Dziś jest:
Poniedziałek, 2 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] Czytając dzisiejszy artykuł z XXI PIĘTRA o reinkarnacji (przypadek chłopca) przypomniała mi się moja historia
z dzieciństwa, która może mieć z tym związek, a przynajmniej jest trochę podobna do tej opisywanej, i mogłaby
świadczyć o pamięci, któregoś poprzedniego mojego wcielenia, ale wcale się nie upieram, że na pewno o tym
MUSI świadczyć- pomimo, że akurat dla mnie fakt reinkarnacji czy transmigracji jest niezaprzeczalny i podobnie
jak Wy, nikogo nie mam zamiaru do tego przekonywać :)
No, ale do rzeczy, a właściwie do owej sytuacji przynajmniej nieco podobnej do opisywanej przez Was:
Było to jak miałem koło 5-6 lat (chyba wtedy jeszcze nie chodziłem do 1-szej klasy) i wtedy z jakąś regularnością- szacuje, że mogło to być koło 10-ciu max. kilkanaście razy, w jakichś odstępach czasu (na pewno nie codziennie) śnił mi się, można by rzec powtarzający się koszmar:
cała akcja z moim udziałem rozgrywa się w jakiejś chyba dżungli/sawannie (może to Afryka?), jestem razem z niedużą grupką innych ludzi, jesteśmy uzbrojeni w jakieś dzidy/włócznie (czarni ludzie też są wśród nas) i w wielkiej panice uciekamy.
Na początku nie kojarzę przed czym "zwiewamy", ale za chwilę trafiamy do jakiejś groty/jaskini, która teoretycznie powinna być wybawieniem z opresji, ale... grota okazuje się ślepym zaułkiem, nie można jej zamknąć niczym, a to przed czym wszyscy uciekają to stado lwów, które za nami trafia do tej groty, no i... można się domyśleć jak to się dla nas wszystkich kończy- w pewnym momencie jeden lew zbliża się do mnie opartego o krańcową ścianę groty/jaskini i... czarno przed oczami- koniec filmu/snu.
Nie potrafię określić czy w tym śnie jestem dorosłym czy dzieckiem, ani nawet swojego koloru skóry- patrzę po prostu swoimi oczami na to co się dzieje, a nie na siebie i biorę w tym wszystkim czynny udział.
Ciekawe jest to, że pomimo, że jestem już teraz "DUUUŻY" to b.dobrze ten sen pamiętam- zawsze miał tę samą treść w szczegółach i zawsze tak samo się "źle" kończył dla mnie (i tamtych ludzi też) i zawsze tak samo byłem przestraszony zaraz po obudzeniu się po nim, pomimo, że:
teoretycznie po pierwsze- już od drugiego razu znałem treść snu łącznie z niefortunnym zakończeniem, więc niby żadna niespodzianka, a po drugie- skoro się powtarzał regularnie, to już nawet za drugim razem "powinienem" wiedzieć, że to tylko sen i nie ma się czego bać.
A tu figa- paniczny strach za każdym razem ten sam.
Po jakimś czasie ten sen przestał mi się śnić i tyle...
Dodam tylko, że sypiam/sypiałem zawsze dobrze, śnią mi się rzeczy b. różne i b. często- praktycznie codziennie, ale nigdy żaden sen się nie powtarza, za wyjątkiem tego i jeszcze jednego, którego tu na razie nie opisywałem.
Podsumowując elementy podobne do opisywanej przez Was sytuacji to- wiek 5-6 lat, no i powtarzalność snu z tymi samymi szczegółami, ten sam strach za każdym razem i samoistne zaprzestanie śnienia tego snu w późniejszym wieku.
Niech każdy sobie sam oceni, czy to może też coś potwierdzać, czy to tylko przypadek ;)
Ja się w każdym razie nie upieram, ale co ciekawe, pomimo, że było to już tak dawno temu, to do dziś opisywaną
sytuację dobrze pamiętam łącznie z towarzyszącymi jej emocjami.
Pozdrawiam kapitana okrętu Nautilus, wszystkich oficerów i załogantów
życząc Wszystkiego Najlepszego :))
Wasz wierny czytelnik,
(nazwisko i email do wiadomości redakcji)
czytaj dalej
[...] Witam. Przyciagnela mnie do Was strona na ktorej sa historie dzieci ktore pamietaja swoje poprzednie wcielenie nie ktorzy ludzie sie z tego smieja .Obecnie mam 4letnia corke ktoregos razu bardzo mnie zaskoczyla wstala rano i odparla:
- Mamo kiedys jak bylam mala nikt sie nie chcial ze mna bawic ,bylam kiedys malym chlopcem i nikt sie nie chcial ze mna bawic!
Corka nie raz mi mowila takie rzeczy jednak nie zwrocilam az tak na to uwagi jednak pozniej opowiedziala mi ze pamieta jak ja bylam mala i mnie karmila opiekowala sie mną odparlam jej wiec ze to ja sie Nia opiekowalam gdy byla mala w tedy z pewnoscia siebie mi odpowiedziala ze nie ze to ona opiekowala sie mna i opowiedziala jak mnie przewijala jak mnie karmila ak sie ze mna bawila na poczadku myslalam ze poprostu pamieta to jak ja sie corka opiekowalam jednak po chwili zrozumialam ze corka mowi o tym bardzo powaznie w tedy zapytalam jej czy pamieta jak ja bylam mala odparla z pewnoscia siebie ze tak
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam wszystkich.
Jestem tu nowa. Chciałabym opowiedzieć historie, ktora nie daje mi spokoju i czesto mysle o tym co widzialam. Zdaje sobie sprawe, ze zabrzmi to nieprawdopodobnie, dlatego nikomu o tym nie mowilam i nie powiem. Jako dziecko spedzalam czas nad jeziorem, bylam pod opieka duzo starszej siostry. Bylo piekne lato. Mieszkalysmy w domkach letniskowych chyba jakiegos zakladu pracy.
Byli tam rodzice kolezanki mojej siosty. Ktoregos wieczoru/mialam jakies 12 lat/ poprosilam siostre, zeby poszla ze mna do lazienki. To byl duzy wspolny obiekt, polozony na uboczu tego Osrodka. Siostra nie chciala, bo bylo jakies ognisko a ja sie uparlam, ze wlasnie teraz chce umyc wlosy .Poszlam sama. Pamietam, ze wieczor byl b. cieply. Bylo juz ciemno, szlam sciezka/Osrodek byl w lesie nad jeziorem/.
W pewnym momencie podnioslam glowe i pamietam co wtedy pomyslala. Bylam bardzo zdziwiona,ze nad lasem jest dach. To nie byl dach, tylko olbrzymi plaski obiekt, ktory wisial nad samymi drzewami. Byl prawie czarny. Nie byl gladki tylko jakby porowaty. Byly w nim okienka. Wszystkie byly oswietlone. Nie pamietam zadnych swiatelek i dzwiekow. W jednym z tych okienek staly jakies postacie. Patrzyly na mnie. Byly bardzo szczupłe. Widzialam je od pasa w gore. Nie widzialam twarzy dokladnie.
Pamietam tylko, ze nie czulam strachu a te postacie sie usmiechaly? chociaz nie potrafie ich opisac, poza tym, ze mialy cos na glowach. Wygladalo to jak czepki plywackie. Od tego momentu nie pamietam nic. Nie pamietam nawet reszty pobytu w tym Osrodku.
Przypomnialam sobie o tym wydarzeniu w szczegolach jakies 5 lat temu. Wczesniej mialam tylko jakies przeblyski. Potem,po kilku latach, zaczely sie moje problemy i zastanawiam sie, czy moge to jakos laczyc. Zaczely sie moje problemy z telekineza. Robilam wszystko, zeby nad tym zapanowac, ale to nie latwe - tym bardziej, ze w ogole sie tym nie interesowalam. Po prostu wydawalo mi sie oczywiste,ze tak mam. Pozniej moja rodzina przyjela ten fakt za naturalny. Moj tata byl wyksztalconym czlowiekiem, ale byl bardzo zajety, wiec niewiele mu o tym mowilam. Mama prosila,zebym o tym nie myslala. Co wlasciwie zrobilam, bo zylam normalnie i bylam bardzo szczesliwa ;)
W wieku ok.22 lat to sie bardzo nasililo i czasami nie moglam nad tym zapanowac. Pamietam dzien,w ktorym ucieklam z domu do ogrodu z malutkim synkiem na reku.W kazdym pokoju doslownie z hukiem pekalu zarowki. W kuchni popekaly talerze itd. Nie bede o tym teraz pisac, ale zrobilam wszystko, zeby to opanowac. Wiele tych"umiejetnosci"zostalo, ale nigdy ich nie wykorzystywalam. Moze raz czy dwa, ale tylko w dobrym celu. No i teraz opisze cos, co sie wydarzylo w lutym tego roku i wlasciwie dlatego do Was pisze. Rzecz byla tak przerazajaca, ze pomimo uplywu kilku miesiecy nie moge przestac o tym myslec.
