.
7. Po siódme: jeśli oddech-kropla-oddech utrzymuje chłodzenie, wówczas zmienia się para wodna oddechowa, tak że powstają małe kropelki wody oddechowej następnie unosić się w powietrzu i rozpostrzeć.
8. Po ósme: oddech, który staje się widoczny przez zimno, to oddech kropelkowy z jednej strony w zależności od temperatury otoczenia, ale z drugiej strony również od wilgotności powietrza.
2. miejsce: Oddech kropelkowy może być widoczny tylko w niższej temperaturze są produkowane i stają się widoczne, i tylko wtedy, gdy są wyrzutkami Cząsteczki skondensowanej pary wodnej kondensują tak szybko, że natychmiast maleńka mgła krystalizuje się.
9. Po dziewiąte: Kontakt z infekcją może być również zainfekowany przez kaszel i kichanie Występują ludzie, psy i koty, ponieważ zwierzęta domowe również niosą wirusa koronowego
może być. Pośredni sposób poprzez infekcję kontaktową lub rozmaz infekcji za pomocą Wirusy na przedmiotach, powierzchniach ciała lub żywności, które mogą być zakaźne Krople wydechowe spadły, co prowadzi do zanieczyszczenia, jeśli one następnie przez błony śluzowe, np. do ust, nosa lub oczu, dostać się do ciała.
czytaj dalej
"To najgorszy miesiąc w tym najbardziej okrutnym czasie" - tak włoskie media opisują sytuację w Bergamo na północy Włoch, gdzie liczba zakażonych koronawirusem oraz osób zmarłych z tego powodu cały czas rośnie. Wojskowe ciężarówki zaczęły wywozić trumny z ciałami zmarłych, bo lokalne krematoria nie nadążają z pracami.
"To najgorszy miesiąc w tym najbardziej okrutnym czasie" - tak o sytuacji w Bergamo pisze m.in. "Corriere della Sera".W środę 15 wojskowych ciężarówek, jadąc w eskorcie policji, pomogły przetransportować 60 trumien z ciałami zmarłych z powodu koronawirusa. Bergamo, które znajduje się na północny wschód od Mediolanu, jest jednym z obszarów najbardziej dotkniętych wirusem we Włoszech. Miejskie krematorium od kilku dni działa przez całą dobę, zajmując się kremacją około 25 ciał - jest to dwukrotnie wyższy wynik niż przed epidemią.
Dramatyczna sytuacja w Bergamo. "Wszyscy, którzy mówią, że to tylko grypa, niech spojrzą na nagrania"
Problemem jest także to, że w kostnicy w Bergamo od kilku dni brakuje miejsca, by pomieścić kolejne trumny. Domy pogrzebowe muszą nawet tworzyć listy oczekujących na pochówki. W ostatnich tygodniach w mieście tym zmarło aż 500 osób zakażonych koronawirusem, a skalę tę pokazuje m.in. włoski dziennikarz David Carretta, który pokazał stronę z nekrologami w lokalnej gazecie. Wcześniej nekrologi zajmowały 1,5-2 strony, a w miniony piątek było to już 11 stron. Z powodu rosnącej liczby zgonów oraz braku miejsc w krematoriach i kostnicach, o pomoc sąsiednich miast zaapelował burmistrz Bergamo Giorgio Gori. Na jego apel odpowiedziało 12 miejscowości z północnych Włoch, w tym m.in. Parma i Modena, do których przewiezione zostały trumny ze zmarłymi z Bergamo.
Poniżej przejmujący film pokazujący kolumny w gazetach z informacjami o osobach zmarłych.
W czwartek 19 marca szef Obrony Cywilnej Angelo Borelli poinformował, że liczba ofiar koronawirusa wzrosła we Włoszech do 3 405 osób. Oznacza to, że liczba osób, które zmarły w wyniku COVID-19 w tym kraju jest wyższa niż w Chinach. Liczba zakażonych we Włoszech wyniosła w piątek 20 marca już 41 035 osób. Za wyleczonych z infekcji uznaje się 4 440 pacjentów.
czytaj dalej
Amerykański aktor i muzyk Jared Leto "przegapił" pandemię koronawirusa, bo przez ostatnie dwa tygodnie oddawał się medytacji w zamkniętym ośrodku na pustkowiu. "Wróciliśmy wczoraj do zupełnie innego świata" - skomentował po wyjściu z odosobnienia. Obecność wirusa potwierdzono już w ponad 130 krajach. Dotychczas zaraziło się nim ponad 187 tys. osób, z czego ponad 7,5 tys, zmarło.
Jak się jednak okazuje, są tacy, którzy nie wiedzieli o rozprzestrzenianiu się wirusa. Jedną z takich osób jest laureat Oscara, wokalista i gitarzysta zespołu 30 Seconds to Mars - Jared Leto.
"To nie do pojęcia"
Artysta poinformował w mediach społecznościowych, że ostatnie dni spędził w ośrodku medytacji, gdzie nie miał dostępu do żadnych informacji ze świata zewnętrznego.
"12 dni temu zacząłem milczącą medytację na pustkowiu. Byliśmy totalnie odcięci od świata. Bez telefonów, bez komunikacji itp. Nie mieliśmy pojęcia, co dzieje się poza ośrodkiem" - napisał Jared Leto w mediach społecznościowych.
Po wyjściu z ośrodka artysta był zaskoczony tym, jak zmienił się świat w ciągu ostatnich kilkunastu dni.
"Wróciliśmy wczoraj do zupełnie innego świata. Takiego, który zmienił się na zawsze. To nie do pojęcia. Dostaję wiadomości od rodziny i przyjaciół z całego świata i dowiaduję się, co się dzieje" - przekazał.
W dalszej części wpisu Leto zwrócił się do swoich fanów. "Mam nadzieję, że z wami i waszymi bliskimi wszystko ok. Przesyłam wszystkim pozytywną energię. Zostańcie w domach, bądźcie bezpieczni" - dodał.
