Dziś jest:
Niedziela, 6 października 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Wierzycie w cuda ? Szanowni Państwo wierzycie w cuda lub ochronę sił wyższych ? Moi znajomi wybrali się kamperem do Rytla na weekend gdy wydarzyła się tragiczna wichura . Jak opowiadają padał ulewny deszcz i mocno szarpało pojazdem co wydawało się im normalne i ich nie niepokoiło . Poszli spać .
Rano gdy się obudzili oraz otworzyli drzwi ukazał im się widok jak po wojnie . Stali w środku powalonego lasu . Żaden konar ani drzewo nie upadło na ich auto . Kamper zaparkowany był na leśnym parkingu . Dla znajomych i ich auta nic się nie stało . Nawet zadrapań nie ma . Pozdrawiam
Jerzy
czytaj dalej
Witam FN, opisze historie, ktora wlasnie ma miejsce. Bedac jeszcze w osmioletniej podstawowce dwa ostatnie lata czesto siedzialem w lawce z kolega Robertem. Pamietam jak sie smial ze mnie, gdyz mialem problemy z przegroda (czyli miejscem, ktore wyczuwamy kiedy poprowadzimy jezyk wzdoz jedynek ku gorze, po zewnetrznej stronie, w strone nosa). Cos mi sie tam papralo wiec czesto kierowalem tam jezyk i musialo to smiesznie wygladac.
Tak na marginesie: na przestrzeni lat kilku dentystow proponowalo mi zabieg wyciecia tego kawalka skory kiedy odkryli, ze ja go mam (a ponoc inni go nie maja). Zawsze odmawialem.
Kilka dni temu znow mnie to miejsce rozbolalo (naprawde nie wiem dlaczego, moze sobie zawadzilem szczoteczka do zebow?). Wiec siedze godzinami przed laptopem z jezykiem wetkanym 'pod nos' i pomyslalem sobie, ze to smieszne, bo mam 36lat, a ostatni raz tak siedzialem w podstawowce. I wtedy smial sie ze mnie Robert.
Nie minela doba kiedy poprzez FB odezwal sie do mnie ktos i napislal, ze Robert zginal w nawalnicach. Byl z dziewczyna pod namiotem, nic wiecej nie wiem. Za chwile jade na jego pogrzeb.
Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Dzien dobry, nikomu nie opowiadalam o przypadku jaki mnie spotkal. Moze zaczne od poczatku. Moja siostra mieszka w Myslowicach ok 9lat w nowo wybudowanym domu niedaleko Kopalni KWK Myslowice. Jest to okolica gdzie w czasie 2 wojny swiatowej dzialy sie straszne zeczy- nie bede opisywac poniewaz sa o tym artykuly. Raz jak ja odwiedzilam pojechalismy rowerami do lasu - pokazala mi cmentarz gdzie na malym skwerku sa groby Niemcow zabitych przez Polakow w odwecie itd. Nie wiem czy ma to jakis zwiazek.
Siostra mowi ze u niej w domu sa duchy, drzwi same sie zamykaja czasami przewracaja sie przedmioty i nic nie moze z tym zrobic. 2 lata temu spedzilam u niej Wigilie - wrocilam do domu ok 24 - jedzie sie pol godziny ale to nie ma znaczenia. Polozylam sie spac i nagle czy po jakims czasie zaczelo mnie cos przygniatac, poczulam na sobie straszny ciezar cos mnie dusilo i obezwladnialo.
Nie moglam sie ruszyc i wydobyc z siebie glosu ale gdzes w srodku krzyczalam - zejdz ze mnie i zostaw mnie w spokoju. Nagle jakas sila woli odepchnelam dziwna postac z mojego ciala ktora opadla na fotel. Usiadlam na luzku i zobaczylam ze siedzi tam wysoka postac ok 2 metrow ubrana w jakis powiedzialabym habit Mnicha-zwrocilam uwage na spiczasty kaptur - moze on dodawal jej wiekszej wysokosci.
Odnioslam wrazenie ze postac ta byla zmeczona nie wiem duszeniem mnie czy moim odepchnieciem. Za chwile znikla, nie moglam zasnac do rana i do tej pory nie potrafie sobie wytlumaczyc co to bylo. Przyczepil sie jakis duch z domu mojej siostry? Od tamtej pory nic wiecej takiego mi sie nie zdarzylo. Pozdrawiam.
[25 sierpnia 2017]
czytaj dalej
[...] Witam załogę Nautilusa
Od razu przejdę do tego, co wydarzyło mi się wczoraj około godziny dziesiątej. Tego dnia wyjeżdżałem z Bytomia, gdzie przebywałem kilka dni u przyjaciela. Graliśmy z zeń na komputerze, gdy nagle usłyszeliśmy głośny huk dochodzący z salonu.. Kamil (kolega) szybko pobiegł sprawdzić, co się stało. Po chwili mnie zawołał. Moim oczom ukazał się taki widok (zdjęcie).
Próbowaliśmy stawiać różne hipotezy, np. że to wiatr, wibracje telewizora (odtwarzał muzykę), ale po dokładniejszym sprawdzeniu odrzuciliśmy je. Po raz pierwszy padła nazwa poltergeist. Uprzątnąwszy nieporządek ,wróciliśmy grać dalej.
Nie minęło pięć minut i znów usłyszeliśmy ten sam huk, a potem ujrzeliśmy, że to ten sam kaktus leży na podłodze, tyle że o wiele dalej. Gdy wychodziliśmy z mieszkania , usłyszeliśmy zamykane drzwi i nie mieliśmy już wątpliwości, iż to poltergeist jako że wszystkie okna były wówczas zamknięte, a w pobliżu nie było nikogo prócz nas. Później Kamil usłyszał jakieś kroki, ja zaś nie. Dopiero przed wyjściem usłyszałem "krok", o którym z kolei "nie wiedział" przyjaciel. Już po zamknięciu drzwi usłyszał on cykanie zegara, a czasomierz stojący w pokoju był przecież zepsuty! Otworzył drzwi kluczem i wszedł sprawdzić, co to było. Wydawało się ,że stary zegar odmierza sekundy, lecz nie poruszał się. Po chwili konsternacji opaśliśmy mieszkanie. Kiedy Kamil zadzwoniwszy do ojca, powiadomił go o całym zajściu, dowiedzieliśmy się że "czasem się tak zdarza". Dodam, że w owym lokum mieszka również ok. 13 letnia siostra Kamila.
Obaj z przyjacielem wierzymy w istnienie duchów, dlatego zaistniała sytuacja prawie wcale nas nie zdziwiła, uznaliśmy ją za całkiem normalną;, mino że po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z hałaśliwy duchem.
Kamioth
czytaj dalej
Witajcie wszyscy tu obecni, Jestem Waszym, stałym od wielu lat, obserwatorem i czytelnikiem, zapoznałem się chyba z całym materiałem zamieszczonym na stronie. Prenumeruję również ( i czytam od deski do deski ) „Nieznany Świat”. Popieram i zgadzam się w pełni z tematyką przez Was poruszaną. I chyba dlatego muszę napisać o tym co mi się przytrafiło.