Od wielu lat mieszkam za granica.W Londynie. Od dwoch lat w domu, otoczonym duzym parkiem. Wokol parku jest duzy, ceglany mur. Za murem jest bardzo ruchliwa ulica, gdzie cala dobe jezdza samochody. Latem, gdy drzewa sa zielone, prawie nie widac ulicy. Ale zima widac dokladnie druga strone ulicy, szczegolnie, ze sa tam latarnie. Z mojej sypialni jest wyjscie na balkon. Mniej wiecej na wys.2 pietra. Na tym chodniku po drugiej stronie ulicy w dzien ludzie chodza sporadycznie. W nocy w ogole. Nie ma tam przystanku autobusowego wiec nikt nie chodzi przy ruchliwej ulicy bez celu. Domy sa jakies 300m dalej.
Wiem,ze mozecie uznac mnie za osobe nienormalna ,ale ja naprawde to widzialam!! No wiec byla bardzo zimna, lutowa noc, tego roku. Nie bylo sniegu, ale wial bardzo silny wiatr i doslownie bylo oberwanie chmury tak mocno padalo. Obudzilam sie w nocy i nie moglam zasnac. Wzielam papierosa i wyszlam na balkon zapalic. Na tym chodniku po drugiej stronie ulicy zobaczylam czlowieka. Stal bokiem do mnie. Byl bardzo wysoki. Mogl miec jakies 2 metry wzrostu. Zaskoczylo mnie skad tam sie wzial o tej porze, bo bylo ok.3, Potem zobaczylam, ze nie mial zadnej kurtki, czapki tylko biale spodnie i biala koszule .Wlosy poldlugie zaczesane do gory i jakby przyklejone do glowy, bo mimo takiej ulewy w ogole sie nie poruszaly.Te wlosy tez byly biale. I wtedy on zaczal pomalu isc. Pomyslalam sobie, chociaz bylam juz lekko przestraszona, ze pewnie zaraz zatrzyma jakis samochod bo kto bedzie szedl zima tak ubrany w taka pogode? Jak zrobil kilka krokow to ogarnal mnie taki strach ,ze nie moglam sie ruszyc. On nie szedl jak czlowiek ,tylko jak robot. Byl wyprostowany ,patrzyl przed siebie i wykonywal takie posuwiste ruchy a ZADEN samochod nie jechal.To na tej ulicy sie nie zdarza!
Ten jego ruch byl tak straszny, ze rzucilam papierosa i ucieklam do domu. Zgasilam swiatla i doslownie trzeslam sie ze strachu. Polozylam sie i balam sie poruszyc. I tak zasnelam. Na tym balkonie, latem zawsze palilismy swiece i lampiony, zeby jakos oswietlic ten park. Teraz, jak wychodze wieczorem, nie zapalam nic bo nie chce oswietlac domu i przyciagac niczyjej uwagi. Moze slyszeliscie o kims kto widzial taka osobe? Mam nadzieje, ze nigdy wiecej nic takiego nie zobacze, bo widok byl naprawde przerazajacy. Kto mi uwierzy? Pewnie nikt, bo ja pewnie tez bym nie uwierzyla. Pozdrawiam serdecznie:)
[dane do wiadd. FN]
czytaj dalej
[...] Kiedyś dzieciaki z podwórka przyniosły mi kociątko mieszczące się w dłoni, mogło mieć co najwyżej parę godzin. Nie miałem pojęcia co zrobić, więc poszedłem na miejsce gdzie zostało znalezione (i zapewne przyszło na świat) w celu zrozumienia co się stało. Na miejscu znalazłem łożysko, jeszcze dwa maluszki i rozszarpane szczątki kolejnego, bardzo przykry widok. W pobliżu kręcił się jakiś kot/kocica ale do kociąt podszedł(a) tylko je obwąchać.
Tak więc w domu miałem trójcę kocich noworodków, głowiłem się strasznie co mam teraz począć. W końcu coś mnie tknęło. Przecież w starej pralni pod mieszkaniem jakiś czas temu swoje młode odchowała dzika kotka, problem był taki że jak młode trochę podrosły to przeprowadziła się z całą gromadką na inne podwórko i ostatnio widziałem ją kilka tygodni wcześniej. Mając ją na myśli i nie zastanawiając sie długo, poszedłem z jednym kotkiem na poszukiwania.
Chciałem dojść na podwórko koło rzeczonej pralni, a żeby tam dojść trzeba przejść przez jedną z 5 piwnic, bądź obejść cały blok (mieszkałem na jego środku). Nasza piwnica była zamknięta więc skorzystałem z klatki obok, po wyjściu z piwnicy opadła mi kopara i dostałem waty w kolanach - dokładnie naprzeciw wyjścia spokojnie czekała owa kotka!
Zbliżyłem się lekko do niej i nie zdążyłem wyciągnąć zza pazuchy oseska kiedy do mnie podeszła (zaznaczam że była "dzika" jak to się mówi) i delikatnie go odebrała. (Mi odebrało mowę i myśl, wewnętrzny sceptyk tego nie udźwignął, przeżyłem istne Katharsis). W kolejnej turze przyniosłem dwa kolejne młodziaki, znów na mnie czekała. Wzięła jednego i -tym razem to ja na nią czekałem - po kilku minutach przyszła jeszcze raz. Ledwo wróciłem do domu a tu niespodzianka - jeszcze jeden noworodek znaleziony w piwnicznym okienku i po raz kolejny spotkaliśmy się w "umówionym" miejscu. [...]
/tekst jako komentarz załoganta o loginie Vrill został "wychwycony" przez nasz monitoring w komentarzach i trafił do Archiwum FN/
czytaj dalej
[...] Bracia mojej mamy zostali powołani do Wermachtu na front wschodni. Nie było wyjścia – odmowa groziła ulokowania całej rodziny w Oświęcimiu. Taki był niestety los mieszkańców Górnego Śląska (Dlatego mówiąc bardzo łagodnie i delikatnie- mam żal do Kurskiego za „Dziadka z Wermachtu”). Gdy pierwszy zginął – nastąpiło coś co już kilka osób opisało – Zatrzymał się zegar z kukułką. Informacja o śmierci przyszła oczywiście później. Niemcy zawsze byli skrupulatni, podali dokładny dzień i godzinę śmierci wujka. Oczywiście była to ta sama godzina, na której zatrzymał się zegar w tym samym dniu. Skąd była wiadoma godzina śmierci? Proste. Pociąg z eszelonem został zbombardowany, przez wojaka sowieckie – wielu wtedy zginęło na miejscu.
Nie muszę dodawać, że zegara nie można już było naprawić. Był u kilku zegarmistrzów (wtedy naprawdę byli fachowcy). Niestety nie można go było uruchomić. Nie wiem tylko, czy to jest moja wyobraźnia, czy też fakt autentyczny – to muszę z mamą ustalić – ale było chyba coś takiego- zegar po naprawie chodził, ale tylko do tej godziny, na której się zatrzymał. Gdy drugi zginął wszyscy słyszeli dźwięki przypominające toczenie się jakiś przedmiotów po firance i uderzenia o podłogę podobne do rozbijających się surowych jajek. Tak to przynajmniej mama mi opisała.
Zostałem wyśmiany, gdy jeszcze w czasach szkoły podstawowej opowiadałem o tym kolegom. Od tego czasu oczywiście zamilkłem.
Następną informację o śmierci otrzymałem osobiście. Był rok 1985 byłem w wojsku. W nocy przyśniła mi się babcia (mama mojego ojca) w trumnie – uśmiechała się do mnie. Następnego dnia zatelefonowałem po linii wojskowej do sąsiadów od moich rodziców. Dowiedziałem się, że przed chwilą otrzymali telegram o śmierci babci.
Zmory nocne dotyczą mnie osobiście. Doświadczyłem tego z 7 – 8 razy. Pierwszy raz ok. 18 lat temu. Fakt jest faktem, byłem w tamtym czasie w lekkim dołku życiowym – sprawy sercowe – trochę alkoholu itd. Ale gdy to się działo alkoholu nie było. Byłem sam w mieszkaniu. Miałem problemy z zaśnięciem. Oglądanie TV, książka, radio, nic nie pomagało. W pewnym momencie leżąc w ciemności na brzuchu usłyszałem jakby lekki szum czegoś nadlatującego z tyłu. I w tym momencie nie mogłem się ruszyć ani oddychać, ani wydać z siebie głosu nawet szeptu. . Próbowałem ruszyć kończyną. Nie było szans. Nie wiem jak długo to trwało. Wydawało mi się, ze całą wieczność. W rzeczywistości jednak 1-2 minuty. Gdy ustąpiło, zaświeciłem światło. Byłem przestraszony . Co jest grane. Zacząłem się zastanawiać czy coś dzieje z moją psychiką. W ciągu trzech miesięcy miałem jeszcze 2-3 „powtórki” Sytuacja analogiczna. Zauważyłem jednak, że gdy zacząłem się modlić trwało to krócej. Nie muszę mówić, że zasypiałem w tamtym czasie przy zapalonym lampce przy łóżku. Zacząłem uporządkowywać swoje życie. Przez długi czas nic się nie pojawiało. Po kilku latach incydenty się powtarzały– jednak w długich odstępach czasu. Ostatni raz jakieś 4-5 lat temu. I co ciekawe. Działo się to w nocy, gdy obok mnie spala żona.
Nie wiem, czy to wszystko wiązało się z jakąś próbą ostrzeżenia mnie. Żebym skorygował swoje życie tutaj i w tym wymiarze? Nie wiem. Te pierwsze zmory na to wskazują. Te drugie – nie jestem do końca tego pewien.
[...]
