Dziś jest:
Niedziela, 6 października 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
/tekst powstał w 2003 roku/
[...] Zbieranie grzybów to przyjemność, ale i ryzyko. Każdy myśli, że jest fachowcem i na pewno potrafi odróżnić prawdziwka od jadowitego muchomora. Ta wiara jest czasami tak silna, że przysłania rozum. Zatrucia grzybami są stałym elementem wakacyjnego, polskiego pejzażu, zaś zupki na muchomorach potrafią całe rodziny postawić na granicy życia i śmierci, a niektórym grzybki pozwalają tę granicę przekroczyć...
Mimo ostrzeżeń i apeli co roku do lasów ruszają całe zastępy dzielnych grzybiarzy-amatorów i trudno się im dziwić, bo jest to jednak ogromna frajda. Można się odizolować, przemyśleć pewne rzeczy na nowo, a jak szczęście dopisze, to i jakąś dziką zwierzynę spotkać. Tu gąska, tam podgrzybek – jest miło i sympatycznie. „Trójkąt Wylatowski” to miejsce naprawdę idealne dla wszystkich miłośników zbierania grzybów, a jednak warto pamiętać o elementach dodatkowych, które mogą Was tam spotkać. I nie mam tutaj na myśli wnyk zastawionych przez kłusowników, choć pewnie i takie się zdarzają, ale... pułapek stworzonych przez kogoś zupełnie innego.
Było to wczesną jesienią pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy na grzyby wybrała się czwórka gospodarzy z małej miejscowości położonej w okolicach Żnina. Pogoda tego dnia była wspaniała, zero deszczu, zero wiatru, na niebie piękne słońce. Wszyscy panowie zabrali ze swoich gospodarstw duże torby, wstali wcześnie rano i ruszyli w las. Było kilka minut po siódmej, kiedy przeżyli coś, co sprawiło, że „emocje podczas grzybobrania” nie są dla nich tylko i wyłącznie pustym słowem. Niczego się nie spodziewając weszli w sosnowy las. Po kilkudziesięciu minutach mieli już w swoich torbach pierwsze maślaki, a i borowik się trafił. I wtedy usłyszeli ten szum. Wiem, że grzybiarze lubią sobie pomóc w szukaniu i czasami posiłkują się mocnym trunkiem, ale akurat tego dnia nikt z nich – jak zapewniają – nie wziął nawet kropli alkoholu do ust. Piszę o tym dlatego, że to, co stało się potem, przypomina jakąś szaloną pijacką wizję. Szum dobiegał bowiem z góry, z wierzchołków drzew. Wydawało się, jakby coś ocierało się o szczyty drzew delikatnie je naginając. Było czuć także wyraźny powiew wiatru, jakby to „coś” na górze wywoływało specjalnie mały podmuch. Trwało to ledwie kilka sekund, kiedy nagle rozległ się niepokojący trzask gnących się, 30-letnich sosen. Wysokie na dwadzieścia metrów drzewa pochyliły się tworząc coś w rodzaju ekranu złożonego z gałęzi. Ciekawe, że całe zjawisko dotyczyło tylko kilku drzew rosnących obok siebie, zaś w inne sosny pozostały całkowicie nieruchome. Czwórka naszych dzielnych grzybiarzy patrzyła się na to widowisko jak urzeczona, aż nagle... pomiędzy drzewami pojawił się ekran "niczym jak telewizor".
Taki sam, jak z nowoczesnych rzutników multimedialnych, tylko że w barwach czarno-białych. Na tym naturalnym ekranie widać było... fragment wyścigu kolarskiego! Pięciu kolarzy zawzięcie pedałowało, kręcili pedałami i nawzajem się wyprzedzali. Ich pochylone sylwetki były dobrze znane każdemu, kto choć raz obserwował wyścig kolarski. Wspaniałe, sportowe rowery, duża dynamika, urok wyścigu na dwóch kółkach... wyglądało to trochę tak, jakby jakiś nieznany mieszkaniec lasu postanowił na chwilę włączyć swój naturalny, „leśny telewizor” i przełączył go na ulubiony, sportowy kanał. I wyglądało to bardzo ładnie, choć miało także minusy – świadkowie opowiadali potem, że nie było widać kręcących się szprych! Mężczyźni stali przez chwilę w całkowitej ciszy oglądając ten niezwykły, kolarski pokaz multimedialny , po czym... rzucili się panicznie do ucieczki! W sumie to dziwne, bo przecież mogli spokojnie obejrzeć do końca relację i przekonać się, który kolarz wygra... Nie ma wątpliwości, że ten szczególny pokaz był właśnie dla nich. Ktoś chciał prawdopodobnie zobaczyć, jakie będą ich reakcje, kiedy „dadzą dyla” i w którym momencie puszczą im nerwy. Tajemniczy, latający „rzutnik multimedialny” poruszał się po koronach drzew, odginając je i wzbudzając powiewy wiatru. Ciekawe, że grzybiarze nie widzieli samego obiektu, a jedynie mieli możliwość przekonać się, jakie były skutki jego przemieszczania. Wniosek jest oczywisty – te obiekty mogą być w jakiś niezwykły sposób niewidzialne, zaś o samoczynnie odginając się wierzchołkach drzew miałem później usłyszeć jeszcze wiele razy... Ot, zwykła rzecz. Lasek, gdzie doszło do tego ciekawego incydentu, mieści się tuż obok miejscowości O.. Skoro już mówimy o tej małej mieścinie, to warto odwiedzić gospodarstwo państwa K. [dane do wiadomości red.] O tej historii dowiedziałem się zupełnie przypadkiem i miałem okazję ich zaskoczyć swoim przyjazdem. Jest to ważne, dzięki elementowi zaskoczenia cała historia stała się wiarygodna. Gdyby bowiem Ci ludzie chcieli mnie oszukać, to wcześniej musieliby się przynajmniej odrobinę naradzić, ustalić jakąś strategię, a tutaj... przyjeżdża pod dom samochód z obcymi ludźmi, którzy wchodzą do domu i pytają o wydarzenie sprzed wielu lat. Może i nie jest to zbyt grzeczne, ale dzięki temu można uzyskać gwarancję, że nie mamy do czynienia z oszustwem czy chytrą zmową w celu „pozyskania sławy w mediach”, co podejrzewa tak wiele osób kwestionujących relacje świadków, którzy widzieli UFO... Przy okazji – będąc na przyjęciu spróbujcie kiedyś tak rzucić od niechcenia, że widzieliście taki obiekt. Takie zwykłe doświadczenie psychologiczne, proste jak drut – potem wszystko odwołacie. Rozejrzycie się wokół, zobaczycie drwiące uśmieszki, miny pełne zażenowania, nastąpi krępująca cisza, a ktoś dławiąc z trudem śmiech ukryje twarz w dłoniach... To samo, tylko że spotęgowane do n-tej potęgi przeżywają ludzie, którzy decydują się mówić otwarcie o tym, co widzieli i przeżyli. Taki jest rezultat tej sławy, którą tak wielu wytyka jako argument pozwalający zakwestionować wydarzenie ufologiczne, które odbiło się echem w mediach. Ci ludzie intuicyjnie czują, co oznacza ujawnienie prawdy dziennikarzom, a jednak... decydują się mówić.
Obserwacja na własne oczy dziwnego obiektu jest bowiem niczym przekroczenie pewnej granicy, dostąpienie do wybranej grupy tych, którzy „wiedzą i widzieli”. Patrzysz na śmiejących się ludzi wokół i myślisz: „ale jaja, oni nie wierzą w to, a to istnieje, bo ja to przecież widziałem tak, jak teraz ich widzę. To rekord świata!”. To wspaniałe uczucie jest dane każdemu, kto jest w elitarnym klubie naocznych świadków przelotów niezidentyfikowanych obiektów latających.
Rodzina państwa K. jest w jeszcze wyższej podgrupie tej elity. Dostąpili bowiem zaszczytu przeżycia Bliskiego Spotkania typu drugiego, co w języku angielskim określa się symbolem CE II. Podejrzewam, że gdyby nie ta przygoda, hasło „UFO” pozostałoby dla nich jedynie pustym słowem z gazetowych krzyżówek.
- A skąd się Państwo dowiedzieli o tym?
Gospodyni domu była wyraźnie zaskoczona, że jest ktoś, kto się tym w ogóle interesuje. Spotkanie dziwnych, obcych istot w lesie jest bowiem zupełnie nieinteresujące, wręcz nieważne. Gdyby tak było, to na pewno zainteresowaliby się takimi sprawami dziennikarze, trąbili by o tym, o w mediach panuje grobowa cisza. Widać, że jest to nieinteresujące. Nuda.
- Słyszeliśmy od Państwa sąsiadów, których znamy... Nie przeszkadzamy na pewno? Tak naszliśmy Państwa dom jak wojsko czy policja, przepraszamy...
- Nie, nic nie szkodzi. Proszę, herbatę zrobię zaraz... Pan zdejmie kurtkę!
Trzeba przyznać, że badanie dziwnych zjawisk to zajęcie wymagające tupetu. Przed chwilą rodzina w niedzielę oglądała telewizję, a teraz ma w kuchni kilka nieznajomych osób, którzy pytają o wydarzenie sprzed 5 lat. Co zrobić – tak czasami trzeba!
- Widzi Pan, bo my wtedy wracaliśmy do domu tym mercedesem...
- Beczką?
- Nie, „kubusia” wtedy miałem... dobry samochód, solidny!
Dobrze jest zacząć rozmowę od jakiegoś banału, drobiazgu niezwiązanego ze sprawą. To ośmiela ludzi, zachęca do snucia opowieści. Pan Andrzej przypominając sobie ten dzień z trudem powstrzymuje śmiech.
- Opowiadałem tą historię, to się śmieli tylko... Gdyby żona i córka nie jechały wtedy ze mną, to by ludzie pomyśleli, że po pijaku zwidy miałem.
- To ty też byłaś w tym samochodzie? – z zaskoczenia pytam Natalię, 12-letnią córkę państwa K. Takie pytanie pozwoli mi zorientować się, czy ta dziewczynka została zmanipulowana przez rodziców. Po dziecku to widać od razu. Odpowiedź pozbawia mnie złudzeń.
- Ja to tylko prosiłam tatę, żeby się nie zatrzymywał, bo te ludziki... bałam się! – mówi bez chwili zawahania.
Nawet nie patrzy na matkę, odpowiada bez namysłu, natychmiast. Zupełnie inaczej odpowiada dziecko, które wcześniej było przez rodziców instruowane, jak opowiadać, co mówić, a czego nie. To oznacza, że ta historia może być prawdziwa. Po wielu latach doświadczeń i słuchania takich opowieści wykształciłem w sobie rodzaj intuicji, która pozwala mi wyczuwać fałsz.