A więc :
Przedwczoraj bardzo wcześnie, jak dla mnie, zasnąłem, po prostu „padłem” po dość obfitującym w pracę tygodniu. Obudziłem się o godz. 1.40 . Z powodu dość silnego mrozu poszedłem do kotłowni dołożyć drewna do pieca i położyłem się z powrotem. Nie mogłem zasnąć. Leżałem patrząc od czasy do czasu na zegar w zestawie audio. Dokładnie jak odczytywałem na wyświetlaczu godz. 2.12 przed moimi oczami przepłynął jakby czarny obłok, napłynął od strony okna. Przypominało to taki efekt stosowany nieraz w telewizji ; jakby farba zalewała ekran. Pomrugałem oczami i pomyślałem, że to od wielogodzinnego siedzenia przed komputerem w pracy. Po chwili poczułem senność i przewróciłem się na drugi bok. Prawie natychmiast, jak mi się wydało zacząłem śnic. Śnił mi się Paryż. Byłem tam na wycieczce razem z realnymi kolegami i koleżankami ze szkoły podstawowej. Miasto Paryż nie było jednak tym jakie znam współcześnie. A znam je doskonale bo przez kilka lat wykonywałem jako kierowca cotygodniowe kursy busem z pasażerami, których mieliśmy w zwyczaju podwozić pod dom. Gdy oczekiwaliśmy na kurs powrotny wałęsałem się po uliczkach Paryża, zwiedzając. I tak przez prawie 6 lat. Ten Paryż ze snu był inny. Jakby z wcześniejszej epoki, przypominał trochę rynek krakowski i jego okolice. My, bohaterowie snu, ubrani byliśmy współcześnie.
Charakterystyczne jest to, że wszędzie było ciasno. Ciasne były uliczki, schody, drabinki, po których poruszaliśmy się. Tak wałęsaliśmy się wymieniając jakiś mało znaczące słowa i gesty. Nagle znaleźliśmy się w takim starym małym hoteliku. Tam pojawił się potężnie zbudowany mężczyzna ze sztucerem i krzyczał, że nas pozabija. Ktoś wepchnął mnie do pokoju zatrzaskując drzwi. Wewnątrz pokoju znajdował się już kolega ze szkoły podstawowej. Ledwo go zobaczyłem mężczyzna z bronią zaczął forsować drzwi. Zrozumiałem, że to napastnik – nie dawałem rady przytrzymać drzwi, zaczynały się od doły tak dziwnie wyginać jakby ktoś chciał wejść pod drzwiami. Zawołałem do kolegi o pomoc a on przysunął do drzwi coś przypominające wersalkę. Wtedy wszystko się uspokoiło. Wyszedłem na korytarz. Tam stała, ubrana jedynie w białą bieliznę koleżanka ze szkoły podstawowej, w której się onegdaj podkochiwałem Nie była w naszym obecnym wieku tzn. 50 lat, miała jakieś 20-25 lat. Zaczęliśmy po schodach w dół uciekać z hotelu. Na ulicy zapytałem ją jaka jest jej obecnie sytuacja rodzinna. Odpowiedziała, że jest samotna i możemy zacząć się spotykać. Nadal była w bieliźnie, poczułem wyraźne podniecenie. Zaczęliśmy wchodzić jakąś drabinką w górę. Puściłem ją przodem. Wyraźnie chciałem zerknąć na jej pośladki z dołu lecz pomyślałem o żonie. Wtedy pojawił się kolega z podstawówki, który również się w jej kochał, odepchnął mnie i wszedł po drabinie za nią.
Wtedy Paryż zniknął.
Znalazłem się w niezidentyfikowanym pokoju. Leżałem na łóżku, obok spała żona. W pokoju tym były też kanapy czy wersalki, na których spały moje dzieci.( Jestem drugi raz żonaty i z drugiego związku mam nastoletnie dzieci mieszkające nadal ze mną )
Pomyślałem, że jak wszyscy śpią to obejrzę film z wycieczki do Paryża. Włączyłem telewizor. Na ekranie pokazały się sceny pochodzące z Paryża jakby z występu kuglarzy czy cyrkowców , nie było już tam kolegów ze szkoły. Była noc, mgła, dziwna muzyka. Nagle, na pierwszym planie pokazała się postać młodej kobiety, chyba cyganki, z szalem na ramionach, obraz zmienił się na czarno-biały, postać zaczęła tańczyć w miejscu. Ja nie mogłem oderwać wzroku od niej. Zacząłem krzyczeć, używając wulgarnych słów aby pokazała biust.
( Pragnę tu wtrącić, że nie używam wulgaryzmów a tym bardziej w obecności kobiet )
Docierało do mnie wewnętrzne zdziwienie, że ja krzyczę takie wulgarne słowa. Krzyczałem i miałem poczucie winy.
W pewnym momencie stała się rzecz przedziwna. To co było na ekranie telewizora nagle wypłynęło na pokój. Rozpłynęło się po czymś w rodzaju kominka a obok na ścianie uformował się kolorowy obraz przedstawiający twarz. Twarz nie była ludzka. Miała usta i oczy ale nie była ludzka. Uzmysłowiłem sobie, że to demon. ( tylko to słowo przychodziło mi na myśl ). Twarz na obrazie zaczęła się szyderczo śmiać. Poczułem, że w sposób brutalny, gwałtowny żona manipuluje mi w kroczu. Jednocześnie zauważyłem, że obserwują to wszystkie troje dzieci. Poczułem ogromny wstyd. Twarze dzieci nie były naturalne. Wykrzywione w jakimś grymasie, jakby osoby upośledzone umysłowo. Twarz żony była podobna, zorientowałem się, że są prawie takie same jak twarz z obrazu, wszystkie były podobne. Pomyślałem : oni są w transie. Zacząłem krzyczeć : obudźcie się, obudźcie się , kilka razy.
Dotarło do mnie, że w pokoju jest demon, że wszedł we wszystkich nas. Przypomniałem sobie chęć podglądania koleżanki i wulgarne krzyki do cyganki. Poczułem, ponownie, wstyd i wściekłość. Zerwałem się z łóżka, zauważyłem, że żona i dzieci są już „normalne”, są sobą. Powiedziałem albo pomyślałem coś o potrzebie szukania krzyża. Cały czas miałem świadomość, że obok jest demon, czułem go. Podszedłem do kominka. Leżało na nim kilka krzyży, mniejszych i większych. Wszystkie miały odłamane lewe ramiona, w tym samym miejscu. Nie zastanawiałem się dlaczego, chwyciłem jeden większy i jeden mniejszy. W rękach złożyłem z nich krzyż. Poczułem obecność demona za mną, za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem coś co spowodowało wyrwanie się z moich usta : „ ja pier….”
Przed nami ( bo czułem, że żona i dzieci są za mną ) stał znajomy nam ksiądz.
Śmiał się szyderczo, ubrany był w sutannę i koloratkę, twarz miał szarą, ziemistą.
Od razu skojarzyłem go z tym demonem. Bez zastanowienia przyłożyłem mu krzyż do czoła i zacząłem krzyczeć : wynoś się demonie, wynoś się, wynoś się…
Wtedy kolorowa twarz na obrazie zmieniła się ; oba oczy zlały się w jedno, cyklopie oko, twarz się zamazała i odpłynęła – znikła. Poczułem ogromną ulgę, wiedziałem, że poszedł.
Wtedy się obudziłem.
Stała nade mną cała rodzina. Okrzykami „obudźcie się” rzeczywiście postawiłem cały dom na nogi. Podobno cały drżałem, targały mną jakby konwulsje, żona mówiła, nie znając jeszcze treści snu, że wyglądało to tak jakby ktoś chciał mnie podnieść a ja bym się bronił. Dzieci podobno płakały. Choruję na nadciśnienie. Żona myślała, że mam zawał.
Gdy zacząłem krzyczeć „wynoś się demonie” pojęła, że to sen i zaczęła szarpać mnie, budząc.
Gdy już nie spałem, natychmiast pomyślałem o tym czarnym obłoku przed snem.
Byłem w takim dziwnym stanie, że nie mogę go określić słowami.
