Dziś jest:
Wtorek, 3 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Witam serdecznie Redakcję Nautilusa, Piszę do Was w pewnej sprawie, która przytrafiła mi się, kiedy byłam jeszcze dzieckiem: miałam około 6-7 lat (obecnie jestem 29-letnią kobietą). Dziś na stronie Fundacji przeczytałam materiał na temat dziwnej czarnej cieczy - ''Na ścianie w pokoju pojawia się niezwykła, czarna materia... ''. Relacja bardzo ciekawa, ale właśnie czytając ją przed oczami stanęły mi obrazy z dzieciństwa.
Będąc dzieckiem, razem z rodzicami i starszą siostrą mieszkaliśmy u rodziców taty. Mieliśmy jeden pokój od strony podwórza, do którego okna przylegał dach oficyny. W tle okna znajdowała się ściana wyższego piętra tejże oficyny.
Historia, którą chcę Wam zrelacjonować, przytrafiła się wczesnym rankiem w niedzielę. Musiała być to niedziela, gdyż oboje rodzice byli w domu, a wówczas oboje pracowali i gdy szli do pracy, ja lądowałam w łóżku babci. Spałam wtedy z rodzicami w łóżku od tzw. ściany. Właśnie tego ranka obudziłam się prędzej. Rodzice jeszcze spali. Pamiętam, że leżałam przez chwilę w łóżku, bawiąc się swoimi dłońmi i w pewnym momencie usiadłam na łóżku, najprawdopodobniej z zamiarem wyjścia z niego. Spojrzałam w stronę okna i ujrzałam...czarną bezkształtną masę na tle ściany oficyny. Widać to było wyraźnie, gdyż ściana jest jasnego koloru, a dziwna ''plama'' była czarna. Dziś stwierdziłabym, że wyglądała jak rozlana czarna maź, tyle, że wisiała w powietrzu. Nie pamiętam, aby się poruszała. Po prostu tam była.
Pamiętam, że byłam zaciekawiona tym widokiem, ale jednocześnie wywołał on u mnie strach. W rezultacie położyłam się z powrotem do łóżka. Chyba zasnęłam, gdyż nie pamiętam, abym widziała, jak to coś znika.
Do dziś - pomimo, że minęło wiele lat - mam ten obraz przed oczami jak żywy. Czasami jednak zadaję sobie pytanie: może to był tylko sen? Nie potrafię odpowiedzieć.
PS. Dodam tylko, że dziś mieszkam w tym mieszkaniu i zajmuję ten sam pokój, jaki kilkanaście lat temu zajmowali moi rodzice. Już nigdy czegoś podobnego nie widziałam.
[dane do wiad. FN]
-----Original Message-----
From: [dane do wiad. FN]
Sent:
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dziwna ciemna chmura
Witam,
Miałem dziwny przypadek. Leżałem sobie na kanapie w pokoju i w pewnym momencie na suficie
zrobiła się taka dziwna ciemna "chmura". Złapałem za aparat i zrobiłem 3 zdjęcia. W ciągu kilku chwil
to coś przemieściło się na zewnątrz za okno i rozpłynęło. Jakieś pomysły co to/
Pozdrawiam serdecznie
Poniżej jeszcze jedno zdjęcie tego zjawiska przysłane nam przez czytelnika FN.
czytaj dalej
Witam, postanowiłem napisać do Państwa ponieważ chciałbym się dowiedzieć co takiego udało mi się zobaczyć około 18 lat temu.
Było południe, normalny dzień lekkie zachmurzenie zanosiło sie na burze, siedziałem na ławce z dwiema innymi osobami i nagle z prawej strony nadleciała kula z prędkością około 100 km/h, leciała z gory i jak sie zniżała to zrównała sie z linia dachu budynku ktory stał po prawej stronie po czym przeleciała nam dosłownie przed oczami, jakies 20 cm od mojej głowy, tak ze zobaczyłem swoje odbicie w tej kuli, kula była wielkości piłki nożnej, srebrna z tak jakby lekka otoczka, mozna było sie w niej przejrzeć, nie wydawała żadnego dźwięku ani ciepła/zimna nic.
Poleciała 50 m dalej mało co nie uderzając w mojego sąsiada ktory stał na podwórku po czym wzbiła sie i odleciała. Kiedy opowiadałem to znajomym sugerowali ze to piorun kulisty ale niestety nie pasuje to w ogole do takiego zjawiska, z gory dziekuje za odpowiedz, pozdrawiam.
Daniel
[dane do wiad. FN]
Dziękujemy za opis. Czy mamy podobne w naszym archiwum? Oczywiście, że tak - małe metaliczne obiekty potrafiły podlecieć do świadków, przez chwilę znieruchomieć, doprowadzić do chwilowego zakłóceniu w odbiorze prądu w budynku obok. Ludzie błędnie myślą, że UFO to tylko "duże latające spodki", tymczasem te obiekty potrafią być małe, wielkości właśnie piłki nożnej i nawet mniejsze... Mógł to być pojazd z małymi istotami (są takie i przylatują na Ziemię!), albo sonda zwiadowcza z dużego obiektu. Relacja trafia do naszego Archiwum FN.
czytaj dalej
Dostaliśmy ciekawą informację poprzez nasz kanał na facebook`u dotyczącą śmierci klinicznej. Chodzi o tekst piosenki zespołu Lazarus, w którym pojawia się motyw śmierci klinicznej. Jak wszyscy wiedzą - ten temat jest "w centrum zainteresowania" Fundacji Nautilus. I dlatego postanowiliśmy go zaprezentować w dziale XXI PIĘTRO - Twoja Historia.
czytaj dalej
[…] Witam. Postanowilem napisac do panstwa i podzielic sie po prostu tym co spotyka mnie lub spotykam sie ja w moim zyciu. W mlodym wieku odbywalem zasadnicza sluzbe wojskowa w 1995 roku. Pomijajac szczegoly tego, moja jednostka "koncowa"po szkolce byla w Braniewie. Tzw.cyrk. Bardzo czesto mielismy poligony strzelania itd.
Jedno z takich cwiczen odbywalismy na Pierzchalak. Jako ze bylem dzialonowym czolgu i mielismy nocne strzelanie z "broni czolgowej" zaraz po wystrzelaniu amunicji otworzylismy klapy na wierzyczce i razem z moim mechanikiem czyli kierowca usiedlismy na zewnatrz. Bylo cieplo i zrobilo sie bardzo cicho az moge powiedziec ze mimo tego wszystkiego przyjemnie.
Nagle na koncu lufy czolgu lub na tej dlugosci pojawilo sie cos czego nie mozna nazwac obiektem ale wiadome bylo ze jest swiadome, sterowane. Coś, co było świadomie poruszające się!
Zlecialo przed nas jakby po wykresach, po ktorych mialo sie poruszac. Bylo nieruchome okolo 20 sec. po czym oddalilo sie, odlecialo wg tego samego wykresu tylko unosząc się w druga strone. Jak sie okazalo widzielismy to my dwaj.
Gdy odlecialo spojrzelismy sie na siebie i w jednym momencie sie spytalismy nawzajem:
- widziales to???
Uzgodnilismy, ze nie bedziemy tego opowiadać dalej. Mijaly lata. Spotkalismy sie z tym kolega przypadkowo. Obydwaj sie ucieszylismy na takie spotkanie kumpla z wojska. Na koniec rozmowy spytalem sie go po prostu:
- pamiętasz to coś?
Odparl:
- oczywiście, ze tak.
Od tamtej pory swiadomiej patrzylem na niebo. Obecnie mieszkam w UK. Tutaj oczywiscie spotkalem cos co nie jest pospolite do obserwacji. Jestem osoba wierzaca ale zdecydowanie roznie sie od pospolitego mochera. Wierze w stworzyciela i syna jego Jezusa i rowniez w reinkarnacje bo uwazam ze to jest sprawiedliwe dla nas...Modle sie do nieba i podczas mojej modlitwy.. Co dziwne,wiedzialem ze musze spojrzec w lewa strone i ze mam tam to zobaczyc. Mieszkam w Londynie i swiatla samolotow sa geste jak gwiazdy. Mimo to to swiatlo sie wyroznialo. Bylo wieksze mocniejsze. Śledzilem je, zatrzymalo sie i wypuscilo mniejsze swiatlo ktore jakby wypluło to mniejsze swiatlo. Potem wyhamowało po chwili do zera by nagle jednoczesnie z wiekszym braciszkiem ruszyc dokladnie ta samo predkoscia i trajektornia.
Kilka lat pozniej oczywiscie przez okno rowniez w Londynie mialem okazje zobaczyc jasno-ognista kule ktora jakby odbijala sie od ziemi. Gdy byla w powietrzu zatrzymywala sie jakby szukala miejsca gdzie ma wyladowac lub sie odbic. Nie chce tu zbytnio wdawac sie w swoje prywatne zycie itd ale mam sny ktore przypominaja mi moje terazniejsze zycie. Jednak to sa chwile z bardzo mlodych lat i po takim snie budze sie i przypominam sobie ze TAK to bylo teraz pamietam. Jednym z nich bylo to ze widzialem taki obiekt w ksztalcie rakiety na niebie, oczywiscie w nocy. Gwiazdy swiecily bardzo jasno podobnie jak ksiezyc a TO bylo bardzo blisko mojego wzroku.
To z grubsza o tym. Nie jestem wariatem chociaz..kto wie:-)
Postanowilem do Was napisac bo Was szanuje i podziwiam. Szanuje za to co robicie a podziwiem bo walczycie - w pelnym tego slowa znaczeniu. Pozdrawiam i trzymajcie sie Panowie.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Pozdrawiam Fundacje Nautilius. Chcialbym wam w skrocie opisac dwa przypadki ktore mialy miejsce w ostatnich dniach.
1. Dwa tygodnie temu pojechałem do domu pogrzebowego aby pozegnac sie z ojcem mojego znajomego . Bedac tam uslyszalem glos czlowieka ktorego cialo spoczywalo blisko nas . Prosil on aby przekazac dla syna wiadomosc . Bylo to jedno zdanie.-"Powiedz mojemu synowi ze jestem teraz szczesliwy".