To nie jedyny taki przypadek w ostatnich dniach. Żyjący w izolacji uczestnicy niemieckiej edycji Big Brothera, dopiero we wtorek dowiedzieli się o panującej pandemii koronawirusa.
Zapalenie płuc zwane COVID-19, pojawiło się w Chinach pod koniec 2019. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła w związku z sytuacją 11 marca stan pandemii. W Polsce od soboty obowiązuje stan epidemiczny. Wprowadzono wiele restrykcji związanych z funkcjonowaniem instytucji, placówek, przekraczaniem granic.
Choroba wywołana przez wirus SARS-CoV-2 objawia się najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni i zmęczeniem. W wielu przypadkach choroba kończy się śmiercią, ale u osób młodszych może przebiegać bezobjawowo lub łagodnie. Szczególnie niebezpieczna bywa dla osób starszych, osłabionych i cierpiących na inne przewlekłe choroby.
Według ostatnich danych w Stanach Zjednoczonych koronawirus zaatakował ponad 5 tys. osób; zmarło co najmniej 100.
Największe ogniska zakażeń w USA znajdują się w stanach Waszyngton i Nowy Jork oraz w Kalifornii.
czytaj dalej
Brytyjczycy nie zamierzają walczyć z koronawirusem, gdyż uznali, że to nic nie da. Zarazić się nim mają wszyscy, a koronawirus będzie towarzyszył ludzkości już zawsze. Wyciekł do mediów brytyjski raport dot. koronawirusa: Epidemia nawet do 2021 r. Zakazić może się 80 proc. Brytyjczyków
"The Guardian" opisuje treść dokumentu rządowej agencji, z którego wynika, że koronawirusem - w pesymistycznym wariancie - zakazi się 80 proc. mieszkańców Wielkiej Brytanii, z czego nawet 15 proc. (ok. 7,9 mln osób) będzie wymagało hospitalizacji. Raport wskazuje też, że epidemia szybko się nie skończy, może potrwać do wiosny 2021 r.
Chodzi o raport opracowany w Public Health England, rządowej agencji podległej brytyjskiemu departamentowi zdrowia. Jak opisuje "The Guardian", z dokumentu wynika, że epidemia koronawirusa w Wielkiej Brytanii może potrwać do przyszłej wiosny. Na COVID-19, w najgorszym scenariuszu, zachoruje 80 proc. populacji, z czego 15 proc., czyli blisko 8 mln osób, będzie wymagało hospitalizacji. Dokument trafił do dyrekcji szpitali w Wielkiej Brytanii.
Koronawirus w Wielkiej Brytanii. Wyciekł pesymistyczny raport
Według Paula Huntera, profesora medycyny z Uniwersytetu Wschodniej Anglii, którego cytuje "Guardian", rok jest prawdopodobnym wariantem. Specjalista podkreślił jednak, że rok trwania epidemii koronawirusa może być błędnie rozumiany. - Myślę, że obniży się latem, pod koniec czerwca, i wróci w listopadzie, tak jak zwykła grypa sezonowa. Uważam, że będzie to trwało wiecznie, ale wraz z upływem czasu będzie mniej dotkliwe, w miarę zbudowania odporności - stwierdził ekspert.
W raporcie napisano, że epidemia w ogromnym stopniu obciąży brytyjską ochronę zdrowia i służby. Ponadto szacunki mówią, że aż 500 tys. z 5 mln osób pracujących w "kluczowych usługach i istotnej infrastrukturze" może zachorować. Ponadto z danych wynika, że przebadanie wszystkich osób z objawami może być niemożliwe, bo laboratoria nie podołają takiej liczbie.
W dokumencie pojawia się informacja, że od teraz jedynie poważnie chore osoby, które są już w szpitalach, a także osoby przebywające w więzieniach i domach opieki, w których wykryto koronawirusa, powinny być poddawane testom. Przy założeniu, że zakażeniu ulegnie 80 proc. obywateli, a śmiertelność wyniesie 1 proc., to przez koronawirusa może umrzeć 531 tys. osób.
Brytyjski rząd wybrał całkowicie odmienną strategię walki z epidemią koronawirusa, niż reszta państw europejskich. Podczas, gdy te zamykają szkoły, odwołują imprezy masowe, a niektóre nawet zamykają granice, w Wielkiej Brytanii niemal wszystko działa normalnie.
Przejście do drugiej fazy – spowalniania – sprowadza się na razie głównie do zalecenia, by osoby, które mają gorączkę lub powtarzający się kaszel, pozostały w domach przez co najmniej siedem dni, szkoły odwołały wyjazdy zagraniczne, a osoby starsze zrezygnowały z wycieczek, zwłaszcza na wielkich statkach jak Diamond Princess, który do niedawna był jednym z głównych ognisk choroby.
Gabinet Borisa Johnsona na każdym kroku podkreśla, że przy podejmowanych decyzjach kieruje się nauką. Przy chorobie, której skutki nie są jeszcze znane, nie ma jednak też jednoznacznej opinii naukowców, co jest właściwą drogą postępowania i jest wiele głosów mówiących, że strategia rządu jest co najmniej ryzykowna. Albo że rząd bardziej przejmuje się stanem gospodarki niż stanem zdrowia ludzi.
Dowody są jasne. Potrzebujemy pilnego wdrożenia polityki społecznego zdystansowania i zamykania. Rząd gra w ruletkę z opinią publiczną. To poważny błąd – uważa Richard Horton, redaktor naczelny brytyjskiego magazynu medycznego „Lancet”. Mieliśmy samozadowolenie, akademicki stosunek do wybuchu epidemii. Nasi ministrowie zachowują się jak XIX-wieczni kolonialiści, grający pięciodniowy mecz krykieta – powiedział z kolei John Ashton, były regionalny szef służby zdrowia w północno-zachodniej Anglii.