Tyle
Dodać muszę, że ten ksiądz to proboszcz w parafii, gdzie znajduje się szkoła, do której chodzą moje dzieci. Jesteśmy z nim w swego rodzaju konflikcie. Skierował, bowiem, do nauki religii księdza, który stosuje bardzo dziwne, jak na katechetę metody nauczania. Nie zgadzaliśmy się z nimi i po wielu przepychankach, które oparły się o Komisję Episkopatu Polski, klasy naszych dzieci uczy inny ksiądz. Podmiotowy proboszcz nigdy nam tego nie wybaczył. Sugerował nawet mieszkańcom nasze wsi, że to ja jestem ucieleśnieniem szatana.
pozdrawiam
T.D.
czytaj dalej
[...] Był koniec lata,rok 1982.Wracałem sam samochodem z Dolnego Sląska ,gdzie byłem odwiedzić moją dziewczynę ,póżniejszą żonę. Ok.20km przed moją miejscowością znajduje się Racibórz, przez który przejeżdżałem a który przed wojną był już w Niemczech. Przy wyjeżdzie z Raciborza był przystanek PKS a ok. 100m dalej przedwojenny budynek graniczny. Było już póżne popołudnie i na przystanku wielu ludzi,którzy machali mi ,żeby wziąść ich na "stopa".
Nie zatrzymałem się ale kawałek dalej,pod tym starym budynkiem granicznym stał samotnie męszczyzna i on także
machał ręką aby go podwieżć.Nie wiem dlaczego,ale tym razem się zatrzymałem. Drzwi otworzył mężczyzna w wieku ok.45 lat i spytał,czy jadę na kopalnię "Anna" w Pszowie. Muszę zaznaczyć, że do domu mogłem dojechać zarówno przez Pszów jak i przez Rydułtowy.Taka sama odległość, ale ja zawsze jeżdziłem przez Rydułtowy.Dlatego ,kiedy mężczyzna zapytał czy pojadę przez Pszów, zawahałem się ale powiedziałem, że tym razem pojadę ze względu na niego właśnie przez Pszów
zwłaszcza,że droga prowadzi koło bramy kopalni.
Miałem wtedy 2-drzwiowego starego Fiata. Autostopowicz usiadł obok mnie i więcej się nie odezwał tylko patrzył przed siebie. Kilkukrotnie próbowałem nawiązać rozmowę ale on jakby mnie nie słyszał.Nawet trochę się "wkurzyłem",że
wziąłem do auta takiego mruka po kilku godzinach samotnej jazdy. W końcu zbliżyliśmy się do bramy kopalni i wtedy on wskazał palcem i powiedział tylko :"tu".Ale tam był znak zakazu zatrzymywania,więc zwolniłem do 30-40km/h i spojrzałem w moje boczne lusterko czy coś nie jedzie tuż za mną aby się bezpiecznie zatrzymać. Cały czas jeszcze jadąc odwróciłem się
do mężczyzny,żeby mu powiedzieć ,że musi szybko wysiąść jak się zatrzymam bo tu nie wolno stawać. Problem w tym,że miejsce obok mnie było puste,więc dalej bez zatrzymywania pojechałem dalej. Sytuacja była na tyle nienormalna,że nie doszło do mnie od razu,że gość zniknął mi z auta w trakcie jazdy,że drzwi były dobrze zamknięte i nie słyszałem ich otwierania
bądż zamykania.
Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałem to to,że facet bał się że będzie musiał zapłacić więc wolał uciec.Dopiero po jakichś 10-ciu minutach zdałem sobie sprawę z tego,że pasażer,który siedział obok mnie ,w ciągu 2 sekund mojej odwróconej uwagi otworzył drzwi, wysiadł,zamknął drzwi od zewnątrz,zrobił to bezszelestnie i w trakcie jazdy. Dopiero wtedy poczułem dreszcz i "gęsią skórkę" na rękach.Kiedy opowiedziałem to zdarzenie kolegom,to przez kolejne 2 miesiące sobie ze mnie żartowali, pytając najczęściej czy przyjechałem dzisiaj sam albo kogo mam dziś w aucie.Więc przestałem o tym opowiadać.
W moim mniemaniu mogą być dwie wersje wytłumaczenia tego spotkania. Pierwsza to faktycznie duch osoby,która zmarła ,ale energetycznie nie odeszła i chce dalej pełnić swe stare obowiązki,w tym wypadku jeżdzić dalej do pracy.Dziwi też fakt,że nie stała na przystanku ,ale 100m dalej. A może kiedyś właśnie tam był przystanek? Druga wersja:wspomniałem wcześniej,że do domu mogłem z Raciborza dojechać przez dwie różne miejscowości ale zawsze jeżdziłem przez jedną i tą samą.Tym razem było inaczej,pojechałem tą inną drogą.Nie wiem,być może gdybym wtedy pojechał jak zwykle to może stało by się coś złego,a ten "pasażer" spowodował oszukanie przeznaczenia, coś jak Anioł Stróż.
Pozdrawiam,pozostałe opiszę innym razem
Tomek
czytaj dalej
Jest to historia,która wydarzyła się we wrześniu 1980 w Ferganie - Uzbekistan.
Do Fergany określanej przez przewodnika jako " najdzikszej"części Uzbekistanu przylecieliśmy późnym popołudniem.Temperatura była bardzo wysoka /+ -/ 45 stopni.Dla tubylców już zima,tak przynajmniej mówili.Dla nas żar z jasnego nieba.Budynek hotelu jednopiętrowy.Jesteśmy atrakcją dla tubylców ,którzy odziani w czarne ,miejscowe stroje w licznych grupach stali przed hotelem. Każdy miał na głowie tibitiejkę.
Z uwagi na bezpieczeństwo ulokowano nas na piętrze.Okno naszego pokoju wychodziło na wewnętrzne podwórko,na którym w pobliżu /2 - 2.5 m/ rosło dość wysokie drzewo liściaste/ jakie ,nie mam pojęcia/W hotelu mieliśmy spędzić tylko jedną noc.Uprzedzono ,nas,żeby samotnie nie oddalać się .Najlepiej żeby w grupie był mężczyzna.W naszym towarzystwie było ich kilku.
Po rozlokowaniu się i przygotowaniu do kolacji wyszłyśmy z towarzyszką podróży na krótki spacer.Przed hotelem stały grupki tubylców .W niewielkim oddaleniu od nich stało 3 poważnych,starszych ,odzianych czerń meżczyzn.Później skojarzyłam,że zapamiętałam ich od kolan w dół .Robiło się ciemno ,wróciłyśmy na kolację.Kolacja połączona była z tańcami w której uczestniczyła oprócz nas grupa niemiecka i francuska oraz sporo tubylców.
Moja towarzyszka tryskająca werwą i humorem tańczyła z jakimś Azjatą.Bawili się doskonale,oczymś rozmawiali /tylko jak -ona nie znała rosyjskiego/.W pewnej chwili zdjęła mu z głowy tibitiejkę i nałożyła na swoją.Azjata z ciemnego zrobił sięw oka mgnieniu popielaty.Sytuacja zrobiła się groźna,wtrąciłam się,podobnie uczynili jego pobratymcy,Później wytłumaczyłam jej co zrobiła.
Poszłyśmy spać.Nie wiem ,która była godzina.Okno było otwarte.Zasnęłam jak zwykle przykładając głowę do poduszki.Nie wiem jak długo spałam ,ale obudził mnie mocny szelest gałęzi pobliskiego drzewa.Zaniepokojona leżałam,nasłuchując.Po chwili z dołu rozległ się jakiś głos.,po rosyjsku.
- ktoś ty,co tam robisz?Złaź natychmiast.
- to ja,pada jakieś imię czy nazwisko / facet od tibitiejki /
W tym momencie przeszłam na myślenie po rosyjsku - zawsze tak robiłam,wtedy się lepiej przyswaja teksty.
- pocoś tam wlazł?