[...] W styczniu 1993 roku mój ojciec był już ciężko chory. Lekarze w szpitalach nie stwierdzili raka, ale wszystkie objawy na to wskazywały. Ponieważ od wielu miesięcy nie wychodził z domu, nie widywał się ze znajomymi-oni przyszli do nas do domu do ojca spytać go o przyczynę nagłego długotrwałego zamilknięcia. Pan Gieniek podszedł do łóżka ojca, spojrzał na niego i zwrócił się do mnie: "z niego to już nic nie będzie, jakby się coś stało to niech pani da znać" .Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, gdy mój ojciec odpowiedział:"jak coś się stanie to ja sam dam znać".
04.02.1993 roku w południe,ojciec zmarł w szpitalu. 05.02.1993 roku, ok. godz. 6.30 ktoś zadzwonił do furtki. Gdy wyszłam, zobaczyłam pania Halinę-towarzyszkę życia pana Gienka, która spytała mnie:"jak czuje się ojciec?". Opowiedziałam, że zmarł wczoraj, że nie wiem kiedy pogrzeb bo będzie sekcja zwłok, że miałam powiadomić gdy będzie już coś wiadomo.
A pani Halina na to:"wiedziałam, że nie żyje bo dziś, kilka godzin temu, leżałam jeszcze w łóżku ale już nie spałam, czuwałam by nie zaspać do pracy, suczka spała w nogach, gdy nagle zaczęła warczeć, coraz głośniej i głośniej, wreszcie podnisła się na łóżku, zajeżyła i dalej warczała. W tym momencie poczułam uścisk nosa tak, jak Rysiek miał zwyczaj dwoma palcami ściskać komuś nos.
To były jego palce. Po chwili puścił mnie, suka coraz ciszej warczała, wreszcie położyła się, ja zadzwoniłam do pracy i powiadomiłam, że dziś spóźnię się, i przyszłam do was".Pani Halina do dziś przynosi kwiaty na grób mojego ojca .Jola
[...] Witam.
Przeczytałem przed chwilą wasz nowy wpis o apelu pewnego naukowca który prosi o modlitwę.
Zaciekawiło mnie kilka rzeczy w tym tekście. A chodzi o oddziaływanie człowieka na wodę.
Zastanawiam się czy ta zależność nie może być odwrotna. Jeśli myśli człowieka potrafią oddziaływać na wodę to czemu nie może być tak, że dotyczy też i drugiego człowieka. Zresztą. Opisze dokładniej o co mi chodzi.
Od 3 miesięcy rozmawiam z pewną dziewczyną. Nie ukrywam, że ją kocham.
Ale jest pewna rzecz która dzieje się od niedawna. Otóż 3 czy 4 tygodnie temu zauważyłem, że "czuje" kiedy dziewczyna (o której teraz jest mowa) pisze do mnie na telefon. I niedawno zrobiłem test.
Wyłączyłem głos i wibracje w telefonie i położyłem go na biurku, zamknąłem oczy a kiedy poczułem jej obecność, podniosłem telefon i w ciągu dosłownie sekund otrzymałem smsa. Powtórzyłem ten "test"
kilkanaście razy i za każdym razem podnosiłem telefon na sekundy przed lub po tym jak otrzymałem smsa.
Po opowiedzeniu tego przeżycia, zapytałem się jej czy tak samo czuje kiedy myślę o niej. Powiedziała wtedy, że robi jej się ciepło i czerwienią się jej policzki.
Do dzisiaj kiedy pisze z tą dziewczyną wyłączam głos i "bawię się w zgadywanie".
Miłość buduje nienawiść rujnuje. Tymi słowami zakończę tą wiadomość.
Pozdrawiam.
Dziękujemy za wszystkie historie, które przysyłacie Państwo do XXI PIĘTRA. Ze względu na ogromną ilość tego typu relacji od czasu do czasu będziemy zamieszczać po kilka różnych, aby zmniejszyć trochę liczbę oczekujących na publikację.
czytaj dalej
[...] Bardzo serdecznie witam Załogę Nautilus, Kilka miesięcy temu pojawił się artykuł na głównej stronie o tym jak ktoś w prezencie przyniósł komuś kwiaty z cmentarza i w domu zaczęły się dziwne rzeczy, coś żądało odniesienia kwiatów na cmentarz.
W mojej rodzinie zdarzyły się bardzo podobne historie, które chciałabym tu opisać, jak i wśród znajomych. Pod koniec lat 70tych mój wujek powiesił się. On był człowiekiem bardzo apodyktycznym, zawsze musiał mieć racje nawet jak tej racji nie miał, ciągle z kimś skłócony, wszystkich uważał za durni, w domu dochodziło do awantur.
Na jego pogrzebie nikt nie płakał, wielu odetchnęło z ulga, ze skończyła się gehenna z nim. Kilka lat później moja siostra cioteczna (a wiec jego córka), poznała kogoś, wyszła za mąż, jej mąż się wprowadził do jej domu i kiedyś znalazł gdzieś zapomniane męskie buty. Nic nie komu nie mówiąc przehandlował je na coś deficytowego ze swoim kuzynem. Wczesne lata 80te to wiadomo poważne braki towarów za komuny, ten jego kuzyn miał jakieś szersze stopy i nie mógł znaleźć butów dla siebie.
Te znalezione idealnie na niego pasowały. Kilka dni później w jego mieszkaniu zaczęło dziać się coś dziwnego, zaczęły same spadać przedmioty z półek i stołów, jakieś kroki, i coś zaczęło rzucać tymi butami. On się tak tego wystraszył, ze odniósł te buty to domu mojej kuzynki i wtedy okazało się że te właśnie buty miał na sobie wujek w momencie jak się powiesił a pochowano go w innych. Jak odniósł te buty to te dziwne zjawiska ustąpiły. Buty przeleżały jeszcze sobie parę lat i się rozsypały, ciocia je wyrzuciła.
Inna ciocia, a siostra wujka, z która się nie lubił, kiedyś pod koniec listopada poszła do niego na grób, posprzątać wypalone znicze, i wzięła ze sobą do domu parę pustych doniczek po chryzantemach z jego grobu i sąsiedniego bo były w dobrym stanie a ciocia miała dużo roślin doniczkowych w domu i chciała mieć doniczki do przesadzania. Bardzo szybko coś w jej domu zaczęło się dziać, zaczęły spadać same przedmioty, sztućce ze stołu same spadły, szuflada sama się otworzyła, coś tez przewracało te doniczki. Ciocia bardzo wystraszona odniosła doniczki cmentarz i to się uspokoiło.
Rozmawiałam kiedyś o tym w pracy i to okazało się ze znajomi mieli podobne historie poza jednym.
Koleżanka mówiła, ze w latach 80tych jej ciotka była bardzo zazdrosna o wujka i ciągle podejrzewała go o zdrady. Miała chyba jakieś urojenia na ten temat. Kiedyś na jesieni założyła drogie futro jakie miała, poszła nad wodę i nie wiadomo czy był to wypadek czy samobójstwo ale wpadła do wody. Uznali za wypadek, bo samobójcy wtedy ksiądz nie chciał pochować. Jacyś wędkarze tam byli i wyciągnęli ją a było ciężko bo futro nasiąkło wodą jednak nie udało się jej uratować. Futro stanowiło wtedy dużą wartość, jakoś je wysuszyli bez szkody i dostała je jakaś kobieta z rodziny ale potem oddala je innej a ta kolejnej i tak krążyło.
Podobno każda z nich miała koszmary, w domu coś się dziwnego działo, jakieś uderzania w szafę, z polek obok szafy gdzie wisiało te futro spadały książki. Futro ostatecznie wróciło do jej męża, ten powiesił w szafie i tak wisiało niezadbane ileś lat, mole zjadły i trzeba było je wyrzucić.
Dziwna sprawa, nieprawdaż?
Inny kolega jak to słyszał, mówił, ze w jego rodzinie dziadek po śmierci babci przejął się tym ze sam ma raka, cierpiał w chorobie i w końcu się powiesił. Przedtem napisał testament i zapisał dzieciom co ile któremu a ze był człowiekiem majętnym to majątek był nie tylko dom, ale rożne wartościowe rzeczy, w tym były i buty, garnitury, palta, futra które w latach 80-tych stanowiły wartość. Rodzina potem tego używała i „nic nie straszyło” nic się nie działo.
W późniejszych latach poznałam znajomego, który pochodził ze wsi, a w jego rodzinie był taki strach wręcz zabobonny przez zmarłymi. Palono ich rzeczy po śmierci. Wtedy umarł na wsi jakiś dziadek tego znajomego, pogrzeb był w domu i zasłoniono lustra, a po pogrzebie spalono pościel w której umarł jak i jego ubrania. Znajomy wzbraniał mi się powiedzieć czemu tak jest ale kiedyś opowiedział historie w która nie wiem czy wierzyć, bo trochę jak z horroru. Otóż, w jego rodzinie, zanim on się jeszcze urodził, gdzieś w latach 50tych doszło do tragedii. Jakiś jego młody kuzyn założył się z kolegami, ze jest taki odważny, ze w nocy pójdzie na cmentarz. Wygrana miało być pól litra wódki. Jego koledzy zostali pod brama a on miał dojść do środka cmentarza, do jakichś tam grobów.