- Dobrze... Panie Andrzeju, zacznijmy od początku... jechał Pan w nocy przez las?
- No tak, w trójkę jechaliśmy, ja z żoną z przodu, a córa z tyłu siedziała. Ale to ja pierwszy to zielone światło dostrzegłem!
Pan Andrzej poczuł się wyraźnie ośmielony moją deklaracją, że nie będzie pierwszym człowiekiem, od którego usłyszę historię o spotkaniu z dziwnymi istotami. Poznajemy szczegóły tego, co wydarzyło się tamtej nocy. Który to był rok? Na pewno kilka lat temu, ale wiadomo, że córka Natalka miała około 8 lat... Po chwili udaje się ustalić, że musiał to być 97 rok. Państwo K. jedą razem z córką na spotkanie do swojej rodziny mieszkającej w sąsiedniej wiosce. Jest dobrze po północy, kiedy decydują się wracać do domu. Nie jakąś główną drogą, bo tutaj prawie nie ma głównych dróg... Ot, taką zwykła, polną, która wiedzie przez las. Pan Andrzej odpala silnik Diesla swojego wysłużonego Mercedesa i samochód powoli rusza. W środku wesoło, choć córka chce już pójść spać i cieszy się, że rodzice wreszcie zdecydowali się na powrót do domu. Teren wokół O. jest raczej słabo zaludniony, jadąc przez las o tej porze... prawdopodobieństwo spotkania kogokolwiek jest prawie zerowe. Światła Mercedesa wydobywają z ciemności kolejne fragmenty drogi i lasu, do domu już niedaleko, najwyżej kilka kilometrów. I wtedy wydarza się coś niezwykłego. Andrzej K. dostrzega światełko, po prawej stronie. Małe, zielone światełko.
- Był Pan w wojsku? No! To takie właśnie światełko małe, jak z noktowizora!
- To światełko było z czegoś, co stało w lesie? – pytam.
- Tak, tam coś musiało stać, ale ja tego nie widziałem. Tylko dostrzegłem taki mały zielony kwadracik jak z noktowizora. Może 20 metrów od drogi którą jechaliśmy, a może i to nie... Wie pan, ciemno było. No a potem to już tego ludzika zobaczyłem...
- Ludzika?
- Panie, szedł sobie tak normalnie, poboczem. Mały taki człowieczek, znaczy niski jak dziecko.
Po prawej stronie drogi, wprost w kierunku jadącego samochodu idzie niska istota ludzka, ale... wygląda dziwacznie. Po pierwsze wzrost – najwyżej 150 centymetrów wzrostu. Jak dziecko prawie.. Istota idzie równym krokiem, w ogóle nie patrzy w kierunku jadącego samochodu, tak się przynajmniej wydaje. Kiedy jest w odległości 10 metrów od auta, wtedy można dostrzec szczegóły jej ubioru. Nie widać twarzy, tylko jakiś czarny hełm z wyraźnym jaśniejszym punktem nad czołem. Strój przypomina wojskowe moro, w zielonym odcieniu, choć być może barwa była trochę inna, ale wiadomo – nic wszystko może zmienić. Pierwsze skojarzenie? Pewnie żołnierz jakiś, zagubił się, wraca do jednostki. Pan Andrzej miał też inne podejrzenie, o którym ze śmiechem opowiada.
- Ja to myślę sobie, a może policja w nocy patrol wypuściła? Papiery samochodu mam w porządku, ale... zawsze to strach.
- A nie pomyślał Pan, że to może być coś... no wie Pan, obcego?
- No skąd! To znaczy jak już te wszystkie pozostałe światła pozapalały, to wtedy mnie strach obleciał, ale zatrzymać się miałem ochotę, a córka zaczęła krzyczeć „Tata nie, tata nie!”
Kiedy samochód minął dziwną postać z hełmem na głowie, wtedy z ciemności wyłonił się najdziwniejszy widok, jaki kiedykolwiek Ci ludzie widzieli w życiu. Przy drodze w równym szeregu stały dziesiątki identycznych osobników, jak ten, który właśnie przeszedł sobie poboczem. Oni stali, po prostu stali obok siebie w równym rzędzie niczym żołnierze. Wszyscy mieli takie same hełmy z czymś na górze, co wyglądało niczym latarka. I prawdopodobnie taką latarką było, bo nagle – jak na ruch czarodziejskiej różdżki ukrytego gdzieś dyrygenta – wszystkie światła na hełmach tych istot się zapaliły. Pani Grażyna wystraszyła się nie na żarty.
- Ja mówię do męża: Andrzej, o Jezu, co to jest? A tych świateł w lesie były tysiące...
- E tam, to jeszcze nic, jak się one zapaliły – wtrąca się mąż pani Grażyny – wtedy to się zrobiło jasno jak w dzień! Opisać się tego nie da, jak jasne światło biło od tych ludzików, tych ich latarek znaczy...
- Co pan wtedy pomyślał? – pytam.
- Ćwiczenia, wojsko albo policja. Ale że takie cuda mieli jak te światła? No i te istoty, twarzy widać nie było, tylko te latarki jak górnicy... Natalka się wystraszyła i krzyczy „Tata jedź!”
- Bo tych ludzików było mnóstwo – tłumaczy córka pana Andrzeja – i stali tak nieruchomo, w równym rzędzie. Każdy miał taką samą wielkość, niczym się nie różnili od siebie... To może mama opowie...
Pani Grażyna właśnie w kuchni zalewa wrzątkiem herbatę i przypominając sobie tamten wieczór tylko z niedowierzaniem kręci głową.
- Mąż tylko zwolnił trochę, a te małe ludzie zupełnie nic, tylko z tych lampek to światło na samochód... Ja mówię wtedy „Andrzej, nie zatrzymuj się!”
- I szkoda! – zastanawia się mąż pani Grażyny – bo jak bym sam jechał, to bym się zatrzymał. Ale one się bały, więc... sam ciekaw teraz jestem, co to było z tymi ludzikami. Źle się stało, że nie stanąłem...
- Ej tam, wiadomo, kto to był... Może by nam co zrobili, kto ich tam wie – pani Grażyna patrzy z dezaprobatą na męża. Mogę się tylko domyśleć, jak wyglądała scena w samochodzie w tę niezwykłą noc.
Od razu po przyjeździe do domu o swojej niezwykłej przygodzie opowiedzieli najbliższej rodzinie. Reakcja? Śmiech oczywiście. Przywidzenia jakieś i takie tam – nie ma o czym mówić. Andrzej K.natrafił na klasyczny problem wszystkich, którzy mieli okazję widzieć na własne oczy coś dziwnego. Nikt wokół nie wierzy i nawet nie ma o tym z kim porozmawiać. Kiedy człowiek widzi, że inni się z niego śmieją, zamyka się w sobie i w ten sposób setki, jeśli nie tysiące wiarygodnych historii spotkań z UFO idzie w zapomnienie.
- A ja mówię – wy się śmiejcie, a ja wiem, co widziałem! Gdybym sam jechał, to może i bym się zastanawiał, czy nie przysnąłem, ale żona i córka były ze mną, sami Państwo widzicie... Nie wiem, kto to był w tym lesie, ale to zwykłe ludzie nie byli!
Wychodzimy z domu państwa K. przepraszając za nagłe najście i dziękując za gościnę. Nie powiedziałem im najważniejszego, że siła, z którą mieli okazję się zetknąć w tamten wieczór, potrafi zrobić istne cuda, choćby wprogramować w pamięć rzeczy, które w ogóle nie miały miejsca. Oznacza to, że obrazek tysięcy istot ze światełkami na kaskach, jak u górników, stojący równym rzędem przy drodze – to oczywiście mogła być prawda, ale... być może w ogóle nie miało nigdy miejsca. Być może ktoś celowo wymazał z pamięci inne, o wiele ciekawsze wspomnienia, gdyż chciał coś ukryć przed takimi ludźmi jak my. W ten sposób pozbawił też kłopotów samych uczestników tego zdarzenia. Tak naprawdę należało by wszystkich tych ludzi poddać hipnozie i dopiero wtedy dokładnie ustalić, co zdarzyło się tamtej niezwykłej nocy... Ale do tego potrzeba czasu, ludzi, pieniędzy. Na razie zamykamy tę sprawę, tak jak setki podobnych spraw. I jak zawsze w takim przypadku solennie obiecuję sobie, że kiedyś do tego powrócę.
Poniżej zdjęcia świadków.
Tak według córki państwa K. wyglądały dziwne istoty.
czytaj dalej
Pan Grzegorz napisał do nas wiadomość, w której zauważył dość ciekawe elementy w dawnej wizji Krzysztofa Jackowskiego z 2009 roku. Warto jest przytoczyć jego wiadomość.
Droga Fundacjo!
Wywołaliście prawdziwą burzę w internecie, zwłaszcza na youtube - Wasz udostępniony materiał z 2009 roku obejrzało prawie 100 tysięcy ludzi, na wielu forach wielotematycznych pojawił się link, wiele laików zaczęło się interesować panem Krzysztofem i mniej krytycznie spoglądać na tezy, które wygłasza.
Osobiście dla mnie te wydarzenia były szokiem, nie mniejszym niż sam przykry incdyent, który miał miejsce na Ukrainie.
Warto jednak spojrzeć na dalsze prognozy pana Jackowskiego, o którzy mówił w 2009 roku. Wymienię je krótko:
- kolejny wstrząs gospodarczy, drugie dno kryzysu (obecnie bardzo możliwe do zrealizowania, gdy sankcje okażą się bronią obosieczną i nie tylko dotkną Rosji, ale wrócą jak Bumerang, wszak jeśli odizoluje się jedno państwo połączone lukratywnymi kontraktami gospodarczymi, to pozostałe państwo też poczują ten ubytek!)
- powolny rozpad Unii Europejskiej (aktualnie widzimy wzrost tendencji eurosceptycznych, w tym chociażby Nasze podwórko - Nowa Prawica w Europarlamencie)
- wybory prezydenckie, gdzie pojawią się dwie nowe twarze - siwy mężczyzna (Janusz Korwin-Mikke) oraz kobieta, która ma być alternatywą dla PO (wszyscy myśleliśmy, że dotyczy to wówczas zbliżających się wyborów w 2010 roku, a wszystko wskazuje na to, że pan Jackowski mógł przewidzieć dopiero te wybory, które odbędą się w 2015 roku)
- wojna (Wojna ma być poprzedzona prowokacjami!)