- Ona zabrała mi męskość/ i coś tam jeszcze/
- ty głupku,czy ty wiesz kto tam śpi?
- wiem,czarna i lady / w drugim określeniu zachowuję formę wypowiadaną przez głos/,muszę tam wejść i ........................
-złaź natychmiast /
...i chyba wtedy przeszli z rosyjskiego na uzbecki czy inny nieznany mi język,zmartwiłam się tym faktem,ale prawie natychmiast zaczęły docierać do mnie słowa rozmowy tak jakby wypowiadane były w moim ojczystym języku.
- no to co ,że lady,
- Dobrze,że przyszedłem.Czy ty wiesz ,kto śpi w tym pokoju?Czy ty wiesz ,kto to jest?
- lady
- to tulku
.....................i w tym momencie nastąpiła przerwa w rozumieniu rozmowy,Ciąg dalszy
- czy ona o tym wie kim jest,
- nie ,jeszcze nie ,
- a będzie wiedziała?
- jak przyjdzie czas,
-ona?,ona nie jest nasza.Chyba się pomyliłeś,Nie ta czarna?
-nie ,to lady.Ta druga przydana jest jej do pomocy w tym co robi.
-a co robi?
- to co robi
..........................................................................................
Dobrze,że przyszedłem,ale że dzisiaj,nie wiedziałem.Wiedziałem,że przyjedzie,powiedzieli mi,tylko nie powiedzieli kiedy.Dziś przyszedłem pierwszy raz i od razu ją zobaczyłem.
- będziesz z nią rozmawiał?
- nie,niewolno mi.Mogę tylko popatrzeć,Jutro też przyjdę.
-jutro wyjeżdżają,
-Dobrze,że przyszedłem,jutro też przyjdę.Chodź do domu,niech śpi ,niech śpi.
Słyszałam szelest oddalających się kroków i rozmowę,której już nie rozumiałam.Szybko zasnęłam.Rankiem pamiętałam dokładnie nocne wydarzenia ale nie mówiłam nic,nie chcąc deprymować koleżanki podróży.Po śniadaniu wyjeżdżaliśmy.W tym samym miejscu co dnia poprzedniego stało 3 mężczyzn w czerni . Dodam,że Azję Centralną odwiedzałam jeszcze kilkakrotnie ,i zawsze była to podróż magiczna / wydarzenia te wprawiały mnie w osłupienie/ADG
czytaj dalej
[...] Podzielę się z Wami jeszcze jedna moja historią dotyczącą śmierci mojego kolegi , a zdarzyło się to 6 lat temu. Jacek miał wtedy 21 lat a o nim mowa był razem ze mną i z 6 innymi znajomymi na imprezie domowej na 4 piętrzę w bloku mieszkalnym, zakrapianej alkoholem, jak to na imprezie bywało.
Ja o godz. 3 w nocy opuściłem sam grono znajomych i udałem się do domu położyć się do łózka. Rano o 6 godz. budzi mnie żona i mówi z pretensjami do mnie ,że dostała telefon z informacją ,że Jacek skoczył z 4 pietra przez balkon i leży w szpitalu i nie wiadomo czy przeżyje. Oczywiście wielkie pretensje do mnie ,że ja najstarszy pije z młodszymi i doprowadziłem do tragedii. Z faktu ,że była godz. 6 rano i byłem jeszcze nie wyspany , położyłem się dalej spać, zasnąłem i obudził mnie dzwonek tel. , odebrałem tel. i słyszę głos Jacka . Pamiętam do dziś cała treść rozmowy i dokładny mam obraz tego jak się obudziłem , jak wstałem po telefon , tak jakby to się wydarzyło wczoraj.
Treść rozmowy była następująca:
No cześć Jacek .. Co tam się stało? A nic skoczyłem z balkonu, ale to nie była próba samobójstwa..
Wtedy ja się spytałem; Połamany jesteś? w gipsie ?? Nie, nie . Nic nie mam połamanego , nie mam żadnego gipsu na sobie i się o nic nie martw wszystko jest OK. Rozmawiałem tutaj i mówili mi , że wyjdę z szpitala za 3 , 4 dni ,wiec spoko nie martw się o nic.. jest wszystko w porządku. No OK. mówie ,bo bardzo się przestraszyłem i przejąłem się tym wypadkiem, ale jak jest wszystko OK. to się cieszę. To trzymaj się wtedy . Cześć i nie martw się o nic .OK mowie i tak zakończyła się rozmowa, wiec spokojniejszy położyłem się dalej spać.
Jak wstałem mowie zonie ,że Jacek dzwonił do mnie i że jest wszystko OK. Zona przyjęła to do wiadomości, a ja po południu ,jak spotkałem się z resztą znajomych mowie o tej rozmowie z Jackiem , wiec oni patrzą na mnie jak na wariata , w końcu jeden bierze mnie na bok i mówi , żebym sobie jaj nie robił z tak poważnej sytuacji ,że rodzina płacze, bo Jacek chyba nie przeżyje jest nieprzytomny, nie ma nic połamane , nie jest w gipsie ,bo spadł na głowę , a nie na np. nogi , jest tylko podtrzymywany przy życiu , bo jest podłączony do przyrządu , który podtrzymuje go przy życiu. Tylko przy pomocy tego aparatu oddycha, a ty gadasz takie głupoty!!!!! . nie żartuj sobie . Jak dotarło to do mnie ,że jednak Jacek nie mógł zdzwonić do mnie, bo jest z nim naprawdę tak żle , to stwierdziłem , że dostałem przekaz od niego i że te 3 , 4 dni to wtedy umrze ,ale nikomu o tym nie mówiłem ,żeby nikt nie myślał ,że naprawdę zwariowałem .
Tak się stało.. po 4 dniach Jacek umarł.
Jacek wyskoczył, raczej spadł, bo po moim wyjściu chciał iść też do domu , ale reszta imprezowiczów zamknęła drzwi na klucz i nie chciała go wypuścić.
Jak wszyscy byli w kuchni on chciał przez balkony zejść na sam dół i uciec z imprezy. Schodząc na 3 piętro po balkonie zaczął pukać do sąsiadki , ale Pani w podeszłym wieku zaczęła krzyczeć ,że to złodziej i dzwoniła na policje . Wtedy on z powrotem chciał zejść, ale wtedy spadł na beton. Jacek nie był moim najlepszym kolegą miał innych bardzo zaprzyjaźnionych kolegów . ale mi dał ten znak. Pamiętam to bardzo wyraźnie . Szkoda , że wcześniej nie miałem takiej wiedzy i doświadczeń z tej materii jak obecnie. Po 6 latach świadomie doświadczyłem wyjścia z ciała. Teraz , jak wiem co to jest wyjścia z ciała OOBE to wiem , że wtedy miałem przekaz od Jacka w trakcie nie świadomego opuszczeniu ciała.
Sen to nie był , bo znam sny LD i są one mi znane, a to było bardziej realne i świadome.
Sen po tylu latach się przeważnie zapomina, a ten przypadek mam przed oczami jak sobie to przypomnę.
Wtedy nie świadomy opuszczenia swojego ciała odebrałem tel i z nim rozmawiałem.
To było oobe ponieważ te doznania mam w 3D i są bardzo realistyczne, a tak właśnie wyglądała nasza rozmowa.. powiem więcej, że jak jestem już świadomy realnego świata, po świadomym wejściu z powrotem do ciała, to ten świat wydaje mi się snem a tamte doznania prawdziwym życiem, bo są bardziej realne i rzeczywiste z większą gamą kolorów i uczuć.
Świadków tego zdarzenia mam sporo , bo każdemu o tej rozmowie mówiłem , święcie przekonany ,że to była rozmowa telefoniczna w świecie realnym i dlatego przekazywałem treść rozmowy każdemu do momentu , kiedy zdałem sobie sprawę ,że coś tu nie gra , kiedy oznajmiali mi wszyscy ,że to nie możliwe ,bo Jacek nie odzyskał przytomności.
