Dziś jest:
Niedziela, 6 października 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Witam szanowną FN , Jako stały czytelnik od czasu do czasu do Was piszę. Dziś mam dwie rzeczy.
1. Po przeczytaniu ostatniego wpisu w Dzienniku pokładowym postawnowiłem przesłać opis "zbiegu okoliczności", który mnie spotkał dwa lata temu.
2. W załączniku pomidor z mojej tegorocznej uprawy. Właśnie miałem go zjeść, gdy zauważyłem, że ciekawie pękła mu skórka ;)
Oto więc "moje" zdarzenie synchroniczne.
Aby dobrze nakreślić sytuację, muszę napisać dwa słowa o sobie. Oprócz oczywiście zjawisk niewyjaśnionych mam dwie główne pasje - grę na perkusji i jazdę na rowerze. I choć w obu dziedzinach jestem amatorem, ważne jest to, że w mojej świadomości identyfikuję siebie jako perkusistę i rowerzystę.
W latach 2014-2018 regularnie jeździłem na rowerze kilka razy w tygodniu, zawsze około godz. 22:00-23:00 ( to dziwna pora, bo ciemo, wiem, ale praca plus pewne inne obowiązki nie pozwalały mi na aktywność fizyczną o bardziej przyzwoitej porze). Oczywiście miałem sprawne oświetlenie. 21 lipca 2018 r. była sobota. Podczas takiej przejażdżki doszło do kolizji. Najechał na mnie skuter, gdy mnie wyprzedzał. Jak się później okazało, kierujący - chłopak w wieku bodajże 21 lat - był pijany (miał ponad 2 promile) i po prostu zasnął podczas jazdy. Szczęśliwie tylko mnie potrącił z boku, tak że wyszedłem ze zdarzenia bez szwanku. Ale mogło go znieść o 10 cm bardziej w prawo i wtedy mogło być różnie...
Dalsze szczegóły - telefon na 112, interwencja wszystkich służb, alkomat itd. - w tej historii nie są ważne. Ważne jest to, że dość mocno całe zdarzenie przeżyłem i byłem w lekkim szoku przez kilka następnych dni.
I teraz najciekawsze.
Znacznie większego szoku doznałem zaraz w poniedziałek 23 lipca 2018 r., gdy jeszcze miałem w głowie na świeżo moje zdarzenie. Jedną z wiadomości dnia w mediach (wielokrotnie powtarzaną) była ta, że „podczas jazdy na rowerze zginął w wypadku perkusista”. Gdy to usłyszałem po raz pierwszy (już nie pamiętam, w radiu czy w TV), nogi się pode mną ugięły, bo poczułem, że właśnie stało się coś dziwnego, co nie jest tylko przypadkiem.
(Perkusistą, który zginął tego dnia, był Grzegorz Grzyb (https://www.gala.pl/artykul/grzegorz-grzyb-nie-zyje-perkusista-zginal-w-wypadku-zdjecia-180723055352, https://jastrzabpost.pl/newsy/grzegorz-grzyb-nie-zyje-przyczyny-smierci-zmarl-muzyk-edyty-gorniak_670997.html#galeria0).
Uzupełnienie - 5 listopada 2018 r.
Na tym miałem zakończyć tę relację, jednak życie dopisało jeszcze inny kontekst.
Dwa tygodnie później dostałem wezwanie na policję, by złożyć zeznania na temat mojego wypadku. Gdy wracałem z komisariatu, wstąpiłem „tak przy okazji” i właściwie "bez powodu" do sklepu. Spotkałem w nim znajomą, której nie widziałem od kilku lat. Przez chwilę powspominaliśmy dawne czasy i wspólnych znajomych, po czym się rozstaliśmy i więcej się z nią już nie zobaczyłem. A niedługo potem, na początku listopada 2018 r. ta osoba nagle zmarła.
Można więc wysnuć teorię, że mój wypadek na rowerze zdarzył się (tylko lub także) po to, żebym w odpowiednim momencie znalazł się w sklepie i spotkał się z tą osobą, póki jeszcze żyła.
I jeszcze jedno uzupełnienie - listopad 2018 r.
To już może będzie "naciągane", jednak jakoś łączy się z całą resztą.
W piątek był pogrzeb wspomnianej wyżej znajomej, niestety nie udało mi się być do samego końca. Dlatego zaraz w niedzielę wybrałem się po raz pierwszy na jej grób. A w tę samą niedzielę wieczorem dowiedziałem się, że zmarł (nie znam okoliczności śmierci) znany mi z widzenia mieszkaniec mojej miejscowości, młody chłopak, dwadzieścia kilka lat. A jaki to ma związek z tematem? W lokalnej orkiestrze był on perkusistą...
To tyle. Może te sytuacje nie mają żadnego związku, ale ja miałem wtedy wrażenie, że ktoś specjalnie poukładał te klocki.
Pozdrawiam,
[...]
W razie publikacji proszę o anonimowość.
/wiadomość i opis dostaliśmy 28 września 2020, poniżej zdjęcia pomidora dołączone do e-maila/
czytaj dalej
2 września 2020 w naszej poczcie znaleźliśmy kolejny e-mail z relacją osoby, która zauważyła u siebie na ciele znak "koła sterowego". Piszemy o tym fenomenie od wielu lat jako o czołówce zjawisk niewyjaśnionych, które ma potwierdzenie w relacjach bardzo wielu wiarygodnych ludzi. Oprócz tego, że prezentujemy tę historię w naszym dziale XXI PIĘTRO, to oczywiście dołączamy ją do ostatniej publikacji o dziwnych znakach.
/e-mail dostaliśmy 2 września 2020/
[...] Witam,
Piszę w związku z opublikowanym przez Was niedawno artykułem dotyczącym znaków na ciele. Chciałbym podzielić się z Wami moją historią, która miała miejsce 3 lata temu, wiosną 2017 roku. Wraz z rodziną przebywałem na wsi pod Łodzią. Jednego dnia budząc się rano moja dziewczyna zauważyła na moim ciele znak przypominający wypalony celownik. Znajdował się on z przodu, po lewej stronie, na wysokości ostatnich, dolnych żeber. Popatrzyłem na to znamię i dotknąłem sprawdzając czy jest to być może jakieś poparzenie lub świeży odcisk, którego nabawiłem się podczas snu. Ku mojemu zdziwieniu ten wypalony znak wcale mnie nie bolał. Dziewczyna zażartowała ze mnie, że być może mnie porwali kosmici, ale puściłem ten komentarz wolno.
Muszę podkreślić, że to co jest najbardziej istotne w mojej historii to sposób w jaki moja podświadomość radziła sobie z tym wydarzeniem. Ignorowała je. Niestety nie posiadam zdjęcia tego znaku i jest to bardzo dziwne ponieważ od dziecka interesuję się zjawiskami paranormalnymi, medytacją i różnymi wierzeniami. Mam wrażenie jakby mój mózg chciał siłowo wyprzeć te wspomnienia z głowy. Pamiętam, że tamtego ranka usilnie próbując sobie przypomnieć skąd się wziął ten symbol, pojawiała mi się mglista,senna wizja lub wrażenie. Bardzo jasne pomieszczenie przypominające łazienkę i kontury postaci. Mój syk z bólu na myśl o znaku na ciele. To wszystko co pamiętałem. Nie mam pojęcia na ile był to twór mojej wyobraźni jednak szybko o tym zapomniałem.
Oprócz mojej dziewczyny znamię widzieli jeszcze moi rodzice. Zasugerowali, że być może poparzyłem się suszarką. Sprawdziłem wszystkie suszarki, które znajdowały się w domu i żadna z nich nie miała takiego samego wzoru 'celownika'.
Jakiś czas później natrafiłem przypadkiem na wywiad z ś.p. Stanisławem Barskim, polskim ufologiem. Wypowiadał się na YouTubie o podobnych przypadkach ludzi z takimi symbolami na ciele. Znów uderzyła mnie ta sama myśl: "jak to jest, że będąc wręcz fanem zjawisk paranormalnych nie szukałem w internecie wcześniej podobnych znaków". Napisałem czym prędzej do pana Stanisława i podzieliłem się wtedy z nim moją historią. Dostałem też wtedy od niego informację, że jestem pierwszym męskim przypadkiem jaki zna. Podobno moje znamie występuje głównie u kobiet, a u mężczyzn ten znak wygląda inaczej.
Podsumowując moją historię, to co uważam za bardzo dziwne, że moja świadomość próbuje niepamiętać o tym co się stało. Podobnie, gdy opowiadam o tym zdarzeniu znajomym, nikt nigdy nie pamięta, że już o tym wspominałem. Miałem nawet przypadek, w którym autentycznie rozmawiając z przyjacielem przez telefon połączenie zaczynało się przerywać gdy podejmowałem ten temat. Nie wiem na ile są to moje urojenia lub efekt placebo, ale pewne jest, że znak na moim ciele istniał i wciąż są w stanie to potwierdzić 3 osoby poza mną.
Pozdrawiam,
[...]
P.S. Zapomniałem wspomnieć o moim jednym przemyśleniu. Trzy lata temu kiedy miało miejsce to zdarzenie byłem bardzo zafascynowany medytacją, czakrami i szamanizmem. Przez jakiś czas miałem przeczucie, że to mogło być jakoś ze sobą powiązane.
/poniżej zdjęcie z naszego archiwum/
Poniżej jeszcze ciekawostka z innej półki zjawisk niewyjaśnionych - dziwny dźwięk zarejestrowany w 2018 roku.
czytaj dalej
W dziale XXI PIĘTRO prezentujemy bardzo długi opis od naszej czytelniczki. W tytule e-maila był tekst "Wzmianka o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu". Na pokładzie okrętu Nautilus od wielu lat nie używamy sformułowania "paranormalne", gdyż zawiera w sobie ono fałsz. Nie ma bowiem zjawisk "paranormalnych", a są jedynie normalne, tyle że nie wyjaśnione. Z szacunku za ogrom pracy przy pisaniu tak długiego tekstu zachowujemy oryginalny tytuł. Natomiast "ćma z zaświatów" to nazwa grafiki, którą prezentujemy na końcu.
Wszystkim czytelnikom przysyłającym nam opisy swoich spotkań z nieznanym, które prezentujemy w dziale XXI PIĘTRO pięknie dziękujemy.
Witam serdecznie,
na wstępie chciałabym nadmienić, że duża część treści poniższego e-maila została także wysłana do pana Krzysztofa Jackowskiego pod koniec maja i czerwca bieżącego roku ze względu na chęć nawiązania kontaktu z nim w sprawach paranormalnych i podzielenia się swoimi doświadczeniami oraz wskazówkami dotyczącymi dalszego rozwoju zdolności jasnowidzenia. Ze strony pana Jackowskiego jednak nie otrzymałam kontaktu, co podejrzewam jest przyczyną jego braku wolnego czasu spowodowanego pracą zawodową w kwestii ciągłych poszukiwań osób zaginionych. Dodatkowo, pan Jackowski z pewnością otrzymuje ogrom wiadomości od innych swoich słuchaczy na youtubie czy facebooku, a mój e-mail jest dość długi do przeczytania.
Piszę do Państwa, ponieważ doszłam do wniosku, że może w przyszłości chcieliby Państwo wykorzystać jakieś dodatkowe materiały do tworzenia poszczególnych artykułów na stronie Fundacji Nautilus, której także jestem stałą czytelniczką.
Z góry chciałabym napomknąć, że to, co opiszę w kolejnych zdaniach nie jest wymyśloną przeze mnie opowieścią science-fiction, przy czym nie chcę się kreować na jakąś superbohaterkę z komiksów, ani nie cierpię na jakąkolwiek chorobę psychiczną, co być może mogłyby wywnioskować osoby, które nie mają pojęcia o sprawach paranormalnych czy też się nimi w ogóle nie interesują lub je ignorują.
Od najmłodszych lat byłam osobą wrażliwą i dostrzegającą to, czego inni nie widzieli i nie słyszeli. Pamiętam moje pierwsze wspomnienie w obecnym fizycznym ciele, gdy otworzyłam oczy i jako niemowlak leżałam w drewnianym łóżeczku. Byłam dość mocno zdziwiona, że jedyne co potrafiłam, to niezdarne machanie rękami oraz nogami. Jeszcze większy szok przeżyłam, gdy widząc nad sobą pochyloną mamę nie byłam w stanie powiedzieć w jej kierunku żadnego konkretnego słowa czy zdania, a z moich ust wydobywał się jedynie bełkot i mlaskanie. Co dziwne, idealnie rozumiałam co mówiła do mnie, ale czułam się wtedy, jakby coś wyraźnie blokowało moją mowę, mimo że moje myśli były rozwinięte jak u dorosłej osoby. Czułam się jak zamknięta w klatce w postaci ciała.
Najgorsza w niemowlęcym stanie była dla mnie nuda, a wielogodzinne oglądanie sufitu lub maskotek nie było interesującym zajęciem. Czas wlókł się niemiłosiernie. Specjalnie rozkopywałam więc swoje niebieskie kocyki lub krzyczałam (co brzmiało oczywiście jak normalny płacz niemowlaka), by tylko ktoś z rodziców co chwilę do mnie podchodził i towarzyszył w tej niedoli. Z tego okresu pozostało mi jedno: nienawidzę się nudzić, dlatego ciągle muszę mieć jakieś zajęcie, inaczej moje samopoczucie się pogarsza i natychmiast tracę dobry humor.
Kiedyś przeczytałam ciekawostkę, że większość dzieci traci całą swoją dotychczasową pamięć po przekroczeniu wieku 5-6 lat, ale u mnie te wspomnienia nie zostały w ogóle wymazane. Pamiętam swoje pierwsze zabawki (ich kształt, zapach i dotyk), jazdę w tzw. głębokim wózku (co śmieszne, mdliły mnie spacery i kręciło mi się w głowie, skoro wciąż widziałam tylko szybko przesuwające się niebo i gałęzie drzew), potem jazdę w typowej spacerówce, jak również pierwsze kroki w chodziku, co było dla mnie męczące i irytujące, skoro moje nogi były niczym z waty i nie potrafiły się zgrabnie poruszać. Kilka lat później będąc już w przedszkolu szokowałam się, że nie potrafię płynnie czytać i pisać. Denerwowało mnie uczenie się tego wszystkiego od nowa.
Od urodzenia mieszkałam w małym miasteczku w starym domu, który został zbudowany na początku XIX w.