W myslach wachalem sie i pomyslalem ze chyba za bardzo nie wypada tego mowic w obecnosci kilkudziesieciu gosci. Jednak uslyszalem ponownie glos "Nie , powiedz mojemu synowi ze jestem teraz szczesliwy" . To spowodowalo ze nie baczac na gosci podszedlem do jego syna i przekazalem ta wiadomosc. On rozplakal sie ,ale po chwili mi podziekowal. Nastepnego dnia zadzwonil do mnie i poprosil o spotkanie. Zastanawialo mnie dlaczego wiadomosc byla tylko dla niego a nie dla calej rodziny.W czasie rozmowy z nim dowiedzialem sie ze rodzenstwo bylo ze soba sklocone i chodzilo generalnie o podzial majatku. Moj znajomy byl najmlodszym z czworga rodzenstwa ale najbardziej opiekowal sie swoim ojcem a ten z kolei polecil jemu podzial majatku.
2. Tydzien temu otrzymalem w pracy list internetowy powiadamiajacy mnie ze na nastepny dzien odbedzie sie msza pozegnalna za ojca mojej glownej szefowej. Mialo to miejsce okolo 140 km od mojego miejsca zamieszkania. Wieczorem zastanawialem sie czy wypada tam pojechac bo moja szefowa znalem tylko tzw. oficjalnie. Cos jednak przemawialo we mnie aby pojechac. Nastepnego ranka wyruszylem w podroz. W trakcie drogi zobaczylem postac zolnierza w mundurze oficerskim.
W czasie mszy rodzina zmarlego miala kilkanascie minut na wspomnienia o nim. Przed oltarzem byl stol z urna i zdjeciami a jedno z nich przedstawialo wlasnie ta osobe ktora wczesniej przez moment ukazala mi sie. Po przemowieniach osoba ktora opuscila swoje cialo poprosila abym przekazal wiadomosc dla rodziny-"Kocham was wszystkich"-. Zrobilem to juz po mszy i nastepnego dnia otrzymalem list z podziekowaniem.
Doszlo do mnie nastepnego dnia ze decyzje o pojechaniu tam podjalem glownie z powodu ducha ktory mnie o to poprosil.
Pozdrawiam serdecznie.
[dane do wiad. FN]
Historia opublikowana w naszym XXI PIĘTRZE - jej autorem jest dobrze nam znany (od lat) czytelnik serwisu, który ma dar widzenia i słyszenia duchów.
czytaj dalej
A co powiecie na moją relację? Małżonka odeszła w chorobie w wieku 33 lat(2011). Po pogrzebie ok kilka tygodni daje mi znać o sobie: najpierw zrzuca z półki w pokoju syna jego święty obrazek - pamiątkę z komunii, a na drugi dzień zrzuca z półki w pokoju córki lalkę barbie, którą dostała od córki w trakcie pobytu w szpitalu.
Grób małżonki zgodnie z jej wolą jest w jej rodzinnych stronach ok 500km od naszego miejsca zamieszkania, wiec jedna z półek meblościanki pokoju gościnnego jest jej poświęcona i na niej palę świeczki w jej intencji. Oczywiście palenie świeczek chyba nie pomogło, bo zaczęły się widzenia. Złość i gniew podczas widzeń jej nie opuszczał (nie będę tu opisywał jej decyzji życiowych). A palenie świeczek w jej intencji tego nie zmieniało.
Po jakimś czasie widzenia ustały a mnie ogarnęła ciekawość czy jeszcze jest w odosobnieniu czy już inkarnowała się do nowego życia. Co zrobiłem? Nalałem miskę ciepłej wody, rozpuściłem bryłkę soli, włożyłem stopy do miski, puściłem w pętli piosenkę Celine Dion, która mi ją obrazowała. Złożyłem dłonie jak do modlitwy i zacząłem mantrę OM do momentu gdy rozgrzewa się obręcz na głowie tzw. czakra korony.
Co widzę: Dorka siedzi skulona w kłębek jakby jej było zimno, a po zbliżeniu twarzy widzę jakby ciemny rozmazany od płaczu makijaż na oczach, a w oczach przerażenie tak ogromne, że brak mi słów do opisania tego. Wokół niej były cienie zagęszczone jakby negatywnością. Co robię: W jednej sekundzie mam wrażenie, że to "piekło" więc tworzę bańkę która rozszerza się od serca poza mnie i Dorotkę spychając cienie na zewnątrz w tym momencie rzuca mi się ona na szyję, a ja wracam do siebie razem z nią. Jeszcze przez parę chwil czuję ją na szyi.
Za jakiś czas (nie pamiętam ile) przez otwarty balkon wlatuje kolorowy motyl (motyl jest moim bliźniaczym płomieniem ja zaś jestem niedźwiedziem), leci w stronę w/w półki siada na figurce aniołka (taki mój symbol - ona była dla mnie aniołem) i zatrzymując mój wzrok na figurce odlatuje z mieszkania. Mam jej jeszcze jedno widzenie ale jest już szczęśliwa i uśmiechnięta w domu dusz. Nie wiem co dokładnie uczyniłem, ale za życia mówiłem jej, że tak mocno ją kocham, że poszedł bym za nią nawet do piekła (analogia do filmu z Robinem Williamsem).
Nadmieniam, że piątą komorę otworzyłem przypadkiem a potem zamknąłem szałwią bo nawet oddychać musiałem się uczyć od nowa i uprzedzam innych, aby nie próbowali zdejmować pieczęci, dopóki ciało nie będzie gotowe. Rzeczywistość jest inna, jest tylko prawda którą się czyta i nie trzeba jej rozumieć. Ale nie jesteśmy na nią gotowi. Szata musi być czysta.
Opublikowany tekst w XXI PIĘTRZE jest komentarzem do artykułu w serwisie, opublikowanym i zauważonym przez zespół FN - historia trafiła do naszego Archiwum.
czytaj dalej
Witam wszystkich!
Na początku chciałam wspomnieć, że jestem czytelniczką fundacji Nautilus od około 2009 roku, dziękuję Państwu za prowadzenie tego wszystkiego do tej pory!!
Przyznam się jednak, że do zakładki XXI piętro nie zaglądam regularnie, dzisiaj jednak postanowiłam nadrobić z niej wpisy. Zdecydowałam się przez to napisać do Państwa i opowiedzieć moją historię.
Zacznijmy od tego, że w marcu 2016 roku nawróciłam się. Wierząca byłam całe życie, ale w 2015 roku coś się zmieniło, zeszłam na złą drogę za sprawą nieodpowiedniego towarzystwa. Przestałam chodzić do kościoła, modlić się, właściwie przestałam w ogóle wierzyć, że coś tam na górze istnieje i nad nami czuwa. W marcu 2016 roku coś we mnie pękło, na religii puszczono nam kazanie księdza Piotra Pawlukiewicza o szczerej spowiedzi (wtedy dzień później zaczynały się rekolekcje). Coś przemówiło mi do rozsądku i następnego dnia poszłam się wyspowiadać. Był to nie lada wyczyn. Wyrzuciłam z siebie wszystko, wyznałam wszystkie swoje grzechy, również te najbardziej wstydliwe. Po wyznaniu ich wszystkich rozpłakałam się i płakałam do końca spowiedzi (trochę trwała, bo trafiłam na świetnego księdza, który długo ze mną w trakcie niej rozmawiał). Po przyjęciu Komunii Świętej poczułam wielkie ciepło i miłość w sercu, promieniujące na całe ciało, a jak już doszłam do ławki, to padłam na kolana i znowu zaczęłam płakać.
Po tamtym dniu zaczęłam aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła i uwierzyłam szczerze w Boga.
Sytuacja, którą chcę opisać miała miejsce jakieś 2 miesiące później. Zaznaczę teraz, że mniej więcej od 3 klasy podstawówki zaczęłam wierzyć w duchy i opętania, za sprawą nauczycielki tańca, która opowiadała nam historie z nimi związane (niezbyt mądre opowiadać o takich rzeczach dzieciom, ale to było w ramach przestrogi by nie bawić się w wywoływanie duchów). Rodzicie próbowali mi wmówić, że duchy i demony nie istnieją, dla mojego dobra bym się nie bała. Jednak ja nie byłam w stanie zwątpić w ich istnienie i najbardziej na świecie całe życie bałam się właśnie duchów, zjaw, zmor, a szczególnie demonów. Okropnie bałam się opętań. Jednak po nawróceniu się byłam przekonana, że Pan Bóg nade mną czuwa i nie dopuści do sytuacji, w której mogłabym zostać zniewolona duchowo. Jednak po części się myliłam.
Tak jak wspomniałam wcześniej, sytuacja którą opiszę miała miejsce jakieś 2 miesiące po moim nawróceniu.
Obudziłam się w nocy, normalnie we własnym łóżku, tak jak zasnęłam. Odruchowo odwróciłam się i spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie. Zegar wskazywał 3.00 w nocy. Powiem szczerze - nieźle się obs*ałam, bo to przecież godzina demonów, a nigdy wcześniej się nie obudziłam równo o tej porze. Nagle poczułam, jak coś we mnie wstępuje, jak coś wchodzi we mnie, opanowuje mnie i moją duszę, jak jakaś diabelska siła mnie opętuje! O ile jest takie słowo. Byłam przekonana, że to demon. Automatycznie zostałam obrócona na brzuch (śpię na plecach albo na boku) i wygięło mnie w pół!!! Zgięło mnie jak naleśnika, powinnam sobie złamać kręgosłup!! Byłam tak przerażona, że zaczęłam wołać moją mamę (ma pokój za ścianą). Jednak nie mogłam z siebie wydusić żadnego dźwięku!!! Krzyczałam świszczącym szeptem, po wielu próbach piszczenia i krzyczenia zaczęłam w końcu krzyczeć, ale głosem demona "MAMO, MAMO!!!!". Brzmiał on jak z nagrań z egzorcyzmów Anneliese Michel. Byłam tak przestraszona, że nie opiszą tego żadne słowa.