Chciałbym zaapelować, aby Fundacja odkopała z bazy danych więcej materiałów z tego roku dotyczących przepowiedni pana Jackowskiego, gdyż może się okazać, że znów trafił!
Zamieszczam na koniec link (oryginalny!) umieszczony 18 maja 2009 roku, gdzie pan Jackowski mówi o kolejnych przepowiedniach.
Pozdrawiam załogę!
Grzegorz
http://patrz.pl/filmy/krzysztof-jackowski-widzi-kryzys-w-lipcu-roku-2009
I jeszcze jeden e-mail do FN:
Szanowna Redakcjo.
Chciałbym się podzielić takim moim spostrzeżeniem, że p. Krzysztof Jackowski NIE POWIEDZIAŁ o zestrzeleniu samolotu(ów) na Ukrainie, jak to niektórzy interpretują.
Powiedział:
- Jakieś dwa samoloty pasażerskie. I teren Ukrainy. A zaraz potem wojna.
Przeczytawszy książki p. Jackowskiego mniej więcej wiem, na jakiej zasadzie działają te wizje. Jest "błysk", krótka wizja, a dalej to już interpretacja pana Krzysztofa, stąd pewne nieścisłości.
Do czego zmierzam? Ano do tego, że jestem święcie przekonany, że ten drugi samolot (chronologicznie pierwszy), to był lot MH370, który zaginął cztery miesiące wcześniej na oceanie. DWIE IDENTYCZNE MASZYNY, TO SAMO MALOWANIE, TEN SAM PRZEWOŹNIK. Pan Jackowski, mówiąc o jednym, albo dwóch samolotach pasażerskich miał po prostu wizję dwóch identycznych maszyn Malaysian'a, które rozbiły się w niedługim czasie od siebie, co jest ewenementem. Jestem przekonany, że - "Jakieś dwa samoloty pasażerskie " to właśnie TE loty - MH17 i MH370.
I owszem, może być dalej, że po zestrzeleniu Malaysian'a nad Ukrainą, może wyniknąć wojna. Ale wizja była na tyle nieszczegółowa, ze po prostu p. Jackowskiemu jakby nałożyły się dwie te katastrofy na siebie. Tak mi się wydaje. Stąd te dwa samoloty. Dziwię się, że jeszcze nikt nie skojarzył tego niecodziennego FAKTU.
Zresztą fajnie byłoby, gdybyście zadzwonili do Krzysztofa i wyciągnęli więcej szczegółów, jak on to widział. Chociaż może bardziej, jak mu się teraz wydaje, czy te dwa samoloty mogły być połączone w wizji w jedną całość?
Pozdrawiam, Robert.
czytaj dalej
W Polsce w kilku miejscach są piramidy. Niektóre są większe, inne całkiem małe, jak ta w Różanowie. Napisał o niej do nas czytelnik serwisu FN:
From: [adres do wiad. FN]
Sent: Monday, June 09, 2014 9:54 PM
To: FN
Subject: kule orbs zdjęcie nr 14
Witam
Na znanym portalu pojawił się ciekawy artykuł o piramidzie w Rożnowie. Po przeczytaniu
zwróciłem uwagę na zdjęcie nr 14, widać na nim kilkanaście kul typu orbs.
http://zajacpodrozny.blog.pl/2014/05/18/piramida-w-roznowie-tajemnicza-atrakcja-opolszczyzny/
Serdeczne pozdrowienia dla całej załogi Nautilusa
czytaj dalej
...Relacje o tym, że nagle słychać "bardzo dziwny dźwięk" pojawiają się bardzo często. 11 lipca otrzymaliśmy taką relację:
Witam,
Nazywam się A.. Mam 16 lat. Są wakacje, więc codziennie idę spać nad ranem, bo nocami buszuję w internecie. Wczoraj (tj. 10 lipca 2014 roku) zdarzyło się coś dziwnego. Jak zawsze siedziałam sobie na laptopie. Była już 2.30, więc pomyślałam, że pójdę szybko spać, żeby nie musieć "przeżywać" 3 w nocy. Boję się tej godziny cholernie, chyba wiadomo z jakiego powodu. Wyłączyłam więc laptopa i poszłam do swojego pokoju. Wszystko posprzątałam, przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Uprzednio zasłoniłam rolety - po pierwsze żeby nikt mnie nie podglądał (mieszkam w bloku na 2 piętrze), a po drugie - żeby słońce na mnie rano nie świeciło, ponieważ wstaję zazwyczaj ok. 10-11 a okno mam od wschodu. Leżałam w łóżku. Plan był taki, że pomodlę się i lecę w kimono. Jednak wzięłam telefon i przeglądałam sobie różne rzeczy na internecie spoglądając co chwilę na zegarek na pasku na ekranie. Odechciało mi się spać.
Patrzę, 3.00 coraz bliżej. W końcu 2.59. Myślę sobie "Angelika, zajmij się czymś i nie patrz na zegarek to ci się nic nie stanie". Mimo wszystko patrzyłam co kilka sekund na zegarek. 2.59 .... 3.00. I w tym momencie stało się coś dziwnego. Usłyszałam ogromny hałas na dworze. Nie potrafię opisać tego "dźwięku". Coś jakby ryk silników, strasznie silny wiatr, jadący pociąg, do tego wycie, buczenie, wrzaski, piski i lecący samolot. To wszystko razem. Miałam zamknięte okno i to było najgorsze.
Gdy zamykam swoje okna - nic a nic nie słychać z dworu. A tym bardziej w nocy, kiedy całe miasto śpi. Dodam, że najbliższa ruchliwa ulica w pobliżu mojego bloku znajduje się osiedle dalej w odległości 450m. Jest to obwodnica. Ruchliwa w dzień, jednak CAŁKOWICIE ZAMIERA W NOCY. Jeździłam nią w tych porach kilka razy więc wiem. Ruchliwość tej ulicy w dzień nie sposób oczywiście porównać ze zwykłą ulicą Warszawy bądź innego dużego miasta. Około 150 metrów od mojego bloku są tory. Pociąg jeździ nimi maksymalnie 2 razy w tygodniu, zazwyczaj w dziennych porach. Dodam, że są to pociągi towarowe. Ponieważ ludzie zrobili sobie "dzikie przejście" przez tory przy drugim osiedlu które tak jak i tory leży po drugiej stronie ulicy, maszynista ZAWSZE ogromnie głośno trąbi - jest to jego obowiązek. Trąbienie to słychać na wszystkich pobliższych osiedlach. Dlatego wykluczam, by był to pociąg - trąbienia żadnego nie słyszałam. Tak samo jak i wykluczam konwój samochodów. To na prawdę musiałby być ogromny konwój. I to nie samochodów tylko motorów, bo samochodów z obwodnicy kompletnie nie słychać, tak samo jak i motorów, chociaż je może troszkę bardziej. Hałas był tak ogromny, że wydawałoby mi się, jakby to wszystko działo na moim osiedlu w okolicach mojego bloku.
Wykluczam również samolot - w moim mieście nie ma lotniska. Samoloty co prawda latają, ale wysoko w chmurach. We wsi niedaleko obrzeży miasta jest lotnisko. Jednak nie można tego czegoś w sumie lotniskiem nazwać. Wylatują stamtąd samoloty raz na miesiąc a może i na 2 miesiące, w celach rekreacyjnych - można oblecieć całe miasto. Rozpoznaję dźwięk takiego samolotu. Nie jest to oczywiście samolot taki hmm pasażerski, tylko taki jakimi się bawią dzieci gdy są małe. Tam się maksymalnie 4 osoby mieszczą. Samoloty te nie latają wysoko nad ziemią i strasznie hałasują. No ale latają tylko za dnia, ciepłą porą. Więc samolot też odpada. Odpada również wiatr, ponieważ cała noc jak i wcześniejszy i następny dzień były bezwietrzne. Nie mam pojęcia co to było. O 3.01 WSZYSTKO SIĘ SKOŃCZYŁO. TRWAŁO RÓWNO MINUTĘ I TYLKO MINUTĘ. I była cisza jak wcześniej. Podczas tego hałasu bałam się odsłonić rolet. Nie nagrywałam nic telefonem, ponieważ po 1. był podpięty do ładowarki, po 2. strasznie mi muli i zanim by się kamera włączyła, to wszystko by się skończyło, po 3. próbowałam wyłapać co to może być. To wszystko szło z nieba i ze wszystkich stron, jakby demony schodziły na Ziemię. To musiało być coś potężnego, bo to cud że słyszałam to wszystko tak cholernie głośno przy zamkniętych oknach.
Proszę o potraktowanie tego maila poważnie. Śledzę państwa fundację od 5 lat. Tak, już w wieku 11 lat zainteresowałam się zjawiskami paranormalnymi. Obserwowałam 3 razy przelot UFO i nawiązałam kontakt ze zmarłą osobą. Mogą państwo pomyśleć, że to wszystko co napisałam jest wyżej fałszywe i zmyślone. Gdybym miała coś zmyśleć, to napisałabym że widziałam chupacabrę na wsi, UFO pod blokiem albo nie wiem, Nessie w zalewie (żartuję, wymyśliłabym coś mądrzejszego). Mimo swojego wieku jestem poważną osobą i nie robię sobie żartów z takich rzeczy. Wielki szacun za to co państwo co robią, miło, że ktoś jeszcze wierzy w istnienie zjawisk nadprzyrodzonych.
Z poważaniem, A. [dane do wiad. FN]
PS. proszę o zachowanie moich danych tylko i wyłącznie dla fundacji :)
czytaj dalej
...Witam wakacyjnie załogę FN! W załączeniu przesyłam opis mojego spotkania z pająkami jako uzupełnienie prezentacji pt “Znak Nieskończoności”/ kopia oryginału z 2010 r/
Materiały nie były nigdzie publikowane jako,że są to moje początki archiwizacji zdarzeń, a zarazem próba interpretacji prastarego symbolicznego języka wszechświata.
Pozdrawiam Renata.Sz /Gamma/
Serdecznie witam załogę Nautilusa.
Ostatnie artykuły zamieszczone na stronie FN: „Inwazja pająków w 2013 r. w Brazylii”, „obiekt UFO w Alabamie”, a także wpis w Dzienniku Pokładowym zachęciły mnie do podzielnia się ciekawymi wydarzeniami, których byłam świadkiem, a jest ich ogrom.