Ale rząd ma też swoich naukowców, którzy – zwłaszcza ci zajmujący się psychologią behawioralną – mówią coś zupełnie przeciwnego. Próbujemy, w sposób niespotykany dotychczas, wykorzystać wszystkie narzędzia: medyczne i matematyczne, ale również behawioralne - powiedział w jednym z wywiadów David Halpern, szef rządowego zespołu Behavioral Insights Team i członek komitetu zarządzającego reakcją na epidemię. Modele w dużej mierze polegają na tym, co ludzie będą robić. Czy ludzie będą stosować się do instrukcji, i w jakim stopniu? Jeśli dzieci nie pójdą do szkoły, co się stanie? – dodaje.
Wyjaśnia, że ubocznym skutkiem tego będzie to, że dzieci więcej czasu spędzać będą z dziadkami, czyli osobami, które jako grupę najbardziej narażoną, rząd właśnie chce ochronić. Podobnie jest z wydarzeniami sportowymi – zamknięcie stadionów oznacza, że więcej ludzi będzie się gromadzić w pubach czy innych zamkniętych pomieszczeniach, gdzie ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa jest wyższe niż na wolnym powietrzu.
Włoscy lekarze z Lombardii uważają podejście Brytyjczyków za wielki błąd.
- Oni myślą, że to kolejna grypa, na którą się uodpornią i tyle. Tymczasem ten wirus to zabójca, o jakim im się nie nawet nie śniło. Błyskawicznie zablokują im się szpitale ze względu na liczbę osób wymagających do przeżycia respiratora. Już tylko ten drobny fakt spowoduje lawinę wydarzeń, którą my już obserwowaliśmy we Włoszech i wiemy, co ona oznacza. Ludzie ponownie zarażają się koronawirusem, nie dostrzegliśmy żadnej zwiększonej odporności, a wręcz przeciwnie. Współczujemy tym nacjom europejskim, których rodacy pracują na Wyspach Brytyjskich, bo to oznacza, że ich walka z chorobą nie przebiegnie tak jak w Chinach, ale jest skazana na porażkę - mówił jeden z lekarzy w wywiadzie dla BBC.
Tymczasem bardzo znani włoscy lekarze przez koronawirusa zaczęli umierać.
W wyniku zakażenia koronawirusem w szpitalu we włoskim Como zmarł Roberto Stella, szef stowarzyszenia lekarzy prowincji Varese – podały włoskie media. "Jego śmierć reprezentuje krzyk wszystkich naszych kolegów, którzy nadal nie są wyposażeni w odpowiedni sprzęt, by chronić samych siebie" – napisano w piątkowym oświadczeniu włoskiej federacji lekarzy.
67-letni Stella, lekarz rodzinny z miasta Busto Arsizio, w najbardziej dotkniętym koronawirusem regionie Włoch, Lombardii, trafił do szpitala, po tym gdy zakaził się wirusem od jednego z pacjentów.
Taktyka obrana przez Brytyjczyków wobec koronawirusa oznacza dość ważne wnioski dla Polski. Skoro na Wyspach Brytyjskich pracuje 2 miliony naszych obywateli to oznacza, że będziemy mieli stały i potężny napływ zarażonych do naszego kraju wynikający z tego, że ludzie muszą odwiedzać rodziny. W tej sytuacji wszelkie próby powstrzymania ekspansji wirusa w Polsce mogą okazać się ekstremalnie trudne, o ile w ogóle możliwe.
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,173952,25792272,80-proc-populacji.html#s=BoxMMt2
I jeszcze poruszający obrazek z Włoch.
Koronawirus. Przybywa nekrologów. Bergamo to "miasto duchów"
Gazeta z Bergamo opublikowała 10 stron nekrologów. - To jest miasto duchów - mówi grający w miejscowym klubie Atalanta piłkarz Robin Gosens.
To jest obrazek bardziej dosadny niż jakiekolwiek słowa. Lokalna gazeta "L'eco di Bergamo" w wydaniu z 9 lutego umieściła 1,5 strony poświęconej nekrologom. W numerze z 13 marca nekrologi zajmują już 10 stron. Wideo przedstawiające porównanie obu numerów rozchodzi się po sieci w zawrotnym tempie. Bergamo w okręgu Lombardia na północy Włoch jest jednym z miast najbardziej dotkniętych pandemią koronawirusa.
W piłkę, w klubie Atalanta gra tam niemiecki piłkarz Robin Gosens. - To drastyczne, ale prawdziwe. Żyjemy w mieście duchów - mówi teraz dla ZDF. - Możemy wychodzić z domu, tylko wtedy gdy jest to konieczne. A jeśli już zdarzy nam się wyjść, to tylko w maskach i ochronnych rękawiczkach - dodaje.
I mówi, że jeszcze 10 dni temu wszystko wyglądało normalnie. Można było wyjść do restauracji, gdziekolwiek się chciało. - I teoretycznie, można było się zarazić.
czytaj dalej
Koronawirus. Zagrożone nawet 50 mln miejsc pracy. I to tylko w światowej turystyce. Linie lotnicze i branża turystyczna przeżywają przez koronawirusa najgorsze chwile w swojej najnowszej historii. Gorsze od czasów ostatniego kryzysu finansowego i po zamachach z 11 września 2001 roku. Turystyka odpowiada za 10 proc. globalnego PKB, mniej więcej też w tym sektorze pracuje co dziesiąty zatrudniony.
W tym świetle najnowsze oświadczenie Światowej Rady Podróży i Turystyki brzmi groźnie. Organizacja twierdzi, że przez epidemię koronawirusa w całym sektorze turystycznym zagrożonych jest nawet 50 mln etatów. Strata, według jej szacunków, trzymiesięcznych wpływów sektora spowoduje likwidację w nim od 12 do 14 proc. etatów.