W wieku ok. 7-8 lat za każdym razem leżąc w nocy w łóżku w swoim pokoju czułam ze strony przedpokoju (mimo zamkniętych drzwi do mojego pokoju, które niestety były przeszklone, więc mogłam widzieć wszystko co się dzieje po drugiej stronie), że coś mnie obserwowało, jak gdyby czarny słup poruszał się w tych ciemnościach i pojawiało się odczucie swego rodzaju napierania na moją osobę, co było na tyle silne, że miałam problemy z zasypianiem oraz pociłam się ze strachu. Wtedy też zaczęłam słyszeć niezrozumiałe szepty, rozmowy wielu głosów i bolesne jęki dobiegające z różnych kątów sufitu (dodam, że nie mieliśmy nigdy sąsiadów, a w nocy telewizor był zawsze wyłączony, więc dźwięki nie mogły dochodzić z salonu).
Przełom ujawnienia się u mnie zdolności jasnowidzenia nastąpił w wieku 19 lat, choć i we wcześniejszych latach zdarzało się, że moje mocne przeczucia i wizje się sprawdzały, np. wiedziałam w jakim konkursie plastycznym lub pisarskim powinnam wziąć udział, by zająć pierwsze miejsce, a gdy tego nie widziałam poprzez wizje lub po prostu nie czułam, to moje konkursowe wysiłki się nie opłacały. W kolejnych latach była to dla mnie przydatna umiejętność, ponieważ z góry widziałam przynajmniej 2-3 zadania, jakie miały się pojawić podczas sprawdzianów w liceum czy podczas sesji na studiach. Wiedziałam także jakie pytania padną podczas obrony mojej pracy licencjackiej. Potrafiłam przewidzieć, że następnego dnia nie będzie wody w kranie lub mój autobus nie przyjedzie. Mój narzeczony czasem się nieco irytuje, bo wiem, gdzie ukrywa przede mną prezenty. Twierdzi, że nie można mi zrobić niespodzianki. Raz powiedziałam mu nawet kiedy i w jakim miejscu mi się oświadczy (na ok. dwa tygodnie przed planowanym przez niego wydarzeniem), co też spotkało się z jego zaskoczeniem i ciężkim westchnieniem. Wielokrotnie miałam wizje jak będą wyglądały moje dzieci w przyszłości, jak sama będę wyglądała na starość (w tym i moi bliscy) i w jaki sposób umrę oraz co mnie czeka po śmierci.
Każdą wizję odczuwam za każdym razem tak samo - pojawia się jakby lekki, ciepły ucisk na gałki oczne i tuż przed swoimi oczami widzę nałożony, wyraźny obraz - ewentualnie sylwetki ludzi lub budynki, za którymi widać jedynie białe tło. Wizja zazwyczaj trwa kilka sekund.
Jako początek najdziwniejszych wg mojej opinii przygód uznaję wydarzenie, gdy wybrałam się ze znajomymi na ognisko w lesie. Ci obchodzili wówczas słowiańskie święto (osobiście nie należę do grona rodzimowierstwa, ani jakiejkolwiek innej religii, lecz nie jestem ateistką), a byłam jedynie zaciekawionym obserwatorem siedzącym na skale poza ich kręgiem. W pewnym momencie wszyscy musieli się odwrócić plecami do ogniska, by nie patrzeć w stronę tzw. przez nich ,,złego spojrzenia” – nie wierzyłam wtedy w takie gusła, więc specjalnie patrzyłam w stronę ogniska i ku mojemu skrajnemu zdziwieniu moim oczom ukazała się na moment twarz długowłosego mężczyzny z wąsami i brodą (wyglądała identycznie niczym pogański bóg podziemi i magii zwany Welesem). Ten spojrzał w moją stronę. Sprawa nieprawdopodobna, bo później przez cały tydzień często słyszałam w głowie dźwięki słowiańskich fletów, dzwonków i harf.
Mając 20 lat zaczęłam odczuwać silne mrowienie na czole, które pojawiało się dokładnie w miejscu tzw. trzeciego oka. Z początku sądziłam, że może to jakieś łaskotanie spowodowane moim uczuleniem na kurz, ale wspomniane mrowienie pojawiało się za każdym razem, gdy w moim domu zjawiały się nieznośne duchy.
Często siedząc przed komputerem czułam, że coś wysokiego stoi za moimi plecami. Zdarzało się, że coś chuchało mi zimnem w ucho lub szyję (wszystkie okna w domu były zamknięte, więc nie było możliwości przeciągu). Czasem łapało mnie mocno za łydki niczym lodowata ręka, łaskotało po stopach lub ciągnęło za włosy.
Lubię kolekcjonować wszelkiego rodzaju modele, a w tym okresie posiadałam na regale sporą kolekcję figurek. Często zauważałam, że są one poprzesuwane w lewo lub prawo, a figurki tylko złych bohaterów zawsze były odwrócone idealnie o kąt 90 stopni.
Coraz częściej widziałam jakby półprzezroczyste, latające przez ściany postacie ludzkie i przebiegające po ścianach cienie. Cienie były zarówno wysokości kilkuletniego dziecka, jak i dorosłych osób. Niektóre cienie wyglądały jak zwykły cień rzucany przez człowieka, a inne przypominały jakby czarną wyrwę w przestrzeni mającą postrzępiony kontur.
Raz idąc przez pomieszczenia strychowe zobaczyłam szybko przesuwający się po podłodze okrągły cień. Kilka razy zlękłam się widząc cień mocno zgarbionego człowieka. Gdy przygotowywałam się do spania i gasiłam światło w pokoju, to nie mogłam się zrelaksować ani zasnąć, ponieważ czułam, że coś wciąż mi się przygląda i stoi tuż przed moim łóżkiem. Pewnego razu przeraziłam się nie na żarty, gdy w nocy leżąc przy zapalonej lampce i patrząc przed siebie ukazała się przed moimi oczami czarna, kobieca dłoń, która energicznie pomachała do mnie i zniknęła.
Jednak z czasem widzenie cieni i mglistych, duchowych postaci nie było dla mnie aż tak uciążliwe jak słyszenie ich zawodzenia, jęków czy niezrozumiałych bełkotów za dnia i w nocy. Rzecz działa się jedynie w moim domu i na ogół w moim pokoju. Najczęściej pojawiał się kobiecy lament w jednym rogu pomieszczenia, a w drugim rogu raz na jakiś czas zjawiał się męski, niski głos jakby psychicznie znęcał się nad tą kobietą.
Duch kobiety dziwnie reagował, gdy włączałam w internecie nagrania ludzi ukazujące duchy zjawiające się w ich domach, magazynach, nieczynnych fabrykach, zamkach czy kopalniach. Wtedy wspomniany duch kobiety szybko coś niewyraźnie mówił i wzdychał ze zdziwieniem lub złością. Gdy coś jej się podobało, to stwierdzała charakterystycznie i głośno: ,,Łuuuuuu!”.
Oprócz widzenia cieni, w moim domu dostrzegałam także świetliste orby (dowody na ich pojawianie się mam na niektórych zdjęciach). Orb, którego zobaczyłam pierwszy raz w życiu, miał średnicę ok. 20 cm i lśnił w kolorze złota. Czułam się przez niego obserwowana i wydawało mi się, że w pewnym sensie łączy się z moim czołem chcąc mi coś przekazać, lecz po chwili zniknął. Od tamtej pory stale widzę orby nie tylko w domach, ale i w ruinach zamków, pałacach, hotelach, na cmentarzach. Są małe lub duże i przybierają różne kolory w zależności od atmosfery panującej w danym miejscu. Widzę również u ludzi różnobarwne aury otaczające ich ciała.
Kolejne dziwy, jakie mnie spotkały na terenie mojego domu, to kilkukrotne dostrzeżenie za oknem poszarpanego, kulistego cienia o średnicy 10 cm, który z niesamowitą szybkością gonił różne ptaki. Te zazwyczaj uciekały poza nasze podwórko, a czasem rozbijały się z nadmierną prędkością o okno mojego pokoju i padały nieprzytomne lub martwe – tak jakby to coś specjalnie chciało im zrobić krzywdę, a przy okazji zakłócić mój spokój. Stworzyłam kilka szybkich szkiców ukazujących dokładnie to, czego byłam świadkiem.
W sypialni rodziców pewnego popołudnia przeleciała obok mnie czarna ćma wielkości dłoni, której głowa była zakończona szpicem, a jej odwłok ciągnął się przypominając szary dym, po czym zniknęła. Coś podobnego widziała moja mama w trakcie remontu łazienki (okna w pomieszczeniu były zamknięte), gdy opisywana ćma pojawiła się nie wiadomo skąd, wleciała prosto do wymontowanego syfonu prysznica, zaś mama sądząc, że to jakiś zmutowany owad, chciała go wyciągnąć ze starej rury i ku jej zaskoczeniu nic się w niej nie znajdowało.
Życie z domowymi duchami stało się nie do zniesienia czasie, gdy moi rodzice sprzedawali nasz dom i postanowili przeprowadzić się do innego miasta. Zawodzenie duchów mocno się nasiliło, jakby nie chciały, żebym się stąd wyprowadziła.
Gdy przebywałam w domu sama, to coś wbiegało na górę po schodach, a potem się z nich turlało z ogromnym hukiem. Stukania, drwiące chichoty i kroki po innych pomieszczeniach były na porządku dziennym. Nie miałam w domu żadnego zwierzęcia, a zdarzało się nawet, że słyszałam odgłosy psa przechodzącego wzdłuż jednego z pomieszczeń. W ciemnym korytarzu w kącie pojawiały się błyszczące, żółte ślepia, które zaraz szybko znikały.
Miałam wizje bytów mieszkających w moim domu. Te śniły mi się również w identycznej postaci. Jeden duch wyglądał jak wysoki mężczyzna chudy niczym kościotrup. Jego oczy były niemalże blade z ledwo widocznymi źrenicami, minę miał przeważnie wściekłą lub drwiącą, jego skóra przybierała kolory rozkładającej się szarości, żółci i zieleni. Ubrany był w czarny płaszcz (przypominający materiał z lateksu) z głęboko nasuniętym na głowę kapturem, a za każdym razem, gdy się pojawiał, to odczuwałam wokół siebie smród zgnilizny i chorób. Drugą postacią była otyła, blada jak papier kobieta w siwym koku, czarnej sukni w wiktoriańskim stylu i równie pustych oczach jak postać wspomnianego wcześniej mężczyzny – zazwyczaj też miała złowrogą minę. W moich snach czasem przemieniała się w ciągnący się, czarny obłok, który mnie dusił. Taki sam obłok, wijący się niczym wąż, widziałam w moim domu już po przebudzeniu się. W owym czasie koszmary śniły mi się już codziennie. Za każdym razem te duchy chciały mnie zabić za pomocą sztyletów i zniewolić moją duszę.
Z dnia na dzień stawałam się coraz słabsza i myślałam, że w końcu umrę z braku energii. Czułam jak duchy mnie ze wszystkiego wysysają. Pewnego dnia zaczęłam wyraźnie słyszeć ich słowa w stylu: ,,Zostaniesz tutaj”, ,,Umrzesz tutaj” , ,,Zabij się” lub ,,Kocham cię”. Naciski ze strony duchów były na tyle silne, że serce mi biło jak po maratonie i miałam dreszcze całego ciała.
Raz ukazała mi się wizja przedstawiająca wygięte ostrze arabskiego noża, a po chwili poczułam, że coś mi się wbiło w plecy pod łopatkami i był to przeszywający ból nie do opisania.
Po jakimś czasie postanowiłam zrobić eksperyment. Przed spaniem skupiłam się kreując myśl: ,,Niech ukażą mi się w śnie duchy, które nawiedzają mój dom i nie pozwalają mi żyć w spokoju”. Tej nocy jak na żądanie przyśniła mi się młoda para biorąca ślub kościelny. Był to chudy, wysoki mężczyzna o ciemnych, rzadkich włosach, bladej cerze, ubrany w czarny garnitur i sprawiający wrażenie chorego. Obok niego stała nachmurzona, szczupła blondynka, której kręcone włosy były upięte w niezdarny kok. Sądząc po urodzie, wydawało się, że są pochodzenia niemieckiego. Oboje byli wyjątkowo niezadowoleni z faktu, że się pobierają. Zaraz po nich ukazał mi się obraz przedstawiający mój pokój, ale wyglądający na co najmniej 100 lat wstecz. Dostrzegłam w nim przygarbionego, łysiejącego staruszka w okularach, białej koszuli i szarych spodniach na szelkach. W kącie pokoju stało brązowe pianino, a obok skrzypce i gitara (nadmienię, że w moim pokoju w innym rogu pokoju też stała gitara akustyczna i zdarzało się, że w nocy jakiś duch pociągał za jedną ze strun).
Widać było, że muzyka jest jego największą pasją. Staruszek ten dał mi we śnie do zrozumienia, że jest tutaj zniewolony przez dwa duchy i nie może przez nie opuścić tego świata. Następnie znalazłam się w małej sali kinowej i owy mężczyzna pokazał mi krótki film ze swojej młodości, który przedstawiał jak był prześladowany i bity przez Hitlerowców do nieprzytomności za to, że jest Żydem. Dodał, że aktualnie także Niemcy nie chcą go stąd wypuścić.
Gdy w końcu się wyprowadziłam z mojej rodzinnej miejscowości, to kilka dni po przeprowadzce znów przyśnił mi się duch owego Żyda-muzyka, który tym razem był jeszcze starszy (wydawało się, że ma ponad 100 lat). Ubrany był w ciemnoszary garnitur, a w ręce trzymał brązową walizkę podróżną. Stwierdził z uśmiechem, że wybiera się w daleką podróż. Ukłonił się i podziękował mi, że za moją sprawą na zawsze jest uwolniony.
Kilka miesięcy temu miałam wizję, że w moim dawnym domu pojawi się kiedyś wielki, czarno-szary wir iskrzących się, przeplatających duchowych postaci i będzie mu przy tym towarzyszyć atmosfera wyjątkowego zła.
Ponad 2 lata temu odkryłam w sobie nową umiejętność. Przykładając ręce do czoła danej osoby lub jedynie swoje czoło do czoła rozmówcy i zamykając oczy potrafię odczytywać różne obrazy z umysłu badanego człowieka. Mogą być to jego tajemnice, ukryte marzenia, wyobrażenia. Czasem obrazy te są zaskakujące i wydaje mi się, że mogą przedstawiać miejsca, w których było się w poprzednich wcieleniach, np. starożytne świątynie.
Skutkiem ubocznym tego sposobu jest pojawiający się ból głowy u badanej przeze mnie osoby. Przykładając dłoń do drugiego człowieka (albo trzymając dłoń na odległość ok. 2 cm od jego ciała) potrafię z niego pobierać energię, w wyniku ten czuje się śpiący, a ja zaś odczuwam, jakbym się co najmniej napiła napoju energetycznego. Podobnie czyniłam na kotach mojego narzeczonego, ale podczas pobierania z nich energii czułam w sobie jakąś dziką siłę (tak, że chciałabym niczym kot wyskoczyć przez okno lub balkon i pobiec do lasu). Niestety, ale ta metoda również wywoływała ból u kotów bez względu na to, w którą część ciała zwierzęcia przyłożyłam rękę. Koty podczas badania o tyle dziwnie się zachowywały, że stawały się nieruchome niczym posągi i dopiero po jakimś czasie ich futerko robiło się najeżone. Niezadowolone głośno dawały do zrozumienia, że mają już dość testów.