W zasadzie do każdego z zamieszczonych artykułów mam w swoim archiwum przykłady poparte konkretnymi zjawiskami czy też wydarzeniami. Problem tkwi w zbyt obszernej dokumentacji jak na jedne ręce, co nie pozwala na przekazanie doświadczeń szerszemu ogółowi. Nie poddaję się ciągle mając nadzieję na spotkanie grupy osób podobnie postrzegających świat, współpracujących ze sobą bez cienia rywalizacji i w poszanowaniu niepowtarzalnej indywidualności każdej z nich
A teraz pokrótce napiszę o naszej Polskiej malutkiej inwazji pająków, jaka miała miejsce w 2010r. Z osobistego spotkania z pająkami, a zwłaszcza jednym z nich sporządziłam prezentację, którą w załączeniu przesyłam. Z góry przep,raszam za nie najlepszą szatę graficzną, ale to były początki mojej pracy z programem Word, a także próba interpretacji obrazowego języka wszechświata
A teraz parę słów wyjaśnienia i proszę to traktować, jako uzupełnienie do załącznika.Z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że 2010 r. w Polsce był rokiem pająków. Były wszędzie, tu gdzie zwykle, czyli w piwnicach, na strychach, w pustostanach itp., ale także na zewnątrz zwłaszcza w ogrodach. Plotły swoje sieci pomiędzy drzewami, pod okapami, na ogrodzeniach i dachach.Szczególnie jeden z nich utkwił mi w pamięci. Pewnego razu wyjechałam z garażu i jak zwykle chciałam zamknąć bramę.Niestety nie mogłam tego uczynić, bo zapomniałam pilota. Gdy wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę garażu tuz pod zadaszeniem zauważyłam ogromną pajęczą sieć o bardzo ciekawej konstrukcji. Moją uwagę zwróciło mocowanie pajęczyny. Precyzja i sposób mocowania były najwyższej, jakości. Przystanęłam i zaczęłam bacznie przyglądać się temu dziełu. Jako inżynier praktyk byłam pod niebywałym wrażeniem? Konstruktor, a zarazem budowniczy pajęczyny wykorzystał do mocowania cztery punkty, dwa z nich znajdowały się na rynnie, jeden na murku, a do trzeciego mocowania został wykorzystany sznurek, który luźno zwisał z rynny. Poprzednio służył do podwiązywania węża do wody. I właśnie to mocowanie było dla mnie największą niespodzianką. Stałam i patrzyłam na tą konstrukcję na chwilę zapominając o życiu i nie mogąc uwierzyć, że wykonał to pająk. Nie dość, że przymocował pajęczynę do luźno zwisającego sznurka.To jeszcze z inżynierską precyzją wykonał jego usztywnienie zaplatając jego końcówkę na kształt ósemki. Jako inżynier mogę powiedzieć, że wykonał to po mistrzowsku? Szkoda, że nie mogę poznać budowniczego …być może będzie okazja. Pojechałam załatwić swoje sprawy.Po powrocie wykonałam parę zdjęć, choć nie było to łatwe zadanie z uwagi na nieciekawe umiejscowienie pajęczyny.
W tym miejscu parę lat wcześniej dochodziło do ciekawych zdarzeń: nagłego rozładowanie nowego akumulatora, samoczynnego otwierania bramy o napędzie elektrycznym czy przepalania żarówek,a podczas rozmowy pojawiało się echo. Niedaleko tego miejsca około 15 lat temu był widziany niezidentyfikowany obiekt latający UFO, którego świadek , obecnie 27 letnia kobieta, do tej pory pamięta i przeżywa zdarzenia………..
Na drugi dzień z samego rana poszłam zobaczyć pajęczynę. Ku mojej ogromnej radości poznałam Pająka. Siedział sobie w samym środku sieci i bacznie mnie obserwował. Pochwaliłam go za świetną pracę, zmysł artystyczny i inżynierski. Nie omieszkałam wychwalić jego urody. Na odchodne poprosiłam o poprawienie ósemek, chciałam, aby miały bardziej delikatny kształt. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, pająk poprawił te ósemki mojej strony był strumień niekonczących się pochwał. Czułam, że pająk rozumie, co do niego mówię i chętnie spełnia moje prośby. Muszę przyznać, że z dnia na dzień pajęczyna była piękniejsza. Ja chwaliłam artystę pająka a on starał się odwdzięczyć pokazując swój kunszt budowniczego. Jego finalna praca była zaskakująca, co przedstawiłam w prezentacji, Wplecenie w sieć mojego włosa na kształt ósemki było pieśnią wszechświata złożoną w podzięce. Takich chwil nigdy nie zapomina się, takie chwile są wielką radością, balsamem dla duszy i błogością dla ciała. To także język wszechświata zawarty w symbolach, jako konkretny przekaz.
Z pewnością niejedna osoba spoza załogi FN typu „Jedit Knight” będzie zastanawiać się na ile autentyczne są te wydarzenia, jakie siły biorą w nich udział i czy na pewno jest ze mną wszystko w porządku. …. Nie będę przekonywać niedowiarków na silę …
Dopiero pisząc do FN e-maila uświadomiłam sobie, że to zdarzenie miało swój dalszy ciąg, Ten Pająk z Krzyżem na piersi/zdjęcie w prezentacji/ pozostawił coś, co dopiero teraz sobie uświadomiłam. Ten krzyż i symbol nieskończoności w kolejnych latach dawały znać o sobie, towarzysząc różnym niezwykłym zjawiskom, a w 2013 roku zaprowadziły mnie do ciekawego miejsca niedaleko Mikołajek, ukształtowanego przez symbol nieskończoności i opatrzonego znakiem „vesici pikcis”/”łona wszechświata”/ święta geometria/.Natomiast w 2014 r, dzięki badaczowi UFO na Podkarpacie zaprowadziło mnie do miejsca gdzie wg. relacji świadków lądowało UFO………
W załączeniu prezentacja, która jest tylko do odczytu.
Pozdrawiam serdecznie i jednocześnie dziękuję Prezesowi FN za wpis w Dzienniku Pokładowym
Renata Szwed
czytaj dalej
Jeden z czytelników przysłał ciekawe opracowanie dotyczące kryształu górskiego.
WITAM SERDECZNIE ZALOGE
MAM CIEKAWY TEMAT NIGDY NIE OPISYWANY W NAUTILUSIE.
CIEKAWI MNIE TEMAT Z KAMIENIAMI KRYSZTALEM GORSKIM.
Oto szamani odkryli, że kryształy kwarcu w obu rzeczywistościach jawią się w takiej samej postaci, co oznacza, że ich natura materialna i duchowa jest taka sama.
Budzenie kryształów w strukturze fizycznej i energetycznej Człowieka – Wszystko jest zapisane w naszych kryształowych komórkach.
Kryształy znamy pod postacią materialną jako różnokolorowe, twarde i kruche minerały o niezwykle regularnej wewnętrznej budowie fizycznej. Używamy ich w życiu w przeróżny sposób. Świadomie stosujemy je do leczenia ciała, pogłębiania faz sennych, szybszego odpoczynku i regeneracji naszych ciał, do medytacji i relaksacji, jako energetyzatory otoczenia i wody, odpromienniki, jako wizualną ucztę piękna w naszym otoczeniu, a także Towarzysza w intencji rozwiązania „trudnych” dla nas spraw. Kryształy są od początku opisu dziejów używane przez plemiona pierwotne, szamanki i szamanów oraz lekarzy na całym świecie. Całe nasze środowisko technologiczne także pełne jest substancji krystalicznych – w elektronice, technologiach cyfrowych, optyce – jako chipy krzemowe tworzące bloki pamięci, półprzewodniki, materiał w laboratoriach itp. Trwa wyścig w zastosowaniu ciekłego kryształu w coraz to nowych formach użytkowania naszego otoczenia. Korzystamy z nich na co dzień we wszystkich podstawowych urządzeniach – komórce, komputerze, zegarku, aparacie fotograficznym, maszynach medycznych i „inteligentnych” strukturach łączących różne dziedziny życia, aż po przemysł wojskowy i kosmiczny. Wielu geniuszy badało właściwości kryształów – Leonardo, Einstein, Tesla… niektórzy je stosowali do swoich wynalazków.
Jest to technologiczny świat, którego doświadczamy fizycznie i użytkowo lub poprzez informację. Świat ziemski pełen jest substancji krystalicznych, w tym krzemowych – przewodzących i przechowujących informacje. Struktura wnętrza i skorupy Ziemi, tkanki roślin i zwierząt mają budowę ciekłokrystaliczną, mnóstwo jest w nich także wolnego krzemu. A jak jest ze światem wewnętrznym człowieka? Bardzo podobnie. Większość struktur ciała ludzkiego ma budowę krystaliczną – ze zbadanych „naukowo” do tej pory tkanek to np. białko, DNA, cholesterol, a w samych komórkach przede wszystkim błona komórkowa, która przechowuje i przepuszcza różne substancje i transmituje sygnały do innych komórek, układów i mózgu – analogicznie jak kryształy technologiczne do pamięci na dysku. Czyli jesteśmy zaopatrzeni w system naturalnych nośników krystalicznych dających możliwość komunikacji sygnałów w ciele – z głównym ośrodkiem w mózgu.
Czyżby ‘nieświadomie’ nauka wykorzystała kryształy na sposób podobny do działania ciała ludzkiego?! Czy nasz świat zewnętrzny jest odwzorowaniem naszego świata wewnętrznego aż do takich rozmiarów?! Czy w tym przypadku działa również święta zasada co wewnątrz to na zewnątrz? Poczynając od naszego świętego, doskonałego wnętrza, którego pełnego działania nawet sobie nie jesteśmy w stanie wyobrazić?
Przypominamy sobie, czy też czytamy przekazy o Wyższych Cywilizacjach – głównie cywilizacji Atlantydy – jako wzorca wykorzystania ludzkich możliwości, wykorzystania kryształów do wzmacniania urządzeń i energii dla ludzi w tamtych czasach. Wspominamy z westchnieniem ich możliwości, które są obecnie marzeniami każdego rozwijającego się duchowo człowieka. Wierzymy, że wytworzymy takie technologie i takie urządzenia – głównie na bazie kryształów, że tamte Złote Czasy powrócą. Będziemy żyć kilka tysięcy lat w zdrowiu i młodości, używając kryształów do porządkowania struktur w naszych ciałach, podróżować w czasie i przestrzeni poprzez gwiezdne wrota, stosować telepatię i materializację przedmiotów, używać inteligentnych maszyn o niezwykłych napędach, elektrowni kryształowych, zabezpieczeń wielkich obszarów kopułami krystalicznymi. To wszystko już było i jest możliwe znowu – zostało sprawdzone doświadczalnie, są tunele pamięci i energii do odtworzenia tego. Jest już szereg wynalazków, które tą drogę na nowo rozpoczynają – choć nie wszystkie dopuszczone do wglądu i życia zwykłego szarego człowieka…
Czy na pewno jest to najwyższy poziomem możliwy sposób naszego życia? Dlaczego ciągle trzeba coś naprawiać, porządkować, energetyzować czy ochraniać poprzez działania z zewnątrz? Na pewno jesteśmy do tego przyzwyczajeni i na tej drodze dążymy nieustannie do luksusu, ale czy jest to droga do doskonałości i najwyższe nasze marzenie? A może możliwe jest, że struktura ciała ludzkiego może działać bez żadnych ingerencji zewnętrznych i być naturalnym perpetuom mobile? Przecież wbrew naszej logice istnieją przykłady z zewnętrznego świata – właśnie tak nazwane – które nie potrzebują zasilania zewnętrznego energią… mamy przykłady ludzi którzy nie potrzebują zasilania pokarmem i wydają nam się nienaturalni, nie przystosowani do życia na Ziemi, choć się o wiele lepiej od nas czują, są nieustannie witalni i lepiej czują połączenie z ludźmi, Ziemią, jej żywiołami i kosmosem!