Gdy tam doszedł zobaczył czapkę czy też kapelusz leżący na grobie więc to wziął i przyniósł kolegom. Zakład wygrał i tu nie wiadomo co się stało z tą czapką ale kilka dni później zaczął słyszeć jakiś głos za nim „oddaj czapkę, oddaj czapkę”. Ten głos słyszał nie tylko on, ale i inni domownicy, wszyscy bardzo się wystraszyli, w ich domu zaczęły same spadać przedmioty, i doszło do tragedii bo sprawca nie wytrzymał i się powiesił. Glosy i te dziwne zjawiska ustąpiły. Od tej pory w rodzinie tego znajomego nie przynoszą nic z cmentarza i palą rzeczy swoich zmarłych. Ciężko w to uwierzyć, ale tak mi powiedział.
Nie wiem dlaczego zmarli tylko w jakichś szczególnych wypadkach upominają się o rzeczy po sobie, tyle się słyszy o kradzieżach z cmentarzy, zniszczonych nagrobkach i sprawców nic się nie dzieje
Pozdrawiam Zaloge FN, i jeśli chcecie możecie wstawić ten mój list w jakiś artykuł, proszę tylko o niepodawanie moich danych
pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Pięknie dziękujemy za opis tej historii. Od zawsze przestrzegamy przed noszeniem rzeczy po zmarłych "złych ludziach", gdyż naprawdę zdarzają się dramatyczne sytuacje, kiedy duchy przyciągnięte energią "swoich przedmiotów" zaczynają wpływać na życie ludzi, którzy nieopatrznie zaczęli nosić coś, co według ducha należało do niego.
Bardzo polecamy zapoznanie się z materiałem wideo z naszego archiwum, który bardzo dobrze pokazuje wpływ złej energii przedmiotu, która "przelepiła się" do zegarka i wyraźnie przyciągała jakiś mroczny byt, który opętywał żywych ludzi, którzy nieświadomie nosili ten zegarek.
czytaj dalej
[...] Odnośnie owej czarnej postaci o ktorej ostatnio na nautilusie glosno. Co prawda nie mialem zadnej podobnej przygody ale pamietam jak moja babia opowiadala historie o owej zakapturzonej postaci. Babcia mieszkajac na na wsi w latach przedwojennych miala stycznosc z dziwna tradycja. Mianowicie na bramach przed kazda posesja kazdego gospodarza wieszano cos w rodzaju talizmanu chroniacego przed Kapturnikem ( jak go zwali ) lub Diableskim mnichem.
Co prawda babcia nie powiedzial jasno co znajduje sei w owym talizmanie ale twierdzila ze byly tam kosci malych zwierzat i kamienie czy tez zasuszone kwiaty i zioła wszystko zapakowane w lniana szmatke. Niektorzy ludzie nawet wmurowywali takie cos w sciany domow lub zakopywali przed brama. Jesli chcecie wiedziec skad je brali to odpowiadam od Cyganow i to jak sama babcia silnie akcentowala od starszyzny cyganskiej ktora znala sie na ziolach i magii lepiej niz ktokolwiek inny. Z opowiadan babci wynikalo ze podobne pratkyki stosowali praktycznie wszyscy mieszkancy wioski od katolikow ( podobno sam proboszcz posiadal taki ) przez mala dispore zydowska po prawoslawncy konczac ( dla wyjasnienia podam ze babcia mieszkala na kresach nieopodal Lwowa wiec nie trudno zrozumiec taka roznorodnosc etniczna ).
Talizman mial jak juz wspomnialem moc ochronna przed duchem, bytem, demonem, czy jak ja nazwac zwana Kapturnikiem najczeciej. Wg miejscowej legendy byl to mnich zyjacy na przelomie XVII/XVIII ktory zaprzedal dusze diablu za wiedza tajemna ( jakkolwiek to dziwacznie brzmi ). Mnich za to mial po dzien sadu ostatecznego krazyc po ziemii bedac na uslugach diabla.
Babcia opowiadala rowniez ze czasem w nocy bylo slychac pojekiwania mnicha ktory lamentowal nad soba. Gdy zjawial sie glownie noca a jakis gospodarz nie posiadal owego talizmanu to kury swinie czy nawet konie mu chorowaly lub wrecz zdychaly. Babcia byla sosba bardzo rozsadna i sama do konca nie dowierzala owym historyjkom ale sama potwierdzala ze czasem slyszala owe jeki biegnace z drogi ktora przecinala cala wies. Dla mnie to raczej typowe historyji wiejskie kazda wioska miala wlasna wersje ale moze komus przypomna sie podobne opowiadane historyjki.
Prosilbym rowniez o nie zamieszczanie moich danych
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
I jeszcze dwie nadesłane do nas historie, które trafiają do XXI PIĘTRA.
Witam Serdzecznie.Sorry,ze zajelo mi tyle czasu na odpowiedz,poprostu tzw napisze jutro,az wrescie dzisiaj pisze do was.A wiec Pan Andrzej Kaczorowski przyjechal na pokazy do Kanady,ja uslyszalem reklame w radio,ze pierw bedzie pokaz w jedneym z Poloninych klubow nocnych a potem bedzie mozna zamawiac tzw prywatna wizyte.
Kiedy o tym powiedzialem zonie ,to zona zaczela sie wzbraniac,ze juz raz bylismy tu w Kanadzie na hipnozie u naszego rodaka i ten nam nic nie pomogl,tylko,ze ja jak rozmowialem z tym Panem od hipnozy ,to mi mowil,ze zony podswiadomosc ,bardzo sie przedczyms wzbrania i potrzeba wiecej wizyt a zona z kolej wziela to za tzw oszustwo,ale jak przyjechal Kaczorowski to przekonalem zone i poszla pierw na tzw wystep grupowy,jak przyjechalem z trasy bo jestem kierowca Tira ,to zona zaczela mi opowiadac a wiesz on jak chodzil miedzy ludzmi ,to tak dziwnie mnie dotkna i mi sie to nie spodobalo,pytam sie jak cie dotkna a tak za ramie jak chodzil miedzy krzeslami jak ludzie siedzieli,ja juz w tedy wyczulem,ze znow ta sama stulacja, co bylo u poszdniego hipnoterapelty,czyli podswiadomosc znow dala sie we znaki, zeby czasami moja zona nie poszla na ta prywatna wizyte.
Zadzwonilem i sie umuwilem na prywatna wizyte z Panem Kaczorowskim,Jak przyslismy to osobiscie przywital nas pan Anrzdej Kaczorowski i w prowadzil nas do takiego pokoju ,w sumie bardzo przytulny mi sie wydal ten pokuj,wygodne kanapy,przyciemnione swiatlo,Pan Anrzej przeszedl do konkretow i spytal nas ,co nas tu sprowadza,ja ,ze ogladalem jego sesje na YOUTUBE, i ,ze bardzo mi sie jego programy podobaja itd itd i to,ze mamy broblem z paleniem papierosow, a moja zona wogole niema bladego pojecja jak zucic ten nalog,Pan Anrzej poprosil mnie a zebym poczekal w poczekalni bo on chce zadac pare pytan z dziececych lat mojej zony,bo przyczyna jak to okreslil tkwi w podswiadomym umysle, a zona moze nie bedzie sie czula kofrontowo przy mnie opowiadac o dzieciecych latac zycia, ja oczywiscie powiedzialem nie ma sprawy i wyszedlem.Siedzialem tam w poczekalni moze 10 minut, jak przyszedl Kaczorwski i mi mowi,ze sprawa jest konkretna i on dokonuje EGZORCYZMU na mojej zonie, bo przy mojej zonie jest dusza zmarlego w tragiczynych okolicznoscich jej ojca.PROSZE PANSTWA SZCZENKA MI SPADLA NA PODLOGE PROSZE MI WIERZYC NA SLOWO,
Ja mowie do Pana Kaczorowskiego Panie Andrzeju mysmy tu zona przysli po to zeby ,wrescie sie pozbedziemy palenia fajek a nie jakies kur..a,az przeklnolem pamietam, wypedzanie duchow wsumie to bylem podeksytowany, zdenerwowany i tysiace mysli mi przechodzilo przez glowe,ale nic wszedlem tam do pokoju ,moja zona lezala na fotelu w glebokiej hipnozie, przynajmniej takie mialem odczucie, lezala cala zaplakana a Kaczorowski odrazu przeszedl do pytan,i zaczol sie pytac jej ojca poprzez moja zone,pada pytanie Czeslaw (imie ojca mojej zony) co sie dzieje teraz,pada odpowiedz jestem bity ,bardzo mnie bija jestem pijany,kopja mnie po glowie,kuzwa jak ja to uslyszalem to gesia sukure mialem na calym ciele,chwycilem za telefon komurkowy zeby nagrywac ,ale mialem problem wlonczyc telefon ,bo doslownie mialem ten telefon drugi dzien, byl dla mnie calkiem nowy telefon i jeszcze sie znim nie zapoznalem,ale po moze dwuch minutach,udalo mi sie wlaczyc i nagrywac,ale jak wlaczylem to tez swiatlo sie wlaczylo w telefonie i Pan Kaczorowski pokazal mi reka zebym wylaczyl bo przeszkadza,wylaczylem,jak przyslismy do domu to wycagnelem i powiedzialem zonie ,ze chyba cos nagralem ,wlaczylem i padlo pytanie Kaczorowski pytal sie ojca mojej zony ile ma lat ,ale na telefonie zarejstrowal sie glos mojej zony ojca, to bylo tak,Pan Kaczorowski sie zapytal - Czeslaw ile masz lat, pada odpowiedz odpowiada moja zona 56 , na telefonie komurkowym slychac wyrazny glos meski ,zona jak to uslyszala zaczela plakac i mowic mi ,ze to glos jej ojca,ja mowie do zony ,tam w pokoju byl Kaczorowski, byla tez asystentka Kaczorowskiego, bylem Ja i bylas Ty, Pan Kaczorowski pytal sie twojego oja za posrednictwem twoim ,nikogo wiecej tam nie bylo.