I NAGLE OBUDZIŁAM SIĘ! TYM RAZEM NA PRAWDĘ - TAMTE PRZEBUDZENIE BYŁO FAŁSZYWE!!! (Bogu dzięki). Tak naprawdę to wszystko mi się śniło, jednak wszystko wydawało się mega realistyczne, a wrażenie tej realności zostało spotęgowane tym właśnie "przebudzeniem", które mi się wtedy przyśniło. Serce waliło mi jak oszalałe i do głowy przyszła mi jedna myśl - sprawdzić która jest godzina. Obróciłam głowę i spojrzałam na zegar. BYŁA RÓWNO TRZECIA W NOCY!!! TYM RAZEM NA PRAWDĘ! Byłam tak przerażona, że nie zastanawiając się nad niczym zerwałam się na równe nogi i prawie zapłakana pobiegłam do sypialni rodziców. Spałam z nimi do rana ze strachu.
Koszmar ten powtórzył mi się w krótkim odstępie czasu drugi raz, wszystko było identyczne i również obudziłam się potem o 3 w nocy. Przez te fałszywe przebudzenia te sny były milion razy straszniejsze, bo za każdym razem byłam przekonana, że to dzieje się na serio!
Zaczęłam się zastanawiać co te sny miały oznaczać. Często śni mi się coś związanego z poprzednim dniem lub z tym, który ma nadejść, ja jednak nie oglądałam wtedy żadnych filmów o demonach ani nie czytałam nic o nich. To mnie jeszcze bardziej zmartwiło i przeraziło.. Zasięgnęłam nawet rady u egzorcysty, kazał się nie przejmować.
Co miały na celu te sny? Czy Szatan chciał mi dać znak, że nie mogę się czuć wcale taka bezpieczna i że jednak coś może mi się coś stać mimo Bożej opieki? Bo on jest "silniejszy" i ma większą władzę? (nonsens). Przecież rzadko kiedy opętania dotykają mocno wierzące osoby, które nie igrały z szatańskimi mocami. Dodam, że nigdy nie wywoływałam duchów itd., nie miałam kontaktów ze złymi siłami. Oczywiście słyszałam o dręczeniach duchownych, ale nigdy jeszcze o opętaniu jakiegoś duchownego.
Sny te już nigdy się nie powtórzyły i chwała za to Panu. Co Państwo i czytelnicy o tym wszystkim sądzą? Oczywiście mogły być to zwykłe sny, jednak fakt budzenia się potem o 3 w nocy przekonuje mnie, że jednak coś jest grane.
Pozdrawiam serdecznie,
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam wszystkich. Chciałbym podzielić się swoja historią, która miała miejsce około rok temu. Dawniej niejednokrotnie doświadczałem tzw. paraliży przysennych, ale zauważyłem od jakiegoś czasu, że teraz mam z tym spokój. Zdarzają się one już bardzo rzadko i podobne były do większości historii opisywanych na tym portalu, więc nie ma sensu bym to powtarzał.
Chcę natomiast opisać coś, co zdarzyło mi się tylko raz w życiu i dało wiele do myślenia. O czymś takim tu ani nigdzie indziej nie czytałem. Historia jest krótka i byłbym bardzo wdzięczny wszystkim którzy mieliby w tej kwestii coś do powiedzenia, gdyż ja nie rozumiem czego wtedy doświadczyłem A więc do rzeczy.
Otóż śpiąc sobie smacznie w środku nocy zostałem nagle gwałtownie wybudzony przez rozbłysk światła w... głowie. Dokładnie tak. Śpię zawsze po ciemku, gdyż przy świetle bym nie zasnął i naraz ujrzałem- choć to złe chyba słowo, bo oczy miałem zamknięte- gwałtowne światło jakby w mózgu. Coś jak błyskawica wewnątrz głowy. Trwało to sekundę i wywołało niezwykle mocny paraliż całego ciała. Byłem cały czas przytomny, gdyż ten rozbłysk mnie obudził. Nie ma mowy o śnie, świadomość była już jak za dnia. Ale paraliż był inny niż ten opisywany standardowo przez internautów. Czułem się jak podłączony do prądu. Dosłownie.
Całe ciało było skurczone i drżałem jakby ktoś raził mnie wysokim napięciem. Nie mogłem nic zrobić, wykonać jakiegokolwiek ruchu dopóki mnie to trzymało. Nie miałem żadnych wizji. Po prostu jakbym był podłączony do wysokiego napięcia. Wszystko trwało kilkanaście sekund, było bardzo dynamiczne i nagle samo ustało. Skurcz całego ciała ustąpił i mogłem się ruszać. Natomiast serce waliło mi jak oszalałe, jakbym przebiegł sprintem kilkadziesiąt metrów. A przecież nie wychodziłem z łóżka! Mysłałem, że mi wyskoczy z piersi.
Byłem tym zajściem bardzo zaskoczony i delikatnie przerażony. Jeśli ktoś z szanownych komentatorów wie czego wtedy doświadczyłem, bardzo proszę o odpowiedź. Zaznaczę jeszcze, że jestem całkowicie zdrowy, nie mam żadnej padaczki ani innych chorób. To było jednorazowe zdarzenie w moim zyciu. Pozdrawiam wszystkich.
I jeszcze jedna historia z tych nadesłanych "w ostatnich godzinach" na pokład okrętu Nautilus.
[...] Witam,
od ponad roku wraz z moją przyszłą żoną przeprowadziliśmy się do domu - wynajmujemy go. Jednak na dzień dobry - czuliśmy, że coś jest nie tak, ktoś tu jest. Czujemy, że jest pewna starsza kobieta, niska, zgarbiona oraz mężczyzna - bardzo wysoki (ok. 2m), zawsze na czarno ubrany - pokazywał nam się, czasem czujemy dodatkowe dwie osoby, moja dawno zmarła ciocia i dawno zmarły krewny przyszłej żony - jednak ich czuliśmy wcześniej, jednak nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Na chwilę obecną mamy bardzo niebezpieczne hobby - jazda motocyklem i sporo podróżujemy samochodem, zawsze jak coś się dzieje, to czujemy, że Oni są z nami. Jednak nie jestem pewien, czy to podświadomie czujemy - czy faktycznie tak jest? Co o tym sądzicie?
Może polecicie nam jakieś lektury? Jeżeli chcieli byście więcej informacji do artykułu - nie widzę problemów, często o tym z przyszłą żoną rozmawiamy. Zauważyliśmy, że jak mówimy na głoś "hej, mamy problem, prosimy o pomoc" to zawsze ona się pojawia, w różny sposób - ale wiemy że to nie znikąd. Proszę o odpowiedź na te pytania
pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Jesteśmy w kontakcie z autorem historii i poprosiliśmy go o bardziej szczegółowy opis.
czytaj dalej
Witam Fundacjo, Jestem waszym czytelnikiem od ładnych kilku lat i chciałem się podzielić z wami pewnym dziwnym zjawiskiem w moim życiu. Zabrzmi to irracjonalnie, ale czasami czuje że się coś wydarzy i ma to związek często ze śmiercią, ale jest to bardzo... płynne często to rozumiem dopiero po wydarzeniu, ale jestem przekonany, że faktycznie jest to realne, a mianowicie:
Będąc nastolatkiem kładąc się spać 10 września 2001 rozmawiałem z bratem o "komandosach" (operatorach jednostek spec. owczesna pasja) i pamiętam jak mówiłem mu, że jeszcze chyba nikt nie wpadł na pomysł, żeby porwać samolot i zderzyć go z jakimś wieżowcem. Nie wiem skąd u mnie taka myśl ale czuję że jakby nie sam z siebie to wymyśliłem tylko to do mnie przyszło.
Było to jedno z najwcześniejszych przeczuwań które w życiu zdarzyły mi się kilkakrotnie. Kolejnym była śmierć mojego kolegi z czasów szkolnych, która myśl o jego śmierci też wpadła mi przy jakiejś codziennej czynności.
Dlaczego do was z tym piszę ? a no dlatego że ostatnio takim wg. mnie 100% pewnym sygnalem będzie zdarzenie opisane tu: http://sadeczanin.info/wiadomosci/ratowal-kobiete-ktora-skoczyla-z-mostu-bohaterem-jest-piotr-falowski-z-malej-wsi
Idąc dokładnie 15.12.2017 po tej stronie mostu Heleńskiego w Nowym Sączu patrzyłem na wartką wodę Dunajca i "dostałem" mocnego odczucia strachu jakby nawet paraliżu i przyszła do mnie myśl "gdybym wskoczył to już mnie nie będzie". Nie umiem wyjaśnić skąd to się wzięło (w tamtym czasie) bo przekraczam przez ten most blisko 30 lat, autem, na nogach lub rowerem i lubię patrzyć na spokojną wodę, bo mnie to uspokaja. Dlatego uważam, że późniejsze wydarzenia tj tragedia tej Pani która zakończyła życie skacząc z mostu, nie jest przypadkiem - nie wierze w nie.
Przepraszam za tak długi mail - czy jest możliwe jakieś spójne wyjaśnienie takiej sytuacji ? Dodam że brałem czasami udział w waszych projektach np wizualizacji i nie wiem czy mam jakieś zdolności nazwijmy je "nadprzyrodzone". Ale czasami mam wrażenie, że dostaje sygnały od kogoś/czegoś że się coś stanie, ale są one nie jasne i wymagają mojej sporej uwagi i koncentracji. Jeżeli jest taka możliwość to chciałbym pracować nad tym żeby nauczyć się je wyłapywać wśród zdarzeń codziennej egzystencji.
Pozdrawiam Szanowną redakcję - jeżeli macie ochotę możecie używać ten tekst dowolnie, wyłączając jakiekolwiek informacje o mnie.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam całą Załogę Nautilusa, na wstępnie pragnę dodać, że jestem z Wami chyba od początku, mam obecnie 29 lat czyli byłam gówniarą, jak zainteresowaliście mnie 'tymi' sprawami.. Wracając do tematu, chciałabym Państwu opisać pewną dziwną historię, która miała miejsce, chyba w roku 1998 lub 1999. Mój tata miał znajomego (on już nie żyje), który czasami do nas przychodził, był to facet, który zawsze lubił pić alkohol i tutaj pewnie ta historia może nie być do końca wiarygodna przez to..