Zdarza się, że podczas rozmowy z nieznajomą osobą jestem w stanie uchwycić to, co ta w danym momencie o mnie myśli. Czasami jestem w stanie odczytać myśli osoby przechodzącej obok mnie na ulicy. Zwłaszcza teraz podczas epidemii koronawirusa czuję w obcych ludziach jakby chaotyczne drgania - przerażenie, problemy finansowe, kłopoty z pracą, strapienia rodzinne. Pod koniec marca na początku rozwijającej się epidemii koronawirusa w Polsce wchodząc do marketów czułam się, jakbym była nagle chora i ktoś mnie całą (zwłaszcza na klatce piersiowej) obłożył ciężkimi głazami – na tyle przytłaczający był ogrom ludzkiej paniki, strachu i pesymistycznych myśli.
Wyczuwam u ludzi rodzaje posiadanej energii. Wyróżniam złotą energię (w przypadku ludzi inteligentnych, bardzo rozwiniętych duchowo, opanowanych, jakby mających wiele wcieleń za sobą, być może są to stare dusze) i niebieską energię (wydaje mi się, że są to młodsze dusze, ale na coraz wyższym poziomie rozwoju i wyróżniające się niespotykanymi dotąd umiejętnościami). Złotą energię widzę bezpośrednio we wnętrzu danej osoby w okolicach serca lub tuż nad jej skórą jako falujące, lśniące, złote drobinki przypominające rozsypany brokat na wietrze. Podobnie jest z niebieską energią.
Osobiście widzę u siebie złotą energię. Mój narzeczony zaś posiada niebieską energię (co ciekawe, od zawsze bardzo mu się podobał niebieski kolor), w związku z czym też coraz częściej odkrywa w sobie pewne paranormalne zdolności. Przykładowo jest w stanie na tyle się skupić, że za pomocą dłoni przyłożonej do jakiegoś bolącego mnie miejsca na ciele potrafi ten ból zmniejszyć lub całkowicie usunąć, w wyniku czego ból przechodzi na chwilę na jego rękę, ale radzi sobie z tym energicznie go strzepując. W przypadku mojego narzeczonego zauważyłam, że gdziekolwiek się pojawi, to zawsze uciekają przed nim wszystkie duchy. Może dzieje się tak, ponieważ ten całkowicie się ich nie boi i wytwarza w sobie jakby tarczę przeciwko nim. Kiedyś cieszyłam się na jego wizyty w moim poniemieckim domu, bowiem wtedy złośliwe duchy gdzieś nagle wywiewało, zgniłe powietrze robiło się raptem całkiem świeże, a sama czułam się fizycznie o wiele zdrowsza. Co więcej, narzeczony skupiając się i mając wtedy zamknięte oczy potrafi za pomocą trzeciego oka wyłapywać duchy znajdujące się nawet w dalekiej odległości od nas (to tak jakby w totalnych ciemnościach świecił latarką czołową i szukał za jej sprawą poszczególnych bytów). Widzi je wówczas jako rozmazane kształty. Gdy je namierzy, to potrafi je w pewnym sensie złapać trzecim okiem, a te zaraz się wyrywają jakby je to parzyło i szybko lecą gdzieś do góry. Od czasu do czasu narzeczony przykłada rękę lub głowę do mojego czoła, wymyśla jakiś obraz (oczywiście nie mówi mi, co ten ukazuje), przesyła mi go, a ja potrafię go trafnie odczytać ze szczegółami.
U części ludzi w ich wnętrzach widzę całkowitą pustkę jakby byli dopiero na początku duchowej drogi i musieli się jeszcze wiele nauczyć. Są jak niezapisane strony księgi.
Jestem w stanie także rozróżnić osobę chorą psychicznie. Ta posiada w sobie wielki, szary słup ciężki i mocny niczym odlany z betonu. Z kolei, u złych osób czuję wyłącznie sam ciężar przypominający okrągły, czarny obłok. Zauważyłam też, że u dzieci chorych na Downa energia wygląda niczym krążące srebrno-niebieskie drobinki formujące się w rozgałęzione drzewo, którego energia uchodzi ze szczytu korony.
Nauczyłam się również wychodzić ze swojego ciała - czynię to aktualnie bez większego skupiania się. Oczywiście nie jestem w stanie wyjść z ciała za każdym razem na życzenie, ponieważ wymaga to dużych pokładów energii i bycia w pełni wypoczętą. Podróżując jakby myślą mogę się znaleźć na wierzchołku wieży kościelnej, w domu mojego narzeczonego lub nawet poza Ziemią na odległych planetach. Kiedy teleportuję się myślą do mojego narzeczonego, ten nagle czuje mój zapach wokół siebie. Przebywanie poza ciałem nie trwa jednak długo – do 10 sekund. Potrafię nie tylko wychodzić z ciała, ale wnikać w nie, szukając w swoich organach miejsc chorobowych. Długo chorowałam na przewlekłe zapalenie zatok, a wnikając w nie widziałam czarną energię otaczającą ich tkanki. Ponadto, zauważyłam coś ostro zakończonego i wbitego w nie (jak się później okazało, podczas leczenia kanałowego stomatolog przebił się materiałem wypełniającym kanał zęba aż do zatok, stąd rozwinęło się poważne zakażenie).
Od dziecka posiadam bardzo dobrze rozwinięty węch. Za pomocą węchu potrafię przywołać jakby do swojego nosa zapachy potraw, zmarłych osób z mojej rodziny, rzeczy i miejsc, które zwiedzałam. Wyczuwam u ludzi zapachy zwykłych przeziębień, a także tych bardziej poważnych, np. raka (wówczas czuję od osoby słodki zapach, ale z ciężką nutą rozkładającego się ciała). Czasami mogę rozpoznać u danej osoby raka mimo, że ta jeszcze nic nie wie o swojej rozwijającej się chorobie. Dodam, że od osób chorych na schizofrenię wyczuwam odór amoniaku. Za każdym razem, gdy pojawia się obok mnie jakiś duch, to także czuję jego zapach. Mogą być to babcine, różane perfumy, które utrzymują się chwilę w danym miejscu niczym słup. Czasem są to też niestety odory wódki, piwa i spoconego mężczyzny.
Wyczuwam podobnie zapachy zmarłych zwierząt, np. kotów czy psów. Nie tylko czuję te zwierzęta, ale i je widzę jako półprzezroczyste postacie przebiegające wzdłuż pokoju. Pamiętam jak kiedyś co noc w sypialni narzeczonego nękał mnie duch kota, który kiedyś gdzieś zaginął i nigdy nie wrócił. Nie wiadomo dokładnie, co się z nim stało. Był to przesympatyczny kot, który za życia uwielbiał wspinać się na dach domu i tam przesiadywać w kominie. Leżąc w nocy w łóżku nie mogłam zasnąć, bo czułam, że coś małego siedzi w kącie pokoju i chce się przedrzeć do mojej głowy, ale nie może pokonać mojej bariery, którą stworzyłam. I tak na umysły mogliśmy się siłować aż do świtu, w wyniku czego noc miałam za każdym razem nieprzespaną. Zdarzało się, że owy duch kichał identycznie jak kot, słychać było, że liże futerko, chodzi po panelach. Widziałam jak szarpie się z foliowymi woreczkami leżącymi na podłodze – zachowywał się jak normalny kot z tą różnicą, że już nie żył i chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Raz wyczułam jak przeleciał nad naszym łóżkiem, przeniknął poprzez ścianę i wskoczył na dach, gdzie słychać było jego chodzenie po dachówkach. Pewnej nocy jednak miarka się przebrała. Czułam jak znów myślami napiera na mój umysł ( tym razem domagając się mleka) i miałam tego już serdecznie dość. Poprosiłam narzeczonego, by nalał do pustej miseczki mleka i położył ją w kącie pokoju. Po chwili wszystko się uspokoiło, a duch kota więcej nie powrócił.
Zdarza się, że gdy siedzę na kanapie, to czasem pojawi się duch psa (zawsze jest to labrador) i ten trąca mnie nosem w nogę lub na moment kładzie na niej swój łeb. Czasami mam sny traktujące o tym, że w przyszłości będę posiadała identycznego labradora kochającego mnie całym sercem. Ostatnio nawet mam wizje ukazujące małego, czarno-białego kota, którym być może będę się opiekować w przyszłości.
Mój narzeczony miał kiedyś ukochaną sukę - labradora. Zdechła wiele lat temu i osobiście jej nie poznałam, lecz pewnego razu skupiłam się na jej zdjęciu i posłałam jej myśl, że jej dawny właściciel bardzo za nią tęskni i ucieszyłby się z jej odwiedzin. Minął zaledwie tydzień, a mój narzeczony wspomniał mi, że podczas pracy poczuł wokół siebie zapach sierści mokrego psa i od razu się rozweselił. Jak się okazało, jego dawny pies uwielbiał się kąpać w rzekach.
Moment śmierci u osób z mojej rodziny jest o tyle dziwny, że zawsze go wyczuwam, zanim zostanę o tym poinformowana telefonicznie. Gdy mój dziadek zmarł, to czułam w sobie wirującą, niebieską spiralę napędzaną energią. Coś identycznego odczuwałam w przypadku śmierci mojej babci. Mój dziadek przed śmiercią mówił, że da mi znak, gdy będzie po drugiej stronie. W dniu jego śmierci siedząc w fotelu u siebie w domu słyszałam, jak coś idzie w moją stronę szybkim krokiem (przypominało to odgłos ciężkich butów wojskowych). Kroki zatrzymały się tuż przede mną i czułam, że jestem obserwowana. Zaraz na parterze mojego domu usłyszałam trzask rozbitego szkła, ale po sprawdzeniu nic nie leżało na podłodze.
Moja babcia pojawiła się kilka dni po śmierci w moim pokoju wypowiadając głośno moje imię. Mocno mnie wtedy przestraszyła, bo nikt z moich zmarłych bliskich jako duch do mnie dotąd jeszcze nie przemawiał. Dzień przed jej śmiercią poczułam jej zapach tuż obok mnie, mimo że stałam zupełnie sama na dworcu autobusowym. Swoich zmarłych dziadków widzę w snach zawsze tak samo: wyglądają na ok. 30-40 lat, są elegancko ubrani, zdrowi, ich skóra lśni słonecznym blaskiem i są naprawdę szczęśliwi. Gdy w snach pytam ich, co nas czeka po śmierci, to nagle nie chcą lub nie mogą mówić - jakby im coś na to nie pozwalało. Mój dziadek tylko raz wspomniał, że jeszcze nie mogę się o tym wszystkim dowiedzieć, bo zachwiałabym równowagę.
Duchy spotykam w różnych miejscach. Widzę je czasami podczas koncertów, gdzie stoją za barierkami (ale i nawet tam mnie zaczepiają). Im większe skupiska ludzi, tym więcej przyziemnych duchów, które wysysają naszą energię, dzięki czemu mogą w pewien sposób dalej funkcjonować. A im prostszy do przedarcia umysł, np. osoby, która jest pijana, tym lepiej. Nieprzyjemne w odbiorze są dla mnie szubienice w lasach (np. duch czarownicy skazanej na powieszenie za czary i błagającej mnie, bym przy niej została, męczył mnie na tyle swoją obecnością, że aż mnie mdliło). W obozach koncentracyjnych duchy dotykają mnie po rękach i nogach jakby chciały siłą zatrzymać – wtedy ich dotyk nie jest lodowaty, a parzy niczym przypiekanie żelazem. Ciągle słyszę tam ich jęki i płacz. W jednym z obozów koncentracyjnych wchodząc do pomieszczenia, gdzie zabito wielu więźniów za sprawą gazu. W miejscu tym rzeczywiście miałam problemy z oddychaniem. Zewsząd słyszałam okrzyki bólu i strachu. Później na jednej z szubienic znajdującej się na terenie obozu przez ułamek sekundy widziałam powieszonego żołnierza w zniszczonym płaszczu poplamionym krwią, jakby ta historia nieustannie dalej się odgrywała. Czasami przejeżdżając w pobliżu pól bitewnych, gdzie toczyły się wojny śląskie (np. Lutynia pod Wrocławiem), widzę tam stacjonujące wojska duchów żołnierzy – są to szaro-niebieskie postacie w poszarpanych mundurach, zmęczone, ranne, niektóre bez oczu, rąk, nóg czy z otwartymi klatkami piersiowymi. Część z nich stoi zupełnie nieruchomo i upiornie się we mnie wpatruje.
Nie lubię również mostów samobójców. Przebywając na nich mam ochotę wymiotować i prawie klęczę tak dobija mnie w tych miejscach ogrom ludzkiego nieszczęścia i negatywnej energii. Oczywiście duchy wisielców zmuszają mnie, bym do nich dołączyła, ale dla własnego bezpieczeństwa nigdy w takich miejscach nie jestem sama i raczej jestem na tyle silna, że nie poddałabym się ich żądaniom. Na mostach samobójców widzę szare duchy osób, które się powiesiły lub skoczyły w przepaść i tak w powietrzu lewitują oddalone o metr od siebie ze spuszczonymi głowami. We wszystkich miejscach związanych z zabójstwami, samobójstwami i ogólnie w nawiedzonych budynkach odczuwam mrowienie trzeciego oka i lewej dłoni. Czuję wtedy także męczący ciężar w klatce piersiowej. Przechodząc się po cmentarzach wiem, kto zginął tragicznie (wtedy pojawia się mocne mrowienie czoła, coś w rodzaju psychicznego bólu ze strony zmarłej osoby, jej przekonanie o niedokończonych sprawach na Ziemi i żal, że w taki sposób umarła lub że stało się to za wcześnie), a kto śmiercią naturalną ze starości (wówczas jest wrażenie spokoju i spełnienia). Od pewnych starych grobów bije nawet swego rodzaju wrażenie mądrości, pasji – po sprawdzeniu okazuje się, że jest to grób człowieka, który za życia był np. adwokatem lub muzykiem.
Od kilku lat odczuwam także coś, co prywatnie nazywam ,,preludium do śmierci”. Czasami, gdy patrzę na kogoś zdjęcie (lub tego widząc kogoś na ulicy), to na widok tej osoby czuję specyficzne, mocne mrowienie trzeciego oka (jakby rój mrówek znajdował się na moim czole). Mija kilka dni, tydzień, miesiąc, pół roku czy rok, a dana osoba umiera śmiercią naturalną lub tragiczną z powodu wypadku czy choroby. Identycznie wyczuwam to w przypadku zwierząt. Mrowi mi czoło na widok kota, a ten pewnego dnia wychodzi z domu i już więcej nie wraca. Czasami przeglądając w internecie zdjęcia osób zaginionych czoło mrowi mi tak samo na ich widok i po jakimś czasie okazuje się, że nie żyją, gdyż ich ciała zostały znalezione przez policję lub z pomocą pana Jackowskiego. Parokrotnie byłam w stanie na odległość stwierdzić, dlaczego taka osoba zaginęła, w jaki sposób umarła i co przed tym czuła.