Prosze Panstwa w skrucie napisze,ze ojciec zony byl klawiszem i prawdopodobnie zostal zamordowany przez bylych wiezniow z wiezenia w Strzelcach Opolskich tam byl klawiszem i tam tez traktowal bardzo zle wiezniow,a moja zona mi opowiadala ,ze bardzo zle traktowal jej mateke oraz moja zone kiedy jeszcze mieszkali jako rodzina w Kamienej Gorze,moja zona mowila ,ze ostatni raz widziala go jak miala 18 lat i ,ze ojciec sie bardzo tlumaczyl i wsumie bylo mu przykro za tamte lata,z koleji Kaczorowskie pytal sie jej ojca dlaczego jest przy mojej zonie to on powiedzial,ze byl zly dla swojej corki i musi ja chronic.Droga redakcjo Nautilus ,nie byde wszystkiego opisywal co tam zaszlo,bo mozna ksiazke napisac,moja zona na koniec tej sesji widziala swoia matke ktora tez nie zyje, swojego zmarlego dziadka ktory tez nie zyje i swoijego ojca jak wszyscy razem odchodza do swiatla,swiatla ktore bylo bardzo jasne ,ale tez przyjemne, pamietam jeszcze,ze po tym caly zajsciu ,to moja zona opowiadala,ze czuje sie bardzo letko na ciele ,ze to takie dziwne uczucie.Tyle kochani,bylem slyszalem, wiem co widzialem i co sie nagralo i nik mi tego nie powie ,ze tzw tamata strona po smierci nie istnieje,ze to tzw halucynacje,
HALUCYNACJE TO MAJA ,ALE PSELDO NAUKOWCY.Poz serdecznie, bedzie mi milo jak ktos z waszej stony napisze co o tym sadzi.Pozdrawiam serdecznie was wszystkich jak kiedys bede w Polsce to jak pozwolicie to was odwiedze i odegram te 5 sekunud zarejstrowane na telefonie 5 sekund, ktore zmienily moja wiare we wiedze ,teraz wiem ,ze tamta strona jest kiedys wierzylem ,ze zycie tu na ziemi, to tylko jakies nasze duchowe doswiadczenie teraz to wiem,chyba,ze ktos udowodni,ze sie myle,ale to malo prawdopodobne ,hejka Zbigniew z Kanady.PS sory za blendy i brak znakow interpunkcyjnych,ale mieszkam od dziecka w Kanadzie a bedzie to juz ponad 30 lat,jeszcze raz serdecznie pozdrawiam moj mail macie tel to [dane do wiad. FN] nie wiem jaki jest kierunkowy na Kanade z Polski ,gdyby ktos od was chcial zadzwonic to nie ma sprawy bardzo prosze ,dzwonic do mnie jest najlepiej poznym wieczorem albo w sobote lub w niedziele,jest 6 godzin roznicy miedzy Kanada tu gdzie mieszkam a Polska, jak umne jest teraz 19sta to uwas jest 1wsza rano.Czesc. [...]
[...] Jestem zalogantem Nautilusa i chcialam opowiedziec Państwu co w ostatnich pieciu miesiacach mi sie przydarzylo. Byc moze uznacie mnie za wariatke, bo ja osobiscie, gdyby ktos opowiedzial mi cos takiego tak wlasnie zareagowalabym, prosze jednak przeczytac i znajdzie Pan byc moze w tym jakas logike.
Otoz jakies cztery miesiace temu po smierci mojego brata(zmarl 10.01.2018 roku) Byl to ostatni czlonek mojej rodziny. Stracilam rodzicow i dwoch braci. Jak kazdy czlowiek pograzony w zalobie tesknilam za nimi. Ogladalam na You Tub TCI(transkomunikacje) w jezyku francuskim. Widzialam w nich wysylane przez bliskich przekazy, wiec ktoregos pieknego dnia postanowilam zrobic to samo. Zakupilam program Wave Pade i poinformowalam sie co i jak robic, zeby je zrobic ( biale swiece, rozaniec, modlitwy tzw. zabezpieczenie i jako podklad nie radio a deszcz). Wywoluje sie tzw guide de lumiére , albo, etre de lumiére albo aniola stroza, ja wybralam nazwe guide de lumiére., nastepnie prosi sie go o rozmowe z bliskimi, trzeba prosic , dziekowac i zachowac wszelkie formy grzecznosciowe. Jakiez bylo moje zdziwienie, gdy odsluchalam pierwsza TCI(30 min.)
Dostalam przekazy od kolezanki z pracy, od rodzicow , braci, tesciow, mojego zmarlego w 1995 roku pierwszego meza, dziadkow mojego drugiego meza. wszyscy mowili to samo: jestesmy w niebie, niebo jest piekne, jest mi dobrze, kocham cie, jestem z ciebie dumna(y), to co wszyscy TCI-sci dostaja, tylko ze ja slyszalamw dodatku przepuszczane przez "gidow" "dusze", jakies klapniecia jakby przechodzili jakis etap drogii cala reszte "efektow." rozczytalam te TCI (5-6) co do joty od A do Z bez zreszta wysilku.Pozniej dalam sobie spokoj z tym zadowolona tym co uslyszalam.Po okolo miesiacu nagla pojawily mi sie w glowie glosy. Nie wiedzialam co mi jest. Budzono mnie nagle ze snu, w dzien tez do mnie mowiono, nie dawano mi spac. Mowiono ze mna o moim prywatnym zyciu i to od niemowlaka, o religii no doslownie o wszystkim, widziano mnie wszedzie nawet w lazience gdzie czulam sie bardzo skrepowana.
Po jakism czasie powiedziano mi, ze jestem medium, odpowiedzialam ze ja nigdy nie bylam medium. Ciagle mnie o tym przekonywano . Wreszcie poproszono mnie o bycie ich medium, Poiedzieli mi,ze nigdy nie mieli tak zdolnego TCI-sty, ktory by tak rozczytywal. Byly to dwa glosy damskie i dwa glosy meskie. Bylam tym wszystkim zdziwiona obecnie mam 62 lata i nigdy nic nie slyszalam. Pomyslalam, ze trace zdrowy rozsadek ale mi wciaz glosy mowily, ze jestem bardzo dobrym medium. Moim nieszczesciem bylo to, ze za duzo uslyszalam i rozczytalam. Ktoregos pieknego dnia uslyszalam glos mojego zmarllego pierwszego meza. Niezaprzeczalnie byl to moj pierwszy maz, ktory chcial mnie ratowac z pazurow tych czterech osob , tak dobrze pan czyta osob. Maz mi odradzal bycie medium dla nich. No i okazalo sie , ze moge mentalnie porozumiewac sie z moim zmarlym mezem. I tu sie zaczyna saens fiction Od meza dowiedzialam sie , ze jest w innym wymiarze, ktory pokrywa sie z naszym ziemskim wymiarem. I tu bomba rzecz ciekawa i nie do uwierzenia po tamtej stronie sa ludzie z krwi i kosci dokladnie tacy jak my. Po trzech czterech dniach dusza (bo ja mamy) zmartwychwstaje. prosze mnie nie pytac jak to sie staje maz mi jeszcze nie wytlumaczyl. Niech Państwo sobie wyobrażą bylo to dla mnie ogromnym szokiem nie dowierzalam. Maz mi wyjasnil, ze jest w tej samej co ta czworka tylko on jest tuz obok mnie , natomiast oni o wiele wyzej. Sa skomputeryzowani i dokladnie o nas wszysko wiedza.
Czesc ludzi siedzi za komputerami, a reszta sobie normalnie zyje. To zycie jest dokladnie takie jak nasze , tylko, ze nie pracuja - "wieczny odpoczynek". Maz rowniez powiedzial mi, ze tych wymiarow jest 5. I tak to sie okazalo, ze TCI-stow a rowniez i mnie nabijano w butelke - JEDNO WIELKIE OSZUSTWO.Natomiast medium czy jak Pan woli jasnowidzon, ktorzy widza fantomy czy duchy wysylaja hologramy i tez sa nabijani w butelke. Nie ma zadnego piekla, czysczca czy nieba, tego rownie dowiedzialam sie od meza. " NIEBO" jest obok nas w innym wymiarze.
Jestesmy od zawsze oszukiwani. Doskonale sobie zdaje sprawe ,ze brzmi to jak fantastyka ,ale jest to prawda. Poniewaz nie chce zgodzic sie na bycie medium tej czworki groza mi smiercia, chorobami, i jeszcze innymi rzeczami, jednak maz mi powiedzial, ze niczego mi zrobic nie moga.
Wiem, ze istnieja blokady , jednak nie wiem na czym to polega i do kogo sie zwrocic.
Zadawalam kiedys Wam pytanie czy istnieja swiaty rownolegle
inigdy nie dostalam odpowiedzi. Teraz wiem, ze tak.