Koronawirus a linie lotnicze – najgorzej od 42 lat
Pojawiają się pierwsze szacunki strat w światowym lotnictwie cywilnym spowodowane przez koronawirusa. Jefferies Financial Group szacuje teraz, że rynek przewozów lotniczych skurczy się w tym roku o niemal 9 proc. i będzie to największy spadek od 42 lat – nie ma wcześniejszych precyzyjnych danych. Tym samym spadek ruchu lotniczego w tym roku może być większy, niż po jego zawieszeniu po atakach na World Trade Center w 2001 r. i większy niż w czasach najgłębszej recesji ostatniego kryzysu finansowego w 2008 roku.
Są też pierwsze twarde dane od przewoźników informujące o skali załamania, które ich właśnie dotknęło. Lufthansa np. odwołała mniej więcej połowę swoich lotów, Air France anulował 3600 lotów zaplanowanych na marzec, kasując tym samym europejską sieć swoich połączeń o jedną czwartą. Również o 25 proc. zmniejszy się liczba zagranicznych lotów australijskich linii Quantas.
Niezwykle trudne chwile przeżywają chińskie linie lotnicze. Tylko na trasach wewnątrzkrajowych straciły od początku roku prawie 10,5 mln biletów, a rezerwacje na kwiecień są mniej więcej o 80 proc. mniejsze niż przed rokiem.
Koronawirus. Odbudowa ruchu potrwa dekadami
Powrót do wcześniejszego poziomu biznesu będzie dla nich niezwykle trudny i powolny. Z początkiem marca chińskie władze zezwoliły przewoźnikom lotniczym na wznowienie części zawieszonych wcześniej przez koronawirusa połączeń. By ktokolwiek chciał lecieć, linie stosują gigantyczne upusty cenowe. Bilet na lot z Szanghaju do Chendgu trwający 3,5 godziny sprzedawany był ostatnio za 90 juanów plus 50 juanów opłat i podatków – to mniej więcej jedna dziesiąta ceny z września.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Powietrznego szacuje, że przychody linii lotniczych w tym roku spadną od 11 proc. do 19 proc. w porównaniu do ubiegłego roku. Tym samym nie trafi do nich od 63 mld dol. do 113 mld dol. To ogromne straty. Będą zwolnienia, będą bankructwa. I to nawet jeżeli rządy będą próbowały pomóc przewoźnikom – wszystkim może się nie udać.
Tekst pochodzi z bloga PortalTechnologiczny.pl.
czytaj dalej
Zabrakło i solidarności, i koordynacji. Smutna lekcja, której nie zapomnimy. Kiedy minie zaraza, nic nie będzie tak jak wcześniej. Unia musi się dogłębnie zreformować - pisze Gianluca Di Feo, wicenaczelny dziennika "La Repubblica".
Maski, gumowe rękawiczki i plastikowe okulary. To są pierwsze rzeczy, o które Włochy poprosiły Europę – o pomoc potrzebną do wzniesienia najprostszej bariery przeciw koronawirusowi. Nie dostały odpowiedzi. A Francja i Niemcy wręcz zabroniły eksportu.
Jasne, Bruksela pozwoliła rządowi włoskiemu na naruszenie limitów długu publicznego, aby podtrzymać gospodarkę zdewastowaną przez epidemię. Jasne, Ursula von der Leyen powiedziała: „Wszyscy jesteśmy Włochami”. A jednak...
Koronawirus jak zwykła grypa? Niestety nie
Może znajdzie się jeszcze ktoś, kto uważa, że COVID-19 to „zaledwie mocniejsza wersja grypy”. Nie, to jest zabójca. Rozprzestrzenia się szybko, niszczy płuca. Najpierw ludzi starszych. Liczba ofiar rośnie. Całe pokolenie może zostać zmiecione, a podstawa gospodarki podkopana.
Podjęliśmy środki zaradcze bez precedensu w najnowszej historii Zachodu. Wszyscy Włosi muszą zostać w domu, pozamykano sklepy i restauracje. Życie zostało wywrócone do góry nogami.
Widzieliście obrazy wyludnionego Mediolanu, pustych ulic Rzymu. Mniej wiecie o walce, którą prowadzą szpitale na północy Włoch przytłoczone liczbą chorych.
Połowa zakażonych musi być leczona w szpitalach, jeden na dziesięciu musi być na intensywnej terapii, podłączony do respiratora. Opór można kontynuować, tylko tworząc nowe oddziały dla zakażonych, rzucając tam nowy personel i sprzęt. To walka z czasem: szukanie setek nowych miejsc dla pacjentów, zanim epidemia zbierze większe żniwo. Szczęściem w tej tragedii jest to, że wirus zaatakował Lombardię, która ma najlepszy system opieki zdrowotnej w kraju. Ale pozostaliśmy sami, z Unii nie przybył choćby jeden lekarz, choćby jedna maska, żaden szpital polowy.
Unia nawala w tym kryzysie
Dlaczego Europa ze swoim aparatem administracyjnym i technicznym nie zrobiła nic, by zapobiec epidemii, by koordynować walkę? Każdy kraj działa na własną rękę, a skutek jest taki, że to, co się dzieje we Włoszech, niebawem może się wydarzyć we Francji czy w Niemczech. Chcieliśmy wspólnych rozwiązań – tych zabrakło.
Dlaczego Europa natychmiast nie wdrożyła w życie planu produkcji podstawowych rzeczy, takich jak maski i rękawiczki, oraz urządzeń, które w Chinach okazały się skuteczną bronią? Teraz wszyscy poszukują respiratorów i odzieży ochronnej, mimo że potencjał przemysłowy Unii mógł w miesiąc wyprodukować niezbędne zapasy. Dla Włochów, dla wszystkich. Nic z tego.