Pewnego dnia tata powiedział nam, śmiejąc się przy tym, że Kazik (ten kolega) widział UFO. Gdy to usłyszałam, myślałam, że świat mi się zawali, poczułam coś w rodzaju ogromnego strachu, niepewności i braku bezpieczeństwa. Ja jako wtedy niespełna 12 letnia osoba, bardzo to przeżyłam i dręczy mnie ta historia do dziś, nie wiem dlaczego. Może po prostu stwierdziłam, że jednak kosmici istnieją i skoro przylecieli do takiej wiochy to jak tutaj mam się czuć bezpiecznie (mieszkam w małej wsi w małopolsce, okolice Olkusza, jest to Jura Kr.-Częst.).
Kazik opowiadał tacie cały roztrzęsiony i wystraszony, że wypił sobie tego wieczoru. Wracał do domu w nocy (nie wiem która mogła być godzina, bo chyba nie mówił), ale jak ona miał wtedy w zwyczaju, lubił sobie uciąć drzemkę na łonie natury i tak też wtedy zrobił. Mówił, że obudziło go jasne światło. Tak jakby się obudził ze snu, jakby nad ranem, jak każdy gdy jest jasno. Otworzył oczy i zdziwił się, że już jest tak jasno, a przecież dopiero się położył.. Ale zobaczył, że to ani słońce go oślepia ani lampa, tylko, że nad nim wisi jasne UFO (od razu to tak nazwał, nie pisał nic w stylu kula czy coś).
Jak mówił, było słuchać lekkie jakby brzęczenie, czy bzyczenie, jak rój pszczół. Szybko wstał, był tym zjawiskiem wystraszony i ruszył przed siebie do domu, prawie biegnąć. UFO jak mówił w tym czasie lekko się przesunęło na wschód. Wstając zobaczył, że druga stroną drogi idzie jakaś czarna istota, albo dwie już nie pamiętam, bo czas niestety zrobił swoje. Zaczął na to coś brzydko mówić, żeby spierd***** i takie inne rzeczy. Mówił potem w opowieści, że chcięli go porwać.
Nie wiem, ale chyba po tej opowieści zaczęłam się interesować UFO. Żałuję, że nigdy nie zapytałam się go o to a miałam wiele okazji.. Pisząc do Was, przypomina mi się wiele innych rzeczy. Nie wiem skąd on wtedy wiedział i umiał nazwać to coś, że to UFO i że go porwą.. Nie było wtedy w roku 1999 ani nic o tym w tv ani nie było internetu, on był biedy jak mysza kościelna. Kazik też mówił mojemu tacie, że Matka Boska albo Jezus mu sie ukazali, że jak leżał (pewnie pijany) to z sufitu się to co coś wyłoniło. Teraz jak to analizuję to wydaje mi się, że tym Jezusem czy Maryją mogli być kosmici, tylko, że przeobrażeni.. Przepraszam za chaotyczność, ale nie chce nic pominąć. Było to okres letni na pewno, skoro spał gdzieś w rowie i nie jechało żadne auto, jak to na wsi w nocy. Na drugi dzień okazało się, że tej samej nocy inny facet widział UFO nad latem, gdy poszedł wypuścić psa, niestety nikt im nie uwierzył a o sprawie zapomniano.
Jeżeli chodzi o mojego tatę, to pamiętam, że kiedyś opowiadał, że szedł na spacer, przechodzą obok małego stawu, zauważył, że coś z niego wylatuje i szybuje w niebo.. Widziałam, że był poruszony i lekko wystrachany, on jest sceptykiem, więc tym dziwniejsza jego reakcja. Nie umiał tego nazwać, mówił, że jakaś kulka czy coś. Może to było USO.. Ja miałam kiedyś dziwny incydent. Obudził mnie coś, co jakby mi się śniło i mówiło do mnie 'nie bój się', obudziłam się i od razu spojrzałam w róg pokoju, jakby to coś z tamtą do mnie przemawiało, dodam, że głos był bezpłciowy czyli nie wiem czy kobieta czy facet to mówili. Nie było to coś strasznego, raczej to był łagodny głos. Nie raz na ciele mama dziwne ślady, kiedyś na stopie od zewnątrz miałam okrągły placek poprzecinany jakby kreskami, skóra w tym miejscy była bardzo sucha i swędząca. Wiele czasu upłynęło, zanim się tego pozbyłam na zawsze. Jakieś zadrapania, chyba, że się drapię nerwicowo w nocy, albo ala malinki na szyji..
Co do bardziej paranormalnego przypadku to pamiętam bardzo dokładnie, że było ciepło, bo były otwarte drzwi w domu na dwór i było słonecznie. Byłam mała, miałam chyba z kilka lat i na pewno mówiłam już. Wyszłam na dwór i gdy już chciałam zakręcić i zejść po schodach, wmurowało mnie. Na wysokości około 2-2,5 m nad chodnikiem, czyli w połowie domu, coś wisiało. Było to coś wielkości metra na metr, jakby nieduży basenik dla dziecka. Było chyba okrągłe, zielone. Ja długo o tym nie pamiętałam, przypomniało mi się to kilka lat temu i do dziś mi się to przypomina. Próbuje sobie to przypomnieć, jak dokładnie wyglądało, cały zarys itp. na próżno. Uciekłam cała spanikowana, jakby to coś miało mi zrobić krzywdę.
Długo sobie to tłumaczyłam, że to był tylko sen i jak to dziecko miałam wybujałą fantazje, albo coś w tv obejrzałam i potem mi się to śniło. Pamiętam, że jak uciekłam to poleciałam do pokoju z balkonem i przez deski w w balkonie wyglądałam czy to coś tam jest jeszcze. Niestety nie wiem czy coś widziałam, nie pamiętam jak się to skończyło. Po jakimś czasie była rozmowa w domu o jakiś samolotach czy coś i ja jakby nigdy nic powiedziałam do mamy coś na temat tego czegoś do widziałam na dworze (chyba to wzięłam za samolot, które znałam i często widziałam, że latają bo spuszczają skoczki na Pustynię) a mama na to, że ona nie wei o czym mówię i żadnego samolotu nie widziała.
Wtedy poczułam się tak, jakbym dostała w twarz. Momentalnie zesztywniałam, poczułam się dziwnie i zamilkłam. Nie wiem dlaczego tak się zachowałam, tak jakby coś mi zakazało o tym mówić. Dodam na koniec, że robię wiele zdjęć, przyrody itp. Czasami robię krajobrazu. Nie raz na moich fotkach widać, kule, czy płaskie dyski. Przy robieniu nic nie ma na niebie, dopiero na laptopie widać, że coś sobie wisi. Kiedyś miałam na zdjęcie 3 jasne kule, tak jakby od metalu odbijało się słońce, dodam, że zdjęcie robiłam kilka naraz, czyli klatka po klatce, tylko na 1 były te kule, wykasowałam te fotki, bo czułam się nieswojo. Pozdrawiam serdecznie, Ania.
czytaj dalej
[...] Przyszedl czas zebym i ja opisala jakis fragment bardzo burzliwego zycia :-) Wieeele lat temu po rozwodzie... spotkalam kogos kto byl ogromna moja miloscia. Byl starszy ode mnie i sam siebie zartobliwie nazywal Aniolem . Duzo zajmowal sie rzeczami paranormalnymi i od razu wiedzial, ze ja widze i czuje wiele rzeczy (to w innej opowiesci)
Czesto mowil, ze mam stara dusze i duzo rozmawialismy o tych rzeczach, pomogl mi radzic sobie z pewnymi strachami ...
To byla ogromna milosc, nie wyobrazalam sobie zycia bez niego! Czesto tez zartobliwie mowilismy , ze ten ktory pierwszy odejdzie -podpowie drugiemu jak tam jest :-) Mielismy sie pobrac, planowalismy dziecko , zycie...
Od dziecka tocze walke przed strachem przed duchami ktore nawiedzaja mnie we snie, historii jest masa i przez lata juz wiem, ze to nie sa zwykle sny bo przychodza ludzie i prosza o cos a ja nawet nie wiedzialam ,ze nie zyja (to inne opowiesci)
Raz mialam straszny sen, to byl jakis nalot krzyk masy duchow, ktore cos chcialy mi wykrzyczec, obudzilam sie sama z krzykiem, ale On juz nie spal a tylko mnie tulil i uspokajal. Powiedzial wtedy , ze widzial moj sen, widzial co sie wokol mnie dzieje i trzeba to sprawdzic. Jednak uparcie odwlekal rozmowe o tym...
Nagle (kilka dni pozniej)kiedys rankiem telefon "zginal w wypadku"
Nie ma slow na opisanie tego co sie dzialo po tym telefonie ze mna i w moim domu...
Bylam w ogromnym szoku, kroplowki , lekarze, przyjaciele obok...silne srodki uspakajace...Przyjaciele mieli dyzury przy mnie...Pomagali wszyscy, moj byly maz bardzo tez pomagal (tez juz mial swoja rodzine i nadal jestesmy w przyjazni)
Nie jadlam nie pilam, kroplowki, placz...
Ale obok mnie w mojej glowie wszystko bylo zburzone. Bylam jakby w innym swiecie. On nie chcial odejsc, byl obok, spal obok, spadaly rzeczy, walil w drzwi...Ludzi , ktorzy byli w moim domu slyszeli to i czuli... I oczywiscie raz usilowal mi przekazac cos. We snie stal przy scianie i gestami pokazywal mi zebym zapamietala to co pokazuje a mianowicie: wyjmowal ze sciany okulary, jedne za drugimi ,pokazywal ze wyjmuje ze sciany okulary...Tak jakby nie mogl nic wiecej, tak jakby jakas sila pilnowala tej tajemnicy, wiec tylko symbolicznie cos mi pokazywal...