I jeszcze jedno ta czworka z gory przejmuje wszystkie rozmowy mentalne z moim mezem.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Chciałam się podzielić pewna sytuacją, która się zdarzyła gdy miałam około 12 lat - teraz mam 28 ale pamiętam ją bardzo dokładnie. Musiał być to jakiś letni poranek, około godziny 5:30 leżałam na łóżku w półśnie i w pewnej chwili usłyszałam, że ktoś mnie zawołał, wymówił moje imię ale ten głos pojawił się w mojej głowie, był głośny i wyraźny przeszywający nie przypominał mi głosu osoby którą znałam.
Moje imię zostało wypowiedziane dwukrotnie, a ja się bardzo wystraszyłam. Schowałam głowę pod kołdrę, byłam sparaliżowane ze strachu i bałam się nawet oddychać. Dosłownie 10 sekund później weszła do pokoju moja mama i w tym momencie cały strach ze mnie zszedł. Jak mnie zobaczyła powiedziała że idzie do pracy i coś sobie tutaj zostawiła, mimo że zazwyczaj nie wchodziła do mojego pokoju przed pracą.
Próbowałam sobie interpretować tą sytuację, uważam że coś próbowało nawiązać ze mną kontakt telepatyczny jednak nie był on możliwy ze względu na moją reakcję, dlatego w jakiś sposób została przywołana moja mama. Być może mój zmarły dziadek chciał się pożegnać nie wiem.
Parę lat później gdy przebudziłam się w środku nocy zauważyłam świetlistą pionową smugę na środku pokoju, która się rozpłynęła. Moja mama śpiąc w tym samym pokoju również doświadczała dziwnych zjawisk. Ostatnio z 2 miesiące tamu śpiąc w mieszkaniu, w którym mieszkam od 7 lat zasypiając usłyszałam szept przy uchu. Od razu się zerwałam ożywiłam i gdy zaczęłam sobie tłumaczyć całe wydarzenie zatkanymi zatokami, usłyszałam to po raz drugi głośniej i wyraźniej jednak słowa były dla mnie nie zrozumiałe. Dodam jeszcze, że przed zgaszeniem światła mój kot zamiast spać rozglądał się po całym pokoju. Wszystkie te sytuacje nie działają zbyt dobrze na moją psychikę, często przed spaniem odczuwam lęk przed zobaczeniem czegoś i nie potrafiłam usnąć gdybym musiała zostać sama w mieszkaniu.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam! Na początku chciałbym podziękować załodze za to co robicie i jakie rzeczy opisujecie. Dzięki Wam nabrałem odwagi, żeby podzielić się moimi przeżyciami i spostrzeżeniami. Zarówno w temacie UFO, poprzez wędrówkę dusz a na jasnowidzeniu kończąc. Wiem że to zabrzmi trochę dziwnie. Jeden człowiek może mieć tyle do powiedzenia? A jednak.
Być może część z rzeczy, które opiszę mogą być jedynie dziecięcą wyobraźnią, przewidzeniem albo psikusem mojego mózgu. Ale ja wierzę że to wszystko w jakiś sposób łączy się ze sobą. No ale od początku. Kiedy miałem jakieś 5-7 lat (1995-1997) bawiłem się niedaleko stodoły moich pradziadków. Było lato, wakacje. Wiem bo mogłem się bawić do zapadnięcia zmroku. I wtedy, kiedy była już niezła szarówka zauważyłem trójkąt.
Ogromny, czarny trójkąt z czterema jakby płytkimi kopułkami (silniki, okna, element podwozia?). Trzy większe były przy wierzchołkach trójkąta i jedna, nieco mniejsza na środku. Pojazd ten poruszał się bezszelestnie, był ogromny, na pewno powierzchnie miał większą niż stodoła. Pojawił się dosłownie z nikąd i tak samo szybko zniknął. Z tamtego okresu pamiętam bardzo niewiele, jednak to wydarzenie zapadło mi głęboko w pamięci. Ojciec się trochę ze mnie śmiał, ale mama zawsze mówiła że nasza rodzina (od strony matki) nie jest do końca zwyczajna, albo raczej jest dosyć wyjątkowa. Mówiła też, żebym lepiej nie opowiadał dookoła o tym co widzę czy czuję bo ludzie tego nie zaakceptują, ale zawszę mogę przyjść z tym do niej.
Moje kolejne doświadczenia związane są z widzeniem tego co ma nadejść i zaczęły się kiedy kończyłem gimnazjum. Nie były to jakieś ważne momenty. A to jakiś konkretny samochód przy konkretnym otoczeniu czy grupa znajomych rozmawiających na konkretny temat. Tak jak bym sobie przypominał nagle fragment jakiegoś filmu, wiedziałem że owe zdarzenie śniło mi się kiedyś i to nawet kilka lat wcześniej. I to nie było tak że "może mi się śniło" tylko "napewno mi się śniło". Nie wiem dlaczego ale po prostu to wiedziałem.
Następne wydarzenia zaczęły się kiedy poznałem moją obecną partnerkę, czyli 2 lata temu. Pierwszy dzień w nowej pracy, kierownik oprowadza mnie po hali produkcyjnej i nagle zza rogu wyłania się Ona :) Ogarnął mnie wtedy bardzo dziwny stan. Zakochanie? Może, ale czułem się tak jak bym jej nie znał, ale znał. Tak jak bym nie wiedząc o niej nic jednocześnie wiedział o niej wszystko. Później się okazało że z drugiej strony wyglądało to bardzo podobnie. Najciekawsze jednak zaczęło się zimą tego roku. Wychodziliśmy z domu na spacer i zaraz po przekroczeniu progu powiedziała że jest strasznie zimno. Myślałem że słabo usłyszałem i poprosiłem żeby powtórzyła to co przed chwilą mówiła bo nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem. Okazało się że nic nie mówiła i zapytała co usłyszałem. Ja na to, że jest strasznie zimno, a ona w śmiech :) , że jesteśmy już na takim etapie że zaczynam czytać jej w myślach.
Identyczną sytuację mieliśmy kilka dni temu. Wszedłem do jej domu, przywitałem się z ojcem i zacząłem wodzić wzrokiem po salonie żeby przywitać się z matką. Wtedy moja luba powiedziała (a raczej pomyślała) że mama jest pewnie w ogródku. Odparłem, że się domyśliłem a ona pyta czego się domyśliłem. Odparłem że tego, że mama jest pewnie w ogródku. I tu znowu śmiech bo okazało się że moja dziewczyna nie odezwała się nawet słowem tylko pomyślała słowo w słowo to co usłyszałem. Rożnica między tymi dwoma zdarzeniami jest taka, że w zimę informacja była czytelna ale niewyraźna, taki trochę bełkot, ale zrozumiały. A ostatnio informacja była przejrzysta i bardzo wyraźna. Nawet jej głos się zgadzał. Dlatego bez większego zastanowienia powiedziałem że się domyślam bo byłem święcie przekonany że mówiła to na głos.
Mieliśmy też jedną nieprzyjemną sytuację. W marcu tego roku pojechaliśmy na weekend do Gdańska. Tak poprostu, żeby trochę pozwiedzać. Kiedy poszliśmy już spać, w pewnym momencie poczułem się bardzo nieswojo. Tak jakbym wyczuł czyjąś obecność. Obecność kogoś kto raczej jest niechcianym gościem. I w tej właśnie chwili, nad głową mojej śpiącej ukochanej zobaczyłem bardzo dziwną postać. Jednakże nie widziałem tego zmysłem wzroku. Miałem zamknięte oczy ale już nie spałem. Mimo wszystko widziałem to i wiedziałem w którym dokładnie miejscu to coś się znajduje. Coś podobnego jak tytułowy bohater w filmie "Daredevil" , z tą jednak różnicą że on widział w odcieniach niebieskiego a ja widziałem "kolorowo" . Postać wyglądała jak sama głowa z rękami i nogami, ale bez korpusu i z dziwnym grymasem na twarzy. Zdążyłem tylko krzyknąć "kotek nad głową!" i zamachnąłem się ręką na to coś, ale było szybsze od mojej ręki i zniknęło. Wszystko trwało ułamki sekund. Do tej pory jak o tym myślę dostaję gęsiej skórki...
Na koniec sytuacja z ostatniej nocy tj z 28 na 29 maja. Około godziny 2. Jestem nocnym markiem i często siedzę przy komputerze do późna. Poszedłem do kuchni po coś do picia i na papieroska. Przypalając fajkę zacząłem słyszeć dziwne buczenie. Ni to owad ni samochód. Odrazu skojarzyło mi się to z historią p. Jana Wolskiego! (jestem stałym czytelnikiem FN). Owe buczenie było tak jakby pulsacyjne tj podgłaszało się i przyciszało, płynnie, ze stałą częstotliwością. Nagle zobaczyłem rozbłysk bardzo jasnego, białego światła na wysokości latarni która stoi zaraz przy wejściu na posesję. Niestety stoi tam też drzewo i bardzo dużo zasłania, więc nic więcej nie udało się zaobserwować. Tylko buczenie i ten błysk jak przy spawaniu, bardzo mocny, oślepiający. Mógłbym porównać to do spawarki czy migomatu, tylko trochę większe, bardziej rozległe. Po błysku buczenie ustało.