A może jest odwrotnie? Tysiące lat wiary w to, że jesteśmy zależni od kogoś lub czegoś z zewnątrz złożyło się na to, że uważamy to, co się dzieje teraz za nasze „normalne życie”… trzymamy się tego schematu przetrwania kurczowo, w strachu, bo nie znamy, nie pamiętamy innego sposobu istnienia na Ziemi, bez walki, cierpienia i korzystania z zewnętrznych zasobów. Tylko trochę je udoskonalamy co jakiś czas i uważamy to za cudowny rozwój cywilizacji i jej najwyższy punkt technologiczny… Nawet Atlantyda i jej cudowni mieszkańcy miała zasilanie z zewnątrz… dogonimy ją… Ale czy była najwyższym etapem – tym pierwotnym – potęgi ciała i wszystkich struktur energetycznych człowieka? Może są jakieś ukryte strefy ludzkiego ciała, o których nie wolno nam wiedzieć, bo przewyższylibyśmy energetyką „bogów” rządzących na ziemi?
Nikola Tesla napisał: „Kryształy są dowodem na istnienie podstawowych zasad bytu i jeśli nie zdołamy zrozumieć kryształów, nie będziemy w stanie pojąć życia.”
Po co mamy już teraz budowę krystaliczną i dodatkowo przechodzimy przez proces zmian w budowie komórek z węglowych na krzemowe, czyli ściśle uporządkowane jak w krysztale? Czy jest to etap na drodze do ciała świetlistego czy diamentowego, o którym się wspomina przy energii mistrzów i mesjaszów, np. Jezusa? Czy ten wzorzec Mistrza to nie jest czasem najbardziej doskonała postać ciała i energii człowieka żyjącego w warunkach jakie są na Ziemi?
Jak to się stało, że ciało uporządkowane, doskonałe zamieniło się w węglowe, ze strukturami bez porządku? Że starzeje się i choruje? Diament jest przecież krystaliczną postacią węgla i spalony przekształca się w węgiel. Jaki proces spalił pierwotne – diamentowe ciało człowieka, przy jego niezwykłej potędze, do obecnej postaci – może jego własne lęki, władza ego i umysłu nad sercem?
Zaczyna się od dzieci… nie wolno im widzieć aury – naturalnego pola krystalicznego, duchów, rozmawiać z niewidzialnymi przyjaciółmi, zmarłymi, odprowadzać dusz, rozdawać swoich rzeczy z dobrego serca – wszystko to jest dla nich niebezpieczne… nie pytamy siebie dlaczego, a już na pewno nie wolno… wiedzieć więcej niż dorośli… zapisujemy je do szkoły gdzie nie mogą się długi czas ruszać i wypowiadać - a przecież kreacja i odbieranie pozazmysłowe świata przez naturalny organizm dziecka pobudzane jest przez ruch! Radość i swoboda, wolność tworzy się w nieograniczonym ruchu! Wszystko w przyrodzie jest w ciągłym ruchu, ciągłej zmianie.
Czy powrót do ciała krystalicznego czy diamentowego ma może związek z procesami otwierania serca? Zamieniania się z powrotem związków węgla w układy uporządkowane – krystaliczne? Czy możemy dojść do tego z życiem, myśleniem, czuciem i działaniem poprzez serce, tak jak pokazywał nam m.in. Jezus czy Budda? Odwagą miłości wobec siebie i świata!? Cała poprzednia strona była obfita w przykłady niezwykłych możliwości wytworzonych przez umysł, ale czy zauważyliście, że ani razu nie zabiło szybciej Wasze serce? czy była tam radość? Czy możliwe jest, że biotechnologia jest tylko skutkiem ubocznym bardzo wysokiego rozwoju serca, serca w pełni otwartego i kochającego? W miłości nie zwraca się na nie uwagi. Po prostu są.
Co sprawia, że nasze serce otwiera się i nasze ciało kształtuje się na wzór diamentu? Z obserwacji wynika, że to - co poprawia nasze samopoczucie bez pobierania substancji z zewnątrz – kontakt świadomy z naszą najważniejszą częścią - Sercem. Odważne serce kocha, a codzienność uczy je przyjmować świat w uważności i dodaje mu skrzydeł. Mamy ogromne wsparcie w tym uczeniu się kochania bez schematów. To Ziemia i wszędzie dookoła dostępna Natura, od niej mamy nieustanne sygnały uporządkowanej krystalicznej przestrzeni serca – wzorzec i lustro.
Nasycajmy się Przyrodą poprzez jej wszystkie przejawy – żywioły. Poprzez żywioł ognia – w tańcu gorącego płomienia, żywioł wody – w strumieniach, jeziorach, wodospadach, żywioł powietrza – w czystym podmuchu gór, lasu czy świeżej morskiej bryzy, żywioł ziemi – w minerałach i kryształach, w glebie żywiącej rośliny, drzewach, żywioł eteru – w energii i dźwięku kosmosu – odżywczej emanacji miłości. Każdy element Natury – uporządkowany w swojej pierwotnej formie – przypomina naszej strukturze pierwotne zapisy matryc krystalicznych i energetycznych, nieustannie podnosi nasza witalność i wibracje aż do błogostanu. Wystarczy tylko być w tym błogostanie i cieszyć się całym sercem życiem, będąc w nim z uwagą zanurzonym.
To odważny krok - bo pozbawiony jakiejkolwiek logiki i „bezpiecznych” struktur lękowych dotychczasowego życia, pozbawiony znanego nam „dobrobytu cywilizacji”.
http://hipokrates2012.wordpress.com/2013/01/19/krysztal-gorski/
Skąd wzięło się zainteresowanie kryształami, dlaczego jest ich coraz więcej na powierzchni Ziemi, dlaczego ludzie kupują je, sprowadzają z odległych stron, pytają o ich właściwości, leczą się nimi u specjalistów, otaczają się nimi w prywatnych przestrzeniach i w miejscach pracy? Czy pojawią się w miejscach gdzie leczymy nasze ciało, emocje i duszę?
ODDZIAŁYWANIE STRUKTURY
Regularna, geometryczna struktura kryształów – cząsteczek kwarcu: trygonalna – ma naturalne właściwości pobierania, magazynowania i wysyłania informacji do otaczającej przestrzeni lub ściśle określonego miejsca – stąd wstępne wykorzystanie kwarcu w technologiach medycznych, elektronice – systemach komputerowych, optyce, do wytwarzania ultradźwięków czy określonych częstotliwości fal radiowych. Jego właściwości są stale badane, a możliwości sukcesywnie rozwijane i stosowane w coraz to nowszych zdobyczach techniki naszej obecnej cywilizacji – w większości niedostępne dla „przeciętnego człowieka”.
Struktury kwarcowe mają właściwości rezonatora energetycznego, informacja w nim naturalnie lub wtórnie zawarta jest przekazywana przez cząsteczki od ściśle określonego miejsca w jego strukturze i przekazywana na zewnątrz z niezwykłą siłą – fali nakładającej się jedna na drugą i kolejną. Teoretycznie każda z cząsteczek ma taki sam zapis informacyjny, ale emanacja tego zapisu jest wzmacniana przez każdą następną, dochodząc do krańca struktury z niezwykłą siła, jakby pobudzana nieustannie wewnętrzną istotą swojej emanacji.
W ten sposób niewielki kawałek zaprogramowanego kwarcu o wielkości około centymetra jest wyczuwalny i odbierany jako nośnik energetyczny i informacyjny w promieniu około 20 km. Zwiększenie kubatury kryształu o każdy następny centymetr zwiększa ten zasięg w postępie geometrycznym i znacznie większym w zależności od jakości kryształu, kondycji energetycznej i ilości niewielkich domieszek.
Kwarce wykazują zdolności do świecenia jasno żółtym światłem pod wpływem tarcia lub pobudzania poprzez uderzanie, powyżej 200 stopni C świecenie może przybrać barwę niebieską – zjawisko określane jako termoluminescencja. Mają również właściwości piezoelektryczne: ładowania się elektrycznego pod wpływem nacisku.
Ze względu na różne domieszki kryształów – co widoczne jest najwyraźniej w barwie – posiadają one różne spektrum oddziaływania, czy też różne spektrum występowania jako nośnika informacji w określonych przedziałach wibracji. Najszersze pasmo posiadają kryształy górskie – przezroczyste lub mleczne i mają również najszersze zastosowanie. Specyficzne pasma zajmują kwarce różowe, dymne, niebieskie, zielone, cytryny, ametysty i czarny – morion, awanturyn, wszystkie odmiany chalcedonu oraz kryształy górskie z niewielkimi widocznymi domieszkami.
http://hipokrates2012.wordpress.com/2013/01/19/krysztal-gorski/
http://swiatkrysztalow.com.pl/dlaczego-wlasnie-krysztaly/
TRZY KLUCZOWE ODKRYCIA
Metoda BSM dotyka zjawisk, które w połowie ubiegłego stulecia badał uczony z uniwersytetu Yale dr Harold Saxton Burr (Badania swoje Burr opublikował w książce "Blueprint for Immortality.
The Electric Patterns of Life" wydanej w Londynie w roku 1972). Wedle jego teorii każdy żywy organizm podporządkowany jest ogólnemu wzorcowi, w postaci pola elektromagnetycznego, które nakazuje mu zachowywać prawidłowy kształt. Jest to konieczne, ponieważ materiał z którego organizm się składa stale się zużywa i jest zastępowany nowym, pobieranym z pożywienia. Pole elektromagnetyczne nazwane przez Burra polem "L" nakazuje organizmowi odbudowywać tkanki według właściwego wzorca. Dlatego od prawidłowego funkcjonowania pola "L" zależy zdrowie i życie organizmu.