Niekiedy dotykając pewnych przedmiotów miewam różne wizje.
Mam dziwne odczucia, gdy do ręki biorę np. oryginalną, starą szablę poszczerbioną od walki. Wtedy przed oczami pojawia mi się wizja do kogo należała i gdzie dana osoba walczyła. Oglądając w muzeach broń z czasów II wojny światowej wyświetla mi się przed oczami kolor czerwony – może jest to związane z tym, że daną bronią wyrządzono innym ludziom wiele złego. Czasami, gdy się zastanawiam, kiedy ma nastąpić jakieś wydarzenie, to wyświetlają mi się przed oczami konkretne kolory, np. zieleń oznacza lipiec, pomarańcz – sierpień.
Napomknę jeszcze, że urządzenia elektroniczne potrafią momentalnie przestać działać lub się zawieszają, gdy jestem w ich pobliżu. Nie zliczę ile razy nagle nie działały komputery, przy których byłam obsługiwana w różnych bankach. Robiąc w markecie zakupy czasem cały rządek kas samoobsługowych potrafi się zawiesić. Nie lubię płacić kartą płatniczą, ponieważ urządzenie do jej odczytu często wariuje. Czasami kiedy przez przypadek dotknę dłonią kasy w Rossmannie, to ta przestaje działać, a zaskoczone kasjerki muszą ręcznie wpisywać kody zakupionych przeze mnie produktów. Chyba nie mogłabym w przyszłości pracować jako kasjerka… Gdy jestem z jakiegoś powodu zestresowana lub zdenerwowana, to mój telefon przestaje działać lub nagle pendrive nie odczytuje się po wpięciu do komputera. Nie wspomnę, ile nerwów mnie kosztowały sytuacje, gdy podczas studiów w trakcie kolokwium tylko mój komputer nagle nie działał. Tomograf komputerowy jak najbardziej też potrafił się zaciąć, gdy mnie badał, a czasami na prześwietleniach RTG ukazywały się wokół mojej czaszki jasne obłoki, w wyniku czego musiałam powtarzać badanie. Ostatnio pracując w sklepie odzieżowym w chwilach mojego dużego stresu zauważam, że terminale płatnicze przestają działać, metkownice się całkowicie zawieszają, a urządzenia do skanowania kodów poszczególnych ciuchów tracą łączność bluetooth.
Od kilku lat zbieram minerały. Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale zauważyłam, że niektóre z nich wydają z siebie delikatne, oryginalne dźwięki. Każdy minerał wyróżnia się innym dźwiękiem np. wszystkie ametysty nie brzęczą tak samo. Lubię odwiedzać giełdy minerałów, podczas których wsłuchuję się w nie jak w małe instrumenty dźwięczące subtelnie. Lubię leżeć wieczorem na łóżku w totalnych ciemnościach i wsłuchiwać się w muzykę dedykowaną do oczyszczania czakr i medytacji (przy okazji polecam kanał na youtubie o nazwie: ,,Meditative Mind"). Wtedy zamykam oczy i na czole umieszczam np. bryłkę ametystu. Po chwili wpadam w jakby trans, ciało robi się lekkie jak piórko, a każdy inny kamień przykładany wówczas do mojego czoła ukazuje mi różne wizje / obrazy przedstawiające m.in. lewitujące piramidy, skomplikowane przyrządy astronomiczne oraz starożytne budowle znajdujące się na innych planetach (może w odległych galaktykach). Chwilami widzę również świetliste postacie, pozaziemskie formy życia i symbole (np. w ten sposób odkryłam, że istnieje symbol ,,om", o którym wcześniej nie miałam pojęcia, ale po jego ujrzeniu przeszukiwałam wiele źródeł internetowych i w końcu dowiedziałam się co oznacza). Dla eksperymentu raz powtórzyłam daną czynność już bez udziału minerałów, lecz wtedy nie odbywałam tego typu ,,kosmicznych” podróży. Jednak nie wszystkie minerały dobrze mi służą. Istnieje jeden, który wpływa na mnie wyjątkowo niekorzystnie.
Mimo wielokrotnego oczyszczania na różne sposoby nie mogę przebywać w pobliżu kwarcu dymnego zwanego morionem, który za każdym wywołuje u mnie nadmierne podwyższenie ciśnienia, jakby ciężkość w klatce piersiowej i ból głowy. Miałam do czynienia z innymi kwarcami dymnymi z zupełnie różnych sklepów i w towarzystwie każdego z nich czułam się zawsze źle. W nocy nie mogłam zasnąć, gdy morion znajdował się na wierzchu nawet w innym pomieszczeniu i musiałam go chować jak najgłębiej w szufladzie. Do dziś mnie to zastanawia, dlaczego kwarc dymny wywołuje u mnie na tyle negatywne poczucia, które są niemalże identyczne do tych odczuwanych w miejscach takich jak nawiedzone domy.
Jakiś czas temu zupełnie przez przypadek natknęłam się na film na temat zdolności pana Krzysztofa Jackowskiego pt.: ,,Dokument – jasnowidz”. Szczególną uwagę zwróciłam na rozmowę pana Jackowskiego z Andrzejem Lepperem. Zawsze patrząc na jego osobę na zdjęciach mocno mrowi moje trzecie oko i w pewnym sensie czuję, że nie popełnił samobójstwa. Nagle moim oczom ukazała się wizja przedstawiająca, że osobiście znajduję się w gabinecie Andrzeja Leppera i jestem jakby w jego ciele, ale… wiszę już uduszona, a przede mną stoi dwóch mężczyzn o sylwetkach dość umięśnionych (niczym sportowcy), ubranych w czarne, obcisłe kombinezony i kominiarki. Na koniec wizji usłyszałam tylko słowo Andrzeja Leppera: ,,Oszukany”.
Zawsze, gdy podczas audycji na youtubie pan Krzysztof Jackowski tworzy jakąkolwiek wizję, to natychmiast zaczyna mi mrowić trzecie oko, jakby wyczuwało, że ten się skupia na przywoływaniu obrazów przyszłościowych. Czasami dla treningu i także z ciekawości równocześnie skupiam się wraz z nim, by skonfrontować na bieżąco moje odczucia.
Od lutego bieżącego roku mocno mi mrowi na widok Jarosława Kaczyńskiego. Identycznie się dzieje, gdy tylko usłyszę jego głos w telewizji czy radiu. Rok temu wizjowo zobaczyłam dwa następujące po sobie obrazy. Pierwszy: na stronie Wirtualnej Polski widziałam nagłówek z czarno-białym zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego i poniższych mnóstwo informacji na temat jego śmierci. Zaraz pojawił się drugi obraz: opadające kwiaty lipy. Może oznacza to, że umarłby w miesiącu, gdy lipy zaczną opadać?
Kilka miesięcy po tym pojawiła się kolejna wizja ukazująca co być może działoby się po śmierci J. Kaczyńskiego – widziałam sejm i dziejący się w nim totalny chaos. Politycy się wzajemnie przekrzykiwali, wymachiwali rękami, grozili pięściami, szarpali się ze sobą. Pojawiła się tam okazjonalnie Krystyna Pawłowicz, która swoją rozwrzeszczaną osobą również tworzyła dodatkowy zamęt. Niedawno usłyszałam pewne stwierdzenie, że gdy odchodzi lider, to rozpada się partia. Może byłoby tak w tym przypadku?
Podczas wakacji zeszłego roku pojawiła się u mnie wizja przedstawiająca kulę ziemską, a następnie zobaczyłam narysowaną ołówkiem mapę świata i czarny obłok rozlewający się od Chin aż po całą Europę i Stany Zjednoczone. Podejrzewam, że mogło być to wstępne ostrzeżenie przed koronawirusem. Co do koronawirusa, to widziałam również grupę polityków lub biznesmenów stojących w kręgu. Ubrani byli w eleganckie, szare garnitury, a wszyscy oprócz jednego (siwego, łysiejącego, w okularach i dość otyłego – wydawało się, że jest ich przywódcą) mieli zamglone twarze. Nie byłam w stanie stwierdzić w jakim języku rozmawiają, ponieważ ich głosy były wyciszone, ale po chwili w mojej głowie pojawiła się informacja, że koronawirus to z góry zaplanowana symulacja choroby mająca ocenić jak społeczeństwa będą się zachowywały w obliczu zagrożenia zdrowia, życia i utraty pracy.
W maju bieżącego roku miałam wizję ukazującą tłumy ludzi głównie w wieku 25-55 lat szarpiących się z powodu jakiegoś poważnego problemu z osobami w ciemnych mundurach. Jedna z osób walczących miała na sobie koszulę w kratę. Moja wizja się potwierdziła na stronie Wirtualnej Polski: był to protest polskich przedsiębiorców (a wśród nich na zdjęciu zobaczyłam mężczyznę w kraciastej koszuli) zmagających się z policją.
Jedną z bardziej niepokojących wizji miałam w listopadzie zeszłego roku. Widziałam zrzucane bomby (wydaje mi się, że atomowe) i piaskowe obłoki na mapie ukazującej tereny m.in. Iranu, Iraku i Syrii. Mignął mi również tytuł wiadomości, że USA zaatakowało Izrael. Nie wierzę do końca swoim wizjom, ponieważ wszystko ma wiele zmiennych i historia ostatecznie może się potoczyć zupełnie inaczej.
Jeśli dotrwali Państwo do końca mojego e-maila, to ogromnie się cieszę, że poświęcili Państwo dla mnie swój czas i mieli cierpliwość, by to wszystko przeczytać. Podsumowując już całość dodam, że oczywiście mogą Państwo stwierdzić, że moje opowieści są nieprawdopodobne i jestem szaloną osobą, ale opisałam wszystko zgodnie z prawdą i z tym co odczuwam na co dzień.
Rzecz jasna, w powyższym e-mailu nie opisałam wszystkich dziwnych wydarzeń, których byłam świadkiem. Jeśli byliby Państwo zainteresowani, to w przyszłości mogłabym jeszcze o czymś wspomnieć.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
(chciałabym pozostać, póki co, anonimowa)
/poniżej grafika dołączona przez autorkę historii do XXI PIĘTRA/
I jeszcze korespondencja w sprawie opublikowanej relacji, która przyszła na skrzynkę FN 27 sierpnia.
From: [...]
Sent: Thursday, August 27, 2020 5:04 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Ćma z zaświatów - o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu
Witajcie,
To, co powiem, jest tak niesamowite, że postanowiłam do Państwa napisać, nie ukrywam, że mimo tego, iź piszę szczerze, to wydaje mi się to tak głupie, że boję się, że narażę się na ośmieszenie. Proszę o przekazanie autorce artykułu tego, co właśnie wydarzyło się w moim sercu i głowie po przeczytaniu tego fragmentu, jednocześnie prosząc o zachowanie anonimowości.
Wyczuwam u ludzi rodzaje posiadanej energii. Wyróżniam złotą energię (w przypadku ludzi inteligentnych, bardzo rozwiniętych duchowo, opanowanych, jakby mających wiele wcieleń za sobą, być może są to stare dusze) i niebieską energię (wydaje mi się, że są to młodsze dusze, ale na coraz wyższym poziomie rozwoju i wyróżniające się niespotykanymi dotąd umiejętnościami). Złotą energię widzę bezpośrednio we wnętrzu danej osoby w okolicach serca lub tuż nad jej skórą jako falujące, lśniące, złote drobinki przypominające rozsypany brokat na wietrze. Podobnie jest z niebieską energią.
Otóż od dłuższego czasu, aby uspokoić skołatane serce i myśli przed snem, wyobrażam sobie, że kumuluję w swoim sercu energię, którą wystrzeliwuję na zewnątrz mojego ciała.
Otacza mnie, całe moje ciało, falując wokół mnie jak wielka bańka mydlana, tuż przy ciele. Energię tą wizualizowałam sobie zawsze właśnie jako złotą energię, złote drobinki. Taka bańka, która ochroni przez całą noc.
Kilka dni przed snem pomyślałam sobie, że bardzo bym się ucieszyła mogąc przeczytać gdzieś o kimś, kto ma podobne doświadczenia i odczucia.
A tu, proszę, pojawia się artykuł zawierający opis dokładnie takiego odczucia :)
--
Pozdrawiam,
[...]
czytaj dalej
[...] Witam, Szukając "czegoś" trafiłem na relację a która została opisana w tygodniku "Gwiazdka Cieszyńska" - był to "tygodnik wydawany w Cieszynie w latach 1851‒1939". Niewykluczone, że już ją posiadacie w swoim archiwum. Ale jest o tyle ciekawa, że można ją przeczytać bezpośrednio z tego oryginalnego tygodnika z 1909 roku (konkretnie z cyfrowego skanu tamtego wydania).
-Z Wielkich Kończyc. We wtorek, d. 21 b.m. rano, parę minut po 5. godz. widziało kilka ludzi naszej wsi na północnem niebie mniej więcej nad dworcem Prucheńskim dziwne zjawisko. Jakiś dziwnie rażące światło oświeciło całą okolicę. Pewnemu widzowi zdało się, jakby chata jego w ogniu stanęła, niektórzy, jak słychać, wypadli z izb na pole, by zobaczyć, skąd taka jasność, bo się rozwidniło jak w biały w dzień w południe. Kobieta, idąca właśnie w kierunku zjawiska, patrząca, więc na całe widowisko, oświadcza, iż zdrętwiała jak słup, nie mogąc się ruszyć z miejsca przez chwilę. Powiada, iż się niby niebo otworzyło a spora "kupa" światła po ognistym pasie spuściła się na dół ku ziemi. Trwoga ją wzięła, czy się coś na miejscu od tego ognia spadającego nie zapaliło. Światło to miało być dziwnej "śmiertelnej" bladości. Z początku niejedni, słysząc o tym wypadku, przypuszczali, czy może jakiś balon, lecący w powietrzu, się nie spalił. Wszelako wobec braku dalszych wieści o podobnym nieszczęściu w naszych stronach, trzeba przypuścić, iż jakiś meteor spadł lub może próżny tylko próbny balon uległ zniszczeniu.
Wycinek z tego pisma wraz z ta historią:
Dzień dobry.