Ciagle mysle o tym snie i mysle ze to byl symbol innych swiatow bo okulary symbolizuja cos czego nie widac...
Oczywiscie czas zrobi swoje i wyszlam z tego smutku...jednak wiem , ze on jest obok, a konkretnie byl do pewnego momentu ...
pozdrawiam
czytaj dalej
Od autorki tekstu:
[...] przesyłam tekst o Wandzie Dynowskiej i Michale Tokarzewskim-Karaszewiczu.Zdaję sobie sprawę,że jest on dość długi,ale starałam się i tak jak najkrócej opisać życie tych dwojga ludzi o bardzo bogatych życiorysach. [...] były to osoby, które cały czas pracowały nad rozwojem duchowym, głównie pracując dla innych i to przez całe swoje życie,narażając się na wiele przykrości,a ponadto otwarcie mówili o reinkarnacji,karmie,co przecież i w naszych czasach nie jest rzeczą oczywistą. Myślę,że może to być interesujące dla wielu czytelników Nautilusa.Załączam cztery zdjęcia do tekstu Pozdrawiam serdecznie, Beata [dane do wiad. FN]
Wielu z Was mieszkańców Warszawy oraz turystów było na ulicy Generała Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza, ale gdyby zapytać, gdzie owa ulica jest położona, niewielu znałoby prawidłową odpowiedź. Wielu było również na grobie generała, niektórzy bywają tam regularnie przynajmniej raz w roku, ale również niewielu wie, że odwiedza między innymi ten właśnie grób, ponieważ niewielu ludziom to nazwisko cokolwiek mówi.
Również Wanda Dynowska jest nazwiskiem, które wzbudziło zaskoczenie, gdy goszcząc w Gdańsku w 2008 roku Dalaj Lama nagle powiedział: „Mało kto wie, ale gdy w latach pięćdziesiątych znalazłem się na uchodźstwie poznałem dwoje wspaniałych Polaków. Byli dużo starsi ode mnie.Ta kobieta Polka była wtedy dla mnie jak przybrana matka. To dzięki Niej zostałem wegetarianinem. Tą Polką była Wanda Dynowska.”
Chciałabym przedstawić sylwetki dwojga ludzi, którzy mając odwagę podążać ścieżkami rozwoju duchowego, które krzyżowały się ze sobą nieraz przez całe ich życie, jednocześnie ciężko pracowali dla dobra innych ludzi, Polski i Indii. Wanda Dynowska to osoba, którą los postawił na drodze życia takich liderów politycznych i duchowych dwudziestego wieku, jak Piłsudzki, Ghandi, Dalaj Lama, Wojtyła, dla których była inspiracją. Była szpiegowana przez wywiad brytyjski za działalność na rzecz wolnych Indii, natomiast w Polsce perelowska SB uważała ją za obcą agentkę.
Generał Michał Tokarzewski-Karaszewicz to legendarny obrońca Lwowa z 1918 roku, najmłodszy generał w wojsku Polskim awansowany na to stanowisko w 1924 roku przez Prezydenta RP Wojciechowskiego. Nominacja była dowodem dużego zaufania, jakim Marszałek Józef Piłsudzki darzył Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza. Stworzył on od podstaw Służbę Zwycięstwu Polski, przemianowaną na Związek Walki Zbrojnej, a następnie na Armię Krajową. Był zastępcą Generała Andersa w Armii Polskiej, a po wojnie pozostając w Wielkiej Brytanii, gdzie pracował jako robotnik, był jednocześnie od 1954 roku Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych i Ministrem Obrony Narodowej w Rządzie Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie.
Jednocześnie zarówno On jak i Wanda Dynowska byli jednymi z najwyżej postawionych polskich teozofów przed drugą wojnąświatową – gdzie jedną z podstawowych zasad zawartych w ideach teozoficznych jest teoria reinkarnacji, wyjaśniająca takie zgadki życia jak: nierówności umysłowe, moralne i społeczne itp. Oboje byli wolnomularzami, gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz uzyskał w 1937 najwyższy 33 stopień wtajemniczenia, a jednocześnie od 1926 był duchownym Liberalnego Kościoła Katolickiego. Wanda Dynowska miała ponadto zdolności przewidywania przyszłości, a generał umiał przekazywać myśli na odległość, leczył dotykiem, znany był z proroczych wizji i snów.
Wanda Dynowska przyszła na świat w 1888 roku, w majątku ziemskim Istalsno w domu znanym w okolicy z patriotycznych tradycji. Matka Wandy Helena Dynowska miała zdolności jasnowidzące z których słynęła. Wanda już jako dorastająca dziewczyna uznała, że jedynym logicznym wyjaśnieniem zagadek życia jest reinkarnacja. Studiowała romanistykę na Uniwersytecie Jagielońskim, oraz przyrodoznastwo na Uniwersytecie w szwajcarskiej Lozannie i na paryskiej Sorbonie. Władała kilkoma językami.
Michał Tokarzewski-Karaszewicz urodził się we Lwowie w 1892 roku, w 1913 rozpoczął studia na Wydziale Prawa i Umiejętności Politycznych we Lwowie, które następnie kontynuował na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie. Oboje działali w organizacjach niepodległościowych Józefa Piłsudskiego. Michał TK szybko piął się po szczeblach kariery wojskowej wstępując do Legionów Polskich. W 1915 Józef Piłsudski awansował go do stopnia majora,
w czasie kryzysu był internowany, później działał w strukturach Polskiej Organizacji Wojskowej. Od 1918 roku ponownie objął dowodzenie 5 Pułkiem Piechoty Legionów, zorganizował odsiecz dla walczącego Lwowa, która zaważyła na utrzymaniu miasta, dla którego pozostanie już na zawsze jego legendarnym obrońcą. W 1919 awansował do stopnia pułkownika, a w 1924, tak jak już pisałam, został najmłodszym generałem brygady w Wojsku Polskim.
Zarówno Wanda Dynowska jak i Michał TK równolegle z działaniami niepodległościowymi podążali swoimi indywidualnymi ścieżkami rozwoju duchowego, które spotkały się w ruchu o nazwie Teozofia. Jest to światopogląd religijno-filozoficzny będący syntezą zachodnich tradycji ezoterycznych i wschodnich teorii dotyczących duchowości. Członkowie tego Towarzystwa poszukiwali wewnętrznej prawdy zawartej we wszystkich religiach. Podstawowym celem było uczenie się i pomaganie innym.
Za fakt oczywisty członkowie tego ruchu uważali reinkarnację i karmę – prawo przyczyny i skutku, gdzie człowiek realizuje w życiu zadania nałożone na niego jeszcze w poprzednich wcieleniach, a ludzkie czyny są przynajmiej po części zdeterminowane wolą kosmicznego prawa i po śmierci indywiduum przechodzi w celu ich kontynuowania do dalszych inkarnacji. Jedno z podstawowych przesłań brzmiało: „Nie ma religii wyższej niż prawda.” Uważano, że zdolności parapsychiczne człowieka można wyjaśnić naukowo i opanować dzięki systematycznym praktykom. Pracowano nad braterstwem ludzkości bez różnic religinych i narodowościowych oraz nad Dialogiem międzykulturowym, gdzie zagłębianie się w filozofię i religię Wschodu nie oznaczało rezygnacji z własnych przekonań, ani utraty własnych tożsamości. Wręcz przeciwnie uważano, że odmienność poglądów i wyznania są wartością, a nie powodem do wykluczenia.
W 1923 Wanda Dynowska została sekretarzem generalnym Towarzystwa, a Michał TK był jednym z najwyżej postawionych Teozofów, który miał prawo do noszenia srebrnej swastyki. Takie prawo uzyskały tylko trzy osoby. W 1924 roku powzięli zamiar utworzenia w kraju wolnomularstwa mieszanego, który skupiał na świecie czołowe osobistości ze środowisk teozoficznych.
Dynowska uważała Józefa Piłsudskiego za wcielenie Ducha Polskiego Narodu, miała stały dostęp do Marszałka zarówno w Belwederze jak i w Sulejówku,gdzie informowała Go o wszystkich poczynaniach ruchu, czym Marszałek się żywo interesował-nazywana była teozofką Piłsudskiego. O życiu duchowym Marszałka mówiła:
„Mam wrażenie, że ze swoją istotną, a głęboką, ale nie ordotoksyjną wiarą skrywał się”.
Do spotkań Józefa Piłsudskiego z Wandą Dynowską, oraz Michałem Tokarzewskim- Karaszewiczem dochodziło bardzo często - odbywali spotkania w zamkniętym gronie, a sam Marszałek nalegal na stworzenie samodzielnej polskiej organzacji teozoficznej. Po uzyskaniu zgody Komendanta, utworzono również wolnomularstwo mieszane Le Droit Human, które w wielkim skrócie tym różniło się od zwykłego, że mogły do niego należeć kobiety i wpisywało się w ówczesnym czasie w walkę o równouprawnienie płci. Józef Piłsudski o rozwoju prac był informowany na bieżąco. Sam nigdy do masonerii nie należał (w przeciwieństwie do swojego brata mecenasa Jana Piłsudskiego, który działał w Loży Wileńskiej wraz z Michałem Tokarzewskim-Karaszewiczem, który ponadto był również członkiem takich lóż jak „Świety Graal”,czy też „Święty Michał Archanioł), ale uważał, że przynależność Polski do światowej masonerii może dać poparcie w rokowaniach pokojowych. Polecił, aby do lóż wstępowali wojskowi mówiąc: „Będę rad, jeśli moralny i idealistyczny wpływ dosięgnie oficerów, których poziom nie zawsze odpowiada moim życzeniom”. Do lóż wstępowało wielu cywilnych i wojskowych piłsudczyków, niektórzy z najwyższych szczebli elit. W 1926 Piłsudski jednakże nakazał „uśpić” loże.