Pomoc gospodarcza będzie niezbędna jutro, dzisiaj walczymy o powstrzymanie upadku naszego społeczeństwa. Teraz lekarstwa są ważniejsze niż biznes. I wiemy, że bez szpitali, które są w stanie przyjmować chorych, panika zwiększy chaos, rujnując rynki.
W tej sytuacji Unia okazuje się odległa od problemów obywateli – unika podjęcia interwencji. Zabrakło i solidarności, i koordynacji. Smutna lekcja, której nie zapomnimy. Kiedy minie zaraza, nic nie będzie tak jak wcześniej. Unia musi się dogłębnie zreformować, począwszy od pochylenia się nad potrzebami ludzi. W przeciwnym razie nic nie zdoła jej obronić przed ksenofobicznym populizmem, który z wirusa czyni potężną broń polityczną, by zadać ostateczny cios.
tłum. Bartosz Hlebowicz
Tekst ukazuje się jednocześnie w siedmiu dziennikach europejskich należących razem z „Wyborczą” do sojuszu LENA
Przecież "zwykła grypa zabija więcej osób"... po co gadać o zwykłej, sezonowej chorobie i robić z igły widły?!!! Ten wirus to śmiech na sali... Ani nie spowoduje żadnego kryzysu gospodarczego, ani nie jest groźny dla ludzi bardziej, niż lekkie pokasływanie dziecka po jesiennych chłodach... po co o nim pisać znowu? Zwykła grypka i nic więcej... Nie macie lepszych tematów?! Po co straszyć ludzi? Lepiej nie pisać o tym wcale albo mało... nie róbcie paniki z niczego! - w komentarzach pod tekstami wszystkich polskich portali ukazywały się tysiące tego typu komentarzy przeróżnej maści specjalistów od grypy, która "jest bardziej groźna niż ta medialna wydmuszka z Wuhan". One w znacznej mierze znikły w ostatnich 48 godzinach, kiedy najważniejszy indeks Warszawskiej GPW spadł najbardziej w swojej historii. Pamiętacie kryzys bankowy z 2008 roku i potężny kryzys na świecie? Wszystko wskazuje na to, że tamten czas był prawie żartem wobec tego, co w tej chwili staje się na świecie.
Polecamy także najnowszy wpis w Dzienniku Pokładowym okrętu Nautilus, który został dodany 13 marca 2020.
czytaj dalej
Włochy to kraj, w którym sytuacja związana z rozprzestrzenianiem się koronawirusa jest najgorsza w Europie. Dotychczasowy bilans epidemii to ponad 8,5 tysiąca potwierdzonych zachorowań i ponad 630 zgonów. Tylko w ciągu ostatniej doby, jak podał we wtorek szef włoskiej Obrony Cywilnej Angelo Borrelli, zanotowano 169 śmiertelnych ofiar. W całym kraju weszły w życie restrykcyjne przepisy, zakładające m.in. ograniczenie możliwości poruszania się po terytorium państwa. O zamknięciu granicy z Włochami poinformował też premier Słowenii Marjan Szarec.
Nasi znajomi z Hong Kongu uprzedzali, że we Włoszech jest potężnna wspólnota z chińskiego Wuhan.
- Włosi tę piekielną chorobę bagatelizują i zobaczycie, że ona wywróci ten kraj do góry nogami - mówili nam przez skype.
Opinię tę wydają się potwierdzać ostatnie wydarzenia. Dr Piotr Podemski - amerykanista i italianista z UW - powiedział w TOK FM, że nastroje we Włoszech rzeczywiście są dość napięte, a dynamika wydarzeń "bardzo zastanawiająca". - Dekrety rządu spadają jeden za drugim, jak deszcz. I coraz bardziej zaostrzają ten reżim, któremu mają się Włosi poddać. A i tak słychać w mediach głosy, że premier [Giuseppe Conte - red.] tylko ustępuje przed presją otoczenia, swoich doradców medycznych, a także poszczególnych regionów żądających jeszcze ostrzejszych przepisów - opowiadał w audycji Połączenie.
Jak mówił dalej, region Lombardii, w którym w lutym zaczęła się cała epidemia, apeluje do rządu, aby zamknąć sklepy (za wyjątkiem spożywczych oraz aptek) i zablokować transport publiczny. - Żeby naprawdę, mówiąc literalnie, wszyscy siedzieli w domu. To już naprawdę nie są przelewki. Zwłaszcza, że tego żądają nie biurokraci z Rzymu, tylko lokalne władze Mediolanu i regionu Lombardia - wskazywał dr Podemski.
Koronawirus we Włoszech. Pasmo porażek
Ekspert podkreślał też, że od samego początku we Włoszech popełniono długą listę błędów, które przyczyniły się do szybkiego rozprzestrzeniania się choroby. Przypomnijmy, pierwszy przypadek zarażenia Covid-19 w tym kraju oficjalnie potwierdzono 20 lutego w miasteczku Codogno w Lombardii. - Ale jak się okazuje, zanim jeszcze gruchnęła wieść o koronawirusie, lekarze z Codogno zastanawiali się, że na tym właśnie obszarze wystąpił zagadkowy przyrost liczby przypadków dziwnego, uporczywego zapalenia płuc, którego specjalnie nie dało się niczym dobrym leczyć - wspominał Podemski. Chorych pacjentów przybywało, niektórzy umierali, ale były to w większości osoby starsze, więc - jak mówił - tłumaczono to wiekiem i współwystępowaniem także innych chorób.
Osób zarażonych specjalnie wówczas nie izolowano, więc rozjechały się po całym terenie północnych Włoch. Z czasem, kiedy sytuacja zaczęła być coraz bardziej poważna, w kraju zaczęto wprowadzać strefy zamknięte lub z ograniczonym dostępem (pisaliśmy o tym m.in. tu). Ograniczenia jednak nie pomagały, a koronawirus dalej zbierał swoje żniwo.