Zdaniem Burra, takie pole, które posiada każda forma życia, zarówno roślinna, jak i zwierzęca, można mierzyć za pomocą zwykłego woltomierza. Burr wykorzystywał dokładne pomiary pola życia do diagnozowania chorób, których wczesne wykrywanie jest dla dzisiejszej medycyny trudne a ma ogromne znaczenie np. nowotworów organów wewnętrznych. Okazało się, że zmiany w polu elektromagnetycznym organizmu można obserwować jeszcze zanim pojawi się np. nowotwór, chociaż nie widać żadnych zmian fizycznych badanego organu.
Metoda BSM polega na wpływaniu na to pole "L" tak, aby usprawnić jego działanie. Dzięki temu organizm jest zdolny sam się uleczyć. W skrócie działanie tego pola można przybliżyć na zasadzie skojarzenia działania pola magnesu na opiłki żelaza na kartce papieru. Jeśli pod kartkę podłożymy magnes to opiłki ułożą sie w piękny wzór, ktory rozsypie się jeśli magnes oddalimy. Przy samoleczeniu B.S.M. osiągamy poprawę wzoru , który buduje kształtuje i oddaje naturze w pełni sprawny organizm. Wzór ten nadaje nam pole magnetyczne kosmosu i ziemi. W przybliżeniu zjawisko utrwalania wzoru i usuwania chorób poprzez przłożenie ręki do głowy w odpowiednim miejscu polega na tym czym byłoby dla opiłkow zelaza zwiększenie siły magnesu np przyłożenie drugiego.
Dzięki drugiemu odkryciu wiemy gdzie rękę przykładać: na początku 20 wieku odkryto rozmieszczenie w mózgu Ośrodków Centralnego Układu Nerwowego zawiadujących poszczególnymi częściami ciała. Są ośrodki ruchu i czucia. Zakrywamy ośrodki czucia.
Trzecie najnowsze odkrycie to obecność kryształków magnetytu w mózgu czlowieka. Mózg ściąga pole magnetyczne z naszej ręki gdyż zaoptrzony jest w ten minerał Proszę sobie wyobrazić że o obecności magnetytu w mózgu zwierząt wiedziano - np. ptaków co wyjaśnia zachowanie kierunku lotów ale o tym że magnetyt posiada człowiek wiemy dopiero teraz. Odkrycie zostało dokonane w latach 80 tych. Magnetyt sam wytwarza pole magnetyczne i ściąga inne pola.
Te odkrycia nie podobają się współczesnej medycynie bo musiała by się zmienić o 180 stopni i uniezależnić od leków. Dlatego studenci medycyny nie są zapoznawani z tymi odkryciami.
Póki co mamy możliwość samoleczenia metodą B.S.M. w stanach o których wcześniej powiedziano by że to nie możlliwe. Trzy przykłady: Pani, która miała krótszą noge nagle ze zdumieniem stwierdziła że obie nogi są równe choć stosowała B.S.M. na bóle po obu stronach bioder. Inna Pani miała 40 lat przykurcz twarzy po zapaleniu nerwu trójdzielnego. Samoleczenia nie stosowała na ten przykurcz. Ręke trzymała w celu leczenia serca. Nagle po dwóch tygodniach stwierdziła że nie ma juz przykurczu. Jeszcze inna Pani oczekiwała w bólach na operację przepukliny kręgoslupa. Nie mogła zejść z łóżka ale miała książkę więc zaczęła stosować B.S.M. Trwało to tydzień czasu, stosowała ile sie dało. Po tygodniu gdy spróbowała zejść stwierdziła że nic ją nie boli. I tak uniknęła operacji, która jak wiemy nie zawsze kończy się oczekiwanym rezultatem.
http://www.samoleczeniebsm.pl/naukowe-wyjasnienie-metody-bsm.html
czytaj dalej
...Dostajemy ogromną ilość e-maili od naszych czytelników, aby coś zrobić z tym, co się dzieje „w komentarzach”. Zostały one bowiem zamienione w forum wewnętrznej dyskusji pomiędzy – jak to nazwał jeden z czytelników – „dwóch-trzech do imentu ześwirowanych religijnie tłuków, którzy wypluwają z siebie codziennie po kilkanaście komentarzy, wszędzie wciskają linka do swych chorych ześwirowanych - wymagających natychmiastowej interwencji psychiatry - stron i prowadzą dyskusję głównie ze sobą”.
Oto przykład takich e-maili:
Po raz kolejny bardzo proszę o odpowiednią reakcję moderatora na masowe wpisy /zaśmiecanie/ tego forum przez prawdopodobnie osobę chorą psychicznie ukrywającej się pod pseudonimem: a Jedi Knight. Myslę,że wyrażam tu opinię zdecydowanej większości forumowiczów. To jest już nie do zniesienia!!! Tolek(anonim)
188.121.4.141 27 06 2014 01:14
HISTORIE O POMOCY ŻYJĄCYM LUDZIOM ZE STRONY ISTOT Z „INNEGO ŚWIATA” W CZASIE DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ
Ja mam wielką prośbę do moderatora by wreszcie nas czytelników uratował od tzw.Trola który kryje się za pseudonimem : a Jedi Knight.Jest to osoba prawdopodobnie chora psychicznie. Zaśmiecania tego forum przez tegoż osobnika nie da się już znieść! Myślę,że jestem tu wyrazicielem zdecydowanej większości
[...]
Błagam, skierujcie tego biednego mandarina z mózgiem zmiennokształtnym na jakieś badania... to nie jest forum dla studentów psychiatrii. Wiele osób ma już dość tych nawiedzonych durniów [...]
Efekt jest tego taki, że każdy – włącznie z redagującymi ten serwis - czuje naturalny wstręt, jeśli tylko ma przeczytać komentarze lub nawet je moderować, gdyż wiadomo, co tam znajdzie i przez kogo napisane… to oczywiście prawda.
Od dawna dostrzegamy to zjawisko i jesteśmy już na takim etapie, że praktycznie mamy wielką ochotę całkowicie zlikwidować komentarze, gdyż owe „hiperaktywne religijne obłąkańce” (to kolejna trafna nazwa innego z czytelników) praktycznie budzą w każdym z nas bezgraniczne obrzydzenie do czytania „ich opinii”, które są – dodajmy – niezmiennie naszym zdaniem idiotyczne, wypisują oni przeważnie to samo i w ten sam sposób świadczący o poważnych zaburzeniach psychiki.
To są nasze strony, to jest nasz serwis, który właśnie będzie miał 20 lat. Nie mamy reklam (pokażcie proszę inne serwisy bez reklam od 20 lat!), nie zależy nam na „kliknięciach” i „ilości odwiedzających”. Stąd na pewno poradzimy sobie i sprawimy, że komentarze przestaną być „wewnętrznym forum kilku nawiedzonych półgłówków prowadzących swoje krucjaty” (ostatni cytat z korespondencji do FN). Prosimy jeszcze o chwilę cierpliwości – na razie musimy zakończyć sprawę zmian w serwisie, które może są niewidoczne na pierwszy rzut oka, ale z czasem wszyscy zobaczą zmiany.
czytaj dalej
...Każdego dnia na pocztę FN przychodzą listy, w których ludzie opisują swoje przeżycia związane ze spotkaniami ze zjawiskami niewyjaśnionymi. Znaczna część tych opisów dotyczy fenomenu UFO. Wiele jest swoistym podsumowaniem wielu lat, kiedy takie osoby miały okazję widzieć coś zdumiewającego, czego wyjaśnić nie potrafią. Przykładem takiej właśnie korespondencji może być e-mail od p. Julii.
-----Original Message-----
From: Julia [nazwisko i dane do wiad. FN]
Sent: Friday, June 06, 2014 1:47 AM
To: nautilus
Subject: W sprawie zdjęcia UFO nad Retkinią oraz moje własne obserwacje
Zobaczyłam dziś zdjęcie dnia i przypomniałam sobie że sama też widziałam 2 razy identyczne białe obiekty tyle że nad Słupskiem. Jednak nie byłam pewna, czy to było UFO, brałam pod uwagę taką opcję, ale żeby nie popadać w obsesję i wszędzie nie widzieć UFO (z racji tego, że się tym bardzo interesuję i przed zobaczeniem obiektu akurat o tym myślałam) starałam się od razu wytłumaczyć to sobie w bardziej racjonalny sposób, stwierdziłam, że nie jestem w końcu jakimś ekspertem od pojazdów latających, więc uznałam, że to mogła być jakaś zwykła maszyna, a to, że nie widziałam żadnych skrzydeł, a obiekt wydawał mi się w kształcie elipsy tłumaczyłam tym, że mam źle dobrane okulary i mogę nie widzieć tak drobnych szczegółów (chociaż zazwyczaj widzę w nich skrzydła samolotów lecących na tej wysokości). Jednak wydało mi się zastanawiające, czemu nie ma za nim żadnych smug kondensacyjnych. Nawet specjalnie wyłączyłam wtedy swoją mp4, żeby posłuchać, czy obiekt wydaje jakieś dźwięki czy nie, nic nie usłyszałam, ale to też wytłumaczyłam sobie tym, że być może był za daleko żeby go usłyszeć. Pierwszy raz taki obiekt widziałam około roku temu, gdy szłam na spacer z psem drogą na skraju miasta, gdy idzie się tą drogą zaraz obok chodnika widać pola, a za polami można zobaczyć już ulicę i domy mieszkańców sąsiedniej wsi Kobylnicy. A drugi raz taki obiekt obserwowałam całkiem niedawno, wydaje mi się że gdzieś tak około miesiąca temu, na tym samym osiedlu Słupska, z balkonu mojego domu. Tym razem nie byłam sama, byłam z mamą i pokazałam jej ten obiekt mówiąc coś w stylu "popatrz, czy to nie dziwne, że ten samolot nie zostawia za sobą smug kondensacyjnych jak inne?" ale niestety była czymś zajęta i to zignorowała, szkoda, bo miałam cichą nadzieję, że też zauważy w tym coś dziwnego i pomoże mi stwierdzić, czy to był zwykły samolot czy coś innego.
To nie były moje jedyne obserwacje czegoś dziwnego na niebie.