Podczas dzisiejszej prasówki rzucił mi się w oczy ten artykuł:
https://pomorska.pl/nawiedzony-dom-w-koczale-przerazeni-lokatorzy-uciekli-zaczelo-sie-od-przeniesienia-starej-szafy-nie-pomogl-nawet-ksiadz-tutaj/ar/c9-15100760?utm_campaign=przerazeni-lokatorzy-uciekli-z-domu-pod-koczala-nie-pomogl-nawet-ksiadz-tutaj-straszy&utm_medium=gazeta-pomorska&utm_source=facebook
Może to Państwa zainteresuje. Zdarzenia, które przydarzyły się tej rodzinie musiały być na tyle niecodzienne, że opisała je lokalna gazeta.
Życzę miłego dnia.
[...]
czytaj dalej
[...] Witam. Chciałabym podzielić się swoim przeżyciem związanym tematyką kontaktu z duchami.Mój mąż zmarł 6 lat temu. Zmarł nagle, wyszedł z domu i już nigdy do niego nie wrócił. Był zdrowy, nie chorował. Zmarł na rozległy zawał serca. Był to wielki szok dla mnie, dzieci i wszystkich którzy go znali. W dniu śmierci miał tylko 58 lat. Nie pamiętam co się działo w ciągu tygodnia przed pogrzebem, nie wierzyłam w śmierć męża...
W dniu pogrzebu na balkon przyleciał kolorowy motyl. Latał z kwiatka na kwiatek, a potem wleciał do środka. Krążył po całym mieszkaniu. Otworzyłam okna żeby wyleciał, ale on nie miał takiego zamiaru. Na cmentarzu w trakcie pogrzebu nad wnęką, do której miała być włożona urna z prochami, też latały motyle, ale było ich zdecydowanie więcej.
Po powrocie z ceremonii do domu motyl nadal w nim był! Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że jest to mój mąż, że mnie przeprasza za nagłe odejście… Takie wrażenie miał też mój 4 letni wnuk. Jak zobaczył motylka od razu powiedział do niego DZIADEK.
Był w moim mieszkaniu około tygodnia, a potem zniknął. Po kilku dniach znowu przyleciał, ale tym razem pod wejściowe drzwi. Tutaj muszę zaznaczyć, iż mieszkam w bloku na 8 piętrze. Jakim cudem przyleciał pod drzwi - nie wiem, kiedy otworzyłam wleciał do mieszkania i czuł się bardzo dobrze w tam. Ja również, ponieważ przez cały czas czułam obecność męża. To był taki dziwny kontakt bez słów. Na przykład, jeżeli szukałam jakichś dokumentów jakaś siła kierowała mnie właśnie do tego, gdzie się znajdowały. Wcześniej nie wiedziałam o nich, ponieważ sprawami urzędowymi zawsze zajmował się mąż. ”Czułam” co i w jakiej kolejności należy załatwiać i do kogo zwracać się o pomoc. Niektóre osoby znałam tylko z nazwisk, wiedziałam, że są znajomymi męża.
Motylki przylatywały i odlatywały. Najdziwniejsze było to, że jeden z "gości" przyleciał nawet w grudniu, ale na święta Bożonarodzeniowe niestety nie został. Na wiosnę znowu przylatywały i dla nas wszystkich to było takie naturalne i normalne. Kto przychodził, witał się, tak jakby On był z nami. W pierwszą rocznice śmierci ,kiedy ksiądz wyczytał nazwisko męża podczas mszy, motyl wleciał do kościoła i „ usiadł” w pustej ławce przed nami. Po jakimś czasie odleciał. Przez pierwsze trzy-cztery lata jego obecność towarzyszyła nam często i nie tylko w domu, wszędzie gdzie były rodzinne spotkania. Potem coraz rzadziej… Kiedy chodzimy na cmentarz, w pochmurne dni, niebo się rozświetla. Odbieramy to tak, jakby Jurek cieszył się z tego, że go odwiedzamy. Z racji wieku, mój wnuk nie rozumiał co to jest śmierć. Do dzisiaj, kiedy przychodzi na cmentarz opowiada dziadkowi o swoich postępach, o kolegach, zabawkach itp. Jak był malutki, to śpiewał piosenki. Dziecko nie odebrało śmierci jako coś ostatecznego. Dziadek po prostu zmieniła miejsce zamieszkania... Bardzo nam wszystkim tego brakuje, a szczególnie mnie i mojemu wnukowi. Mimo to wiem i czuję, że widzi nas z góry i się nami opiekuje.
[dane do wiad. FN - opis dostaliśmy 3 lipca 2020]
czytaj dalej
[...] Szanowna redakcjo Fundacji Nautilus, Chcę opisać wydarzenie, którego świadkami byłem ja i moja żona i niestety nie posiadamy zdjęć, aby to udowodnić. Oboje widzieliśmy UFO w kształcie latającego spodka, choć wszystko odbyło się w bardzo nietypowych okolicznościach i trwało około sekundy, może dwóch sekund, ale nie więcej. 21 czerwca 2020 postanowiliśmy pojechać na naszą działkę pod Łodzią, aby zrobić porządki po zimie, bo wcześniej ciągle nie było na to czasu. Było ok. 19.10-19.15 wieczorem, kiedy ja postanowiłem wyjąć z samochodu dywaniki i je wytrzepać, a moja żona w tym czasie stała kilka metrów ode mnie i rozmawiała z naszą córką przez telefon.
Nagle spojrzałem w lewo i nad domkiem na działce sąsiada zobaczyłem pojazd w kształcie latającego spodka, który unosił się na tym domem na wysokości ok. 5 metrów. Zdążyłem tylko krzyknąć „zobacz!” do mojej żony, która spojrzała się w tym kierunku i także zobaczyła ten pojazd. Choć trudno w to uwierzyć, ale UFO znikło ułamek sekundy później, dosłownie wyparowało. To przypominało scenę z filmu, gdzie ktoś nagle usunął jakiś obiekt z ekspozycji zdjęcia poprzez wycięcie go z klatki filmu. Obiekt nie odleciał, a po prostu zniknął.
Nie było szans, aby go sfotografować, choć żona trzymała w ręku komórkę i tuż po tym zrobiła zdjęcia tego miejsca gdzie pojawił się obiekt, ale nic już na nich nie było. Przesyłam Wam te zdjęcia, ale proszę, abyście ich nie publikowali. Moją relację jak chcecie możecie zamieścić. Zaklinam się, że zdarzenie miało miejsce naprawdę. Relacja moja pokrywa się w 100 procentach z opisem mojej żony. UFO miało kształt dysku z wyraźną kopułką na górze, barwa szara, taka matowa. Żadnych świateł, elementów itp. Średnicę oceniam na ok. 8 metrów, może minimalnie więcej czyli 10, ale raczej 8. Zmierzyliśmy domek sąsiada i w ten sposób oszacowaliśmy średnicę obiektu. Śledzę Wasz serwis od 15 lat i zawsze marzyłem, żeby UFO zobaczyć. Nie przypuszczałem jednak, że te obiekty potrafią pokazać się na sekundę i zniknąć.
Moje dane tylko do Waszej wiadomości
[…]
/e-mail dostaliśmy 23 czerwca 2020/
/zdjęcie z Archiwum FN - obiekt sfotografowany w USA w 2018 roku/
From: [...]
Sent: Monday, June 22, 2020 9:00 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Subskrybent Youtube.
Witam [...].
Śledzę i oglądam co tylko w necie się pojawia na tematy mniej lub bardziej niewyjaśnione; UFO, obce planety itd. Wielu ludzi widziało obiekty niezidentyfikowane ale nie mówi o tym z wielu powodów, niepoważne traktowanie wśród znajomych lub niepewność co to ogóle było... może się tylko zdawało. Sam nie wiem co widzieliśmy wracając do domu jesienią ( pazdziernik) 2018 ... żoną zauważyła w okolicy poznania.. spławie - Szczepankowo na wysokości ok 300... 400 m nad ziemią stabilnie unosił się źródło światła, nienaturalnie jasne, żona( zmarła 10 lutego br.)była sceptycznie i raczej traktowała wcześniej moje zainteresowanie UFO ...do tamtego czasu, po tym incydencie każdorazowo obserwowała bacznie przestrzeń wokół siebie czy czasem nie zauważy czegoś... co odchodzi od norm fizycznych. Wieczorami chodziliśmy na spacer z psem i obserwowaliśmy niebo w poszukiwaniu czegoś, światełka poruszające się po niebie.
W jednym z odcinków na Youtube napomniał ktoś o incydencie nad poznaniem, wtedy powiedziałem żonie że jednak raczej to było UFO to co zauważyła. To było przełomowe w jej niestety krótkim życiu. Trzeba być naiwnym, lub po prostu głupim żeby nie powiedzieć tępym żeby uwierzyć w bajki że jesteśmy w tak ogromnej przestrzeni sami.
Osobiście interesuje się kosmosem ..troszkę. teleskop Kepplera wykrywa kolejne egzoplanety ale jest to łyżeczek tego co faktycznie tam gdzieś jest. Odkrywamy planety na podstawie widma światła A raczej Ciebie jaki powstaje na tle źródła światła jakim może być gwiazda, pulsar, supernowa, karzeł czy inne źródło światła. Odkrywamy przeszłość bo to widzimy po upływie czasu jak minął od kąd to światło zostało wyemitowane i dotarło do nas.. setki, tysiące lat śświetlnych temu... te planety, cywilizacje które mogły powstać na tamtych egzoplanetach mogły się rozwinąć do njewyobrażalnego stopnia. Mogą zginąć czasoprzestrzeń, poruszać się w czasie itd. Wracając do Kepplera... to może być nieodkrytych planet znacznie więcej ponieważ trajektoria lotu takiej planety wokół źródła światła może nigdy nie przebiegać lub co kilkadziesiąt naszych lat co spowoduje że ją przegraliśmy lub nie zauważymy nigdy. Wielcy teoretycy raczej sobie zdają z tego sprawę bo nie takie mózgi nad tym pracują. Czekam na kolejne odcinki z pokładu Nautilusa.
Pozdrawiam z okolic poznania.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Dzień dobry,
jakiś czas temu na swoim video blogu Pan Krzysztof Jackowski mówił o tym jak rozwijać w sobie zdolności jasnowidzenia [ z rok temu był filmik: Metoda jak pobudzić w sobie....] Jednym z ćwiczeń było pobudzanie własnego czoła poprzez improwizację gry palcami na czole [ jak na pianinie], bez dotykania skóry. Po obejrzeniu filmiku robiłam te ćwiczenia przez kilka dni, w rożnych momentach, jak tam miałam czas.. Nic się nie wydarzyło w trakcie tych dni. Po jakimś czasie [ nie pamiętam dokładnie, ale co najmniej po tygodniu] mialam dwa takie poczucia: a nadmienię, że nie mam zdolności jasnowidczych.
Oto te sytuacje [opisuję ze szczegółami bo one są istotne]:
1) Jestem umówiona do stomatologa. Mam zamiar jechać samochodem, który stoi kilkanaście metrów od domu, przy garażu. Kiedy wychodzę z domu, zamykam drzwi na dwa zamki, górny i dolny [ nie chciałam zamka centralnego i do dzis nie potrafię zrozumieć dlaczego:)]. Oba mają bardzo podobne wizualnie klucze, a ja ich nie mam oznaczonych i często sie mylę. Stąd zamykanie drzwi trochę trwa. Jesli nie muszę, nie mam bardzo istotnego powodu to nie wracam do domu bo mnie zwyczajnie denerwuje otwieranie i zamykanie tych drzwi. Tego dnia zamknęłam drzwi na te dwa zamki i szlam do auta i w drodze do samochodu mam taką myśl w glowie " Muszę sie wrócic i wziac gotówkę bo terminal platniczy u dentysty będzie zepsuty." Oczywiście nie chcialo mi sie wracać i zaczęłam racjonalnie siebie przekonywać w myslach: "Wez przestań, jakie jest prawdopodobieństwo, ze terminal bedzie zepsuty? Kiedy w ogóle ostatnio Ci sie to zdarzyło?" Mysli o gotówce byly jednak tak silne, ze wyłączyłam silnik i wróciłam do domu po pieniądze.
Kiedy byłam u dentysty i czekałam w poczekalni, z gabinetu wyszedl pacjent, podszedl do recepcji. Recepcja byla blisko, wszytko slyszalam.
Pani pyta: gotówką czy kartą?
Ten pacjent [taki młody chłopak to był] mówi: Kartą.
Pani: Dobrze. i zaczęła cos tam wstukiwać na terminalu.
Pomyślałam sobie wtedy: " Widzisz? Działa. I po co sie wracałaś ?"
To wstukiwanie kwoty w terminal trochę trwało i po dłuższej ciszy slyszę, ze Pani z recepcji mówi:
" Nie wiem, co sie dzieje, nie działa, a przed chwilą działał. Próbuję juz trzeci raz.... Tu za rogiem jest bankomat jakby Pan był uprzejmy podejsc?" [ ten chlopak z tego co zrozumiałam nie mial gotówki przy sobie]. Potem jak ja miałam płacić po wizycie, terminal nadal nie działał, chyba byl problem z siecią.
2) i druga sytuacja. Moja córka dostała na urodziny różdżkę - taką piękną, świecącą. Byla zachwycona i to był jej najbardziej ulubiony prezent. Kilka dni po tych urodzinach, schodziłam po schodach z piętra i pomyślałam tak: "Muszę jej zabrać różdżkę bo ją zaraz złamie" i z takim zamiarem weszłam do salonu. Patrzę, a córka siedzi sobie głeboko w fotelu, w prawej ręce ma różdżkę, lewą trzymała polożony na kolanach tablet. Stwierdziłam, ze jak ogląda bajkę to raczej sie szybko nie ruszy i potem jej tą różdżkę położę w bezpieczne miejsce, jesli będzie taka potrzeba. Weszłam do kuchni, nie minęło 15 sekund i słyszę płacz - właściwie to był ryk, bo ciężko to płaczem nazwać. Wracam i widzę zapłakaną córkę ze złamaną różdżką. Okazało sie, że jak schodziła z tego fotela to sie potknęła i upadła na różdżkę, która przy okazji zaczepiła o blat ławy.
Wiem, ze te sytuacje to takie drobiazgi, ale i tak mnie zaskoczyły. W obu przypadkach miałam poczucie ze to sa moje mysli [ a nie ze np. z zewnatrz przychodzą], ale były one takie nagłe, jakby wyrwane z kontekstu, bo głowe miałam zajęta wtedy czymś innym, nie pamietam czym......Niepokojące to było, jakby ta przyszlosc juz byla i na mnie czekala az do niej dotrę. Jakis wplyw i wybór mialalm dopiero gdy te mysli sie pojawiły [ wziąc kasę czy nie? wziąć różdżkę?] Wiec bez takich poczuc to jestem jakby we snie?? Odgrywam role?