Pozdrawiam J. [do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Przesyłam kilka zdjęć z opuszczonego kościoła koło Płocka (Nowy Wiączemin). Jakiś czas temu w internecie pojawił się artykuł na jego temat, było to chyba na stronie "Na Progu Nieznanego", ale nie jestem pewien. Po dłuższym czasie udało się nam dowiedzieć w jakim rejonie ów kościół się znajduje. Pojechaliśmy tam we trójkę samochodem, lecz jak się okazało, nie łatwo było go znaleźć.
Po prawie dwugodzinnej jeździe przez błotniste drogi, różne zagajniki i wioski, których nie ma na mapie udało nam się dojechać do naszego celu. Kościół stoi na totalnym odludziu po między polami, a prowadzi do niego jedynie wąska, błotnista dróżka (na której, niestety, przebiliśmy miskę olejową). Gdy do niego weszliśmy było już dość ciemno, ale na szczęście uzbroiliśmy się w aparat z flashem. Warto jeszcze nadmienić, iż w samym kościele odczuwało się spokój, można nawet powiedzieć, że cmentarny. Co dziwne, na zewnątrz każde z nas miało wrażenie, że jest coś nie tak.
Zaparkowaliśmy dość blisko, więc niby czuliśmy się pewnie, ale, choć była to praktycznie bezwietrzna noc, cały czas niepokoiły nas dziwne dźwięki, tak jakby szmer jaki się słyszy, gdy dużo ludzi stara się mówić szeptem. Dochodził z pobliskiego zagajnika. Wszyscy czuliśmy jakby ktoś nas obserwował. Nie wiem, czy jest coś nadzwyczajnego w tym wszystkim, ale gdy z ciekawości zrobiłem zdjęcie miejscu, z którego te dźwięki dochodziły (były to jakby kroki, potem szepty, ogólnie jakby huczący wiatr między drzewami, ale wtedy żadnego wiatru nie było) okazało się że wszędzie na nim pojawiło się mnóstwo orbsów. Dla porównania zrobiliśmy jeszcze kilka zdjęć na zewnątrz, nie koniecznie tam skąd dochodził cały ten "szmer". Sami oceńcie, czy warto jeszcze raz odwiedzić to miejsce, a może spędzić tam noc?
Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN] z Płocka - "załogant " od 2007 ;D
czytaj dalej
[...] Szanowna Redakcjo, Czytam właśnie artykuł na temat snów proroczych i chciałabym dorzucić moje 2 grosze (albo i więcej...)
Najpierw może o znaczeniu snów, który sam opracowałam na przełomie mojego życia, a mianowicie, gdy śni mi się, że prowadzę samochód (koniecznie samochód, nie rower, czy inny pojazd), w przeciągu 2 dni maksimum w moim życiu nastąpi jakaś bardzo ważna i miła (na szczęście) zmiana. Przykład to np. Zajście w ciąże (bardzo niespodziewane), znalezienie nowej pracy (po miesiącach poszukiwań i w sumie już bez wiary na znalezienie tego), czy przeprowadzka, a raczej znalezienie super oferty wynajmu mieszkania, również po miesiącach bezowocnych poszukiwań. Jeśli we śnie widzę wypadające mi zęby, ZAWSZE ktoś bliski choruje, lub ma jakiś wypadek. Na szczęście nie są to bardzo poważne choroby, ale się zdarzają.
To są w sumie takie charakterystyczne sny, które ZAWSZE się sprawdzają.
Mojej mamie z kolei gdy śni się Ś.P. teść, czyli mój dziadek, wtedy zawsze któremuś z nas (dzieci, rodzinie ogólnie) w przeciągu 3 dni, zdarza się jakieś nieszczęście.(najczęściej choroba). Dziwne,że w tych snach dziadek nic nie mówi do mamy, jedynie na nia patrzy, jednak te sny sprawdzają się w 100 %.
Na koniec chciałabym opowiedzieć mój sen, który przyśnił mi się bardzo dawno temu, jednak pamietam każdy szczegół. Miałam wtedy chłopaka, starszego ode mnie, którego bardzo lubiłam .Jednak chłopak ten był uzależniony od narkotyków (heriony), więc nie widziałam żadnej przyszłości z nim związanej... Jak wspominałam wcześniej, byłam wtedy młoda i myślałam, że moja przyjazń i oddanie jakoś pomogą mu wyjść z nałogu (jaka naiwna), moi rodzice go poznają i będziemy żyć długo i szczęśliwie.....
Pewnej nocy przyśnił mi się sen. Widziałam mojego chłopaka, przyszedł do mnie do domu, był jednak jakiś odmieniony, wcześniej był chodzącym szkieletem, chudy, z wysypką, potargany. Ja jednak zobaczyłam go w niezłej formie, czystego, uczesanego, szczęśliwego. Bardzo się zdziwiłam i zapytałam go, co się stało, on odpowiedział, że teraz już wszystko będzie dobrze, że jest zdrowy, że będzie mógł przyjść mnie odwiedzić, że teraz będziemy razem, i że czuje się wolny i tak dobrze jak nigdy w życiu.
Byłam taka szczęśliwa jak się obudziłam, bo to był sen bardzo realistyczny, nawet nie wiedziałam tak dokładnie, czy to był rzeczywiście sen, czy jawa.Pobiegłam do domu mojej koleżanki i zachwycona opowiedziałam jej mój sen. Ona tylko na mnie popatrzyła i powiedziała, że przed chwilą właśnie się dowiedziała,że ten chłopak zmarł w nocy....
Ja w to nie uwierzyłam, zadzwoniłam do niego do domu, i okazało się, że rzeczywiście, chłopak zmarł nad ranem.....
Minęło już tyle lat, bodaj 10, a ja cały czas pamiętam ten sen i uśmiechniętą twarz mojego przyjaciela.
Ania
czytaj dalej
Witam serdecznie ekipę Fundacji.
Piszę do Was, bo wiem że jesteście najbardziej wiarygodni w kraju. Chodzi o jedno ze zjawisk, których byłem świadkiem już kilkukrotnie, z resztą nie tylko ja ale i moi znajomi oraz rodzina.
Wszystko odbywa się w Krakowie, w ścisłym centrum, kamienicy starego budownictwa. Dokładniej stwierdzając uważamy, że mamy do czynienia z duchem, który dość często daje o sobie znać. Jest to rodzaj tych przyjaznych duchów, nie żaden złośliwy i natrętny. Najczęściej aktywny jest w nocy, słychać go jak przechadza się po obiekcie.
Wszystko zaczęło się około czerwca zeszłego roku, kiedy mieszkanie było remontowane, zdaję mi się że po prostu zakłóciło to jego spokój. Z relacji, jednego ze znajomych wynika że duch skupia się nad jednym z pomieszczeń, tak jakby chciał przekazać jakąś informacje. Podczas remontu, pomieszczenie to było analizowane pod kątem niewyjaśnionych znalezisk czy jakichkolwiek śladów, lecz nic nie odnaleziono.
Wierzę w paranormalne zjawiska, i sporo słyszałem o Nautilusie, dlatego właśnie zwracam się bezpośrednio do fundacji. Bardzo nurtuje mnie co duch chcę przekazać i jaka jest jego historia.
Pozdrawiam serdecznie
Z poważaniem
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam Fundację Nautilus! Postanowiłam napisać do was po przeczytaniu atykułu: "Osoby zmarłe potrafią kontaktować się z żyjącymi poprzez sny". Chciałam podzielić się osobistym doświadczeniem na ten temat.