To chyba wszystko co chciałem opowiedzieć. Czuję się trochę jak by mi spadł kamień z serca, ulżyło mi. Długo biłem się z myślami czy do was napisać czy nie. Wczorajsze nocne buczenie znacznie mnie popchnęło w tą stronę. Fajnie że jesteście. Dzięki Wam nie czuję się jak wariat. Gdyby załoga miała jakieś pytania to postaram się odpowiedzieć na wszystkie najdokładniej jak tylko potrafię. Przepraszam też za nieciekawą składnię tej wiadomości, ale piszę to trochę pod wpływem impulsu, takie "teraz albo nigdy".
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
[dane do wiadomości FN]
czytaj dalej
Aktualnie mam 29 lat, a zdarzenie mialo miejsce okolo 15 lat temu jak mialam 9, moze 10 lat. Postanowilam napisac do Panstwa, poniewaz przeszlosc powraca do mnie. Od razu napisze, ze nie bardzo interesuje sie tematyka ufo, mimo to czuje w sobie takie dziwne, nie do konca dla mnie zrozumiale polaczenie z wyzszym, a na pewno innym wymiarem, bardziej inteligentnym niz obecny na ziemi. Rozumiem, ze organizacja nie ma na rzeczy pomagac ludziom dotknietym kontaktem z obcymi, mimo to postanowilam napisac, zeby rozwiac watpliwosci, z ktorymi borykam sie od wielu lat.
Oczywiscie nie wyglada to w ten sposob, ze codziennie o tym rozmyslam i ze ma to wplyw na moje obecne zycie na tyle, ze sobie z tym nie radze, ale ma wplyw na tyle, ze postanowilam poruszyc w koncu ten temat i byc moze odpowiedziec sobie w koncu na ciagle nurtujace mnie pytanie "dlaczego..". Tak jak wspomnialam wczesniej zdarzenie mialo miejsce ok 15 lat temu. Byla szarowka, wakacje, przed godzina 22.00. Wyrzucalam wowczas do smietnika szklana butelke po czerwonej oranzadzie. Zastanawia mnie caly czas fakt czemu ja wyrzucalam a nie oddalam do pobliskuego baru za kaucja, po wczesniejszym zakupie, ale wyrzucalam ja do smietnika, tak pamietam.
Wowczas na swoim podworku, boisku (obecnie parkingu samochodowym), tam gdzie codziennie przebywalam ze swoimi rowiesnikami spedzajac aktywnie popoludnia, pewnego wieczoru wyrzucajac wlasnie te butelke na bloku w ktorym do dzis mieszkam, na zewnetrznej scianie budynku pojawily sie nagle 3 lasery. 3 male zolte koleczka przemieszczajace sie w danym miejscu na scianie budynku. Pomyslalam wiwczas ze za brama, za plotem (na terenie pobliskiego pubu ktos swieci laserami). Nikt wowczas nie swiecil i lasery byly jak by z gory, z nieba, ale tam tez nic nie bylo widac. Zaraz po tym nastapila cisza. Przestaly jezdzic samochody, halas z pubu zanikl, gwar z pobliskiego pubu rozmawiajacych ze soba smiejacych sie ludzi zamilkl. Nastala cisza, taka glucha cisza. I w tym samym momencie na calym duzym boisku i z calej lewej i prawej jego strony, zaczynajac od plotu pod moimi nogami, przez caly plac az przez mury budynku do samej gory pojawlo sie wszedzie takie jasno zolte swiatło, bialo zolte.
Pomyslalam wtedy ze to jakas mega mocna nadzwyczajna petarda, ktorej nigdy wczesniej nie widzialam i zastanawialam sie czemu nie wybuchła tak mega glosno, czemu w ogole nie wybuchla. Pozniej mialam wyjeta godzine, moze dwie z zyciorysu. Weszlam do domu, mama spala i byla jak by odcieta, chociaz zawsze przed 22 wolala mnie z okna do domu. Tym razem jak nigdy polozyla sie spac i spala, probowalam ja obudzic jak weszlam do domu, bezskutecznie. Brat o 5 lat starszy tez spal, chociaz zawsze o tej godzinie albo nie bylo go wdomu bo byl z kolegami, albo ogladal tv, tym razem spal o tak wczesnej dla niego porze. Dobudzilam go po jakims czasie i powiedzialam ze wydarzylo sie cos niesamowitego i nie umualam wytlumaczyc co, podszedl do okna i powiedzial ze nic nie widzi i zebym polozyla sie spac i go nie budzila bo jest spiacy bardzo. Domyslam sie ze napisalam to troche zbyt chaotycznie, ale dodam ze pisalam drugi raz, bo wczesniejsza wiadomosc ktora pisalam mi sie skasowala przy samym koncu i na szybko napisalam raz jeszcze. Nie pamietam nic w miedzy czasie. Jestem pewna ze tak bylo jak napisalam.
W miedzy czasie (oprocz tego ze np w wieku 10 lat zapomnialam plecaka do szkoly, wiedzac po drodze ze czegos nie mam i orientujac sie na pierwszej lekcji, ze chodzi o plecak, ogolnie mialam i mam do dzisiaj problemy z pamiecia) kilka lat temu mialam straszny bol glowy z lewej strony przy skroni, bol nie do opisania psychiczno fuzyczny przewyzszajacy wszelka skale dotychczasowego bolu, stracilam swiadomosc, tozsamosc, mowe, rownowage, zadne tabletki nie pomagaly. Puscilo po ok 4-5 godzinach. W miedzy czasie na rezinansie magnetycznym wyszlo ki ze mam jakies ogniska zapalne w lewej polkuli mozgu i musze zrobic rezonans magnetyczny z kontrastem. Chodzi mi o to zdarzenie jak wyrzucalam butelke, o ta "niezwykla petarde" ktora nie wybuchla, o to biali zolte bardziej biale niz zolte, jaskrawe swiatlo na calej powierzchni, o te cisze, o nienaturalna reakcje mojej mamy i mojego brata.. Czy to moglo byc zwiazane z ufo? Prosze o szczera odpowiedz. I o podejscie do speawy powaznie. Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Dziękujemy za opis. Czy to wydarzenie mogło mieć związek z UFO? Jak najbardziej tak. Obcy z tych pojazdów są w stanie robić coś, co na świecie nazywane jest "zamrożenie czasu". On po prostu jakby stanął w miejscu, jest cisza, nie ma ruchu czegokolwiek itp.
Także potrafią punktowo oddziaływać na ludzi. To może wyjaśnić dziwne - jak wynika z opisu - zachowanie mamy czy brata. Jeśli jednak zjawisko się nie powtórzyło, to trudno jest napisać o nim coś więcej. Było to wiele lat temu, pamięć dziecka potrafi wiele rzeczy przeinaczyć, wyolbrzymić itp. W każdym razie pięknie dziękujemy za ten opis, który trafia do naszego Archiwum FN.
Przy okazji polecamy poniższy wykład Marca Davenporta - jest tam mowa o umiejętnościach obcych "zamrażania czasu".
czytaj dalej
[...] Droga Redakcjo, Jak zwykle, na początku mojej wiadomości chcę zaznaczyć, że bardzo doceniam Wasz portal. Wysłałam już do Was kilka historii i jeszcze ich trochę zostało do opisania. Trzy miesiące temu pisałam o śmierci mojej kochanej babci. Dalej ciężko mi się z tym faktem pogodzić. Dzień jej pogrzebu był najgorszym dniem w moim życiu, mój dziadziuś nie potrafił się uspokoić nad jej trumną.
W tych wszystkich strasznych tygodniach, gdy moja babcia umierała wydarzyło się wiele dziwnych rzeczy. Wizje i wydarzenia jedne po drugich były wręcz przerażające, ja jednak nie opisałam wszystkiego. Już po śmierci mojej babci i po pogrzebie babcia jeszcze kilka raz mi się śniła. Przeważnie bardzo smutno. Był sen, w których spotkałam sanitariuszkę, która uświadamiała mi że powinnam wezwać karetkę, bo moja babcia się dusi. Drugi sen był już w pewnym odstępie czasu - babcia śniła mi się jako niewidzialny byt w swoim starym mieszkaniu. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale płakała i próbowała mnie przytulać w tym śnie, przez co się zwyczajnie również rozpłakałam.
Dwa miesiące po śmierci mojej babci było bierzmowanie mojej córeczki, na którym mój dziadek (a jej pradziadek) był świadkiem w dniu swoich 85 urodzin. I w ten dzień mojego dziadka obudził głos babci głośnym zawołaniem "Wstawaj!" i punkt siódma dziadek zerwał się z łóżka (opowiadał to później wszystkim). W trakcie popołudniowej mszy, po uroczystości bierzmowania kapłan wspominał o modlitwie za dusze zmarłych, a ja w tym momencie pomyślałam o mojej babci. Na drugi dzień rano, po przebudzeniu, zanim wstałam z łóżka miałam wizję.