Namówcie Pana Jackowskiego na kursy jasnowidzenia. I moze znacie jakiegos psychologa, neurologa pracującego na uczeslni, który byc moze ziantersowałby sie fenomenem Pana Krzysztofa? Zbadał mu funkcjonowanie mózgu w stanie spoczynku, w trakcie wizji? moze jakis rezonans? Moznaby ocenic, budowę poszczególnych obszarów.. itd. Szkoda, ze taki fenomen nie jest badany od strony medycznej.
P.S. Dziękuję Fundacjo, ze jesteście. Robicie świetną robotę.
Pozdrawiam serdecznie,
[ imie do wiadomosci redakcji]/wiadomość dostaliśmy 14 czerwca 2020/
czytaj dalej
/email dostaliśmy 4 czerwca 2020/
Autor e-maila przysłał nam wiele filmów z tym niezwykłym ptaszkiem, który bardzo głośno dawał o sobie znać siedząc na barierce balkonu.
I jeszcze e-mail z poczty do FN od naszego stałego czytelnika.
From: [....]
Sent: Saturday, June 6, 2020 2:12 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Niezwykła historia z ptakiem .......
Witam serdecznie Fundację Nautilus !
W nawiązaniu do artykułu ,,Niezwykła historia z ptakiem i snem " chciałbym coś dodać w sprawie tych prześlicznych ptaszków odwiedzających nasze balkony, parapety, zagrody i działki. Zawsze kiedy jestem na swojej działce zawsze uzupełniam poidełka dla ptaków jak też większe pojemniki z wodą przygotowane na ewentualne ich kąpiele. Pamiętam 2015 r. kiedy były niesamowite upały sięgające 30 stopni a nawet i więcej. Widziałem jak te biedne ptaki szukały cienia by tam się skryć a również samej wody by się ochłodzić. Pamiętałem o nich i pamiętam by zapewnić im te skromne ale jakże dla nich ważne miejsce by czuły się jak u siebie i tak to trwa do chwili obecnej. Ale zauważyłem że od 2015 r a to tylko minęło pięć lat że większość tych ptaków jest już nieobecna na działce. Czym to jest spowodowane ? Myślę, że nie trzeba się nad tym długo zastanawiać. To człowiek doprowadził do tego że te maleństwa giną z naszej ręki. Zatruwamy nasze wody, pola łąki. Coraz mniej widzimy na terenach wiejskich pszczół które zabijane są świadomie przez rolników którzy dokonują oprysków pól chemikaliami nie stosując się do wszelkich zaleceń. Ptaki które widziałem w minionym okresie to już prawie przeszłość. Pozostały jedynie zdjęcia na których udało się uwiecznić ich zabawy w wodzie i rozkosz jaka ich spotkała w tych małych pojemnikach z wodą - źródłem przetrwania w upalne dni.
Pamiętajmy wszyscy by te biedne ptaszyny jak też inne zwierzęta ratować i reagować na każde zło grożące im ze strony nawet naszego sąsiada.
Zawsze jak się pojawia artykuł o naszych zwierzętach, ptakach należy zawsze coś o nich napisać bo bo to mogą być ostatnie ich lata kiedy są jeszcze nad naszymi głowami.
Pozdrawiam ( Orion_1957 )
czytaj dalej
Witam,
Piszę z bólem w sercu, gdyż temat śmierci mojego wspaniałego męża jest świeży. Zmarł w wieku 41 lat na moich rękach w ciągu kilku sekund z powodu zatoru. Byliśmy dla siebie miłością życia i przyjaciółmi. Zostawił mnie z 3 dzieciaków. Niestety nie mogąc się otrząsnąć...wciąż krzyczałam do dnia wczorajszego że ,, zostawiłeś mnie samą,,. Jednak po zdarzeniu wczorajszym mam dowód na to że tak nie jest.
Po 33 dniach od śmierci postanowiłam że zacznę funkcjonować normalnie małymi krokami i posprzątam. Zmywając stół mokra chusteczka przypadkowo rzuciłam ja na telefon, który był prawdopodobnie odblokowany. I zaczął pisać...w pierwszym momencie myślałam że to mokra chusteczka spowodowała iż wyświetlają się sam kropki przecinki i spacje...ale na nagraniu widać że przecinek w ogóle jest poza chusteczka. Siostrzenica obroniła tekst, który jest w kilku językach...i powiem szczerze zabił nas wszystkich emocjonalnie. Proszę o pomoc w zgłębieniu tego tekstu, gdyż jest to poza naszym zasięgiem.
Druga sprawa związana jest z tym samym dniem godzinę później....
Dobra znajoma oznajmiła że przyszedł czas by mi powiedzieć co się stało gdyż ma kontakt z jasnowidzem od jego śmierci...
W załączniku film i zdjęcia po analizie naszej.
[...]
/e-mail i wiadomość dostaliśmy 31 maja 2020/
Witamy Panią,
Dziękujemy za opis i e-mail, a także materiały. Bardzo Pani współczujemy - takie chwilę są przejmujące.
Nigdy nie spotkaliśmy się z tego typu komunikacją, więc trudno jest to nawet jakoś ocenić... Możemy to opublikować z zachowaniem pełnej anonimowości (jeśli Pani oczywiście wyrazi zgodę) i zobaczymy, czy z czymś podobnym zetknął się ktoś z naszych czytelników.
Pozdrawiamy
FN
Ta wiadomość została wysłana przez Fundację Nautilus.
Copyright © 1999-2020 FN. Wszelkie prawa zastrzeżone.
czytaj dalej
[...] na kanale National Geographic był emitowany serial „UFO w Europie”. W kolejnych odcinkach pokazywane są najciekawsze obserwacje UFO, jakie miały miejsce na Starym Kontynencie. Oglądałem ten serial z dużą ciekawością. I nie ukrywam, z pewną zazdrością. W wielu krajach europejskich, w przeciwieństwie do Polski, do obserwacji UFO podchodzi się bowiem z należytą powagą. Na przykład we Francji w latach siedemdziesiątych XX wieku została powołana specjalna organizacja rządowa do analizowania wszystkich przypadków obserwacji niezidentyfikowanych obiektów. Dzięki dobrze skonstruowanemu systemowi przekazywania informacji, wszelkie sygnały zgłaszane do wojska, policji, straży pożarnej, czy też innych służb niezwłocznie są przekierowywane do jednego miejsca. Praca organizacji GEIPAN (bo o niej tu mowa) nie ogranicza się przy tym jedynie do odnotowywania zjawisk. Dzięki posiadanemu budżetowi, są w stanie także zlecać najlepszym laboratoriom przeprowadzanie niezbędnych analiz.
W odcinku 7 wspomnianego serialu NG został przedstawiony przypadek z małej francuskiej miejscowości Trans-en-Provence , który miał miejsce 8 stycznia 1981 r. To jedno z najbardziej znanych i najlepiej przebadanych zdarzeń z UFO, jakie miały miejsce na terenie Francji.
Przypadek ten zainteresował mnie szczególnie, gdyż w wielu elementach przypomina zdarzenie z terenu Polski, a dokładnie z miejscowości Ożarów II koło Opola Lubelskiego. W sierpniu 2008 roku wraz z ekipą Fundacji Nautilus byłam na miejscu zdarzenia. Spotkaliśmy się wtedy z panią, która zaobserwowała obiekt, nagraliśmy relację oraz dokonaliśmy podstawowych pomiarów śladów, jakie pozostały na miejscu zdarzenia.
A oto podobieństwa między obydwoma przypadkami, na jakie zwróciłam uwagę:
1. Wygląd obiektu:
a) Trans-en-Provence:
b) Ożarów II:
Rysunek został naszkicowany przez świadka - panią Szafran na naszą prośbę w trakcie spotkania.
W obu przypadkach świadkowie zwrócili uwagę i narysowali charakterystyczny pierścień.
Oprócz widocznego podobieństwa kształtu, zbieżna jest też ocena koloru obu obiektów (szary i ciemno szary – Ożarów oraz kolor ołowiu – Trans-en-Provence).
2. Dźwięki – w obu przypadkach były słyszalne:
a) Trans-en-Provence: świadek wspominał o słyszalnych gwizdach
b) Ożarów II: szum, przytłumiony huk
3. Pozostawione ślady:
a) Trans-en-Provence:
Pozostawiony przez obiekt ślad przypominał okrąg o średnicy ok. 1,5 m. Na jego obwodzie widoczne były dwa wgłębienia. Widoczna na rysunku strzałka 10m oznacza miejsce pobrania próbki kontrolnej. Opierając się na informacjach z filmu NG, ślad został pozostawiony na ziemi (nie na trawie).
b) Ożarów II:
Ślad pozostawiony w Ożarowie II również przypominał okrąg, ale tak naprawdę był elipsą. Zmierzona przez nas elipsa miała wymiary 3,8 x 3,36 m. Była wygnieciona w trawie. Śladów zagłębień nie zauważyliśmy.
4. W obu przypadkach, na miejscu lądowania odnaleziono ślady świadczące o ingerencji (oddziaływaniu) obiektu na otaczające środowisko.
a) Trans-en-Provence:
W pobranych próbkach roślinności zauważono anomalie w postaci szybkiego starzenia się tkanek. Ani w filmie, ani w dostępnych raportach nie wspomniano o wynikach analizy próbek gleby (nie wiadomo, czy w ogóle były wykonywane). Przeprowadzone badania wykazały, że gleba w miejscu lądowania została nagrzana do temperatury ok. 600 st.C. Naukowcy sugerowali obecność promieniowania mikrofalowego.
b) Ożarów II:
Na elipsie (dokładniej na pozostawionym przez obiekt śladzie) znaleziono liczne drobiny metalu reagującego na magnes. Po kilku dniach pobrano kolejną próbkę gleby, w której nie stwierdzono już obecności ww. metalu. Z uwagi na brak możliwości finansowych, oficjalnych badań laboratoryjnych próbek gleby oraz roślinności nie zlecono. Część drobinek metalu przebadał zaprzyjaźniony z Fundacją fizyk, który stwierdził, że jest to hematyt, który w normalnych warunkach nie powinien występować na powierzchni gleby.
Nie pamiętam, czy sprawdzaliśmy teren wykrywaczem promieniowania mikrofalowego. W każdym razie inne wykrywacze – licznik Geigera oraz czujnik poziomu promieniowania elektromagnetycznego nie wykazały anomalii.
Uważam, że porównanie tych dwóch zdarzeń wskazuje na ich znaczne podobieństwo (kształt obiektu, jego kolor, wydawane dźwięki, a także to, że w obu miejscach lądowania odnotowano pewne anomalie). Czy to tylko przypadek?
Materiał wideo zrealizowany w Ożarowie przez ekipę FN.
I jeszcze poniżej coś z naszej najnowszej poczty. Dodajmy, że mamy stały kontakt z autorem tej obserwacji.
From: [...]
Sent: Saturday, May 23, 2020 5:12 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Bliskie spotkanie z UFO w Jarnołtówku (2009 rok)
Dzień dobry
Mimo upływu wielu lat nadal fascynuje mnie przypadek bliskiego spotkania z UFO w Jarnołtówku. Doszło tam do naprawdę niezwykłej manifestacji UFO. Dwóch świadków z bliska widziało jak pojazd UFO startuje i wzbija się w powietrze. W całej wsi doszło do awarii prądu w momencie startu UFO.
Ostatnio znalazłem w internecie audycję radiową poświęconą temu przypadkowi. Słuchając tej audycji można poczuć 'powiew kosmosu na plecach' ;-)
Naprawdę warto posłuchać
Poniżej link
http://radio.opole.pl/123,37,z-nieba-cos-przylecialo
Pozdrawiam
witam serdecznie.
kilka dni temu spotkałem się z kolegą w sprawach zawodowych. obydwaj zajmujemy się filmowaniem, również dronami. w pewnym momencie zauważyłem nad nami obiekt- bardzo czarny, o nieregularnych kształtach. szerokość, około 2m. Nie był to na pewno dron. przeleciał nad nami dosyć wolno na wysokości około 100m. nie wydawał dźwięku. Miało to miejsce w Białymstoku. Czy taki obiekt był może przez kogoś widziany? nie potrafię wyjaśnić dlaczego żaden z nas nie nagrał tego obiektu. pozdrawiam
[...]
czytaj dalej
Dzień dobry moja 13 letna córka opisała zdarzenie jakie miało miejsce w Łodzi na osiedlu Dąbrowa. Wracałam późnym wieczorem ( prawdopodobnie to byłkoniec września lub października tego roku) od babci, która mieszka dwa bloki dalej i spojrzałam odruchowo w niebo - zobaczyłam, jakbu znad chmur ktoś oświetlał ziemię, coś latało bez żadnego układu typu ósemki, koła nad początek chmurami i zdawało mi się, że te tajemnicze światła przeszły kawałek za mną. Przeraziło mnie to i solidnie przyspieszając kroku wpadłam do domu i opowiedziałam z wielkim strachem o wszystkim mamie. Moja mama szybko się ubrała i poszłyśmy to sprawdzić, szłyśmy w kierunku szkoły na Gałczyńskiego w Łodzi. Mama zaczęła dokładnie obserwować, czy ruchy świateł są regularne, czy zataczają koła, ale koła latały bez żadnego układu. Nagle, gdy doszłyśmy do szkoły zatrzymałyśmy się i pomyślałyśmy, że należy zabrać z domu telefon, aby nagrać to zdarzenie. Nie zdążyłyśmy jednak, ponieważ światła ustawiły się w półokręgu ( było ich ok. 7), nagle z dwóch boków tego ustawienia wyleciały dwa światła, które zleciały na dół, zderzyły się ze sobą w ułamku sekund tak szybko, że gdy podniosłyśmy wzrok na półokrąg świateł wszystko zniknęło i światło zgasło. Wróciłyśmy do domu zaskoczone całą sytuacją. Po dziesięciu minutach musiałyśmy wyprowadzić na spacer psa ( godzina po 21). Z ciekawościa patrzyłyśmy w niebo, lecz było pozbawione wszelkiego zachmurzenia, ale po tajemniczych okręgach nie było ani śladu. Co widziałyśmy, nie wiemy do dziś.
[...]
From: [...]
Sent: Wednesday, May 13, 2020 1:24 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Tajemniczy obiekt w Warszawie w dn.18/04/2020
Szanowna Redakcjo,
Przesyłam opis zdarzenia, którego byłam świadkiem:
Załączam ilustracje dokumentujące, czyli moje fotomontaże, jak to coś wyglądało. Zdjęcia okolicy zdarzenia zrobiłam któregoś z następnych dni i nałożyłam na zdjęcia mój fotomontaż.