Pierwszy raz obserwowałam razem z mamą z okna z kuchni dwie świecące pomarańczowe kule w kolorze zachodzącego wówczas słońca lecące obok siebie nad pobliskimi łąkami. Jedna leciała trochę wyżej, druga niżej i bardziej z tyłu niż ta pierwsza. To było około 10 lat temu (rok 2004 albo 2005 nie jestem pewna, to był chyba ten sam rok, kiedy było tutaj małe trzęsienie ziemi), byłam wtedy jeszcze dzieckiem, miałam 10-11 lat ale pamiętam ze szczegółami tamtą obserwację, byłam pod tak ogromnym jej wrażeniem. Wtedy to moja mama twierdziła, że te obiekty wyglądają dziwnie, zaś ja upierałam się, że to zwykłe samoloty oświetlone zachodzącym wtedy słońcem (chociaż wierzyłam w istnienie UFO, ale bardzo się wtedy tego bałam, dlatego starałam się na siłę zaprzeczać). Mama zauważyła że dziwne jest w nich to że:
- Lecą szybciej niż jakiekolwiek samoloty jakie widziała (wtedy ja stwierdziłam, że może to samoloty ponaddźwiękowe, ale mama powiedziała że takie tutaj nie latają)
- Zostawiały za sobą dziwną smugę, nie wyglądającą jak typowa smuga kondensacyjna, ale raczej jak... ogon komety? (takie miałam skojarzenie)
- Świecą zbyt intensywnie i jednostajnym światłem (samoloty mają migające światła i nie pomarańczowe) Leciały na wschód cały czas tą samą prędkością, i na tej samej wysokości, nie wykonywały żadnych dziwnych manewrów. W trakcie tej obserwacji mama powiedziała to, czego najbardziej się obawiałam "Słuchaj, a może my widzimy UFO?" Byłam bardzo zestresowana tym co widzę i komentarzami mamy, dlatego tak dokładnie to zapamiętałam. Swoją drogą jestem ciekawa, czy ona w ogóle to jeszcze pamięta...
Później jeszcze obserwowałam coś dziwnego na niebie niemal równo rok po roku i w tych samych okolicznościach, pierwszy raz 25.05.2012 roku (mam to zapisane, stąd dokładna data) gdy byłam z psem na wieczornym spacerze, niebo wtedy jak to w maju jeszcze nie było ciemne, dopiero się ściemniało a na niebie pojawiały pierwsze gwiazdy, niebo było bezchmurne. Lubię sobie popatrzeć na niebo podczas spacerów, zwłaszcza gdy jest tak ładne jak wtedy było, i wtedy moją uwagę przykuła bardzo jasna "gwiazda", która gdy na nią spojrzałam na moich oczach w ciągu może jednej sekundy zmniejszyła się i zniknęła. Wyglądało to tak, jakby uleciała z niesamowitą prędkością do góry. Byłam zszokowana tym widokiem, niebo było bezchmurne, więc gwiazda nie mogła zniknąć mi z oczu chowając się za chmurą, z resztą bardzo dokładnie widziałam jak się zmniejszała, choć nastąpiło to tak szybko. Wtedy akurat zaczynałam interesować się UFO i obcymi cywilizacjami, przed zobaczeniem tej dziwnej "gwiazdy" akurat myślałam o innych cywilizacjach, dokładnie o tym, czy rzekome przekazy od innych cywilizacji naprawdę od nich pochodzą. To był dla mnie świeży i bardzo emocjonujący temat, co sprawiło, że to co widziałam wydało mi się tym bardziej niezwykłe. Drugi raz widziałam dokładnie to samo w 2013 roku, również w maju (w przeddzień którejś z matur, nie pamiętam której, chyba z matematyki) i wtedy również byłam na wieczornym spacerze z psem, kiedy zaczynały pojawiać się pierwsze gwiazdy a niebo było bezchmurne, tyle że wtedy zobaczyłam tą "gwiazdę" gdy już dochodziłam do domu na ulicy równoległej do tej, na której mieszkam. W 2012 tą "gwiazdę" widziałam daleko od domu, rok później zestresowało mnie bardziej właśnie to, że widziałam ją w najbliższym otoczeniu mojego domu i to w przeddzień matury, którą już dostatecznie się denerwowałam, na dodatek nie chciałam się już dzielić tym z mamą, jak rok wcześniej, bo wtedy co prawda mi uwierzyła, ale żartowała sobie później z tego i miałam wrażenie, że nie bierze mnie na poważnie. Komu innemu tym bardziej się nie zwierzałam, jestem raczej skrytą osobą. W 2012 roku gdzieś tydzień czy dwa po zaobserwowaniu dziwnej "gwiazdy" widziałam już późnym wieczorem, kiedy było całkiem ciemno coś, czego jeszcze nigdy wcześniej ani później nie widziałam, ale nie musiało to być wcale UFO a zwykłe samoloty. Jednak po moich jeszcze świeżych przeżyciach bardzo się przeraziłam i zaczęłam uciekać w ogóle bojąc się spojrzeć na to co jest na niebie i modląc się w myślach, moje przerażenie było tym większe, że nikogo wokół nie było. Jedyne co zdążyłam zauważyć, bo jak tylko to dostrzegłam od razu wpadłam w panikę i się temu nie przyglądałam, to to, że nadleciało w kierunku z którego szłam wiele białych jasnych świateł (koloru jak zwykłe żarówki), lecących podobnie jak ptaki w kluczu, tworząc taki trójkąt, chyba nie migały, mogło być ich gdzieś z 8 (mówię tak na oko, bo się im dokładnie nie przyglądałam, a podczas paniki mogłam tą liczbę wyolbrzymić), powiedziałam o tym mamie, ona stwierdziła, że to mogły być jakieś ćwiczenia lotnicze i później stwierdziłam, że zapewne ma rację, a ja spanikowałam jak idiotka, chociaż w 100% do tej pory nie jestem o tym przekonana, bo nigdy nie widziałam takiej formacji samolotów latających nad moim osiedlem, chociaż ogólnie lata tu bardzo dużo samolotów, ale nigdy nie latają w szyku.
I ostatnia z moich obserwacji, widziałam to gdzieś około miesiąca temu w tym samym miejscu, gdzie obserwowałam te 2 kule 10 lat temu, jednak uważam za najbardziej prawdopodobne, że to był chiński lampion, to jednak wyglądało to dziwnie i w przeciwieństwie do poprzednich obserwacji widziałam ten obiekt zawieszony w tym miejscu bardzo długo, obserwowałam go podczas prawie całego spaceru z psem, który trwał gdzieś około 30-45 minut, zauważyłam to zaraz po wyjściu z domu i zniknęło jakieś 5-10 minut przed moim powrotem. Specjalnie wracałam wtedy drogą przy tych łąkach, aby móc lepiej to obserwować i na tej drodze widziałam też innych ludzi, którzy z zaciekawieniem na to patrzeli, to była chyba jakaś para z małym dzieckiem, tak mi się wydaje, nie przyglądałam się im bo wolałam oglądać obiekt. Wyglądało to jakby coś wisiało nieruchomo w miejscu i płonęło, do góry szedł wąski pasek szarego dymu, od tego obiektu od czasu do czasu na dół odpadał wąski pasek ognia, w ogóle wydawało się, jakby ten mały ogień poniżej wisiał pod tym nazwę to "ogniem głównym" a między nimi było tylko powietrze. Jednak stwierdziłam, że najprawdopodobniej był to lampion chiński, z racji tego że płonął i widać było dym. Jednak dziwne, że przez tak długi czas zdawał mi się być zawieszony w tym samym miejscu, lampion powinien przemieszczać się przecież z wiatrem. Gdy wróciłam do domu od razu usiadłam przed komputerem i zaczęłam szukać jak wyglądają lampiony chińskie, jednak nie widziałam żadnego zdjęcia czy filmu dobrej jakości takiego lampionu z daleka, wszystkie były fotografowane i filmowane z bliska, więc znów nie mogę być w pełni pewna czym było to, co widziałam.
Mam nadzieję, że nie męczyliście się bardzo czytając moją długą wiadomość, ale chciałam jak najdokładniej opisać to co widziałam. Od 2 lat jestem Waszą stałą czytelniczką i bardzo podziwiam Waszą pracę oraz trochę zazdroszczę tego, że macie możliwość bardziej bezpośredniego badania różnych niewyjaśnionych przez naukę zjawisk. Pozdrawiam.
czytaj dalej
Czytelniczka serwisu FN opisała nam swoje sny.
Powtarzające się sny o kataklizmie
Dobry wieczór
Długo zastanawiałam się, czy zawracać państwu głowę, jednak po dzisiejszej nocy doszłam do wniosku, że to, co chciałabym opowiedzieć, może komuś wydać się ciekawe. Bez zbędnych wstępów przejdę do sedna - od wielu lat towarzyszą mi sny, w których mnie i moją rodzinę zaskakuje straszny kataklizm. Nie brzmi to może na razie zbyt dramatycznie. Sny zaczęły się kiedy jeszcze byłam dzieckiem i zaskakujące jest w nich to, że za każdym razem wyglądają praktycznie identycznie, a rozwój wydarzeń zależy od tego, jakie decyzje podejmę.
Wyobraźcie sobie proszę zwykłe popołudnie spędzane w domu z rodziną. Jedno z tych najnudniejszych i najbardziej standardowych. W pewnej chwili zauważacie przez okno (a widok macie świetny, bo z 10 piętra) śmiertelne niebezpieczeństwo - gigantyczną trąbę powietrzną, kłębiące się czarne chmury, ogromne kłęby dymu, etc. Chociaż, zauważacie to nie do końca właściwie określenie. Wiecie, że trzeba uciekać, zanim jeszcze ktokolwiek cokolwiek zauważy - wtedy zawsze jest już za późno. Każdy ze snów, które można by już praktycznie liczyć na setki (potrafiły powtarzać się kilka razy w tygodniu i "zanikać", jednak jestem pewna, że większości po prostu nie pamiętam), zaczynał się właśnie w ten sposób. Na początku próbowałam zwrócić uwagę wyśnionej rodziny, że chyba coś jest nie tak. Że może należałoby się spakować, zejść do piwnicy, ukryć. Sen zawsze kończył się w momencie, kiedy udało mi się udowodnić, że coś się zbliża - zupełnie jakbym przegrywała jakąś idiotyczną senną grę, bo nie zdążyłam wykonać "zadania". Przy każdym kolejnym śnie próbuję postępować inaczej, im szybciej działam i mniej się waham, tym "dalej" docieram. Nigdy jeszcze nie udało mi się uratować ani siebie, ani rodziny, choć parę razy było blisko. Wrażenie ogólnie jest przerażające, bo sny są niesamowicie realistyczne. Jakby własna podświadomość (czy cokolwiek innego) robiła mi szkolenie jak postępować, kiedy nagle świat zacznie się walić.