Spotykało się to oczywiście z wieloma atakami ze strony zarówno Kościoła jak i endecji, ale dla obrony przytoczę tutaj słowa prof. Stanisława Swaniewicza (jednego z ocalałych z Katynia), który napisał w paryskiej Kulturze: „...stanowisko naszych przyjaciół, o których wiedzieliśmy, że należeli do masonerii, było o wiele bardziej zgodne z zasadami etyki chrześcijańskiej, niż stanowisko większości przedstawicieli kleru zarówno polskiego jaki i litewskiego...”
Środowisko Dynowskiej i Tokarzewskiego-Karaszewicza caly czas pracowało nad samodoskonaleniem duchowym, oraz działało na rzecz społeczeństwa.
Lato spędzali na łonie natury nad Bugiem w Mężeninie. Pieniądze na ten ośrodek przekazano Towarzystwu z inspiracji samego Marszałka. Duszą wszelkich poczynań byli zawsze Dynowska i Tokarzewski-Karaszewicz. Odbywały się tam dyskusje na tematy rozwoju duchowego, reinkarnacji, ale także na tematy społeczno-polityczne. Przez kilka lat przewinęło się przez ośrodek kilkaset osób. Stałym gościem był między innymi dr Janusz Korczak, który podzielał pogląd,że nasze istnienie wpisane jest w uniwersalny plan Wszechświata, a my przechodzimy z jednego bytu w drugi w celu osiągnięcia oświecenia. Kodeks etyczny reprezentowany zarówno przez teozofów jak i masonów był mu bliski, dlatego wstąpił do jednej z lóż w 1926 roku. Skupienie pod jednym sztandarem ludzi wszystkich ras, religii i narodowości, którzy podejmują wysiłek wewnętrznego duchowego rozwoju, aby działać dla dobra innych, było zrodzone jakby z jego marzeń, a które sam realizował do samego końca swoich dni. Jeszcze dwa dni przed wyjazdem do Treblinki wraz ze swoimi dziećmi w 1942 roku w „Pamiętniku” zanotował: „Nikomu nie życzę źle. Nie umiem. Nie wiem, jak to się robi.”
Wracając do Mężenina, to wraz z Tokarzewskim prowadził tam długie dysputy, wspólnie medytowali.Odbywały się tam także letnie kolonie dla jego podopiecznych - dzieci żydowskich z najuboższych rodzin.Wszyscy pracowali nad samodoskonaleniem się, rozwojem duchowym - byli między innymi wegetarianami. Zalecano także wstrzemięźliwość od używek, alkoholu i stosunków pozamałżeńskich (tutaj trzeba uczciwie napisać, że z ostatnią wymienioną kwestią Michał TK miał problem ze względu na swój niebywały urok osobisty, urodę i charyzmę, które przysparzały mu niezwykłego wręcz powodzenia u płci przeciwnej, a z którego nierzadko korzystał.)
Jednocześnie tak jak wspomniałam na początku, od 1926 Michał Tokarzewski-Karaszewicz był duchownym Kościoła Liberalnego-Katolickiego (co nie kolidowało z posiadaniem żony i rodziny, bo takową generał posiadał). Czasami odprawial msze w siedzibie teozofów na Mokotowskiej 12 przy placu Zbawiciela.
W 1935 r. po śmierci Józefa Piłsudskiego Wanda Dynowska pojechała odwiedzić Indie, gdzie zajęła się religią i kulturą tego kraju. Maharishi największy ówczesny mistrz religijny został Jej osobistym nauczycielem duchowym. Przetłumaczyła „Bhagawadgitę”, którą Michał Tokarzewski-Karaszewicz nauczył się prawie całą na pamięć, oraz poznała Mahatmę Gandhiego - lidera walki Hindusów o wyrwanie spod brytyjskiego panowania. Stało się to początkiem Jej współpracy z Ghandim według idei walki bez przemocy w praktyce. Pomagała organizować kolejne zjazdy Indyjskiego Kongresu Narodowego, narażając się tym samym na inwigilowanie przez brytyjski wywiad. Gandhi tytułował Ją w listach słowem „Śri”, które oznacza świętą lub szczególnie szanowaną osobę. Cały czas jednak towarzyszyło Jej silne przeczucie troski o Polskę, dlatego gdy wybuchła wojna w 1939 próbowała wrócić do kraju. Tak wypowiedział się na ten temat Gandhi:
„Wierzy ona głęboko w Ahimsę (nieużywanie przemocy) i właśnie to przyczyniło się do jej postanowienia i do jej czynu. Cała jej dusza powstała w najgłębszym proteście i bólu przeciwko zbrodni i krzywdzie jej kraju. Pojechała więc do Polski, która według jej gorącego odczuwania walczy i walczyć będzie do upadłego nie tylko o zachowanie swojej wolności alei za wszystkie pozbawione jej narody”. Nie udało się Jej się do kraju przedostać, zatem wróciła do Indii i tam działając na rzecz polskiej sprawy rozpoczęła pracę w konsulacie w dziale propagandy.
Gen.Michał Tokarzewski-Karaszewicz tak jak wspomniałam wcześniej mając wszelkie uprawnienia rozpoczął prace nad stworzeniem Polskiego Państwa Podziemnego powołując do życia Służbę Zwycięstwu Polski stając się pierwszym dowódcą polskiej konspiracji antyhitlerowskiej-został Dowódcą Głównym o pseudonimach „Doktor” i „Torwid”. Jego zastępcą został Stefan Rowecki „Grot” póżniejszy komendant główny AK. Pisząc w wielkim skrócie Służba Zwycięstwu Polski została przemianowana na Związek Walki Zbrojnej, a następnie na Armię Krajową. W szeregach SZP działało wielu teozofów.
Z rozkazu gen. Sikorskiego został przeniesiony do Lwowa i wkrótce aresztowany. Miał fałszywe personalia, więc nie został od razu rozpoznany. Jako Tadeusz Mirowy trafił do więzienia w Dniepropietrowsku, gdzie pracował zgodnie ze swoim wykształceniem jako lekarz - cieszył się tam szacunkiem współwięźniów i kadry obozowej. Przypadkowo rozpoznany w obozie został natychmiast przewieziony do Moskwy i osadzony na Łubiance. NKWD próbowało nakłonić Go do współpracy - zdecydowanie odmówił.W trakcie pobytu w więzienu często medytował i nawiązywał kontakt telepatyczny z wtajemniczonymi teozofami. W sierpniu 1941 został zwolniony i zaangażował się w tworzenie Polskich Sił Zbrojnych na uchodźstwie, został zastępcą Gen.Władysława Andersa który tak o nim powiedział: „...Nie będę wyszczególniał zasług ani uwypuklał kim był gen. dyw. Tokarzewski-Karaszewicz dla 6 dywizji. Znają go tam wszyscy żołnierze, od pułkownika po szeregowca, nie tylko jako swego Dowódcę, którym się dotąd szczycili, lecz również jako najlepszego opiekuna i przyjaciela zawsze czułego na ich dolę i niedolę, zawsze śpieszącego im z pomocą i radą...”
Los ponownie zetknął Wandę Dynowską i Gen.Michała Tokarzewskigo-Karaszewicza w Indiach, gdzie zarówno Wanda jak i Michał zajmowali się „andersowcami”. Powstały tam obozy i miejsca zakwaterowania dla tysięcy Polaków w tym dzieci - w opiekę nad którymi oboje szczególnie się zaangażowali, poświęcając temu zadaniu kilka lat. Dynowska chcąc połączyć oba nasze narody organizowała odczyty, powstał też zespół pieśni i tańca. Została opublikowana monografia Marszałka Piłsudskiego. Jednakże najważniejszym Jej dziełem było utworzenie w 1944 roku Biblioteki Polsko-Indyjskiej, gdzie wydano około 100 tłumaczeń. Odwiedziła Polskę dwukrotnie w 1960 i 1969 roku. Podczas tych wizyt spotykała się z Karolem Wojtyłą (biskupem, póżniej Kardynałem), któremu przepowiedziała, że zostanie Papieżem - mówiąc w listopadzie 1969 roku: „Kardynał Wojtyła będzie pierwszym słowiańskim papieżem”. Ksiądz Adam Boniecki przeprowadził obszerny z Nią wywiad. Opisał Ją takimi slowami: „była osobą niezwykłą, głęboką i międzykulturową. Urocza, ciepła, kontaktowa, mądra, poważna-wszystko, tylko nie nawiedzona, czy afektowana”. Miała tutaj wiele odczytów, spotkań, na które przychodziły tłumy ludzi. Była pod czujnym okiem tajnych służb PRL - rozpracowywał Ją drugi Departament MSW.
W ramach zaślubin wlała do Morskiego Oka wodę z Gangesu, a także przekonała świętych mędrców indyjskich do rozpoznania słynnego czakramu na Wawelu, gdzie odbyła medytację. Będąc przy tym temacie na moment cofnę się do roku 1925, kiedy to na otwarcie w Polsce pierwszego koła obrządku mieszanego przyjechał wraz z żoną wybitny działacz teozoficzny dr George Sydney Arundale, który był bojownikiem o wolność Indii i z tego powodu spędził klika lat w brytyjskim więzieniu. Najpierw odbył spotkanie z Józefem Piłsudskim, a następnie pod opieką Wandy Dynowskiej i Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza udali się do Krakowa. Po drodze zatrzymali się w Częstochowie, gdzie dr Arundale był pod wrażeniem obrazu Madonny.W Krakowie, kiedy jeszcze gród krakowski nie istniał ustanowione zostało duchowe Centrum Mocy - silnie namagnetyzowany Ośrodek jest znakiem błogosławieństwa nie tylko dla Polski, ale dla całej Europy środkowej i wschodniej. Dr Arundale odczuł bardzo silne oddziaływanie tej mocy, energii (które jak wiadomo znajduje się w kaplicy św. Gereona, pomiędzy Katedrą a Zamkiem). Z Krakowa Aruandale'owie wraz z Dynowską i Tokarzewskim udali się w Tatry, gdzie spędzili kilka godzin nad Morskim Okiem. Dr Arundale poczuł, iż jeden ze szczególnie pięknych i majestatycznych szczytów jest w specjalny sposób związany z Polską i jest istotą niebiańską przebywającą w jednej z trzech sfer ponad sferą fizyczną.