Miasto zamknięte. Teoretycznie
Przed kilkoma dniami włoskie władze podjęły decyzję o całkowitym zamknięciu północy kraju - całej Lombardii i 11 prowincji. Tu jednak też, jak wskazywał dr Podemski, nie obyło się bez błędów. - Premier podpisał dekret o "odcięciu" Lombardii o godzinie 2 nad ranem, z soboty na niedzielę. Już dzień wcześniej w internecie krążyły jednak plotki o tym dekrecie i konkretne zapisy, które ostrzegały, że z Lombardii trudno będzie się wydostać. Efekt był taki, że ludzie rzucili się do pociągów i autokarów, i rozjechali po całym kraju, zwłaszcza na południe państwa - mówił gość Połączenia. - Po czym, ku mojej kompletnej konsternacji, jeszcze przez całą niedzielę transport normalnie funkcjonował, więc można było zwyczajnie pójść na dworzec i wyjechać z tego Mediolanu. Podobno zamkniętego. Dopiero następnego dnia zaczęto wprowadzać kontrole - dziwił się.
Podemski zaznaczył, że Mediolan to ważne miasto, nazywane często Nowym Jorkiem Włoch. To stolica finansowa i biznesowa, w której pracuje wiele osób pochodzących z biedniejszego południa kraju. Jest tam także bardzo dużo studentów.
- W związku z czym władze południowych regionów zaczęły bić na alarm i ostrzegać, żeby tych ludzi poddać jakiejkolwiek kontroli, a najchętniej żeby ich zawrócić znów na północ. Wyganiano ich z tych małych ojczyzn, ale było za późno, mleko się rozlało - stwierdził italianista z UW.
Kolejny punkt, który - jak mówił Podemski - jest dość ostro krytykowany, jeśli chodzi o działania włoskich władz to brak tzw. "twardej kontroli". Nie zamknięto szlabanów, nie wyprowadzono wojska. Rząd postawił raczej na pewien rodzaj autokontroli - wydano zalecenia i poproszono obywateli, aby się do nich zastosowali. - Teraz efekt jest taki, że w ciągu ostatnich dni mamy około tysiąca nowych przypadków zarażeń dziennie i około sto ofiar śmiertelnych dziennie - wskazał Podemski.
Liczby te przemawiają do wyobraźni, dlatego w poniedziałek premier Conte zarządził kolejne restrykcje - wprowadzające ograniczoną możliwość poruszania się po terytorium całych Włoch. - Ale znowu są wyjątki. Można podróżować, aby wrócić do domu, z powodów obowiązków zawodowych, jeśli wymaga tego leczenie lub w "ważnych sprawach" - powiedział Podemski i podał, że niektóre regiony - zwłaszcza Lombardia - przekonują, że to zdecydowanie zbyt łagodne obostrzenia, które nie pomogą zatrzymać koronawirusa. - Lombardia przekonuje, że potrzeba środków policyjnych i kontroli narzuconej - wskazał gość TOK FM.
I dodał, że we wtorek jeden z włoskich dzienników na swojej tronie tytułowej alarmował: "Zatrzymajcie wszystko. Ale naprawdę!".
Koronawirus we Włoszech. Co dalej?
Zdaniem italianisty, główny cel włoskich władz obecnie to spowolnienie rozprzestrzeniania się koronawirusa i ograniczenie liczby pacjentów potrzebujących intensywnej terapii. Jeśli to się nie stanie, włoski system ochrony zdrowia może przestać być drożny. Już w ostatni weekend, jak wskazywał nasz gość, władze Lombardii alarmowały, że ochrona zdrowia jest w tym regionie "na kolanach". A należy liczyć się z tym, że potrzebna będzie jeszcze większa liczna respiratorów i odpowiedniej aparatury, niezbędnej do ratowania życia.
Koronawirus we Włoszech - brakuje respiratorów. Lekarze muszą wybierać, komu ratować życie
Anestezjolog ze szpitala w Bergamo przyznał, że lekarze zmagają się z problemem zbyt małej liczby respiratorów i łóżek, które mogą być wykorzystane w przypadku najciężej zakażonych pacjentów. Christian Salaroli powiedział, że lekarze muszą przeprowadzać selekcję pacjentów - z tego powodu starsze osoby mogą nie być przyjmowane na oddział.
Anestezjolog szpitala w Bergamo w północnej części Włoch, Christian Salaroli, w rozmowie w "Corriere della Sera" przyznał, że z powodu ograniczonej liczby miejsc i respiratorów, lekarze muszą dokonywać większej selekcji pacjentów. - Oprócz wieku i ogólnego stanu zdrowia, trzecim wskaźnikiem jest zdolność pacjenta do powrotu do zdrowia po intensywnej terapii - przyznał lekarz. Salaroli zaznaczył też, że z tego powodu na oddziały przyjmowane są częściej osoby młode, które mają szansę wygrać z chorobą, niż starsi pacjenci.
Włochy. "Nie jesteśmy w stanie czynić cudów. Staramy się ratować tych, którzy mają szansę przeżyć"
- Jeśli osoba w wieku od 80 do 95 lat ma poważną niewydolność oddechową, prawdopodobnie nie da rady pokonać koronawirusa. To samo dotyczy pacjentów z niewydolnością więcej niż trzech narządów. W przypadku zakażenia oznacza to dla nich niemal 100-procentową śmiertelność. To jest okropne zadanie, ale taka jest prawda. Nie jesteśmy w stanie czynić cudów. Taka jest rzeczywistość. (...) To trochę jak wojna: staramy się ratować tych, którzy mają szansę przeżyć - dodał Christian Salaroli.
Lekarz zaznaczył, że każdy przypadek rozpatrywany jest indywidualnie i dopiero po przebadaniu pacjenta da się stwierdzić jego szanse na wyzdrowienie. Drugi z lekarzy w rozmowie z "Politico", anestezjolog Luigi Riccioni przyznał, że selekcja wynika z tego, że organizmy pacjentów zmagających się z przewlekłymi chorobami np. płuc nie byłyby w stanie tolerować niektórych metod leczenia.