Chcę zaznaczyć, że to nie były żadne majaki, tylko wyraźny obraz. Widziałam dosłownie, przez parę sekund moją babcię - piękną, młodą w eleganckim płaszczu i berecie, na dłoniach miała skórzane rękawiczki. Stała w kościele, obok ambony, zdjęła rękawiczki i odłożyła je na ambonę. Wtedy popatrzyła na mnie pięknymi, niebieskimi oczami i wszystko znikło. Od tego czasu babcia osobiście już mi się nie przyśniła. Śniła się natomiast mojej córeczce i pytała, jak poszło jej na testach gimnazjalnych. Pozdrawiam wszystkich czytających. Moje dane proszę zostawić do wiadomości redakcji. [...]
czw. 24.05.2018 16:28
czytaj dalej
[...] Zgadzam się w 100%, że ze zwierzęciem, z którym jesteśmy emocjonalnie mocno związani można nawiązać kontakt, mało tego, to zwierzę bardzo często samo nawiązuje ten kontakt. Aby nie być gołosłowną przytoczę zdarzenie, które sama przeżyłam tydzień temu. Posiadam w domu 3 koty, dwa syberyjskie to jeszcze młodzież, żyją w swoim świecie łobuzowania i zabaw i kotkę, czarnego dachowca, mającą 19 lat zwaną przez domowników babcią Kundzią.
Wszyscy zgodnie twierdzą, że Kundzia jest moim osobistym kotem, znalazłam ją jako umierające kocię pod śmietnikiem i udało się uratować, jest bardzo nieufna na wszystkich fuka i nie daje się dotknąć ale do mnie jest prawie przylepiona i często musi mi położyć łapy i głowę na kolanach i tak sobie siedzimy, śpi mi pod pachą w łóżku, woła mnie do sypialni jak za długo siedzę wieczorem w salonie i zawsze się pojawia nie wiadomo skąd jak wracam z pracy.
Latem nie lubi mieszkać w domu, sypia na tarasie i przebywa w okolicy domu w ogrodzie, ponieważ jest już stara i trochę schorowana nie oddala się. Tydzień temu nie przyszła się przywitać jak wróciłam z pracy, nie było jej półtorej doby. W nocy miałam straszny sen, śniło mi się, że obok mnie w łóżku są takie jakieś robale i muchy w kształcie czarnego kota, wyglądało to tak jakby rozkładało się jakieś zwierzę, i ja wołam mojego męża: chodź szybko, my szukamy wszędzie babci Kundzi, a ona tu leży nieżywa i zaczęłam płakać w tym śnie, mąż podchodzi, żeby spróbować to sprzątnąć, a to coś nagle zaczyna strasznie głośno miauczeć i wzywać pomocy no i się obudziłam.
Opowiadam mój sen i mówię, coś się jej stało i trzeba jej szukać ona mnie woła, tak to czułam. Obszukaliśmy cały ogród w każdym zakamarku i nic, w ogrodzie mamy jeszcze taki domek na narzędzia, myślę sobie, że jeszcze tam zajrzę, otwieram , a tam siedzi kupka nieszczęścia i i cicho miauczy bo nie miała już siły. Teraz jest już wszystko dobrze i moja ponad 100 letnia babcia( według ludzkiej miary) znowu mnie wita codziennie po pracy.
[dane do wiad. FN]
/poniżej grafika z Archiwum FN/
czytaj dalej
Dzisiaj w naszym cyklu XXI PIĘTRO - TWOJA HISTORIA prezentujemy opis klasycznej obserwacji UFO z 2007 roku. Jest on jednak o tyle nietypowy, że przyszedł do nas jako list.
Przy okazji przypominamy nasz adres:
FUNDACJA NAUTILUS
skr. 221, 00-950 Warszawa 1
Poniżej obserwacja.
Na koniec jeszcze krótka informacja z naszego facebooka.
czytaj dalej
[...] Witam Fundacje Nautilus ! Chciałbym opisać pewne zdarzenie a dokładnie ciąg małych „znaków”, które bardzo mnie poruszyły.
Na początku chciałbym wspomnieć o Jodze Powa zapewne jest Państwu doskonale znana. W skrócie można powiedzieć że polega na wysłaniu dzięki intencji mistrza duszy zmarłego do Czystej Krainy Buddhy Amitabhy.
x
Na ulicy na której mieszkam żył pewien mężczyzna, samotnik. Jeśli dobrze pamiętam w kwietniu bieżącego roku jego sąsiadka wezwała straż, ponieważ martwiła się jego brakiem aktywności. Służby przyjechały do jego domu ( a dokładniej ruiny z zarośniętym ogrodem) i okazało się że wszystko jest w porządku.
Po około tyg. po tym wydarzeniu mężczyzna zmarł. Od razu przyszło mi do głowy „przeczucie śmierci” ze strony jego sąsiadki. W tym czasie dowiedziałem się o serwisie poła prowadzonego przez Yutanga Lina ucznia Yogiego Chena.
Wysłałem mail z danymi sąsiada. W ciągu 2 tyg miałem przynajmniej dwa dziwne odczucia przechodząc obok domu zmarłego sąsiada. Za pierwszym razem idąc ulica pomyślałem o Jodze Powa i Amitabhie. Nagle spojrzałem się w bok i ujrzałem jego dom. Drugi raz był silnym przeżyciem , które mocno mną wstrząsnęło. Znów zacząłem myśleć o Powa itd. Mój wzrok przyciągnęły kwiaty (początek maja) i drabina oparta o drzewo pomyślałem „drabina do nieba” cały ogród wydawał mi się piękniejszy od innych mimo że cały był w fatalnym stanie podobnie jak dom. Poczułem również olbrzymie współczucie i miłość połączenie żalu, miłości ,radości, współczucia z spokojem. Uczucie ciężkie do opisania. Wiedziałem, że jest „po drugiej stronie”.
Już pisałem mail w tej sprawie może nie dotarł do państwa? Starałem się odtworzyć powyżej swoje wspomnienia i uczucia, które mi towarzyszyły. Przepraszam za pewne niejasności błędy ale ciężko jest opisać tak ‘dziwne” uczucie, przekonanie. Nadal towarzysza mi lekkie emocje mimo upływu czasu. Mam nadzieje że moja relacja jest jak najdokładniejsza z rzeczywistością.
Yutang Lin odwiedzi niebawem Polskę http://mahajana.net/aktualnosci/yutang-lin-w-warszawie
Z wyrazami szacunku
Waldemar
/poniżej mistrz Yogi Chen/
czytaj dalej
Witam FN. Chciałbym się podzielić z wami pewnym zdarzeniem które miałem w dzieciństwie. Chodzi dokładnie o przewidywanie zdarzeń które za chwile się wydarzą.
Miałem wtedy około 8-12 lat. Rozbieżność w latach dość spora ale ciężko mi określić w jakim wieku wtedy byłem. Kojarzę, że było to w mniej więcej takim wieku. Sytuacja wyglądała tak, że mieszkaliśmy wtedy w bloku na osiedlu. Mieszkaliśmy na 3 piętrze. Ja na podwórku przy takich płytkach brukowych które były pozostawione przy bloku na przeciwko schowałem sobie zabawki.
Byłem w pokoju przez który miałem bardzo dobry widok na całe osiedle ( mój podwórek ). W pewnym momencie do pokoju weszła moja starsza o 5 lat starsza. Zawołałem ją, i powiedziałem, że wiem co się zaraz stanie. Ona na to, że na pewno nie, no i stanęliśmy przy oknie i powiedziałem że jej pokaże. No i najpierw powiedziałem, że zaraz zza rogu bloku z naprzeciwka wyjdzie mój kolega Łukasz i przechodząc obok mojej skrytki o której nie miał prawa wiedzieć zacznie tam węszyć i zabierze moją zabawkę.
Oczywiście nie minęło 5-7 sekund i tak dokładnie się stało. Ale Siostra powiedziała, że pewnie podejrzał kiedyś, że ją tam schowałem tą zabawkę i dlatego tak zrobił. Ja oczywiście zaprzeczyłem i postanowiłem jej nadal udowodnić, że potrafię powiedzieć co będzie dalej. Wskazałem, że on najpierw pójdzie i siądzie sobie na ławkę posiedzi sobie tam przez jakąś chwile i pójdzie do sklepu po loda a następnie wróci i pójdzie do piaskownicy. Ku zdziwieniu mojej siostry stało się dokładnie tak jak Ja to powiedziałem. Ja nie czułem wtedy zdziwienia a wiem, że miałem ogromne przekonanie , ze właśnie tak się to stanie. Pisząc teraz do was przypominam sobie, że to była jakaś taka achwila kiedy Ja poprostu czułem ogromną pewnośc tego co zaraz ma nastąpić.
Musze w tym momencie zaznaczyć ze teraz nie mam żadnych zdolności przewidywania i super intuicji.
Wracając do tych przeczuć przyszłych wydarzeń to w późniejszym czacie także bardzo często zdarzało mi się mieć coś na styl przewidywania ale to raczej nazwał bym to superintuicją. w szkole podstawowej i późniejszej licealnej byłem najlepszym piłkarzem. Zawsze dawałem z siebie 120% i wiem że to był mój sposób na sukces ale też wiem, czego inni nie wiedzą ze bardzo często kiwając się przeciwnikiem czy tez idąc sam na sam na obrońców miałem ogromne przeczucie co zrobią, w jaki sposób zaatakują czy też w którą strone pójdą. Ciążko mi nazwać czy too takrze było przewidywanie przyszłości chodz ja sam bardziej bym to nazwał superintuicją która w grze w piłkę sprawdzała się w 100% i dzięki niej miałem ogromną przewagę nad kolegami.
Pozdrawiam całą załogę FN
3-Mjcie się
[dane do wiad. FN]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.