Wracając do lat sześćdziesiątych - w Indiach Wanda równolegle zaangażowała się w pomoc Tybetańczykom. Wpłynęła na decyzję premiera Nehru, swojego starego znajomego z czasów walk o niepodległość Indii - o przyjęciu tybetańskich uchodźców. Udała się do położonej w północnych Indiach Dharmasali, gdzie znajdowała się tymczasowa stolica Tybetańczyków z siedzibą emigracyjnego rządu Dalajlamy. Pomagała tam organizować szkoły i wioski dziecięce. Tam właśnie miała bliski kontakt z Dalajlamą, który nazywał Ją przybraną matką. Cały czas pracowała nad samorozwojem duchowym, pozostawała w dobrych kontaktach z teozofami, choć nie uczestniczyla już aktywnie w ich pracach pochłonięta cały czas licznymi, nowymi wyzwaniami, przeszła natomiast na buddyzm lamaistyczny.
Należy tutaj wspomnieć o osobie Juddu Krishnamurtim znanego filozofa, również wywodzącego się z ruchu teozoficznego, który zrezygnował z roli guru i mistrza, a który do końca życia w 1986 roku głosił potrzebę samodzielnego rozwoju duchowego - znał on dobrze zarówno Wandę jak i Michała, którzy byli pod ogromnym wrażeniem Jego osoby - były pomiędzy nimi głębokie związki duchowe trwające od 1920 roku kiedy się poznali.Wanda Dynowska przetłumaczyła wiele jego prac.
Tokarzewski-Karaszewicz pozostał natomiast po wojnie na emigacji w Wielkiej Brytanii, gdzie jak wspomniałam na samym początku pracował jako robotnik, a od 1954 był Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych i ministrem Obrony Narodowej w rządzie Rzeczpospolitej na uchodźstwie. Również i On cały czas pracował nad rozwojem duchowym. Już pod koniec lat dwudziestych został wprowadzony w tajniki starożytnych misteriów egipskich, oraz przyjęto go do ekskluzywnego i otoczonego nawet wśród teozofów aurą sekretności bractwa The Egyptian Rite of the Ancient Mysteries i to właśnie w Londynie w latach 50 powołano go do jego ścisłego 9 osobowego ciała kierowniczego. Najogólniej mówiąc celem zakonu było sprowadzanie boskiej energii mającej zapewnić szczęście światu. Przekonany był o istnieniu kosmicznych fluidów, leczył dotykiem, tworzył kręgi ochronne nad osobami, umiał przekazywać myśli na odległość, a także miał prorocze sny i wizje. Opisał te przypadki w swoich pamiętnikach Gen. Leon Berbecki: „Sława jego proroczych wizji i snów doszła aż do Indii, skąd zaczęli napływać współwyznawcy z wyrazami czci i hołdu dla wielkiego - jak go nazywali-Brata...”
Pod wpływem jednej z jego wizji wybitny rzeżbiarz i malarz Zbigniew Pronaszka stworzył jak oceniają znawcy, swoją najznakomitszą rzeżbę - makietę wileńskiego monumentu Adama Mickiewicza odsłoniętej w 1924 roku. Pisał również rozprawy na tematy mistyczne.
Do końca życia Michał Tokarzewski- Karaszewicz pozostawał w kontakcie listownym z Wandą Dynowską. Zmarł nagle w Casablance 22 maja 1964. Jego wolą testamentową było spalenie zwłok, przesłanie ich do Polski, a następnie wsypanie części do Bugu nad Mężeninem, a część prochów gdy ukochany Lwów będzie wolny zakopanie na cmentarzu Obronców Lwowa. Tak się jednak nie stało i obecnie jego szczątki od 1992 roku spoczywają na cmentarzu Powązkowskim (Powązki Wojskowe) w Warszawie w grobie czterech twórców Państwa Podziemnego, obok pomnika Gloria Victis. Ulica zaś, o której wspomniałam nosząca imię Gen.Michała Tokarzewskiego-Karaszewicza znajduje się w samym sercu stolicy - odchodzi od Krakowskiego Przedmieścia w kierunku Placu Józefa Piłsudskiego - zwieńczona jest jego pomnikiem. Jako pierwszy z pięciu dowódców Armi Krajowej uhonorowany został pośmiertnie Orderem Orła Białego.
W 1970 roku stan zdrowia Wandy Dynowskiej pogorszył się i zaczęła stopniowo żegnać się ze wszystkimi. Odwiedzali ją zarówno tybetańscy Lamowie, mnisi, ale również księża i zakonnice. Pogrążyła się w medytacji - swoje cierpienie wewnętrzne połączyła z tragedią Tybetu. Zmarła 20 marca 1971 po mszy, medytując w klasycznej pozycji jogi. Zgodnie z jej ostatnią wolą Tybetańczycy zabrali jej ciało i skremowali, oraz zbudowali ku jej pamięci stupę. „Jej życie i praca były pięknym mostem między Zachodem i Wschodem, mostem, po którym nie szły czołgi, ale zwyczajna ludzka miłość i dobroć”- tak jej życie podsumował ks.Batogowski.
Od autorki: Opisałam w wielkim skrócie życie dwojga wspaniałych ludzi, którzy cały czas ciężko pracowali zarówno nad własnym rozwojem duchowym jak i - a może przede wszystkim dla dobra innych wcielając w życie idee, którymi się kierowali, mając świadomość, że śmierć jest tylko etapem w podróży, gdzie nieustannie wcielamy się w celu uczenia się i pomagania innym.
czytaj dalej
Znalazłam Państwa stowarzyszenie poprzez internet. Nie wiem już do kogo mogę się zgłosić z moim problemem, zacznę wiec od początku Mam na imię P. [do wiad. FN], mam 28 lat mieszkam w [do wiad. FN] pod Warszawą, 4 lata temu zamieszkałam w mieszkaniu po mojej babci wraz z mężem. Po kilku miesiącach urodziła nam się córeczka. (lokal jest w rodzinie od 1966 roku, W roku 1968 zmarł w nim mój dziadek w wieku 43 lat, był dobrym spokojnym i bezkonfliktowym człowiekiem).
Od początku mała nie chciała spać w swoim pokoju bała się płakała, ja czułam cały czas jakbym była obserwowana ale powoli przywykłam do tego zjawiska.
Jednak ostatnio wszystko się nasiliło, pojawiają się kule światła, jakiś czas temu z regału spadła gromnica, czasami przedmioty które kładłam w jednym miejscu znajdują się w drugim miejscu, radio samo się wyłącza, a jakieś dziesięć lat temu gdy brat przebywał w mieszkaniu spadły głośniki które nie miały prawa spaść bo były daleko od krańca regału. W nocy nawiedzają mnie koszmary że jakaś siła chce mi zrobić coś złego.
Przedwczoraj w nocy gdy spałam coś lub jakiś byt przycisnął mnie do łóżka, czułam na plecach czyjś silny dotyk, gdy otwierałam oczy nic nie widziałam kompletna ciemność, chciałam zawołać męża (ponieważ ja śpię z córką z obawy o nią) ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Jak nagle to coś się pojawiło tak nagle zniknęło. Otworzyłam oczy, leżałam w takiej samej pozycji i bałam się ruszyć. nie wiem czy był to sen na jawie czy było to prawdziwe przeżycie. Zdecydowaliśmy się sprzedać mieszkanie ale od prawie roku nie ma chętnych.
W rodzinie mamy księdza, którego poprosiłam o poświęcenie mieszkania. Po tym jakiś czas był względny spokój choć nadal pojawiają się kule światła, czasami mam wrażenie że ktoś za mną stoi. Ale miarka się przebrała mamy z mężem już dość.
Kilka dni temu wieczorem ok godziny 21 gdy córka spała u siebie w pokoju, zaczęła panicznie krzyczeć i się trząść. (córka teraz ma ponad 4 lata, zdarzało się wcześniej że kazała zamykać drzwi do pokoju jak siedziała z nami gdy się pytaliśmy dlaczego mamy zamknąć mówiła że w pokoju jest jakiś PAN) Pobiegłam do niej wzięłam ją na ręce, na nodze miała czerwoną plamę i krzyczała że ją bolą nogi i ręka. Gdy chciałam z nią wyjść z pokoju w drzwiach stał mąż, którego prosiłam żeby nas wypuścił ale z jakiegoś powodu nie chciał tego zrobić. Wzrok miał inny niż zwykle. Złapał mnie za ramię i trzymał ale się wyrwałam i wyszłam z pokoju. On się tam zamknął a gdy wyszedł był już normalny i nawet nie pamiętał że coś takiego miało miejsce. Wziął małą na ręce (nie mogliśmy jej uspokoić) a ona ze strachu się zesikała. W tym momencie granice mojej wytrzymałości się skończyły.
Przedwczoraj w nocy gdy spałam coś lub jakiś byt przycisnął mnie do łóżka, czułam na plecach czyjś silny dotyk, gdy otwierałam oczy nic nie widziałam kompletna ciemność, chciałam zawołać męża (ponieważ ja śpię z córką z obawy o nią) ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Jak nagle to coś się pojawiło tak nagle zniknęło. Otworzyłam oczy, leżałam w takiej samej pozycji i bałam się ruszyć. nie wiem czy był to sen na jawie czy było to prawdziwe przeżycie. To już nie pierwszy raz, innym razem również w nocy (też nie wiem czy był to sen czy jawa) stała nade mną czarna sylwetka która również zaczęła mnie przyciskać do łóżka i sytuacja podobna nie mogłam krzyczeć ani się ruszyć.
Wczoraj wzięłam telefon włączyłam nagrywanie z nadzieją że to coś powie mi dlaczego to wszystko robi ale na nagraniu słychać dziwne trzaski do mikrofonu których w rzeczywistości nie było słychać gołym okiem.
dodam że większość tych zjawisk ma miejsce w pokoju córki, natomiast kule światła oraz nagrania z trzaskami słychać w całym domu.