Otóż w 2006r. zmarła moja babcia (od strony mamy),a niecałe dwa lata później zmarł jej syn (brat mojej mamy).Generalnie po śmierci mojej babci miałam dziwne sny związane z nią oraz zdarzenia w świecie rzeczywistym. Jestem agnostyczką i ciężko jest mi uwierzyć w coś czego nie potrafię racjonalnie wyjaśnić. W niecały miesiąc po pogrzebie babci miałam sny jak snuje się po moim domu zupełnie nieprzytomna.Nie zwracała na nikogo uwagi i znikała za rogiem,gdy wchodziła np.do pokoju czy kuchni. Zawsze drzwi do mojego pokoju były zamknięte na noc.Pamiętam,gdy pewnej nocy kładłam się już spać,gdy pod drzwiami zauważyłam dziwnego koloru światło (jak gdyby coś fosforyzowało). Nie otworzyłam drzwi,aby to sprawdzić,bo byłam przerażona tym faktem. Już wyjaśniam, iż za drzwiami jest ściana bez okna,więc nic nie mogło mimo wolnie przedostać się przez nie (np.światło z latarni). Kilka dni później widziałam taką samą leciutką poświatę na ścianie. Gdy próbowałam podejść do 'tego' z każdym krokiem zdawało się słabnieć, aż zupełnie zniknęło. Po śmierci wujka nie miałam takich zdarzeń.
Jednakże w owym czasie praktykowałam wyjścia astralne z ciała. Miałam wiele prób i tylko raz udało mi się przeżyć coś tak niesamowitego,ale nie o tym chciałam napisać. Pewnej nocy do głowy przyszedł mi zwariowany pomysł. Wierzyłam,że może mi się powieźć. Poprosiłam w myślach o pomoc moją zmarłą babcię. Tej nocy miałam bardzo realny sen. Był tak realny,że aż ciężko nazwać go tylko snem.
Miałam wrażenie jakbym wydostała się z własnego ciała i znalazła się gdzieś pomiędzy ziemią a przestrzenią kosmiczną. Jakbym zawisła gdzieś pomiędzy światem snu a rzeczywistości. Tło było zamazane,nie mogłam dostrzec żadnych kontur, Była tylko postać mojego zmarłego wujka siedzącego na krześle,które wisiało jakby w powietrzu. Czułam obojętność otoczającego mnie świata. Liczyło się tylko to spotkanie. Tu i teraz. Wujek uśmiechnął się do mnie i zupelnie spokojnie odpowiedział na moje pytanie nie poruszając ustami,którego nie zadałam głośno. Wszystko odbywało się jakby w umysłach.
"Babcia nie może Ci pomóc. Musisz poradzić sobie sama. Ona jest zajęta kimś innym. Ma inne zadanie do wykonania. Nie możesz jej przeszkadzać".
Ja bez słowa nagle zrozumiałam o co wujkowi chodziło. Miał na myśli moją mamę. Bardzo przeżywała śmierć swojej matki i brata,który był od niej dużo młodszy. Byłam pewna,że babcia opiekuje się nią jakoś. Wróciłam do siebie. Nad ranem obudziłam się i szybko zapisałam całe wydarzenie. Ciężko opisać słowami uczucie w tym 'śnie'. Użyłam cudzysłów ponieważ on nie do końca był snem. Do dziś jestem pewna,że prowadziłam cichą rozmowę z duszą mojego wuja.
Pozdrawiam, Sandra
czytaj dalej
Zamieszkiwałem jakiś czas u [dane do wiad. FN], z początku do takich historii podchodziłem z dystansem, gdyż nie przykładałem jakiejś specjalnej wiary do zjaw/duchów i innych sytuacji, które ciężko byłoby wytłumaczyć. Moje nastawienie nabrało wątpliwości, gdy zdarzały się sytuacje gdzie w łazience za ścianą pokoju w którym się znajdowaliśmy z kranu zaczynała lać się woda(po kilku sekundach zjawisko ustawało). Decydującym dla zmiany mojego nastawienia zjawiskiem był sen, a raczej koszmar.
We śnie widziałem postać małej postaci (najprawdopodobniej dziecka), która podążała z łazienki w stronę kuchni trzymając na wysokości klatki piersiowej coś w stylu lampy naftowej z bardzo oślepiającym białym światłem. Po chwili zauważyłem że światło to podąża z kuchni w stronę łazienki, jednakże postać ta zatrzymała się w futrynie naszego pokoju przez którą widziałem całe zajście podczas snu. We śnie miałem obraną pozycje siedzącą, a zaraz po tym jak postać zatrzymała się w futrynie, z nienaturalną prędkością(nawet porównywalną do obiektu na nagraniu) wleciała za mnie. Ostatnie co pamiętam ze snu, obrócenie się przez prawe ramie i ujrzenie partnerki, na szczęście to koniec snu bo partnerka wyglądała jak z horroru o opętaniach, była już w pozycji siedzącej ze skupionym wzrokiem(jak np. opętania w filmach). Partnerka obudziła mnie ponieważ sama nie mogła spać tej nocy, a ja podczas snu wydawałem wrażenie wystraszonego, podobno nawet krzyczałem przez sen. Tej nocy, była bardzo gęsta mgła, psy zachowywały się nienaturalne, w całej okolicy dookoła było słychać wycie i szczekanie psów.
W okolicy zamieszkuje również babcia [dane do wiad. FN] jak i jej brat. Jest to dom "bliźniak". Sytuacja po stronie babci domu jest zupełnie niewyjaśniona, mianowicie gaśnie tam światło, nawet w przypadku gdy jest ono podciągnięte stałym zasilaniem z innego domu. W mieszkaniu z powodów problemów ze światłem została wymieniona cała instalacja elektryczna, bez skutku. Problemy nie zniknęły, a mało tego pojawiają się również inne. Zdarza się że na telefon dziadka (drugi mąż babci) oraz babci, przychodzą niewyjaśnione SMS'y pokroju: "Pan domu czuwa", "Dom jest nawiedzony". SMSy typu premium "od wróżek", dziadkowie nie wysyłali SMS'ów premium, a takowe potrafiły przychodzić masowo. Sieć komunikacyjna nie była w stanie pomóc, ponieważ podczas próby zweryfikowania nadawcy czy zablokowania takich wiadomości, sieć miała problemy z serwerami i odmówiła dalszej próby pomocy. Dziadek sfrustrowany wyłączył telefon, ten samoczynnie włączał się i zaczynał dzwonić z zastrzeżonego numeru(po odebraniu nigdy nikt się nie odezwał).
Takie wiadomości i połączenia dzieją się tylko w tym domu, nie tylko do mieszkańców ale i do gości. Główna elektrownia w Łodzi odmówiła już współpracy z tym domem, ponieważ uznali że są bezradni i trzeba to wytłumaczyć w inny sposób. Sam osobiście miałem okazję gościć ten dom, miałem niewytłumaczalne ciarki oraz chwilowo czułem chłód na karku(nie było za mną okna).
Reasumując, mam świadomość że mój sen mógł być jedynie działaniem wyobraźni i nie musiał mieć nic związanego z świadomym snem. [...]
czytaj dalej
[...] Już wiecie, że jestem medium. Historia dotyczy posyłania nam przez zmarłych znaków poprzez owady i zwierzęta.