Z reguły bardzo sceptycznie podchodzę do takich spraw. Ot, różne dziwne rzeczy potrafią mi się śnić. Jednak z każdym kolejnym powtórzeniem się snu, z każdym kolejnym rozegranym "scenariuszem" przypomina mi się, jak wiele tego "przeżyłam". Napisałam akurat dzisiaj, bo tej nocy przyśniły mi się jedne z najsilniejszych i najbardziej szczegółowych wydarzeń. Odczułam wszystko, jakby działo się naprawdę i oczywiście znów nie udało mi się dotrzeć do jakiegokolwiek azylu, bo przygotowania zajęły za dużo czasu. Z każdym kolejnym snem czuję się trochę mniej zdezorientowana i zaczynam wiedzieć, co powinnam robić. I prawdę mówiąc to przeraża mnie najbardziej.
Pozdrawiam, [...]
(e-mail i nazwisko do wiadomości redakcji)
czytaj dalej
Informację o planie zamknięcie HAARP (ang. - High Frequency Active Auroral Research Program) USAF przekazało członkom Kongresu. Do połowy lata zostaną przeprowadzone ostatnie eksperymenty i badania, po czym rozległa instalacja na Alasce, w pobliżu miejscowości Gakona, zostanie rozmontowana.
Gdyby nie zwolennicy teorii spiskowych, HAARP trudno by uznać za coś ekscytującego. Instalacja powstała w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku w celu prowadzenia badań jonosfery. Wojsko chciało sprawdzić, jak można usprawnić działanie systemów łączności i radarów.
Pomimo tego, że HAARP formalnie jest projektem wojskowym, to prowadzą go główne cywile, którzy publikują otwarcie wyniki swoich prac. Centrum badawcze opodal Gakony składa się ze 180 anten nadawczych i wielu różnych systemów obserwacji. Naukowcy spędzali większość czasu na wysyłaniu energii w jonosferę i obserwowaniu, jak zachowują się "doładowane" cząsteczki.
W ramach eksperymentów próbowano wywoływać pewne zjawiska w jonosferze, "bombardując" ją silnymi falami radiowymi. Udało się między innymi stworzyć małą zorzę polarną.
I to właśnie ta część programu HAARP zapoczątkowała całą lawinę teorii spiskowych, które uczyniły go jednym z najlepiej znanych przedsięwzięć badawczych wojska USA.
Osoby doszukujące się "drugiego dna" w HAARP przekonują, że tak naprawdę instalacja na Alasce jest tajną superbronią rządu USA. Wśród rzekomych możliwości stacji badawczej wymieniana jest kontrola pogody na całym globie, w tym tworzenie huraganów lub tornad. Może też rzekomo wywoływać trzęsienia ziemi. Na dodatek "podobno" ma możliwość kontroli umysłów. Skoncentrowana energia emitowana przez HAARP ma też móc wyłączać prąd na wybranych obszarach Ziemi.
Instalacja na Alasce rzekomo jest prototypem, na podstawie którego zbudowano szereg podobnych stacji na całym globie. Oczywiście tajnych. Jak twierdzą twórcy i zwolennicy teorii spiskowych, z tego powodu teraz wojsko może sobie wyłączyć i zdemontować HAARP. Ma już bowiem podobno lepsze instalacje.
Naukowcy przekonują, że wszystkie podobne teorie są wierutną bzdurą. Wyniki swoich prac publikują bowiem otwarcie w pismach naukowych i wynika z nich jasno, że HAARP nie jest wykorzystywany do niecnych celów. Ewentualną próbę kontroli jonosfery i globalnej pogody przy pomocy instalacji porównują do próby kontroli Pacyfiku poprzez wrzucenie do niego kamienia.
czytaj dalej
Astronomowie z USA odkryli planetę bardzo podobną do Ziemi, na której może istnieć woda w stanie ciekłym.
Amerykańska Agencja Kosmiczna NASA ogłosiła, że jej bezzałogowy Kosmiczny Teleskop Keplera wykrył największą poznaną do tej pory planetę podobną do Ziemi poza Układem Słonecznym. Określona jako Kepler-186f, nowa planeta orbituje wokół czerwonego karła w odległości około 500 lat świetlnych od Ziemi w gwiazdozbiorze Łabędzia. Planeta jest tylko 10 procent większe od Ziemi, a na jej powierzchni może znajdować się woda w stanie ciekłym, co jak wiadomo, jest niezbędne dla istnienia życia.
Kepler-186f nie jest pierwszą planetą odkrytą w strefie zamieszkiwalnej (lub w „strefie złotowłosej”), czyli w obszarze, gdzie panują umiarkowane temperatury od 0 do 100 stopni Celsjusza, a więc gdzie może także istnieć woda w stanie ciekłym. Jednak większość planet odkrytych w tej strefie była znacznie większa niż Ziemia.
Zastosowanie metody tranzytów, czyli obserwacji regularnych zmian w blasku gwiazdy wskutek przechodzenia planet przed jej tarczą, pozwoliło określić promień planety. Kepler-186f jest tylko o 10% większy od Ziemi i znajduje się w strefie zamieszkiwalnej, w której panują umiarkowane temperatury. Rozmiar planety także wskazuje, że obiekt raczej nie posiada grubej warstwy atmosfery, podobnie jak inne wielkie planety w Układzie Słonecznym. Zdaniem naukowców tego typu warunki, mogą oznaczać, że na planecie znajduje się woda w stanie ciekłym i sprzyjają powstaniu życia. Planeta prawdopodobnie jest skalista. To kolejny czynnik, który upodabnia ją do Ziemi.
- Na razie znamy jedną planetę, na której istnieje życie - Ziemię. Kiedy szukamy życia poza naszym Układem Słonecznym, to koncentrujemy się przede wszystkim na miejscach, na których panują podobne warunki jak na naszej planecie. Teraz możemy śmiało stwierdzić, że w strefie zamieszkiwalnej mogą istnieć planety podobne do Ziemi - powiedziała autorka badań, Elisa Quintana z amerykańskiego instytutu SETI.
Odkrycie umożliwiły dane zebrane dzięki obserwacjom przez teleskop Keplera. Wyniki badań opisano w magazynie naukowym „Science”.
czytaj dalej
Znana z niesamowitego programu "Jasnowidz na tropie zbrodni" medium Sue Nicholson wypowiedziała się na swojej stronie facebook`a na temat zaginięcia samolotu Malezyjskich Linii Lotniczych.
O tym wpisie poinformowała nas jedna z moderatorek forum FN.
From: [...]
Sent: Tuesday, April 15, 2014 4:16 PM
To: [...]
Subject: Sue Nicholson / zaginiony samolot
Dzień dobry.
Śledzę cały czas wypowiedzi Sue, Kevina i Debber i szukam informacji odnośnie zaginionego samolotu, na razie
nie wypowiadają się oficjalnie.
Jedynie Sue na swojej stronie Facebooka wypowiada kilka słów.
https://www.facebook.com/pages/Psychic-Medium-Sue-Nicholson/135706099792831
I do feel that it's not in water but it's very strange but I don't know everything lol haha just read what I have wrote I am not driving just the passenger lol that would be something driving with my eyes closed don't think the police would buy that keep safe everyone big hugs love sue xxx
sue
........................
Sprawa samolotu jest dla mnie osobiście szczególnie ciekawa z jednego powodu.
Mam kontakt z osobą, która również jak Sue w wolnych chwilach "gada" sobie z drugą stroną i na pytanie co się stało z samolotem padła zadziwiająca odpowiedz.
To już nieistotne. Oni żyją, ale inaczej.
Padły tez tak zadziwiające informacje, że trudno w to uwierzyć. W każdym razie słowa Sue pasują do tego idealnie. Mam to zapisane, ale czekam na rozwój wypadków.
--
Z serdecznymi pozdrowieniami
A.
czytaj dalej
Jesteśmy w ciągłym kontakcie z pułkownikiem Ryszardem Grundmanem, który w latach 80-tych zbierał relacje o obserwacjach UFO przez wojskowych pilotów. Okazuje się, że cały czas dostaje nowe materiały. W planowanej książce płk Grundman zamierza przedstawić nowe relacje. Nie możemy publikować całości, ale... poniżej mały fragment przyszłej książki.
czytaj dalej
W sprawie zaginionego samolotu dostajemy wiele ciekawych e-maili. Oto dwa przykłady takiej korespondencji:
From: [...]
Sent: Wednesday, March 19, 2014 1:35 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: MH370
Witam
Sprawa "siódemek" interesuje mnie od samego początku gdy tylko zobaczyłem "breaking news". Już wtedy, nie wiem czemu, być może ze względu na na napięcie w Europie, poczułem że to nie jest i nie będzie to zwykła sprawa.
Jestem nieco zdumiony, że nie chyba prawie nikt nie mówi o tym, że dzieje się to w rejonie "diabelskiego morza". Bo tak nazywany był kiedyś nazywane były te wody. Szczególnie rejon Cieśniny Malakka.
Pozwalam sobie załączyć pliki graficzne ze zdjeciami 2 stron z książki A. Mostowicza "My s Kosmosu". W której jest cały rozdział dotyczący tego rejonu Ocenanu Indyjskiego.
Pozdrawiam
Michał
From: Leszek [...]
Sent: Tuesday, March 18, 2014 11:04 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Informacja na temat zaginionego samolotu
Witam
moja refleksja na temat zaininego boinga 777.
Pan Jackowski mówi, że pierwsze przeczucie ma, że samolot zatonął. Też tak myślę, ale istnieje według mnie prawdopodobieństwo że maszyna nie rozleciała się a ludzie w samolocie przez co najmniej 48 godzin żyli uwięzieni pod wodą ,ponieważ woda nie dostała się do środka. Ludzie żyli dotąd aż zarakło powietrza (tlenu) we wnętrzu samolotu. Myślę że już niestety nie żyją, ale może się mylę(mam nadzieję) Zależy jaki zapas tlenu był w samolocie
Pozdrawiam
Leszek [...]
czytaj dalej
...Czasami czytelnicy serwisu przysyłają link do filmu z prośbą o opinię. Tak było także w tym przypadku.
Witam!
znalazłem ciekawy film w internecie , może się odniesiecie do niego bo wydaje się być bardzo interesujący !! .
Pozdrawiam
Krzysztof
Film został opublikowany 29 grudnia 2013 roku. Miał tekst po rosyjsku i angielsku.
Usual walk in nature turned the meeting with the unknown - the big spaceship appeared before the eye of the traveler.
w tłum.
"Zwykły spacer zamienił się w spotkanie z nieznanym - duży pojazd kosmiczny pojawił się przed oczami podróżnika"
Co myślimy o nim? Nie wierzymy w jego prawdziwość. Powodów jest kilka, ale jeden z najważniejszych:
W Rosji mamy znajomych zajmujących się UFO. Oni na pewno napisali by o tym filmie, gdyby był prawdziwy. Tymczasem owa cisza jest o wiele więcej mówiąca niż analiza filmu "klatka po klatce".
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.