- Musimy oszczędzać i tak ograniczone zasoby na pacjentów, którzy mają szansę przeżyć. Oznacza to priorytetowe traktowanie młodszych, wcześniej zdrowych pacjentów, niż osoby starsze, które cierpią na dodatkowe schorzenia - dodał.
- Zostań w domu. Będę to powtarzał bez końca. Widzę zbyt wielu ludzi na ulicach, a to nie jest dobra odpowiedź na koronawirusa. Nawet nie wyobrażacie sobie, co dzieje się w szpitalach. Zostańcie w domu - apelował dalej anestezjolog.
We Włoszech stwierdzono już 10 149 przypadków zakażenia koronawirusem. Z tego aż 631 pacjentów zmarło. Za wyleczonych uznaje się 724 osoby. Komisarz Obrony Cywilnej Angelo Borrelli podał najnowsze statystyki dotyczące śmiertelności pacjentów zakażonych SARS-CoV-2. Wynika z nich, że we Włoszech aż 45 proc. osób umierających z powodu koronawirrusa to pacjenci w wieku 80-89 lat.
W sprawie sytuacji we Włoszech z koronawirusem CZY WŁOSI PORADZĄ SOBIE Z KORONAWIRUSEM? uruchomiliśmy specjalną ECHO-SONDĘ w naszym serwisie, zapraszamy do udziału:
https://www.nautilus.org.pl/echosonda,592,dramatyczna-walka-wlochow-z-koronawirusem---caly-kraj-czerwona.html
I jeszcze ciekawa wypowiedź kanclerz Niemiec.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że ok. 60-70 proc. niemieckich obywateli zakazi się koronawirusem. Słowa te padły z jej ust podczas spotkania jednej z grup parlamentarnych.
Z opinią Angeli Merkel miał zgodzić się niemiecki minister zdrowia Jens Spahn, który stwierdził jednocześnie, że ok. 80 proc. zakażonych koronawirusem przejdzie chorobę bez żadnych objawów lub bardzo łagodnie - informuje niemiecki portal bz-berlin.de. "Deutsche Welle" pisze z kolei, że o możliwości zakażenia koronawirusem 60-70 proc obywateli Niemiec mówił wcześniej m.in. dyrektor Instytutu Wirusologii Charité w Berlinie Christian Drosten. Wirusolog podkreślał jednocześnie, że nie wiadomo dokładnie, w jakim czasie dojdzie do zakażenia tak znacznej części społeczeństwa.
- Może to potrwać dwa lata lub nawet dłużej - stwierdził Christian Drosten, którego słowa cytuje "DW".
czytaj dalej
Koronawirus, który powoduje chorobę Covid-19, może utrzymywać się w powietrzu przez co najmniej 30 minut. Dodatkowo chińscy naukowcy odkryli, że wirus może przemieszczać się na większy dystans, niż wynika to z "bezpiecznej odległości", którą służby zalecają utrzymywać od osób zakażonych SARS-CoV-2.
Jak podaje serwis South China Morning Post, chińscy epidemiolodzy z prowincji Hunan odkryli, że koronawirus może utrzymywać się na powierzchniach przedmiotów nawet przez kilka dni. Oznacza to, że jeszcze bardziej zwiększa się ryzyko przeniesienia na ludzi, którzy mogą mieć kontakt z daną powierzchnią, a następnie dotkną twarzy.
Nowe ustalenia chińskich naukowców w sprawie koronawirusa
Długość utrzymywania się patogenu na powierzchni zależy od wielu czynników, między innymi temperatury otoczenia i rodzaju powierzchni. Na szkle, tkaninie, metalu, plastiku i papierze, w temperaturze do 37 stopni wirus może przetrwać od dwóch do trzech dni.
Chińscy naukowcy podważyli też oficjalne zalecenie ministerstw zdrowia na całym świecie, zauważając, że "bezpieczna odległość", która ma chronić przed zakażeniem koronawirusem, nie wynosi już od jednego do dwóch metrów w przypadku zamkniętych pomieszczeń. Naukowcy przebadali przypadek pasażera, który 22 stycznia usiadł na tyle autobusu dalekobieżnego. Okna w pojeździe były zamknięte i działała klimatyzacja.
Chory zakaził koronawirusem pasażerów, którzy znaleźli się w odległości do 4,5 metrów od niego. - W zamkniętym otoczeniu z klimatyzacją odległość transmisji koronawirusa przekracza powszechnie uznaną bezpieczną odległość - napisali naukowcy na łamach czasopisma "Practical Preventive Medicine". Dodatkowo w zamkniętej przestrzeni wirus może unosić się w powietrzu dłużej - do około 30 minut. Świadczyć o tym ma fakt, że inni pasażerowie następnego kursu autobusu, którym podróżował zarażony Chińczyk, także zostali zakażeni.
Pielęgniarka z Wuhan: „w samej prowincji zakażonych #coronavirus jest ponad 90 tysięcy ludzi”! Wirusolog, który w 2003 zidentyfikował SARS ostrzega, że nowy wirus ma 10 razy większy potencjał pandemiczny. Jest zakaźny nawet w okresie inkubacji.
czytaj dalej
Cały kraj ogłoszony czerwoną strefą, Włochy się izolują. Premier kraju apeluje o pozostanie w domach. Od 10 marca Włochy będą praktycznie odizolowane od świata. Premier kraju ogłosił, że całe państwo zaczyna być traktowane jako czerwona strefa i przepisy będą jednakowe dla wszystkich regionów. To oznacza ograniczenia w poruszaniu się po kraju, odwołanie imprez sportowych i kulturalnych. Giuseppe Conte zaapelował do rodaków, by pozostali w domach.