Niby poruszę lekki temat - bo zakończony anegdotą, ale zawierać on będzie przydatną Wam wiedzę, jak zacząć dostrzegać znaki od zmarłych. Wiele razy duchy informowały mnie (inne medium też to potwierdzają), że nie umiejąc dotrzeć do swoich bliskich w żałobie, próbują zwrócić na siebie uwagę "materializując" zapach swoich perfum, dymu ulubionego tytoniu, brudnych skarpetek (!), przestawiając rzeczy w domu, manewrując z prądem (samoczynne włączanie/wyłączanie prądu, TV, palenie żarówek, i inne rzeczy związane z elektryką bądź ogniem). Mają też niesamowitą możliwość wpływania na zachowanie zwierząt, a nade wszystko owadów. Serio, mój Filemon (już nieżyjący kot) widział duszki i bawił się z nimi podczas seansów, jakie robiłem dla moich klientów. Bardzo często zmarli wysyłają nam motyle. Czy to grudzień w Polsce, czy lato - nie ma znaczenia. Wiele razy cytowałem ducha: "Twoja żona mówi, że wysyła Ci motyle, czy widzisz ostatnio jakieś motyle? - a klient na to: "Tak!! To był listopad, podczas pogrzebu pokazało się kilka kolorowych motyli - nie wierzyłem, że one żyją w listopadzie.
Ale potem w styczniu, podczas mszy za nią znów się pojawiły w kościele". Zwracajcie na takie znaki uwagę - to sygnały od nich. Ponieważ jestem już tak zaawansowany w kontaktach z tamtą stroną widzę takie znaki bardzo często. Opowiem Wam jedną taką historię, zakończoną anegdotą - dziecięcym urokiem postrzegania świata :-) .
Akcja działa się stosunkowo niedawno. Dwa lata po śmierci mojej mamy. Spędzałem urlop z zaprzyjaźnioną rodziną nad zalewem. Uwielbiam słońce i wodę więc często chodziliśmy na plażę w większym gronie. Musicie wiedzieć, że każdy z moich przyjaciół wie, że jestem medium, więc niekiedy spontanicznie pytają mnie o jakieś rzeczy związane z umieraniem, czy światem dusz. Ich dzieci też wiedzą, że taki jestem i luźno o tym zawsze rozmawiamy. Tamtego dnia na molo opalałem się sam, po chwili dołączył do mnie Bartuś, nastoletni syn przyjaciół.
Zapytał o te motyle i znaki z drugiej strony. Powiedziałem mu: Bartuś, nie wiem czy to tylko o motyle chodzi. Ja uwielbiam ważki, a jakoś tego roku ich nie ma nigdzie. Ale czekaj, poproszę w duchu moją mamę, aby dała mi znać to może dziś zobaczymy jakąś ważkę. Wyobraźcie sobie, że w ciągu około 5 minut przyleciało do nas "stado" ważek!!! Fruwały wokół nas, jedna przysiadła Bartusiowi na dłoni, druga na moim kolanie i to trwało, może kwadrans? W życiu tylu ważek na raz w jednym miejscu nie widzieliśmy. W końcu w duchu podziękowałem mamie i w moment ważki odleciały. Umiecie to sobie wyobrazić? Mnie zamurowało. To było piękne, niesłychane i takie widowiskowe! Następnego dnia znów byłem na molo, tym razem z Bartusiem byli jego rodzice. Ja prażąc się w słońcu wspomniałem wczorajszy nalot ważek i nagle przyleciała jedna ważka i usiadła mi na dłoni, a potem przeskoczyła na dłoń Bartusia. Mama Bartka wypaliła: "Bartuś nie boisz się ważki?", a Bartek na to: " No co Ty, to przecież mama Marcina". Omal nie udławiliśmy się ze śmiechu, ale takie właśnie fajne są dzieciaki, kiedy myślenie abstrakcyjne nie funkcjonuje u nich jak u dorosłych. Dla niego to nie była manifestacja poprzez ingerencję duszy mojej mamy, lecz mama pod postacią ważki :-)
Zwracajcie uwagę na takie małe drobiazgi, szczególnie wtedy, kiedy intensywnie myślicie o bliskich zmarłych.
Oni chcą nas pocieszyć, chcą dać nam jakiś znak, na miarę możliwości, jakie posiadają z tamtej perspektywy ingerując w materialną stronę życia. Życzę Wam wiele motyli.
08-07-2017
Tego weekendu pojawiłem się w Jastrzębiu Zdroju. Razem z Dawidem i Dominikiem przygotowaliśmy tor łuczniczy w lesie, gdzie strzelaliśmy z łuku do tarczy. Kiedy już rozpaliliśmy ognisko od razu zauważyłem spacerującego ducha mężczyzny z duchem swego psa :-). Powiedziałem Dominikowi kogo widzę, on od razu zorientował się, że to jego zmarły bliski (Dominik jest właśnie w fazie rozwijania spostrzegania energii duchów), po czym zasiedliśmy do ogniska. Po tym, jak pozdrowiłem ducha spacerującego obok, pojawił się motyl, który tak był z nami około 30 minut. Cały czas lądował na mnie, na mojej stopie, kolanie, i znów na klapku. W końcu zniknął, jak i spacerujący duch. Czy nie dziwne, że znów pojawia się motyl, kiedy odczytuję ducha? Znów siada tylko na mnie? Znów trwa to dłużej niż u przeciętnego Kowalskiego? Nie. To nie dziwne. Tak po prostu jest zawsze. Odczytujcie takie znaki. Powodzenia.
Dziękujemy za tę historię i napiszemy wprost: historię o "nieprzypadkowym pojawieniu się motyli" traktujemy bardzo serio. Pomijając nawet nasze własne doświadczenia (a takie także mamy!) warto przypomnieć opis przypadku pojawienia się motyla, który znajduje się w Archiwum FN.
>> -----Original Message-----
>> From: [dane do wiad. FN]
>> Sent: Thursday, October 11, 2012 11:08 PM
>> To: nautilus@nautilus.org.pl
>> Subject: kontakt zmarłych we snie
>>
>> Witam;
>> jestem poruszona tematem kontaktu zmarłych poprzez sen. Pewnie gdyby
>> mnie samej nie dotyczyła ta kwestia nie brałabym jej pod uwagę, ale
>> jestem przekonana, że "życie" mojego zmarłego męża "tam" jest inne i
>> lepsze od tego tu na ziemi i wiem, że to życie tam istnieje i jest
>> znacznie prostsze.
>>
>> W 2009 roku dzień przed 34 urodzinami mojego męża mąż umarł we śnie.
>> Przebywał wówczas w Holandii. Wieść o jego śmierci przekazała ambasada.
>> Nie pamiętam wówczas swoich myśli ale wiem, że nie umiałam pogodzić
>> się z myślą o jego śmierci.Miałam wówczas 32 lata. Zostałam sama z
>> córką. Nie mieszkałam z mężem od 2 lat- byliśmy w oficjalnej sepracji
>> ale utrzymywaliśmy normalne, sporadyczne kontakty. Powodem naszej
>> sepracji był narastający problem alkoholowy męża i skłonności do
>> zawierania przygodnych znajomości z innymi kobietami.
>>
>> Po pochówku męża przyśnił mi się sen, którego nigdy nie zapomnę:
>> Szłam z córką uliczkami o pięknej architekturze jak weneckie uliczki
>> i w jednej z witryn sklepu zauważyłam witrynę wielką, ogromną
>> oszkloną z pięknymi drzwiami również szklonymi. Były otwarte. Na
>> środku holu stał sam mój zmarły mąż. Patrzył na mnie i ze spokojnym
>> uśmiechem czekał aż do niego podejdę. Weszłam, zauważyłam po boku
>> dwóch strażników - wysokich ubranych na czarno rosłych mężczyzn o
>> potężnej budowie. Nie dostrzegłam ich twarzy.
>> Jakby nie dostrzegłam głów. Moje pytanie jakie zadałam mężowi
>> brzmiało:
>> - Co Ty tu robisz?
>> on odparł do mnie - nic. czekam.
>> - Na co czekasz? Choć do domu. Nie wiesz gdzie jest Sandrusia? -
>> rozejrzałam się i nie dostrzegłam dziecka. Hol był ogromny, ale błogi
>> spokój na twarzy zmarłego męża uświadomił mi, żebym się o nią nie
>> martwiła.