Wczoraj robiłam zdjęcia mężowi i córce przed zrobieniem w podglądzie na aparacie kilka razy przeleciały dziwne obiekty, natomiast na jednym zdjęciu w prawym dolnym rogu coś jest zamazane. Szukam jakiejkolwiek pomocy, a na razie nie sprzedam mieszkania. W końcu to coś zrobi nam krzywdę.
Wiem że to co piszę jest niewiarygodne ale niestety prawdziwe. Z resztą mam wrażenie że przyciągam siły nadprzyrodzone. W wakacje byliśmy na wycieczce w Koło Nowego Dworu Mazowieckiego jest twierdza Modlin, sfotografowałam tam ducha w oknie.
Czasami przydarzają mi się dziwne rzeczy ale ja jestem do nich przyzwyczajona lecz nie chcę żeby to spotykało moich najbliższych. Proszę napiszcie mi chociaż jak mogę sobie z tym radzić do momentu sprzedaży lokalu. A nie chcę nagłaśniać tej sprawy ponieważ nikt ode mnie nie będzie chciał kupić nieruchomości. Może to po prostu jest związane ze mną bo przyciągam takie rzeczy oraz często widzę to czego tak naprawdę nie powinnam. Proszę chociaż o jakąkolwiek odpowiedź.
Na dowód tego w załączeniu przesyłam zdjęcie pokoju z kulami świetlnymi dodam iż drzwi do pokoju córki nawet w dzień są zamknięte bo mamy wrażenie jakby ktoś nas obserwował. Również w załączeniu przesyłam zdjęcie z twierdzy Modlin, warto sprawdzić to miejsce dzieją się tam rzeczy naprawdę nie wyjaśnione które mieliśmy okazję odczuć na własnej skórze, natomiast po tym co dzieje się w moim mieszkaniu nie chcę dodatkowo kusić losu. Lubimy z mężem zajmować się amatorsko zjawiskami nadprzyrodzonymi ale nie kosztem naszej rodziny i ukochanej córeczki. Jedyną osoba która wierzy mi w to bo sama u mnie tego doświadczyła jest chrzestna naszej córci.
Pozdrawiam
P. [dane do wiad. FN]
Historia została przysłana do FN kilka lat temu i... już wiemy, co było dalej! Po publikacji dostaliśmy e-mail od autorki historii.
Odnośnie artykułu w dziale XXI piętro "To było spokojne mieszkanie, dopóki nie pojawiło się to coś..." To ja Pisałam do Waszej Fundacji te słowa.
Otóż odpowiadając na to jak dalej potoczyły się nasze losy:
Mieszkanie zostało sprzedane dokładnie dwa lata temu w dniu 07.03.2015 roku. (dziwny zbieg okoliczności z ukazaniem artykułu). Ksiądz o którym mowa był jeszcze raz z drugim księdzem.
Oczyścili to miejsce, natomiast my i tak nie chcieliśmy już tam zostać. Nowi właściciele nie zauważyli żadnych zjawisk ani nic z tych rzeczy. Żyją sobie spokojnie :). Do tych którzy zarzucają iż chciałam sprzedać mieszkanie z duchami, mówię kategoryczne NIE. To atakowało tylko moją rodzinę, natomiast świat jest pełen Duchów, Zjaw, Demonów czy wprowadzając się gdziekolwiek mamy świadomość iż coś lub ktoś tam jest NIE. Żyjemy koło nich tak jakby ich nie było a oni są może nawet w tej chwili koło nas stoją i nas obserwują. Nie zawsze musi się to kończyć atakami. Wracając do listu zamieszkaliśmy na obrzeżu naszego miasta w małym przytulnym domku.
Przez ostatnie dwa lata nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło no może tylko dziewczynka którą widuję cza sami w domu, uśmiecha się potem idzie do kuchni i znika. Nasz kot czasami patrzy się w jakiś punkt ale nic po za tym. Wzmianki i nieruchomości pochodzą z pierwszej połowy XX wieku, jeszcze z czasów przedwojennych. Żyjemy normalnie. Nadal interesujemy się takimi zjawiskami, ale odpuściliśmy "Z pchaniem się na siłę tam gdzie nas nie chcą". Mała nadal pamięta to co się wydarzyło ale już się niczego nie boi. Śpi sama w swoim pokoju w nocy sama wychodzi do łazienki. Prośba do Fundacji prosiłabym o usunięcie zdjęcia z kulami w pokoju.
Byłabym bardzo wdzięczna za to. Wiem że gdy pisałam do was tamtego @ mieliście zresztą jak zwykle kupę roboty. Ale dziękuję wam bo dzięki waszej stronie i tych wszystkich artykułach stałam się silniejsza i byłam wstanie przetrwać wszystko. Pozdrawiam Całą Fundację
czytaj dalej
[...] Od kilku miesięcy regularnie czytam artykuły na Waszej stronie i nasunął mi się pomysł aby napisać do Was, aby opisać historię, którą słyszę już od kilku lat od mojego dziadka. Nigdy nie brałem tego na poważnie, dopiero nie dawno uznałem, że jest to w miarę ciekawe.
Pewnej nocy, a właściwie podczas nocnej zmiany w pracy (około godziny 2/3 nad ranem), pracownik oczyszczalni ścieków, mój dziadek, postanowił zrobić sobie krótką drzemkę. Pracujące maszyny, jak twierdzi, sprzyjały relaksowi. Zaraz po położeniu się i zamknięciu oczu zrobiło się jakby chłodniej oraz poczuł się dziwnie błogo, miał wrażenie, że nie jest sam, jednakże nie mógł, ani nawet nie miał chęci rezygnować z tego stanu. Po niedługim czasie zaczął się jednak niepokoić o to, co się dzieje. Czuł lęk. Jednak gdy już wszystko wróciło do normalnego stanu, otworzył oczy jakby nigdy nic i... wstał.
Dziadek opowiadając tę historię zawsze podkreśla, iż nie spał tylko drzemał - był jakby w letargu, aczkolwiek wiedział co dzieje się dookoła, stracił jednak poczucie czasu, zdawało mu się jakby to trwało kilka może kilkanaście minut, a tak na prawdę działo się to na przestrzeni kilku godzin. Śmieje się również, że to był duch jego poprzednika, który dostał zawału i zmarł w tym miejscu. Mój dziadek jest jednak niezwykle sceptycznie nastawiony do czegoś takiego jak duchy, kosmici, czy inne paranormalne rzeczy, więc jeżeli tak to rozpamiętuje, musiało być to rzeczywiście niezwykłe przeżycie, albo na prawdę najadł się wtedy strachu.
Pozdrawiam całą załogę Nautilusa. Hubert.
[...] Ta historia wydarzyła się niedawno, trzy lata temu. Moja ciocia, siostra ojca zachorowała na raka mózgu, lekarze nie dawali żadnych szans, ona sama też miała świadomość tego, że umiera. Kiedy odwiedziałam ją trzy tygodnie przed śmiercią w rozmowie trudno mi było się opanować i w pewnym momencie łzy stanęły mi w oczach, na co ona powiedziała: "Nie płacz, ciotka nie umrze". To były jej ostatnie słowa skierowane do mnie.
Trzy tygodnie później przyśniła mi się wraz ze swoją siostrą, która od kilku lat już nie żyła i powiedziała: "Mówią, że ja umarłam ale ja nie umarłam, ja tylko wyszłam ze szpitala, ale do męża nie wrócę, zostanę tutaj, bo tutaj mi dobrze." W tym czasie była już w śpiączce a następnego dnia odeszła.
czytaj dalej
Miałam kiedyś sen, który uratował życie mojemu synkowi. Miał 1,5 miesiąca życia i ciągle pokaszliwał. Co drugi dzień byłam z nim u lekarza. Był osłuchiwany, wszystko dobrze. Nie mam temperatury, nie ma zmian na płucach, wszystko dobrze. Jakaś przewrażliwiona matka ze mnie. Ale do lekarza wracałam jak bumerang.
Pewnej nocy przyśniło mi się, że widzę taką starodawną kołyskę a w niej śpi mój synuś. Nagle pod kołyską rozsuwa się podłoga i kołyska zaczyna wpadać do ciemnej dziury. W ostatniej chwili jednak chwytam synka i tulę do piersi.
Przerażona snem wyskakuję z łóżka i biegnę do łóżeczka, a tam mój synuś ma kłopoty z oddychaniem. Jest prawie siny. Budzę męża, pędzimy do pobliskiego szpitala na pogotowie. Tam stwierdzają, że to zapalenie płuc, tzw. "zimne”, bez temperatury. Szybko podany tlen, antybiotyki. Mój synuś przeżył. Boję się pomyśleć, co byłoby gdybym zignorowała sen. Gdybym po prostu obróciła się na drugi bok.
„Sen mara, Bóg wiara” tak mówią. Ja mówię „sen wiara, Bóg wiara”, bo wiem za każdym snem stoi jakaś wiadomość lub przestroga.
Pozdrawiam, [dane do wiad. FN]
... i jeszcze jedna historia - opisana przez osobę korzystającą z portalu społecznościowego
[...] odszedl dzis moj kroliczy przyjaciel...dla niektorych tylko krolik...ja sie nie moge porbierac....prosze...powiedzcie, ze ta mała krolicza dusza tez odeszla gdzieś??? nie przepadła....
niedz. 22:22
[...]
Witam. Miałam dziwne zdarzenie w nocy . Mąż mówi ze to sen...ale ja jestem. Pewna że to się stało naprawdę ....
we śnie usłyszałam jakby ktoś do mnie mówił. ...zaczęłam się wybudzac. Juz nie spałam ale miałam zamknięte oczy i słyszałam kobiecy głos tuż nad swoją twarza- śpię na plecach .
Przestraszył mnie ten głos i otworzyłam. Oczy
nie mogłam się ruszyć a nade mną widziałam coś. ..
Jakby szary klab. ? Wir...?
Na suficie...to się poruszalo
W pewnej chwili jakby zrozumiało ze się patrze i nagle zniknęło. ..a ja znowu mogłam się ruszyć Czy ja zwariowałam. ? Czy to był sen. ...?
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.