Czas i miejsce: 18 kwietnia 2020 r., godz. między 22-23, okres kwarantanny, miejsce wyjazdu z ulicy Trojdena w ulicę Żwirki i Wigury w Warszawie. Byłam w tym miejscu sama, nie było żadnego innego człowieka, robiłam nocny marsz kondycyjny po osiedlu. Wychodzę zza budynku mieszkalnego na Trojdena, patrzę w stronę ulicy Żwirki i Wigury i widzę:
Obiekt przemieszczał się bardzo powoli, ale płynnym ruchem wzdłuż ulicy Żwirki i Wigury w kierunku Centrum W-wy. Był to idealnie równy w kształcie czarny prostopadłościan, bo obiekt widziałam z boku jako prostokąt. Był jak równa geometryczna bryła. Obiekt nie miał żadnych ściętych ścian, żadnych opływowych kształtów tak jak mają samochody. Nie miał okien i drzwi, ani żadnych świateł i odblasków na powierzchni. To była głęboka, idealna czerń jego pokrycia. Tylko u dołu, przy obu końcach były dwa jasne małe punkty świetlne, ale nie były to fragmenty kół, bo nie było żadnych kół widać. To po prostu był czarny prostopadłościan, który przemieszczał się w jakiś sposób do przodu i miał dwa światełka u dołu. Obiekt był bardzo długi - conajmniej około dwie długości samochodu osobowego i wysokości samochodu osobowego, lub trochę niższy. Nie wydawał żadnych dźwięków, np. hałasu silnika. Przemieszczał się w idealnej ciszy. W tym czasie gdy to było, nie jechał żaden samochód, jakby było jakieś zamrożenie czasu. Było jakoś inaczej, jakby przesunięcie czy zastygnięcie w czasie. Trwała całkowita cisza. Odniosłam momentalnie wrażenie, że ten obiekt przemieszcza się tak powoli, bo skanuje otoczenie. Tak mnie zdziwiło to co zobaczyłam, wręcz przestraszyłam się, że miałam odruch automatyczny, nie wsparty logiką: chwilę szłam, chwilę patrzyłam w osłupieniu i następnie szybkim krokiem wykręciłam w tył zwrot i wróciłam z powrotem za budynek, żeby nie patrzeć. Zatem dłużej już się nie przyglądałam. Poszłam na spacer po osiedlu w inne miejsce.
Teraz to miejsce mnie przyciąga. Jestem tam prawie codziennie, będąc na spacerze. Mam w pamięci fakt, że byłam świadkiem czegoś, co trudno wytłumaczyć. Że wzdłuż jezdni przemieszczało się coś, co nie było samochodem.
...
Z poważaniem,
[...]
/poniżej dwa zdjęcia przysłane przez naszą czytelniczkę/
czytaj dalej
Witam serdecznie! Od dłuższego czasu jestem wiernym czytelnikiem (a także oglądaczem i czasem słuchaczem ;-) ) Waszego serwisu, kibicuję z całego serca Wam i temu co robicie, to doprawdy wspaniałe! Chciałbym podzielić się z Wami wiedzą o pewnym wydarzeniu, którego co prawda nie byłem uczestnikiem, gdyż miało to miejsce czasie II Wojny Światowej, a lat liczę raptem 21... Historię znam od mojego dziadka, którą z kolei przekazał mu jego ojciec, a mój pradziadek.
Było to w 1941 roku, niedaleko miasta Skalbmierz na Małopolsce... Miasteczko, podobnie jak pobliskie wsie, położone jest wśród pofałdowanego terenu, skupionego wokół starorzecza Nidzicy, lewobrzeżnego dopływu Wisły. Do lat 70-tych był to również teren dosyć podmokły, bagnisty, i niejednokrotnie obserwowano tu zjawisko "błędnych ogników". Lecz właśnie w latach 70-tych przez okoliczne łąki przekopano kanał, który starej Nidzicy odebrał sporą część wody i osuszył bagniska. W 1941 roku, była to jednak głęboka rzeka, dosyć szeroka, z wartkim prądem, z powodzeniem napędzająca pobliski młyn.
Właśnie do owego młyna, właściciel jego, a mój pradziadek, pewnego jesiennego wieczora, wracał ze swoim znajomym z pobliskiej wsi, Kolonii Sielceckiej. Młyn ten znajdował się (i znajduje nadal) przy drodze do wsi Kobylniki, oddalonej od niego o ok. 600m. Droga prowadzi w większości wzdłóż pierwotnego koryta Nidzicy. Odległość z Kolonii Sieleckiej do młyna, w linii prostej wynosi około 2 km, klucząc polnymi drogami, około 3 km. Pradziadek z towarzyszem byli mniej więcej w połowie drogi, gdy nagle na pobliskich bagnach, w odległości może kilkuset metrów, zabłysnęły dwa silne światła. Przypominały reflektory samochodowe, więc mężczyźni przestraszyli się, że to nadjeżdzają Niemcy. Schowali się zatem wśród rosnących przy drodze krzewach i obserwowali zjawisko.
Tymczasem dwa "reflektory" z wolna ruszyły, kierując się mniej więcej w ich kierunku, w stronę drogi. Nie było słychać żadnego dźwięku silnika, nic, ponadto owe światła wydawały się "płynąć" nad łąkami. Gdy zbliżyły się do rzeki, pradziadek z przyjacielem ciekawi byli w którą stronę skręcą, czy w stronę młyna, czy w stronę Skalbmierza. Swiatła jednak nie skręciły, a dosłownie "przeszły nad rzeką", udając się w stronę okolicznych kamieniołomów, znanych wśród miejscowych jako Kamionka Sielecka, sąsiadujących z pobliską wsią Sielec Biskupi.
I wtedy stała się rzecz dziwna, bo światła zaczęły sunąć ruchem wahadłowym, wysuwając się na przód to jedno to drugie. Po jakimś czasie światła zanikły na terenie Kamionki. Przestraszeni mężczyżni wyszli z ukrycia i czym prędzej pobiegli do młyna. Tam dowiedzieli się, że mniej więcej w czasie ich obserwacji, mieszkańcy zauważyli niesamowite, jasne światło, jakby ktoś na okna nakierował z zewnątrz silny reflektor.
To w sumie tyle. Mógłbym jeszcze dodać, że ludzie nad okolicą obserwowali przeloty ognistych kul, i że przed wybuchem wojny, w 1939 roku, widziano w środku nocy efekt "płonącego horyzontu", ale nie chcę być nadto tendencyjny... ;-)
Trudno mi objąć umysłem co to było? UFO? Nieznane zjawisko atmosferyczne? Eksperymentlana broń niemiecka? Wybór pozostawiam Wam :-)
Z góry dziękuję za uwagę i pozdrawiam!!!
[...]
p.s.
Przesyłam również kilka objaśnionych zdjęć, które powninny zwizualizować miesce wydarzenia (w tym jedno dosyć dramatyczne), a także prowizoryczną mapkę.
Witam.
Chcę zapytać Waszą organizację o pewien incydent, który przydarzył mi się
kilkanaście lat temu.
Oto opis incydentu:
Była noc, jechałem samochodem przez las, na tylnym siedzeniu i patrzyłem
przez szybę na gwiazdy. Przez kilka sekund zobaczyłem wyraźnie na niebie
pomarańczowe światło (jasne, ale nie rażące w oczy, okrągłe, rozmiar
postarałem się oddać w załączonym obrazku), a wokół niego 3 symetrycznie
rozłożone białe światełka (podobne do najjaśniejszych gwiazd).
Pomarańczowe światło stało w miejscu, białe światełka powoli oddalałby się
od pomarańczowego.
Załączam narysowany przeze mnie obrazek, księżyc umieściłem dla oddania
wielkości świateł.
Interesuje mnie, czy poza moim przypadkiem, odnotowano podobne.
Pozdrawiam,
[...]
/poniższy opis dotarł na naszą pocztę 5 maja 2020/
Chciałbym opowiedzieć swoją historię o UFO.
Byłem świadkiem wielokrotnej obserwacji.
Mieszkam we wsi [...] koło Częstochowy.
Zdarzenia miały miejsce w lutym 2016 roku.
Słyszałem przekaz telepatyczny tuż przed
obserwacjami że w mojej wsi będą kosmici.
Pewnego wieczoru leżałem w łóżku w oknach nie było firanek. Zaobserowałem chaotycznie poruszającą się gwiazdę po niebie tuż nad moim domem. Obudziłem się w nocy o godzinie 4.30
Wyjrzałem za okno swojego pokoju przy zgaszonym świetle.
Za ogrodzeniem sąsiada za drzewami choinkowymi na pustym polu dostrzegłem dziwne światła wielkości reflektorów samochodowych ułożone poziomo w równej odległości. Miało to miejsce z soboty na niedzielę. Miejsce obserwacji to teren nierówny pagorkówaty porośnięty głównie chaszczami i drzewami samosiejkami
Kilka dni później poszedłem z rodzicami do kościoła.
Po mszy wybraliśmy się na cmentarz. Jak szliśmy aleją i uliczką
zobaczyłem za ogrodzeniem cmentarza dziwne światło wielkości lampy latarki unoszące się do góry które zgasło po czym zapaliły się dwa światła czerwone tej samej wielkości. Świadkami obserwacji są rodzice. W pobliżu cmentarza znajdują się lasy i tereny zielone.
Było to w trudnodostępnym miejscu gdzie nie ma wejścia od ulicy i strony cmentarza. Kilka dni później wyszedłem na spacer do sklepu wieczorem. Idąc ulicą widziałem pomarańczową kulę światła wielkości lampy ulicznej. Myślałem ze to chiński lampion.
Niestety kula zniknęła i pojawiła się po drugiej stronie ulicy w innym miejscu na podobnej wysokości . Wracałem kilka dni później z kościoła z ojcem. Idąc ulicą zaobserowaliśmy bardzo jasną gwiazdę wielkości satelity ISS wiszącą nieruchomo w powietrzu. Stanęliśmy i zaczęliśmy się przypatrywać obiektowi. Obiekt nieoczekiwanie zaczął się oddalać od miejsca obserwacji i zniknął wyłączając oświetlenie. Byłem pewnego dnia z rodzicami w kościele parafialnym. Był wieczór ciemno.
Wychodząc z kościoła dostrzegłem dziwny obiekt przypominający drona nadlatujący od strony cmentarza oraz pobliskiego lasu oświetlony czerwonym i zielonym światłem
Świadkami są rodzice którzy obserwowali całe to zdarzenie
Obiekt przeleciał dosłownie nad naszymi głowami i kościołem.
W czasie trwania tych obserwacji bardzo źle się czułem. Miałem paraliż senny. Wydawało mi się że jestem prześladowany przez dziwną postać z innego wymiaru która mnie dusiła i dotykała. Czułem podczas snu jak podnosi mi się kołdra i pościel. Miałem koszmary senne. Między innymi koszmar lub sen o kosmitach
Chciałbym poinformować że wszystko ustąpiło po ustaniu
zdarzeń i incydentów. Wyczuwalny był również specyficzny zapach
w powietrzu. Wietrzna pogoda. Warunki pogodowe. Pochmurno. Brak słońca. Temperatura dodatnia. Zamglenia i mgły.
Dostaliśmy ciekawy telefon od babci z Jeleniej Góry.
Opowiadała że widziała dziwny pas światła poruszający
się za oknem jej mieszkania w tym samym czasie.
Nie widziałem kosmitów. Tylko światła nocne.
Chciałbym tak bardzo zachować anonimowość.
Proszę zamieścić historię na stronie lub witrynie.
[...]
czytaj dalej
Bardzo ciekawą historię zgłosił nam czytelnik serwisu. Znalazł kamień z otworem na leśnej drodze w okolicach miejscowości Kaczki (k. Wejherowa). Być może jest toi naturalna formacja, ale zawsze z tyłu głowy jest pytanie, czy przypadkiem nie mamy do czynienia z czymś, co mieści się w dziedzinie zjawisk niewyjaśnionych (np. UFO).
W naszym dziale XXI PIĘTRO - Twoja Historia tym razem zamieszczamy e-mail ze zdjęciami.
From: [...]
Sent: Sunday, March 22, 2020 1:32 PM
To: Fundacja Nautilus
Subject: Re: W końcu ten dzień nadszedł. zagadka UFO z z 2016 rozwiązana
Witam Fundacjo,
W nawiązaniu do artykułu:
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,3882,kolejny-tajemniczy-otwor-w-ziemi-znaleziony-w-polsce-w-lesie.html
chciałem zgłosić kamień z otworem na leśnej drodze sfotografowany wczoraj w okolicach miejscowości w której mieszkam, Kaczki.
Miejscowość Wejherowo, o której mowa w artykule mamy w odległości ok. 65 km. Ale tez niejednorazowo znajdujemy otwory w ziemi o średnicy ok 4-5 cm w naszym lesie. Z synkiem często ich zasypujemy na spacerze.
Otwór w tym kamieniu ma średnice ok 3-4 cm może miec już sporo lat, pamiętam go od 2012 roku jak tu zamieszkałem.
Kamień leży akurat po środku leśnej drogi, wystaje tylko wierzchówek. Kamień raczej jest duży, bo otwór mierzy może 10-12 cm głębokości cm i nie jest na wylot. Zastanawiam czy jego pochodzenie jest naturalne czy ktoś po środku lasu sobie po prostu tak wywiercił.
Znaki graniczne i geodezyjne nie stosują raczej otworów, tylko krzyżyki ale na wcześniej wbitych betonowych słupkach.
Nie wiem czy spotykaliście się z takim czymś? W załączniku zdjęcia.
Pozdrawiam,
[...]
Dziękujemy pięknie za zgłoszenie. Oczywiście teraz nie mamy szans tam pojechać, ale zanotowaliśmy sobie to miejsce. W ostatnich latach dostaliśmy ponad sto zgłoszeń o niezwykłych kamieniach, które znaleźli nasi czytelnicy. Ta sprawa zostanie dołączona do tego katalogu. Kiedyś pokażemy wszystkie tego typu wiadomości i zdjęcia w oddzielnej publikacji.
I jeszcze e-mail, który dostaliśmy w sprawie tego kamienia.
From: [...]
Sent: Sunday, March 29, 2020 12:02 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Zagadkowy kamień z wyraźnym otworem
Droga Fundacjo,
chciałbym się odnieść do historii kamienia z wyraźnym otworem, którą niedawno zamieściliście w sekcji XXI Piętro:
https://www.nautilus.org.pl/xxi-pietro,1091,28-marca-2020--zagadkowy-kamien-z-wyraznym-otworem.html
Być może wyjaśnienie tej zagadki przedstawia dr Franc Zalewski. Franc Zalewski jest doktorem geologii i stawia bardzo ciekawą tezę: Jego zdaniem przed tysiącami lat na ziemiach polskich budowano monumentalne budowle z kamienia, podobne do tych z Puma Punku (tak, tak tego Puma Punku w Boliwii!). Gdzie są zatem pozostałości tych budowli w Polsce? Proponuję obejrzeć wykład pana doktora:
Nie jestem geologiem ani specjalistą od obróbki kamieni, ale dla mnie argumentacja tego naukowca jest bardzo przekonująca.
Pozdrawiam
Andrzej
czytaj dalej
[...] Witam, na początku powiem że mam mieszane uczucia co do tego ponieważ nie mam żadnego dowodu na to co widziałem, jednak musze komuś to powiedzieć mianowicie wczoraj to znaczy 26 listopada bierzącego roku w miejscowości Mansfield widziałem obiekt i szczerze nie mam pojecia co to było.
A jako że widziałem to dosłownie przez 2-3 sekundy ale nie daje mi to spokoju. Jeśli moge to nazwać objektem to z poczatku myślalem że był to samolot który na niskim półapie tóż nad pierwszymi warstwami chmur deszczowych leci wprost nad nami, dodam że jechalem autem wraz z kolega z pracy wiec jechalismy w przeciwnym kierunku do lotu tego obiektu. Po ukazaniu się z za chmur ukazal mi sie przez chwile duzy czarny obiekt o dziwnym ksztalcie ktory ciężko mi opisać słownie. Po bokach dwa jasne białe światła gdy w ostatnim momecie staralem sie przyjrzeć co bardzo mnie zdziwiło zaczeły mnie lekko oślepiać, co do teraz się dziwie ponieważ to znajdowalo się dość daleko, co jeszcze rzucilo mi się w oczy to to że to było czarne i jako że nie bede ukrywał ale ogladam z czystej ciekawosci państwa filmy na yt jak i nagrania obiektow tak z takim sie jeszcze nie spotkalem.
Bylem w aucie wiec nie wiem czy moglo by cos byc slychac lecz co odczulem to troche takie cisnienie jak by wzroslo. Chcialem zrobic zdjecie ale zdazylem wlaczyc aparat ale to bylo juz po za zasiegiem widzenia. Na obiekcie nie widzialem nic oprócz moze dwóch trzech lini wygladalo jak laczenie tak jak by. Oczywiscie mam mnustwo niewiadomych ktore nurtuja mnie nastop, np czy to moze jakis nowy model samolotu, ale zaraz pytam, ale przeciez to bylo wieksze od samolotu plus cale byle czarne i lecialo zbyt wolno. Swiatla nie byly osadzone tak jak w samolocie i nie mrugaly naprzemiennie i oba byly wiale oraz byly bardzo jasne. Nie widzialem ogonu, jesli beda panstwo zainteresowani postaram sie narysowac to co widzialem. Nie wiem co moge wiecej powiedzieć moze tylko to ze nie wierzylem że kiedy kolwiek sam moge cos dziwnego zaobserwować.
Prosze o kontakt może wy pomożecie mi z rozwiazaniem tej zagadki.
Z poważaniem
[dane do wiad. FN]
Mansfield
Anglia
From: [...]
Sent: Friday, November 29, 2019 4:00 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Otwarte niebo nad Podkarpaciem
Importance: High
Serdecznie witam załogę FN
Próbowałam skontaktować się z Wami poprzez stronę internetową , ze swojego konta, niestety nie mogłam się zalogować.
Pomimo kłopotów ,jak zwykle informuję Was w pierwszej kolejności, a oto treść :
Otwarte niebo nad Podkarpaciem.
Dzisiaj 29.11.1019 rok w godzinach 5:40-5:50 rano doszło do iście ciekawego zjawiska nad Rzeszowem , a konkretnie w rejonie s-e miasta. Mój brat , jak co dzień wyszedł z psem na spacer. Było jeszcze ciemno , nad wyraz cicho i bezwietrznie . Gdy spojrzał w niebo zobaczył ciekawy obraz : Fragment rozgwieżdżonego nieba w postaci koła i sznur świetlistych obiektów wyglądających tak jak te świecące gwiazdy .Obiekty poruszały się bardzo szybko z kierunku zachodniego na wschód ..Wyglądało na to ,że wydostają się zza chmury po zachodniej stronie , widoczne są na tle bezchmurnego nieba/ tego w kole/ by znowu zniknąć za wschodnią chmurą/.
Poruszały się na ogromnej wysokości gdyż początkowo myślał ,że to gwizdy przemieszczają się. To były z pewnością latające obiekty , a było ich , jak zdążył naliczyć na pewno 30-33/ 3x 10-11/, nie mniej. Poruszały się po linii prostej w jednakowych odstępach jeden za drugim i z boku , co czwarty może piąty obiekt miały asystę raz po jednej raz po drugiej stronie. Cały przelot trwał jakieś 5 minut. Już po przelocie tych kulistych obiektów zobaczył samolot pasażerski nadlatujący z całkiem innego kierunku i na wiele niższym pułapie.
Dzięki temu miał porównanie...Jeśli chodzi o samopoczucie obserwatora pozostawiam bez opisu na jego prośbę.
Mój dopisek. Fragment tego nieba znany mi jest od lat z różnych ciekawych zjawisk dotyczących przelotów niezidentyfikowanych obiektów latających i nie tylko. Na terenie tym przeszło 20 lat temu doszło do bezpośredniego kontaktu Obcych Istot z pewną znaną w Rzeszowie rodziną , a konkretnie chodzi o ojca i córkę. O tym zjawisku pisały lokalne gazety , niestety rodzina nigdy nie chciała oficjalnie opowiedzieć o tym zdarzeniu, zwłaszcza dziewczyna , która wówczas miała 14 lat. Ślad jaki ma na nodze, konkretnie kolanie ciągle budzi w niej tamte nieprzyjemne przeżycia/ obecnie przeprowadziła się do Warszawy/
Pozdrawiam serdecznie załogę FN
[...]
p.s Dzieje się tak dużo na naszym Polskim niebie !!!!! osobiście w tym 2019 roku byłam świadkiem kilku arcyciekawych zjawisk
czytaj dalej
[...] Kochani,
Przede wszystkim dziękuję Wam, że jesteście. Artykuły, które publikujecie na Waszej stronie często dodają otuchy, ulgi a także nadziei. Chciałam podzielić się z Wami moją historią a zarazem poprosić o pomoc. Jeżeli w swoich poszukiwaniach spotkaliście się już kiedyś z symboliką motyla i duszy dziecka to proszę dajcie znać. Jeśli macie życzenie opublikować moją historię to oczywiście proszę bardzo. Zmienię jedynie swoje imię bo chciałabym pozostać anonimowa dla osób odwiedzających stronę Nautilus.
Moja historia ma 2 wątki - pierwszy z nich to kontakt z moją zmarła babcią i przekazy od niej, drugi natomiast odnosi się do mojego zmarłego dziecka, które jak sądzę, a nawet bardzo w to wierzę, komunikowało się ze mną za pomocą motyli.
Zawsze miałam wrażenie, że moja babcia nigdy tak naprawdę nie była jedynie babcią - była dla mnie bardziej jak druga matka. Miałam z nią wspaniały kontakt. Nadszedł dzień jej śmierci i wówczas myślałam, że mój świat się zawalił. Nie myślałam wówczas o żadnych formach komunikowania się z nią. Żyłam jak każda 19 latka, byłam na 1wszym roku studiów i pozostawało mi jedynie pogodzenie się z jej śmiercią i tęsknotą. Pamiętam była ciepła, wiosenna noc. Spałam w swoim pokoju.
Nagle śpiąc poczułam, że jestem cała zdrętwiała i w zasadzie w ogóle nie mogę się ruszyć. W moim śnie, niezwykle rzeczywistym widzę moją babcie stojącą przy budce telefonicznej umiejscowionej w chmurach. W mojej sennej wizji odbieram telefon i słyszę głos babci, która mówi, że jest jej tu dobrze i żebym się o nic nie martwiła bo Ona rozmawiała z Bogiem i wie, że będę bardzo szczęśliwa w życiu i że już musi kończyć bo ma tylko 1 impuls na karcie a jeszcze gdzieś musi zadzwonić.
Otworzyłam natychmiast oczy. Było ciemno, leżałam w łóżku zupełnie jak zamrożona, nie mogłam ruszyć ani ręką ani nogą. Serce waliło mi jak młot. Wiedziałam, że to nie był sen. Snów nie pamięta się z tyloma szczegółami i taką wyrazistością. Wiedziałam, że moja babcia mnie odwiedziła. Leciały kolejne lata. Skończyłam studia i wyjechałam za granicę. Po jakimś czasie udało mi się kupić mieszkanie, wzięłam ślub i w parę miesięcy później okazało się, że jestem w ciąży. Nie muszę tłumaczyć jak wielkie było to dla nas szczęście jednak temu szczęściu towarzyszyły dziwne wydarzenia, które później dopiero nabrały sensu.
Nie wiem czemu ale gdy okazało się, że jestem w ciąży prawie od razu zaczęłam przeglądać zdjęcia małych dzieci i natrafiłam na jedno, które przedstawiało malutkie dziecko przebrane w strój motyla i śpiące na drzewie. Strasznie mi się spodobało to zdjęcie więc zakupiłam zieloną ramkę, w którą włożyłam zdjęcie i postawiłam w pokoju przeznaczonym dla naszego nienarodzonego jeszcze dziecka. Była jesień. Termin porodu miałam wyznaczony na koniec grudnia więc byłam w 7 miesiącu ciąży. Pewnej nocy czuję, że znów jestem cała zdrętwiała.
Śpię i nagle w swoim śnie niezwykle w rzeczywisty i realny sposób widzę moją babcię. Jest w wieku młodej 30-letniej kobiety. Ma umalowane na czerwono usta i siedzi na ławce na placu zabaw zaraz przy piaskownicy. Po chwili widzę siebie, opatuloną w koc idącą w jej kierunku z wielkim brzuchem. Siadam przy niej na ławce. Po chwili babcia obejmuje mnie i zaczyna bardzo płakać. Budzę się. Jestem zdrętwiała, wiem, że to nie był sen. Ale dlaczego w tej kolejnej wizji moja babcia płacze na placu zabaw i dlaczego w tej wizji jestem w zaawansowanej ciąży, opatulona kocem... To wszystko było bardzo dziwne. Oczywiście tak jak poprzednim razem serce mi waliło jak szalone. Następnego dnia poszłam do sklepu. To był czas Halloween więc w sklepach było pełno dyni i przeróżnych straszydeł.
Wydawało mi się to dziwne, ale mimo, iż jest to czas na sprzedawanie pomarańczowych dyni i ubiorów czarownic, mi ciągle w oczy rzucały się motyle. Zaczęłam kupować te kolorowe motyle i wieszać je w pokoju przeznaczonym dla naszego dziecka. Motyli było coraz więcej i więcej. Dziwiło mnie to bardzo bo nigdy nie interesowały mnie motyle a już zwłaszcza nie w okresie, w którym myśli się raczej o Świętach Bożego Narodzenia a nie wiosennych dekoracjach na Wielkanoc. W 2 tygodnie później urodziłam martwego noworodka.
Mój świat na nowo się zawalił. Nic już z tego nie rozumiałam i wówczas wpadła mi w ręce książka `Umarli mówią do nas`. I nagle czytając tę książkę dochodzę do rozdziału, w którym jest napisane, że w Majdanku dzieci przed wejściem do komory gazowej, tuż przed śmiercią, paznokciami wyskrobywały na ścianach motyle. Dzieci te nie wiedziały, że za chwilę umrą ale wyskrobywały motyle. Motyl, jak się później okazało, symbolizuje duszę. Na ziemi, w naszych ludzkich ciałach jesteśmy jakby w kokonach, a po śmierci nasze dusze odlatują jak zwiewne, lekkie motyle.
Nagle w jednej chwili wszystko nabrało dla mnie sensu. Moja babcia siedząc i płacząc na placu zabaw chciała mi przekazać komunikat o śmierci mojego dziecka. Moje dziecko próbowało mnie poinformować o tym, że jego dusza odleci za pomocą motyli, które przez cała ciąże wpadały mi same w ręce. Zrozumiałam, że zbyt dosłownie pojmujemy ten świat i że umarli bądź dusze, które chcą nam coś przekazać robią to za pomocą symboli. Dziś mogę powiedzieć, że nauczyłam się żyć ze świadomością, że moje dziecko odeszło za szybko, choć jego dusza jest wciąż z nami i ma swój własny pokój, w którym wiszą kolorowe, wykonane z piór i materiału motyle...
Wiktoria
Pozdrawiam Was wszystkich.
OD FN
O tym, że motyl jest symbolem komunikacji z ludźmi wyższych istot duchowych pisaliśmy w tym serwisie wielokrotnie. Na koniec mala prośba o modlitwę i przesłanie dobrej energii dla małego zwierzątka, o co poprosił nas czytelnik serwisu FN
From: [...]
Sent: Tuesday, November 5, 2019 10:55 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: Odp: RE: RE: RE: RE: Kotek Teodor
Dobry wieczór FN,
Ostatnie kilkanaście dni były dla mnie ciężkie z uwagi na mój wyjazd oraz znalezienie właściwej opieki dla Teo i jego brata. Ostatecznie wybrałem pewną opiekunkę, która codziennie od 31.10 przychodzi dwukrotnie i zajmuje się kotkami i podaje leki Teodorkowi.
Dotychczas wszystko wskazywało na to, że będzie dobrze. Teo mial większy apetyt, powrócił mu humor, był chętny do zabawy. Można by rzec, że wyglądał i zachowywał się jak zdrowy kot.
Wczoraj jednak po powrocie z kroplówki zemdlał i szybko trafił pod tlen do weterynarza. Uznano to za stres i przez noc było w porządku. Dzisiaj w ciągu dnia miał mniejszy apetyt i wieczorem powtórzyła się sytuacja z omdleniem :(
Trafił do kliniki gdzie był leczony i długo go badano. Stwierdzono, że jeden z leków juz na niego nie działa i przepisano 2 inne. Jutro wieczorem kontrola.
Przepraszam, że tak Wam szczegółowo opisuję ale to naprawdę bardzo trudny dla mnie czas... Wyjechałem za granice do połowy grudnia na razie zeby móc zapewnić mu kosztowne leczenie. W Polsce bym nie dał rady finansowo. Załatwiłem mu niesamowitą opiekę, dziewczynę która wkłada wiele serca w zajmowanie sie kotami. Ma wielu podopiecznych a mimo to, tak bardzo zżyła się z Teo, że dopiero teraz wraca do domu i siedzi z nim dłużej niż powinna.
Martwię się ogromnie jego zdrowiem. Modlę się żeby zdarzył się cud i ozdrowiał zupełnie. Jestem w stanie zrobić absolutnie wszystko żeby tylko nie był chory. Wierzę, że sie uda, że moje prośby zostaną wysłuchane, choć czuję że to jest jakaś próba dla mnie. Staram się znosić to wszystko ale boli mnie strasznie jego ból i cierpienie i naprawdę gdyby to było możliwe to wziąłbym je na siebie w 100%, a jemu oddał moje zdrowie.
Przesyłam Wam jego zdjęcie - pomódlcie się proszę w jego intencji żeby choroba odpusciła i odzyskał zdrowie.
Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.