>> - Ja nie mogę już stąd wrócić do domu. Ja tu czekam. - odparł mój mąż.
>> Podszedł do mnie i przytulił mnie tak jak zawsze mnie przytulał. We
>> śnie czułam jego ciało, dotyk i bliskość.
>> Przytulając mnie powtórzył: Ja nie mogę stąd wrócić do domu, ale
>> wiesz z czego jestem szczęśliwy - ja nie muszę już pić. Popatrzył mi
>> w oczy a ja zapytałam czemu nie może wrócić z nami do domu.
>> Ucieszyłam się jednoczesnie że nie ma już potrzeby picia alkoholu.
>> - Ja tu czekam, choć pokażę Ci gdzie teraz jestem. - odparł i
>> trzymając mnie za rękę jak zawsze zeszliśmy razem wąskim korytarzem
>> lekko oświetlonym jakby promieniami słońca, jasnego blasku światła.
>> Schodziliśmy po schodach w dół.
>> Korytarz był ciepły i przyjazny. Nie bałam się pomimo szarych ścian z
>> kamienia i bluszczu. Stanęliśmy razem przy drzwiach lekko uchylonych
>> z których wymykały się tylko promienie światła, jednak nie zaglądałam tam.
>> Przed tymi drzwiami mąż powiedział mi:
>> - Już teraz wiem jaką jesteś kobietą. Wiem jaką kobietę miałem. Nie
>> umiałem Cię docenić. Po tych słowach przytulił mnie i powiedział
>> słowa, które ściskają za gardło: - Nie umiałem się Wami zaopiekować
>> tam na ziemi
>> - ale będę się Wami opiekować stąd. Sandrusia (nasza córka) jest
>> bezpieczna.
>> - mówił. Nie martw się o nią. Ja ją pilnuję. Nie mogę z Wami wrócić
>> już nigdy do domu, bo ja tu czekam - dodał.
>> Ja w końcu nie wytrzymałam i dopytałam:
>> - Powiedz mi w końcu na co Ty czekasz?
>> Mąż popatrzył mi w oczy i powiedział:
>> - Edytko, nie mogę iść dalej bo czekam na Twoje przebaczenie.
>> Obudziłam się jakby natychmiast po tych jego słowach i zapłakana
>> patrząc tępo w sufit pokoju powiedziałam już na jawie do tego sufitu
>> w
> zasadzie:
>> - Rafałku wybaczam Ci wszystko- idź tam gdzie potrzebujesz iść dalej
>> i proszę opiekuj się nami.
>>
>> Dwa tygodnie po tym śnie 6 listopada przy oknie balkonu w dzień
>> pojawił się motyl Paź królowej. Piękny, kolorowy motyl i to tak
>> zupełnie na początku zimy. Uznałam to za błąd natury i otwierając
>> okno ze zdziwienia motyl zatoczył okrąg i sam wleciał do naszego
>> mieszkania, po czym usiadł na dłoni mojego dziecka i rozłożył
>> skrzydełka. Wiedziałam, ze nie jest to normalny motyl. Motyle nie
>> wlatują w listopadzie do mieszkań i nie sidają ludziom na dłoni.
>> Potem motyl zwiedził nasze mieszkanie i usiadł na krześle. Ciągle
>> rozkładał skrzydełka jak siadał - jakby chciał coś nam powiedzieć.
>> Pomimo otwierania drzwi wyjściowych od mieszkania on siedział sobie
>> na ścianie a wieczorem pofrunął do sypialni i spał na firance. Żył 3 dni.
>> Potem nigdy tego motyla nie znalazłyśmy z córką.
>> Na dowód niezwykłych możliwości motyla jak siadanie na dłoni -
>> uwieczniłyśmy go na zdjęciach.
>>
>> Wiem, że nie tylko istnieje tam życie, ale również nie istnieje tam
>> znaczenie czasoprzestrzeni. Nie ma bólu, potrzeb, pychy i tych
>> ludzkich odczuć. Wiele zjawisk tam - nie da się opisać w słowach. Mąż
>> jest tam szczęśliwy chyba bardziej niż tu na ziemi. To wiem na pewno.
>>
>> --
>> Pozdrawiam serdecznie
>> [imię i dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Wydarzyło się to już jakieś 2 lata temu, ale całe wydarzenie dobrze pamiętam. Położyłem się spać ok godz.23:00, pamiętam to dokładnie, bo przed zapadnięciem w sen spojrzałem jeszcze raz na zegar. Po jakimś czasie spostrzegłem (ciałem astralnym/trzecim okiem?) że od strony moich nóg, przed telewizorem w pokoju, który jest jakieś 2 metry od łóżka stoi jakaś postać.
Postać ta była dziewczyną, chyba nastolatką. Była ubrana w jakieś spodnie i jasną, prawie, a może i białą koszulę/sweter - nie jestem dokładnie przekonany. Włosy miała długie proste czarne, długością może maksymalnie do łokci. Twarz jej była jakaś ciemna, nie wyraźna, jakby w jej miejscu nie było niczego. Nie wiem jak ją widziałem, bo miałem wrażenie że mam oczy jakieś kilkanaście centymetrów nad moim ciałem, a moje ciało leżało z głową odwróconą w inną stronę. Słyszałem jak mówię przez sen, żeby odeszła, że jej nie chce. Po kilkunastu sekundach zniknęła, a ja się obudziłem, już normalnie kontaktując. Spojrzałem na zegarek, wskazywał jakoś 23:20. Z tego co wiem, to faza marzeń sennych REM następuje dopiero po dobrych kilku godzinach, a nie po 20 minutach.
Co jeszcze jest z tym związane. Jakieś 2 miesiące temu miałem sen, w którym nie po raz pierwszy towarzyszył mi jak myślę, przewodnik duchowy (?chyba tak to mogę nazwać). Nie będę opowiadać o wcześniejszych przeżyciach związanych z tym przewodnikiem - przewodniczką. Ważne jest to, że tym razem byłem w jakimś słabo oświetlonym pomieszczeniu, a przede mną pojawiła się znowu ta ciemna postać dziewczyny, w tym samym momencie usłyszałem przekaz od "mojej przewodniczki" który brzmiał "pomóż jej" lub "uratuj ją". W każdym razie, coś w tym stylu. Kilka lat temu też działy się różne dziwne rzeczy w moim domu. Kiedyś przez 5 minut nie wychodziłem z kuchni, po tym jak będąc sam w domu - w kuchni, kończąc jeść poranne śniadanie, usłyszałem jak ktoś (coś?) POCIĄGA za sznurek, uruchamiając w łazience wentylator.
Wiele razy słyszałem skrzeczące panele na korytarzu, raz były tak głośne, że wyszedłem powitać domownika, ale tam nikogo nie było. Albo coś mnie dotykało za ramię, gdy siedziałem. Jako dziecko 5-10 lat, też widywałem duchy(?) w pobliżu domu - np. biała postać która szła, nagle się zatrzymała, odwróciła głowę w moim kierunku, ponownie spojrzała przed siebie i "weszła w drzewo" . Mój dom został zbudowany na fundamentach innego przedwojennego niemieckiego domu, więc może to ma coś z tym wspólnego. Poruszając inny temat. Mam kilka zdjęć dziwnych obiektów - UFO. Także mogę opowiedzieć o tym zdarzeniu, bo mam spisane ich zachowanie i obliczenia dotyczące ich prędkości . Mają Państwo możliwość może nałożenia jakiś filtrów, żeby było je widać, bo dysponowałem wtedy telefonem z dość słabym aparatem i na oryginalnych zdjęciach nic nie widać.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.