W poniedziałek włoskie władze przekazały, że tylko 9 marca zmarło 96 osób zakażonych koronawirusem - od czasu wybuchu epidemii w tym kraju liczba ofiar śmiertelnych wyniosła 463.
Dwie trzecie zgonów zanotowano w regionie Lombardii na północy ze stolicą w Mediolanie. Wszystkich zakażonych jest ponad dziewięć tysięcy. Włochy wyprzedziły Koreę Południową, stając się drugim, po Chinach, państwem pod względem liczby zakażonych.
By ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa we Włoszech wyznaczono tzw. czerwoną strefę, którą objęto 11 gmin - przez dwa tygodnie były otoczone kordonem sanitarnym. Od kilku dni obserwowany jest tam spadek nowej liczby zakażeń.
Premier Włoch ogłosił cały kraj czerwoną strefą.
Jeszcze w poniedziałek czerwoną strefę rozszerzono na Lombardię i 14 innych prowinicji. Łącznie restrykcje dotyczyły blisko 16 milionów osób. Same obostrzenia wielokrotnie się zmieniały w trakcie epidemii, obejmując np. zakaz organizacji uroczystości religijnych, ale poniedziałkowy wieczór przyniósł nieoczekiwaną decyzję szefa włoskiego rządu.
Premier Włoch Giuseppe Conte ogłosił, że cały kraj zaczyna być traktowany jako czerwona strefa z jednakowymi przepisami. Tym samym nowym rozporządzeniem objęto blisko 60 milionów ludzi, którzy mieszkają we Włoszech. - Nasz styl życia musi ulec zmianie. Od zaraz. Wszyscy będziemy musieli zrezygnować z czegoś dla dobra kraju - mówił Conte uzasadniając dekret.
Od 10 marca zakazano jakichkolwiek zgromadzeń publicznych, odwołano wydarzenia sportowe i kulturalne, a poruszanie się po kraju będzie ograniczone. Nowy dekret oznacza, że na terenie całego kraju będzie można podróżować wyłącznie z ważnych powodów zawodowych, zdrowotnych lub rodzinnych.
Bary i restauracje będą czynne do godziny 18.00. Szkoły i uczelnie pozostaną zamknięte do 3 kwietnia.
Na terenie całych Włoch obowiązywać będzie zakaz organizowania imprez sportowych, konferencji i zgromadzeń. Zamknięte będą wszystkie kina, teatry, muzea i siłownie. Funkcjonować będzie komunikacja miejska. Za niestosowanie się do dekretu, który będzie obowiązywać od 10 marca, grozi więzienie i grzywna.
Poniżej wideo-blog, który polecił nam czytelnik FN.
Wenecja jest jednym z najchętniej odwiedzanych miast w Europie. Co roku kraj zwiedzają miliony turystów. Dziś widok opuszczonej Wenecji wzbudza niepokój. Z powodu koronawirusa do miasta nie przyjeżdżają turyści, a mieszkańcy większą część doby spędzają w domu, wychodząc tylko po to, by załatwić niezbędne sprawy. Widok pustej Wenecji to historyczny dzień dla Włoch, zupełnie niespotykany.
czytaj dalej
Zespół astronomów kierujących obserwacjami na Hawajach zlokalizował i zobrazował tajemniczy „miniksiężyc”, którego obecność potwierdzono niedawno na orbicie Ziemi. Jak stwierdzono na podstawie wstępnych badań, może chodzić zarówno o obiekt naturalny, jak i wykonany przez człowieka - odpowiedź na to pytanie wymaga nadal pogłębionych analiz.
Zobrazowania przedstawiające tajemniczy "miniksiężyc" Ziemi wykonano przy pomocy teleskopu Gemini North na Hawajach, dysponującego średnicą zwierciadła rzędu 8 metrów. Sam obserwowany obiekt kosmiczny, który od niedawna utrzymuje się na trajektorii orbitalnej wokół Błękitnej Planety, ma prawdopodobnie rozmiary zaledwie kilku metrów.
Grigori Fedorets, który kierował obserwacjami, uważa, iż ciało to może być naturalnym skalistym obiektem lub nawet czymś wykonanym przez człowieka i umieszczonym w kosmosie kilkadziesiąt lat temu - czyli kosmicznym złomem, np. pozostałością po nieaktywnych już satelitach.
Minor Planet Center prowadzone przez Międzynarodową Unię Astronomiczną (IAU) nadało obiektowi tymczasowe oznaczenie 2020 CD3. Jeżeli jest to ciało pochodzenia naturalnego, np. fragment planetoidy (asteroidy), to byłby drugi w historii przypadek odkrycia skalistego satelity Ziemi innego niż Księżyc. Poprzednia taka sytuacja nastąpiła w 2006 roku, ale odkryty wtedy obiekt był tymczasowym księżycem Ziemi i obecnie już został wyrzucony poza orbitę okołoziemską. Naukowcy przypuszczają, że podobny los czeka i obiekt z 2020 roku, który może zostać wyrzucony z orbity okołoziemskiej już w kwietniu.
Ciało 2020 CD3 zostało odkryte w ramach przeglądu nieba Catalina Sky Survey prowadzonego przez Uniwersytet Arizoński w Tucson (USA), a dokładniej przez jego Lunar and Planetary Laboratory. Odkrywcami obiektu są Kacper Wierzchoś i Teddy Pruyne. Pierwszy z astronomów to Polak urodzony w Lublinie, który jako dziecko wyjechał za granicę i obecnie pracuje w USA. O odkryciu informowało amerykańskie National Optical-Infrared Astronomy Research Laboratory.
Na zdjęciu uzyskanym 24 lutego obiekt wygląda jak niewielki punkt na tle śladów gwiazd. Wynika to z tego, że teleskop utrzymywano w trybie szybkiego śledzenia obiektu w trakcie jego ruchu po niebie względem gwiazd.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie