Dziś jest:
Niedziela, 6 października 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[...] W 2013 roku przeszłam operacje, nieistotne, czego, grunt ze mogłam po niej chodzić. Poszłam do pielęgniarek, zaniosłam im owoce i jakieś gazety żeby umilić im nocna zmianę. Pogadałam chwile i poszłam obejrzeć TV, w pokoju byłam sama. Gdy zgasiłam telewizor, w pokoju była tylko poświata z korytarza wpadająca przez szybę w drzwiach, reszta sali był w mroku. Musiałam leżeć na wznak i nagle zobaczyłam ze ktoś (cień) wchodzi od drzwi i szybko się przemieszcza po Sali. Myślę -pielęgniarka coś zapomniała, ale druga myśl, –czemu nie zapaliła światła?
Nagle ta postać stanęła przy mnie, patrzę nie ma nóg. Dobra, mówię do siebie: duch do mnie przyszedł. Wyciągłam rękę, ale nie zareagowała.Za to pokazała mi swoja postać: włosy kręcone do ramion, piżama w paski i szlafrok. Twarz była zamazana. Mówię do niej: umarłaś w tym szpitalu wiesz o tym, prawda? Czegoś potrzebujesz? Pomogę ci, ale teraz jestem słaba po operacji. Na to widmowa dziewczyna odwróciła się poszła od drzwi, przeszła przez nie i jeszcze popatrzyła przez szybę na mnie. Zobaczyłam jej twarz młodej osoby. A mnie odcięło energie i przespałam cało noc.
[dane do wiad. FN, email dostaliśmy w listopadzie 2021]
Dobry wieczór.
Właśnie przeczytałam o czarnej ścianie pyłu i byłam w szoku, bo gdzieś mniej więcej tydzień przed 1 listopada też śnił mi się sen o ścianie pyłu. We śnie byłam w mieszkaniu swojego dzieciństwa na Litwie ( teraz mieszkam gdzie indziej) i patrzyłam przez otwarte okno balkonowe. W pewnym momencie zza budynku naprzeciwko pojawiła się czarna ściana pyłu, wyglądająca trochę jak tsunami tylko bez wody i bardzo szybko zmierzała w moim kierunku. Zaczęłam szybko, z całej siły zamykać drzwi balkonowe by pył nie wdarł się do mieszkania. Obudziłam się z wysiłku, tak mocno musiałam pchać drzwi.
Pozdrawiam.
[dane do wiad. FN ]
From: [...]
Sent: Sunday, November 14, 2021 2:19 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: Podobny sen
Dzień dobry.
Przeczytałam na stronie fundacji opis snu, w którym ktoś stał na balkonie i widział "ścianę pyłu". Proszę sobie wyobrazić, miałam bardzo podobny sen. Śniłam, że jestem na spacerze z moim dzieckiem, w naszym miasteczku (Łomża, podlasie), syn stoi na przeciwko mnie i pokazuje mi paluszkiem niebo. Odwracam się i widzę opadający z nieba pył. Wiedziałam, że za chwilę ten pył spadnie na nas, przytuliłam synka i obudziłam się.
To tylko zły sen, ale podobieństwo obu snów zadziwiające.
Pozdrawiam serdecznie.
[dane do wiad. FN]
Poza czasem.
Przyszedł ten moment, w którym postanowiłem opisać jedno z moich doświadczeń z czasem. Na pewnym etapie mojego życia uznałem że jestem niewolnikiem czasu. Postanowiłem to zmienić, przecież mam wolną wolę jaką dał mi Stwórca. Jako że w życiu miałem taki okres, że mogłem nie zwracać uwagi na czas, postanowiłem to wykorzystać. Z dnia na dzień eliminowałem z mojej świadomości poczucie czasu, stopniowo uwalniałem się od tej zależności. Nie wiem ile to trwało, to był pewien proces. Czułem się coraz bardziej wolny, niezależny. To było przyjemne uczucie. Funkcjonowałem w materii bez żadnych zakłóceń. Któregoś dnia to nastąpiło, w pełnej świadomości nagle i bardzo wyraźnie poczułem że zostałem całkowicie odcięty od czasu, pozostając w materii. Nagle znalazłem się pośrodku ogromu przestrzeni wypełnionej głęboką ciemnością i odczuwałem/odbierałem nicość. Nie znajduję słów aby dokładniej określić czym jest nicość. To się czuje, ale ja poczułem wtedy też ogromny lęk, wręcz panikę. Szybko wróciłem do poprzedniego stanu. Teraz już wiem że materia i czas są ze sobą połączone i są od siebie zależne. Nie można tych elementów oddzielać. Każda sytuacja czegoś uczy, każde doświadczenie powoduje rozwijanie naszej świadomości. To doświadczenie mocno zapisało się w bibliotece mojej świadomości.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie (poza_czasem)
I jeszcze taka krótka historia, którą opowiedział nasz kolega z okrętu Nautilus.
czytaj dalej
[...] Witam Fundację! Długo myślałem, aby opowiedzieć a raczej opisać Wam tę moją historię, ale pomyślałem, że skoro wchodzę na serwis FN codziennie od roku, to jesteście mi bliscy i powinienem opisać Wam moją śmierć. Bo ja przeżyłem śmierć, byłem martwy!
Wszystko zdarzyło się w lipcu 2020 roku, kiedy wracałem od moich rodziców samochodem. Jechałem sam, niestety bardzo szybko. Nagle straciłem panowanie nad samochodem, czułem, że nie mam nad nim kontroli i liczyłem, że wylecę z drogi i może się uda jakoś przeżyć. Niestety samochód zaczął koziołkować, a że jechałem bez pasów, to wypadłem przez prawdopodobnie przednią szybę. Piszę prawdopodobnie, bo ja tego nie pamiętam.
Nagle odzyskałem świadomość, kiedy unosiłem się na wysokości ok. 4-5 metrów nad moim ciałem, które w takiej śmiesznej pozie leżało w rowie, a mój samochód poleciał koziołkując jakieś 25 metrów dalej. Początkowo nie wiedziałem, że nie żyję i tylko bawiła mnie myśl, że wszystko widzę z góry i jest mi super dobrze.
Potem nagle znalazłem się z tym słynnym tunelu ze światłem na końcu, o którym tyle razy czytałem w waszym serwisie. Miałem świadomość, że jestem czymś w rodzaju punktu, który poruszał się do tego światła. Było ciepłe, cudowne, pełne miłości, nie do opisania. Nagle usłyszałem głos – taki ciepły, jak dobrego ojca. Te słowa brzmiały jakoś tak: twój czas jeszcze nie nadszedł, musisz wracać. I od tego momentu nie pamiętam nic.
Obudziłem się już w szpitalu trzy tygodnie później, kiedy wybudzono mnie ze śpiączki. Mam uszkodzoną nogę na tyle, że uczę się chodzić normalnie, chodź minął już rok od wypadku. Chcę powiedzieć wam jedno: śmierci nie ma dokładnie tak, jak piszecie w serwisie! Jest życie po śmierci fizycznej, choć ten stan jest nie do opisania. Mam teraz 21 lat i to doświadczenie śmierci uważam za najważniejsze w życiu. Nie boję się śmierci, wiem, że kiedyś będę w tym świetle, do którego nie doleciałem. O moim doświadczeniu śmierci wiedzą tylko moi rodzice i siostra, a teraz także wy. Pozwalam przedstawić moją historię, choć proszę nie podawajcie moich danych, czyli imienia i nazwiska, a także miejscowości, bo na pewno ludzie się kapną, o kogo chodzi. Robicie świetną robotę i codziennie zaczynam dzień od sprawdzenia, co tam jest na serwisie Fundacji Nautilus.
Nie możecie się zatrzymać, bardzo Was o to proszę
[dane do wiad. FN] /opis wydarzenia dostaliśmy na pocztę FN 5 listopada 2021/
Rozmowa została opublikowana w Nowinach Jeleniogórskich, 3 listopada 2021 roku
Czy jesteśmy sami we wszechświecie? Rozmowa z Robertem Bernatowiczem, badaczem zjawisk niewyjaśnionych
Robert Bernatowicz – z wykształcenia ekonomista i politolog, z zamiłowania dziennikarz. Na studiach planował zostać prywatnym detektywem i ukończył stosowne kursy. Potem rozpoczął karierę prywatnego przedsiębiorcy i posiadał znakomicie prosperującą firmę transportową. I wtedy w 1991 roku przez przypadek usłyszał o poszukiwaniu ciekawych głosów przez lokalną wtedy rozgłośnię Radio Zet. Spośród tysiąca chętnych wybrano dwie osoby, w tym jego. Tak zaczęła się przygoda z dziennikarstwem, która zmieniła jego życie. W 1996 roku poprowadził audycję Nautilus Radia Zet, która była początkiem największej pasji jego życia, czyli badania zjawiska niewyjaśnionych. W 2001 roku założył Fundację Nautilus, która do dziś zgromadziła dziesiątki tysięcy relacji o spotkaniu ludzi z „nieznanym”.
– Nie lubi Pan określenia „zjawiska paranormalne” – dlaczego?
– Już w samym tym słowie tkwi zaprzeczenie. Jeżeli coś nie jest „normalne” od razu nasuwa się sugestia, iż to coś staje się mało prawdopodobne, lub nawet nieprawdopodobne – niemożliwe. Przywykliśmy zresztą do założeń, że „normalne” ma prawo zaistnieć, a „paranormalne” nie. Ja, co więcej wcale nie uważam, iż nie poznane jeszcze dokładnie przez naukę zjawiska, muszą być przeciwne naturze. Z tego powodu preferuję bardziej adekwatne określenie…
– „Niewyjaśnione”?
– W rzeczy samej. To słowo znacznie lepiej oddaje istotę fenomenów, których ortodoksyjna nauka nie jest (jeszcze) w stanie zbadać.
– Wierzy Pan w rzeczy, których nie da się wytłumaczyć językiem nauki?
– „Wierzę” to kolejne nietrafione słowo. Ja wiem, mam stuprocentową pewność, że zjawiska o których nie śniło się filozofom – dzieją się obok nas i to od dawien dawna.
– Znaczna cześć społeczeństwa dopuszcza istnienie duchów, niektórzy ludzie, z którymi przyszło mi rozmawiać zaklinają się, że byli świadkami ich aktywności, że widzieli taką, czy inną zjawę na własne oczy, że słyszeli je, bądź czuli ich obecność. Czym według Pana są – najprościej rzecz ujmując – duchy? Wymysłem naszej fantazji, marzeniem o nieśmiertelności? A może tworem chorej wyobraźni, zwidami, halucynacjami?
– Bez wątpienia po części wszystkim tym. Najczęściej widzimy to, co chcielibyśmy widzieć – słyszymy podejrzany dźwięk, szelest, dostrzeżemy kątem oka jakiś cień – wielu z nas myśli od razu – duch! Najczęściej są to właśnie przywidzenia. Oczywiście zdarzają się halucynacje, wynikłe z przemęczenia, czy choroby psychicznej. To wszystko prawda…
– Ale?
– Ale zdarza się również, że mamy do czynienia z prawdziwym duchem – duszą zmarłej osoby, która z jakiś powodów nie chce odejść na tamten świat. Z kimś, kto na przykład zmarł nagłą śmiercią i nie daje sobie sprawy z tego, że nie żyje, lub pozostawił po sobie niedokończone sprawy. I błąka się pośród nas, cierpiąc i przyprawiając o cierpienie żyjących…
– Sceptyk, człowiek stąpający twardo po ziemi, powie od razu – brednie! Głupoty, bajki, przesądy, wymysły!
– Ba! Ja też stąpam twardo po ziemi. Zarabiam pieniądze, gram na giełdzie, jestem – jak każdy dziennikarz z prawdziwego zdarzenia – osobą publicznego zaufania. Nie oznacza to jednak, że gdy słyszę historie, które z przejęciem opowiadają mi ludzie – łapie się pod boki i zanoszę śmiechem, kpiąc z nich ile sił. Nie jestem ignorantem, nie odrzucam wszystkiego, czego człowiek nie jest w stanie zrozumieć. Nauka, która dziś chce nam zastąpić Boga, nie wie wszystkiego, nie zapewnia nam odpowiedzi na każde pytanie. A duchy? Są były, i będą. Wielu je widziało, w każdej rodzinie znajdzie się jakaś prawdziwa, choć dla niektórych nieprawdopodobna historia.
– Widział Pan ducha na własne oczy?
– Owszem. Widziałem. Jasno i wyraźnie – widziałem tak jak pana tutaj przede mną.
– Skąd Pan wie, że to był duch?
– Skąd? Stąd, że był to człowiek już nie żyjący, a mimo to potrafił się komunikować. Zajmuje się tą dziedziną bez mała dwadzieścia lat. Wiem o tym co nieco, a nawet znam się na rzeczy bardzo dobrze. Nie obserwowałem zresztą duchów sam, mam rozmaitych świadków, a taka i podobne sytuacje, zdarzały się w moim życiu nie raz.
– Sceptyk zapytałby teraz – a dlaczego Pan widział, a on nie? Ani razu w życiu?
– To skomplikowana sprawa. Po pierwsze ja zazwyczaj udaję się tam, gdzie duchy się pojawiają. Ludzie nierzadko proszą mnie o pomoc – podróżuję po całym świecie i dane mi było widzieć niejedno – miejsca, gdzie niewytłumaczalne naukowo zjawiska dzieją się naprawdę i obserwowane są przez dziesiątki naocznych obserwatorów. Po drugie – żeby zobaczyć ducha, trzeba mieć najczęściej jakieś ku temu predyspozycje. Jakąś wrażliwość. I muszę panu powiedzieć, że dziś mało już mnie obchodzi, co mówią sceptycy. Jeśli ktoś pragnie tkwić w ignorancji – to jego sprawa.
– Kiedyś starał się Pan tłumaczyć ludziom pewne zjawiska, wyjaśniać, przekonywać…
– Zrezygnowałem z tego już jakiś czas temu. To zupełnie nie ma sensu. Jeśli ktoś nie zechce – to nie uwierzy – nic go do tego nie zmusi. To, że się myli, to inna kwestia. Ale niektórym z niewiedzą chyba wygodniej…
– Wedle badań, jakie przeprowadzano w USA – ale i na całym świecie, okazuje się że około 25 procent ludzkości wierzy w duchy…
– Z moich obserwacji wyłania się podobny wniosek. Jedna, na pięć osób przyjmuje taką możliwość, bądź gorąco w to wierzy. I nie mówię tu o chorych umysłowo ludziach.
– Sceptycy za chorych umysłowo uważają tych, którzy o duchach mówią całkiem poważnie i z przekonaniem.
– Sceptycy mówili na początku ubiegłego wieku, że samochody się nigdy nie przyjmą, że ludzie nigdy nie będą latać, że podróż z prędkością dźwięku to właśnie bzdury i brednie. Dziś nasze maszyny taką prędkość biją kilkukrotnie, a kto wie co będzie jutro. Zatwardziały sceptyk to niestety osoba ograniczona – przez samą siebie. To, że ktoś w coś nie wierzy, lub czegoś nigdy nie widział, oznacza że tego czegoś nie ma? A co ze promieniowaniem podczerwonym, polem magnetycznym, itd.? Nie ma ich, bo ktoś nie zobaczył tego na własne oczy?
– A nie zdarzyło się Panu przekonać takiego sceptyka do własnych poglądów?
– A żeby to raz…Jeśli człowiek uparcie twierdzący, że nie istnieje nic poza materią, dostaje w głowę dziesięciokilogramowym garnkiem, który – wydawało by się – sam z siebie leci przez pokój – zaczyna dopuszczać do siebie pewne rzeczy, zaczyna zastanawiać się, czy faktycznie nie dzieje się czasem wokół nas coś niezwykłego.
– Oberwanie po głowie garnkiem, który rzucony jest przez niewidzialną istotę – brzmi komicznie…albo groźnie…
– Niestety nie ma w tym nic śmiesznego, proszę mi wierzyć. Prześladowanie przez tak zwane duchy zdarza się na całym świecie, zjawisko to przyjmuje czasem bardzo groźne formy. Zdarza się, że całe rodziny cierpią z powodu nawiedzeń i szukają pomocy gdzie się da.
– A mnie całe życie powtarzano, że bać się należy żywych ludzi, nie duchów!
– Najczęściej tak jest. Ale duchy – mówiąc bardzo ogólnie – również potrafią być dla nas bardzo szkodliwe. Posłużę się przykładem, opowiadając panu historię z życia – najprawdziwszą! Chce pan?
– Bardzo proszę!
– Grupa młodych ludzi wpadła na pomysł urządzenia sobie spirytystycznego seansu. Jedna z siedzących przy okrągłym stoliku dziewczyn zaczyna mówić nagle męskim głosem, przeraźliwie kląć, rzucać przedmiotami, zachowywać się bardzo agresywnie. Jeden ze świadków zdarzenia mówił, że nie słyszał nigdy wcześniej bardziej makabrycznych dźwięków. Ktoś mógłby powiedzieć – ściema, bajka. Problem w tym, że ta dziewczyna rzuciła się krótko po tym z okna, popełniając samobójstwo. W rodzinie nie było przypadków psychicznych chorób, a ona sama była wcześniej wyjątkowo serdeczną, pogodną osobą…takich historii są setki, tysiące. Duchy istnieją i bynajmniej nie jest to powód do żartów.
– Gdzie Pana zdaniem można spotkać ducha?
– Najczęściej tam, gdzie umierają ludzie. A więc tereny bitew, miejsca kaźni, szpitale… We Wrocławiu znajduje się pewien hotel, w którym ktoś, lub coś ustawicznie odkręca wodę w kranach, rozlewa ją po pokojach, hałasuje nocą po korytarzach. Takich lokacji jest zresztą więcej – Dolny Śląsk nie jest wyjątkiem – zwłaszcza tu odnaleźć można wiele nawiedzonych miejsc…
– Jesteśmy dziś świadkami wielu niepokoi na świecie. Konflikt między Ukrainą, a Rosją, niekończąca się agresja na Bliskim Wschodzie – wymieniać można by jeszcze długo. Czy owa wiara w duchy, nie jest Pana zdaniem w jakimś stopniu zależna od tego, co dzieje się na wokół nas? Czy natężenie kłopotów i zmartwień dnia codziennego nie odpycha nas w stronę tematów lżejszych, intrygujących, atrakcyjnych i mimo wszystko – spokojniejszych?
– To kwestia indywidualna. Dla jednego duchy będą odskocznią od polityki, od finansowych zmartwień, dla innych to właśnie niewyjaśnione fenomeny będą owych zmartwień bezpośrednim powodem. Ludzkość lubi się bać – oglądamy horrory, czytamy powieści grozy. Ale z prawdziwymi duchami, nie mają one zazwyczaj wiele wspólnego…
– Od wielu lat prowadzi Pan Fundację Nautilus. Czym się ona zajmuje?
– Przede wszystkim pomagamy ludziom, którzy stanęli w obliczu trudnej, bądź kłopotliwej sprawy związanej z jakimś niewyjaśnionym zjawiskiem, a którzy nie mogą znaleźć ratunku nigdzie indziej. Bardzo często odwiedzamy takie osoby, bądź rodziny i staramy się im jakoś pomóc.
– W jaki sposób na przykład?
– To, rzecz jasna zależy od sytuacji. Może to być skontaktowanie ich z jasnowidzem, bądź księdzem egzorcystą…
– Nie jest Pan przeciwko Kościołowi?
– Absolutnie nie! Wielokrotnie broniłem publicznie Kościoła. Jak mogę być przeciwko instytucji, która daje ludziom nadzieję, która uczy jak żyć, jak godnie postępować, która mówi o Bogu!
– Jest pan osoba wierzącą?
– Oczywiście, że jestem! Ewangelia i słowa Chrystusa to nauki i przekaz chyba najmądrzejszy ze wszystkich. Oczywiście szanuję każdą inną religię, jest wiele dróg do Boga…
– Pańska fundacja prowadzi również zakrojone na szeroka skalę badania nad UFO. Czym jest UFO?
– Najprościej rzecz ujmując jest to niezidentyfikowany obiekt latający.
– Z pojęciem tym związane jest przekonanie o odwiedzinach naszej planety przez pozaziemskie cywilizacje. Wierzy Pan w to, iż nie jesteśmy sami we Wszechświecie?
– Proszę pana, wkroczyliśmy już dawno w XXI wiek. Największe autorytety z dziedziny kosmologii mówią otwarcie o życiu poza Ziemią. Na meteorytach znajdowane są od dawien dawna ślady DNA organizmów pochodzących z innych miejsc galaktyki. Zaprzeczanie tym teoriom staje się dziś powoli anachroniczne, staje się oznaką zacofania i niedouczenia.
– Ale niepodważalnych dowodów na istnienie kosmitów nikt jeszcze nie przedstawił…
– Nasza fundacja dysponuje największym archiwum w tej dziedzinie w całej Europie. Mamy terabajty danych. Zdjęcia, filmy, doniesienia świadków, niezliczona ilość informacji, które gromadziliśmy ponad dwadzieścia lat. Dowody istnieją, tyle tylko że nie każdy ma do nich bezpośredni dostęp.
– Polacy nadal zdają się śmiać z UFO. Kpić z tego tematu. Różnimy się pod tym względem od innych narodów?
– Rzeczywiście wciąż podchodzimy do sprawy z wielkim dystansem. A nawet lękiem. Ale niepotrzebnie. Minie jeszcze trochę czasu, a ufologia stanie się czymś „normalnym” – pozwolę sobie posłużyć się tu słowem od którego zaczęliśmy rozmowę. Świadomość ludzka musi się jeszcze zmienić, przywyknąć do nowych norm, otworzyć się na możliwości inne, niż te znane z podręczników. Zachód już zaczął zmieniać się pod tym względem, ja mam nadzieję, że nie zostaniemy daleko w tyle.
– Odwiedza Pan czasem Dolny Śląsk?
– To chyba mój ulubiony region Polski. Nie tylko dlatego, że tyle się tu dzieje, że wciąż znajduje się tu tak wiele niezbadanych tajemnic, że znaleźć tu można całe multum zagadkowych spraw. Mieszkańcy Dolnego Śląska są chyba nieco bardziej otwarci na kwestię „niewyjaśnionego”, nie podchodzą do owych zagadnień z ignorancją i lekceważeniem. To mi się u nich szalenie podoba!
Dziękuję za rozmowę.
Antoni Gąssowski
Fot.: archiwum prywatne
Archiwum Nowin Jeleniogórskich 2021
czytaj dalej
[...] Witajcie, dzisiaj opiszę Wam dwie historie. Obie dotyczą snów. W pierwszym śnie śniło mi się, że mój ojciec spadł z dachu, z bloku, bo naprawiał antenę. Później był pogrzeb i zagrano na nim piosenkę Wilków "Son of the blue sky". Nie był on dobrym ojcem, chociaż mam migawki z dzieciństwa też dobrych chwil. Mój ojciec był alkoholikiem, głęboko mnie zranił w dzieciństwie.
Całe życie nie leczył się, doszła do tego schizofrenia. Po rozwodzie rodziców cierpiałam, byłam przez lata zła na niego, ale dziesięć lat temu ostatecznie w swoim sercu mu wybaczyłam. Wszystko. "Zachowaj piękne wspomnienia" - ten wers przewija się przez tą piosenkę i mimo, że nie było kolorowo, to mam łzy w oczach. Widzę ojca jako młodego zagubionego człowieka, który nie wie co się z nim dzieje, nie rozumie nic i ucieka w alkohol. Po wypiciu jest nerwowy, wręcz agresywny, ale zachowam piękne wspomnienia, jak prosił mnie słowami tej piosenki: https://youtu.be/bix1tb6rVeU.
Drugi sen jest na tyle dziwny, że nie wiem o co w nim chodziło: siedzę z ciotkami i mamą w pokoju, nagle dzwonek do drzwi i pada moje nazwisko. Śmierć przyszła do mnie. Rozmawiałam z Nią o Bogu i różnych takich rzeczach, a ona do mnie: koniec wcieleń. I nie wiem czy to oznacza, że o śmierci wyzwolę się z kręgu wcieleń?
Pozdrawiam całą załogę!
Zapomniałam dodać, że w historii o ojcu, kiedy mi się śniła jego śmierć, to było może gdzieś tak kilka miesięcy temu, a latem dowiedziałam się że naprawdę zmarł. Chciał się ze mną pożegnać tym pięknym utworem. Dopiszcie to do mojej historii o śnie o moim ojcu. Dziękuję!
[dane do wiad. FN]
/opis dotarł do FN 2 listopada 2021/
[...] Opiszę Wam moją historię. Niedawno szwagier rozstał się ze swoją żoną. Była ona postrzegana jako bardzo negatywna osoba. Minęło trochę czasu i zaczęłyśmy pisać na messengerze. W końcu do mnie zadzwoniła. Rozmawiałyśmy 1,5 godziny,po rozmowie byłam tak roztrzęsiona, chociaż nie padły złe słowa od niej do mnie. Dochodziłam do siebie dwa dni, skończyło się na tym, że musiałam zażyć ziołowe tabletki na uspokojenie. Taką złą aurę rozsiewa wokół siebie ta kobieta. Jestem osobą wysoko wrażliwą, więc po takich rozmowach czuję się wyczerpana i roztrzęsiona. Na szczęście minęło mi to i dzisiaj czuję się znakomicie. Teraz wiem jak niektóre osoby mogą źle wpływać na kogoś nawet przez telefon. [...]
czytaj dalej
[…] Witam FN, Chciałem opisać dość niezwykłą sytuację, która chyba ma związek z Sai Babą i panem Robertem. W sumie o wydaje się banalne, że na mnie zrobiło ogromne wrażenie. To było 12 września tego roku (2021 – przyp. FN), kiedy w domu na youtube słuchałem audycji pana Roberta, w której opowiadał o Sai Babie i o tym, że awatarzy jak Sai Baba posługują się w komunikacji z ludźmi zadziwiającymi zbiegami okoliczności. Była tam historia o tym, że jego ulubionym znakiem jest pojawienie się motyla. Kiedy tylko w audycji padły te słowa na laptopie wylądował motyl!!! Pobiegłem do drugiego pokoju po telefon komórkowy i chwilę go szukałem, żeby zrobić zdjęcie, tak że trzy minuty mi to niestety zajęło. Jak wróciłem z telefonem, to już motyla nie było. Potem przeszukałem cały pokój, ale go nie znalazłem. Miałem otwarte okno i pewnie wyleciał, ale i tak uważam całe zdarzenie za tak dziwne, że już dawno chciałem Wam o tym opowiedzieć. Może mój opis przyda się do archiwum fundacji. Ja myślę, że to nie był przypadek, bo dosłownie motyl wylądował na laptopie w momencie, kiedy z głośnika padły słowa ‘i posługuje się motylami jako znakami’. Pozdrawiam załogę FN, robicie świetną robotę!
[dane do wiad. FN]
From: […]
Sent: Thursday, April 29, 2021 5:08 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: moja przygoda z Sai Babą
Dzień dobry,
chciałbym coś Państwu na gorąco napisać.
Otóż parę miesięcy temu - to był styczeń albo luty, przeczytałem bodajże na Nautilusie historię o Sai Babie - to była jakaś relacja związana z dwoma radiestetami z ich wizyty w jakimś mieszkaniu. Jeden z nich zauważył, że w pomieszczeniach gdzie wisiał na ścianie wizerunek Sai Baby był "dobra energia". Zaciekawiony tym tekstem wydrukowałem sobie wówczas dwa zdjęcia Sai Baby. Szczerze mówiąc chciałem zrobić "eksperyment" czy cokolwiek się dzięki temu zmieni. Jedno powiesiłem w kuchni, a drugie obok biurka w pokoju (zdjęcie w załączeniu). Wiszą tak do dziś. Pamiętam, że chciałem sobie wtedy kupić na allegro jeszcze jakąś książkę o Sai Babie żeby poczytać coś więcej o jego naukach z ciekawości. Pamiętam, że nie mogłem się wtedy na nią zdecydować i w efekcie jej nie zamówiłem.
Dzisiaj moja żona wróciła z pracy. Rzadko jest w pracy bo pracujemy od początku roku zdalnie z domu. Była w pokoju socjalnym z czajnikiem po wodę. Nalewa wodę z kranu i odruchowo zawiesiła wzrok na regale z książkami. Mamy w pracy taki regał w pokoju socjalnym, gdzie jak ktoś nie potrzebuje książek to może je tam zostawić, a ktoś inny może je sobie zabrać do domu.
I wzrok mojej żony zatrzymał się na książce, którą przyniosła mi dziś do domu (zdjęcie w załączeniu). Jak zobaczyła okładkę od razu rozpoznała ten wizerunek, który przecież "wisi" z nami od kilku miesięcy. Muszę przyznać, że jak zobaczyłem okładkę wydania z 1993 r., które moja żona wyciągnęła z torebki absolutnie mnie zamurowało mnie i poczułem zimny powiew kosmosu na plecach....
PS: Zabieram się za lekturę!
pozdrawiam
[…]
Subject: Obserwacja UFO z dnia 20 sierpnia 2021
Dzień dobry.
Chcę podzielić się moją obserwacją Nola/UFO z dnia 20 sierpnia 2021 r.
Był to piątek . Wracałem z pracy do domu swoim autem. Trasa Słupsk- Barcino.(woj.Pomorskie).
Pomiędzy miejscowościami Kończewo a Kuleszewo po mojej lewej stronie zauważyłem błyszczącą kulę wiszącą nieruchomo w powietrzu na wysokości 40 / 50 metrów nad polem. Dla określenia wysokości posłużyły mi drzewa lasu po mojej prawej stronie. Gdy to zobaczyłem zwolniłem z 90 do 50 km/h i prowadziłem obserwację. Była godzina 17.50. Jadący za mną kierowca Volvo też musiał to widzieć. Widziałem go w moim lusterku wstecznym. On też zwolnił o patrzył w to samo miejsce. Była to metaliczna kula z małą obwódką. Bez żadnych świateł, kolorów.
Średnica na tej wysokości ok 5 m.
Jestem budowlańcem i porównałem to do małego pokoju w bloku na tej samej wysokości.
Obiekt wisiał nieruchomo po czym delikatnie ruszył w lewo potem szybciej w górę i na końcu strzelił w największy biały obłok. Całość obserwacji trwała ok 15 sekund.
W załączniku zdjęcie jak wyglądał obiekt.
Ciągle wiedziałam, że gdzieś już widziałem taką kulę ... Okazało się, że w waszym serwisie. Kiedyś byłem z Państwem na bieżąco. Zdjęcie z waszego archiwum.
W razie pytań proszę o kontakt.
[dane do wiad. FN]
Pozdrawiam serdecznie całą Załogę.
/poniżej grafika przysłana przez świadka/
czytaj dalej
[...] No więc było to w latach 70 ub. stulecia. Rok 1975 lub 1976. Pamiętam, że chodziłem jeszcze do przedszkola, miałem wtedy 5-6 lat. Mieszkałem z rodzicami na jednym z warszawskich osiedli w bloku z wielkiej płyty. Pewnego dnia, ojciec zabrał mnie ze sobą do sąsiada mieszkającego kilka pięter niżej, ponieważ nie chciał zostawić mnie samego w domu. W tamtych czasach niemal wszystkie sąsiadki i sąsiedzi byli wujkami i ciociami i wszyscy się znali.
Starzy siedzieli w swoim pokoju, ja z córką sąsiada u niej w pokoju i w pewnym momencie ona wyjęła jakąś książkę dla dzieci. Nie przypomnę sobie tytułu, ale jak przez mgłę pamiętam, że był w niej krokodyl, jakieś dzieci i zdaje się, że jakaś czarownica, lecz nie dam sobie ręki uciąć. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ wydaje mi się, że ma ona związek z późniejszymi wydarzeniami. Po spędzonym czasie u sąsiadów, wróciliśmy do nas do mieszkania.
Matka już była w domu, wróciła z pracy. Był wieczór i pora spania. Coś około godziny 19-20. Za oknami było już ciemno. Pamiętam, że leżałem na łóżku. Trochę dalej, niż wysokość głowy stała szafa z lekko uchylonymi drzwiami. Co chwila zerkałem w jej stronę i patrzyłem na uchylone drzwi. Za którymś z kolei razem ujrzałem postać, która powoli przesuwała się w kierunku mojego łóżka. Jakby zawieszona w powietrzu sunęła powoli w moją stronę, bezszelestnie.
Przeraziło mnie to co ujrzałem. Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju. W kuchni matka chyba coś gotowała, bo miała chochlę w ręku. Krzyknąłem do niej:
- Mama! Duch! - wskazując ręką na mój pokój.
Matka nie odkładając chochli weszła ze mną do pokoju i zapaliła światło. Przez dwie, trzy sekundy doskonale było widać tę zjawę i wtedy matka odezwała się:
- Co chcesz od mojego syna? lub -Zostaw mojego syna. Coś w tym rodzaju. Wydaje mi się, że zamachnęła się tą chochlą przy tym. Po czym zjawa zniknęła. Rozpłynęła się autentycznie w powietrzu.
Po tym całym widowisku bałem się spać w swoim pokoju, więc przez kilka dni spałem z matką, a ojciec u mnie. Po dwóch czy trzech nocach, ojciec stwierdził, że nie ma żadnych duchów i wróciłem do siebie. Kolejna noc była bez przygód, ale za to poranek zaskakujący. Była chyba sobota, miała przyjść sąsiadka, żeby pinować mnie zanim rodzice nie wrócą z pracy.
Przedszkole nieczynne, więc musiał ktoś ze mną zostać. Po przebudzeniu leżałem z głową skierowaną w stronę ściany kilka minut. W pewnym momencie usłyszałem głos zza pleców, jakby z głębi pokoju
- A tu jesteś Marcinku.
Głos był kobiecy. Poczułem jak łóżko unosi się delikatnie do góry i zaczęło mi w głowie wirować. Trwało to może ze trzy
sekundy. I nagle cisza i spokój. Myślałem, że to może sąsiadka, ale musiałaby być w tym momencie w mieszkaniu i wejść do pokoju, a byłem sam.
Po Kilkunastu latach zapytałem matki, czy pamięta to całe wydarzenie, odpowiedziała, że nie. Tylko nie wiem czy faktycznie nie pamiętała, czy nie chciała pamiętać. Będąc już dorosłym, starałem się przypomnieć sobie jaka to była książka i co w niej było, że wydarzyło się po jej przeczytaniu to co napisałem powyżej. Zapomniałbym o najciekawszym. W przedszkolu, na drugi dzień lub dwa dni później zapytałem tę córkę sąsiada, z którą czytaliśmy książkę, czy był u niej duch? Odpowiedziała, że tak.
W załączniku rendery jak to mniej więcej wyglądało. Drzwi w pokoju były z szybą, więc wpadało światło z kuchni.
Sama postać wyglądała coś w stylu jak na załączonych obrazkach. Podobnie też unosiła się w powietrzu.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
To niezwykła historia z wielu powodów. Jej opis trafił na pokład okrętu Nautilus 10 października 2021, choć autor wcześniej zapowiedział w e-mailu, że opisze to, co przeżył wiele lat temu. Wierzymy w 100 procentach że opisał prawdziwe wydarzenie (podobne opisy mamy w Archiwum FN). Ale w tym przypadku autor jest także znakomitym grafikiem (prosimy spojrzeć na jakość grafik, które załączył do e-maila). To z kolei sprawia, że dokładnie oddał rysunkiem wygląd zjawy, czyli z pewnością udało mu się włożyć w grafikę odrobinę energii tej istoty. Co to oznacza? Będziemy mogli zrobić z tymi grafikami bardzo ciekawe doświadczenie w ramach Projektu Messing. Nie chcemy zdradzać, na czym ono będzie polegało, gdyż wtedy mogłoby się nie udać, ale spróbujemy ustalić z pomocą potężnych polskich mediów kim/czym była ta zjawa.
Autorowi relacji pięknie dziękujemy za opis i rewelacyjne grafiki.
czytaj dalej
[...] Nigdy nie przypuszczałam, że to co widziałam w sierpniu 2015 r. ujrzę udokumentowane dzięki Waszej pracy. Zachowanie UFO, które widziałam ponad 6 lat temu trwało kilkadziesiąt sekund a ja je obserwowałam całkowicie zaskoczona i oczywiście z niedowierzaniem. Dzięki temu,że śledzę na bieżąco i systematycznie wszystko co pojawia się na Waszych cudownych stronach wiem, że to co widziałam było realne i co najciekawsze pojawia się od wielu lat i jest widzialne z różnych miejsc świata. Moja radość nie miała granic gdy ujrzałam zdjęcia i film dnia
Jest to prawie identyczne z tym, co ja widziałam. W mojej obserwacji myślę, że spodek zamaskowany był chmurą.Ta chmura jakby otworzyła się i ze światła w identycznym kolorze jak na Waszym zdjęciu wychodziły, ja napisałam wcześniej wypulsowywały, bo tak to odbierałam, kule. Z tym, że ja widziałam ich więcej. No i drugi etap tego zjawiska to ułożenie się ich w kształt litery V tak jak na zdjęciu "światła nad Salem...lata 50 USA" o czym już do Fundacji napisałam. Jestem szczęśliwa, że to co obserwowałam mogę oglądać na Waszych zdjęciach i filmie, że ułożyło mi się to w jedną całość. Podpierając się też Waszą dokumentacją mogę teraz pokazywać bliskim i znajomym dokładnie to czego byłam świadkiem. Wielki szacunek dla Waszej pracy. Jak zwykle dopisuję "dobrze, że jesteście" i serdecznie pozdrawiam. [dane do wiad. FN]
/poniżej zdjęcie dołączone do e-maila, który przyszedł na pocztę FN 25 sierpnia 2021/
A to moja wcześniejsza korespondencja do Nautilusa
Od dawna pragnę podzielić się tym, co zobaczyłam 6 sierpnia 2015 roku z Waszą Fundacją. Mieszkam w centrum Torunia w dzielnicy Mokre. Wieczorem około godziny 22.15 wyszłam na balkon. Po gorącym dniu przyjemnie było oddychać rześkim powietrzem. Spoglądałam w bezchmurne , pełne gwiazd niebo. Nagle mój wzrok przyciągnął jakiś ruch na niebie.
Była to chmura, z której zaczęły jakby wypulsowywać kule światła ( jakoś racjonalnie chciałam myśleć, że to może baloniki). W chmurze też dojrzałam światło. Te białe kule ( było ich 5 albo 7) zaczęły poruszać się pionowo w dół. I nagle, w mgnieniu oka, ułożyły się poziomo w kształcie litery V ( jeden bok miał o 1 kulę więcej) i bezgłośnie przeszły około 50-100 m nad moim blokiem.
Całe zjawisko trwało 40 do 60 sekund. Trudno mi jest to określić. Przerażona uciekłam z balkonu do mieszkania i podzieliłam się tym, co widziałam z mężem. Do dnia dzisiejszego wspominam z niedowierzaniem to, co zobaczyłam. Jest to tak nieprawdopodobne, że podzieliłam się "moją przygodą" tylko z najbliższymi, no i teraz z
https://www.nautilus.org.pl/zdjecie-dnia,1316,ufo-nad-salem---lata-50-te-usa.html
Jestem Waszą wierną czytelniczką. Raz podzieliłam się z Wami swoją przygodą z UFO. Link powyżej. Jakież było moje zdziwienie, zaskoczenie a jednocześnie niesamowite zadowolenie gdy na zdjęciu dnia UFO NAD SALEM - lata 50-te, USA zobaczyłam dokładnie to co ujrzałam 6 sierpnia 2015 roku. Teraz widzę jak nieprecyzyjnie opisałam to co ukazało mi się na niebie. Pomyliłam ilość świateł licząc jedno podwójnie. Byłam jednak wtedy pod takim wrażeniem i tak zaskoczona całą sytuacją, że było mi samej trudno uwierzyć w to co zobaczyłam. Serdecznie pozdrawiam moją ulubioną Fundację no i oczywiście dodam, jak dobrze, że jesteście[...]
I jeszcze taka ciekawostka z naszej poczty... ;)
-----Original Message-----
From: e[...]
Sent: Tuesday, August 24, 2021 3:45 PM
To: FN
Subject: Podziękowanie
Szanowny Panie Robercie,
Nadal i wciąż słucham Pana Świadectw z misji którą Pan prowadzi.
To bardzo ciekawe.
Ma Pan rację. Wielu ludzi , ale także tych z mojego otoczenia ma zdecydowanie " szeroki " światopogląd i doceniamy Pana pracę.
A podziękowanie moje jest dość niezwykłe. Proszę zobaczyć króciutką scenkę, która rozegrała się w tzw tle. ..gdy słuchałam Pana audycji.
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Saturday, August 21, 2021 2:54 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dziwny sen
Witam droga fundacjo.
Chciałem się z wami podzielić niezwykłym snem, który nawiedził mnie dzisiaj w nocy tj. 21.08.2021 i to w dniu moich 27 urodzin ale do rzeczy. Śniło mi się, że skacze z dachu nie czułem żadnego upadku ani bólu tylko zrobiło się ciemno tak jakbym zamknął oczy i wtedy w tej ciemności poczułem jakbym się gdzieś przenosił, unosił jakbym siedział na jakiejś kolejce, w bardzo szybkiej windzie ale czułem, że to ja się unoszę. W pewnym momencie przestało być czarno i zobaczyłem z oddali miasto ale nie takie ziemskie tylko jakby starożytne. Unosiła się nad nim taka czerwona poświata jakby świeciło na czerwono a wokół była pustynia. Przykładem mogą być filmy z Grecji gdzie w nocy podczas pożaru lasów było czerwono od ognia. To trwało chwile następnie znów zacząłem się unosić i zobaczyłem kolejne miasto tylko całkowicie inne. Nad nim była niebieska poświata promieniowało od niego takie jasne światło kompletnie nie nie wiedziałem co się dzieje. Najbardziej utkwiło mi w pamięci poprzednie ale to również widziałem dokładnie i tez trwało to chwile. Zrobiło się znów ciemno poczułem jakbym wystrzelił w gore aż mną trzęsło i nagle zrobiło się szaro całkowicie szaro jak we mgle tylko była bardziej gęsta nie widziałem nic i w tym momencie obudziłem się. Czy zdarzały wam się podobne przypadki ? Co to może oznaczać ? Kompletnie nie wiem co o tym myśleć. Taki sen zdarzył mi się pierwszy raz. Pozdrawiam [...]
czytaj dalej
Mam potwierdzenie historii Jana Wolskiego z 1978 roku, koniecznie ze mną porozmawiajcie! – taką wiadomość otrzymaliśmy od mieszkańca z zachodniej Polski. Jego opowieść wprawia w zdumienie i nie można tego wykluczyć, że faktycznie ma związek z Bliskim Spotkaniem Trzeciego Stopnia w Emilcinie. Już kiedyś prezentowaliśmy tę historię w serwisie FN, ale po kolejnej rozmowie z autorem (19 lipca 2021) prezentujemy ją w dziale XXI PIĘTRO - TWOJA HISTORIA, co obiecaliśmy autorowi relacji. Warto bowiem, aby tak szczególne relacje były przypominane, gdyż... szkoda, aby przepadły w gigantycznej liczbie kolejnych wiadomości publikowanych w serwisach FN.
Z punktu widzenia materiału zgromadzonego przez FN historia Bliskiego Spotkania III Stopnia z UFO w Emilcinie jest prawdziwa w stopniu absolutnym. Co to oznacza? Mamy taki własny test, który wielokrotnie został zweryfikowany przez życie. Pozornie jest on bardzo bolesny dla sprawy, ale na koniec prawda lśni wielokrotnie bardziej efektownie. Na czym ten „test” polega?
Otóż jeśli coś jest prawdziwe, to można to opluć, oblać szambem kłamstwa na sto tysięcy sposobów, a to i tak nic nie da. Jeśli bowiem dane wydarzenie naprawdę się zdarzyło, to obroni się bez najmniejszego problemu i wyjdzie z tego zwycięsko. Przykład? Pojawia się mega-idiotyzm o tym, że Emilcin jest „efektem hipnozy - święć Panie nad jego duszą – domorosłego naprawiacza telewizorów z Lublina Witolda Wawrzonka”? A to nagle pojawiają się rozmowy z jego żoną i synem, którzy opowiadają o tym, jak to było naprawdę i całe ordynarne kłamstwo i bezczelną manipulację związaną z p. Witoldem Wawrzonkiem „rozbijają w pył” .
I jeszcze przykład z ostatnich miesięcy związany z Emilcinem – oto dotarła do nas „teoria demaskująca Emilcin” o tym, jak to Rosjanie testowali bio-roboty na polance w Emilcinie, a „naiwniaczki” kupiły opowieści Jana Wolskiego i innych świadków przelotu UFO z Emilcina (rodzina Popiołków, choć nie tylko) za UFO, a to był zwykły, banalny rosyjski dron… I znowu zasada „prawda się musi obronić” działa bezbłędnie.
Wtedy oficjalnie zwracamy się do naszych rosyjskich kolegów z prośbą odpowiedzi, czy w 1978 roku rosyjska armia dysponowała armią „małych biorobotów poruszających pojazdami latającymi w kształcie prostopadłościanów bez śmigieł i silników odrzutowych”. I tak dalej i tak dalej – każdy idiotyzm zbudowany na kłamstwie i manipulacji można bez trudu wyśmiać i wykazać, że są to wierutne brednie. Prawda danego wydarzenia bowiem - jak w tym pięknym powiedzeniu poniżej – bez trudu się obroni sama, nawet nie wystarczy jej specjalnie pomagać, choć akurat to nie zaszkodzi.. ;)
Ale czasami pojawiają się takie rzeczy i relacje o wydarzeniach, które weryfikować jest bardzo trudno ze względu na postawę świadka. Oczywiście nie zgadza się on na publikację imienia, nazwiska, nazwy miejscowości i w ogóle niczego. Co chwilę powtarza, że „on nie poszukuje rozgłosu” i że nie chce, aby pokazywali go sąsiedzi palcami, że „zwariował i gada o UFO”. Tego typu stawianie sprawy oczywiście jest dowodem na to, że na pewno nie robi tego dla „sławy i rozgłosu”, ale nas stawia w trudnej sytuacji, gdyż w zasadzie nie możemy w żaden sposób zaprezentować danej historii w sposób wiarygodny. Cóż to za relacja bez imienia i nazwiska, a nawet miejscowości, w której mieszka świadek? Jaka jest wartość takiego świadectwa?!
Jednak to jest Polska i z podobnymi problemami stykami się dosłownie codziennie. Paniczny lęk przed stygmatyzacją „tego wariata od UFO” jest tak silny, że najciekawsze wątki i historie po prostu do nas nie docierają, gdyż ludzi paraliżuje zwierzęcy strach przed opinią środowiska, rodziny, sąsiadów czy znajomych. I tak w 100 procentach prawdziwe zjawisko jakim jest UFO jest spychane do getta „zabawnych ciekawostek z ostatnich stron tabloidów”. I tego niestety nie zmienimy.
Ten wstęp był konieczny, aby zaprezentować szerszy kontekst historii, która jest związana z panem – nazwijmy go – L.
Mimo jego oporu przed jakimkolwiek ujawnieniem udało nam się go namówić, aby nagrać z nim relację i bez pokazywania twarzy (zmieniając głos) przedstawić jego relację. W wakacje planujemy wyjazd do miejscowości gdzie mieszka i wspólnie z L. udać się na miejsce całego wydarzenia, które miało miejsce 40 lat temu na kilka tygodni przed tym, co przeżył Jan Wolski.
Ale zacznijmy od początku.
Na pokład okrętu Nautilus dostaliśmy ciekawą i dość intrygującą wiadomość, którą cytujemy poniżej.
[…] Potwierdzam wszystko, co powiedział p. Jan, znam jeszcze kilka innych szczegółów. Jest to prawda, Zapraszam kogoś kompetentnego do korespondencji. […]mam konkretne i namacalne , może nie dowody ale informacje. Nawiąże kontakt z osobami, które są zainteresowane, ciekawe tematu, oraz mają wyobrażenie inne niż twardogłowi maluczcy i ciaśniej myślący ludzie […]
Przez brak czasu odpowiedź z naszej strony nie była natychmiastowa, więc dostaliśmy kolejną „ponaglającą” wiadomość.
[…] Dlaczego nie odpowiadacie? Mam konkretne fakty o p. Janie z Emilcina, to nie kłamstwa, chcę potwierdzić jego wypowiedzi, znam też więcej informacji. Czy ktoś się odezwie, to co widział p. Jan , było potwierdzeniem tego, co ja zaobserwowałem 40 lat temu. Jeżeli nikt nie podejmie dyskusji, to wszystko pójdzie w zapomnienie, nie szukam poklasku […] Proszę o poważne podejście do tematu. Pozdrawiam. […]
Wreszcie odezwaliśmy się, nawiązaliśmy kontakt, a wreszcie udało nam się porozmawiać w sieci przez komunikator społecznościowy z możliwością transmisji wideo.
Pan L. okazał się dobiegającym 60-tki mieszkańcem małego miasta w zachodniej Polsce, które znajduje się w województwie lubuskim. Już pierwsze dwie minuty rozmowy za pomocą komunikatora internetowego (z transmisją wideo) pokazały, że nie mamy do czynienia z żadnym oszustem, ale człowiekiem, który naprawdę coś przeżył i chce o tym opowiedzieć. Jego relacja jest zdumiewająca z jednego powodu, o którym powiemy na końcu.
Historia Bliskiego Spotkania z UFO pana L.
W tym roku świadek i jego kolega mieli po 19 lat. Był 1978 rok, mała miejscowość w pobliżu Gorzowa Wielkopolskiego. Jak opowiada świadek było to „na kilkanaście tygodni przed spotkaniem Jana Wolskiego z UFO”, czyli można podejrzewać, że wszystko wydarzyło się w lutym albo marcu 1978 roku. Data tego wydarzenia jest bardzo ważna, gdyż to jest jeden z tych elementów, które pan L. uważa za jednoznacznie łączący go z historią z Emilcina. Drugim jest kształt pojazdu, a trzecim wygląd istot.
Straciliśmy 1-2 godziny… po prostu zaćmienie!
Było ok. 12.00-15.00 (świadek nie był w stanie podać precyzyjnej godziny), kiedy razem z kolegą szli drogą w pobliżu pola. Jego kolega wszystko dokładnie pamięta, ale jest obecnie – jak powiedział L. – bardzo szanowanym biznesmenem, zatrudnia 50 osób i najchętniej by o tym wszystkim zapomniał z obawy przed ośmieszeniem w środowisku, gdyż ludzie „śmieją się z tych, co mówią o UFO”. Razem zobaczyli lecący nad ziemią pojazd o zdumiewającym kształcie. Jak daleko był od nich? Ok. 50 metrów, czyli bardzo blisko. Miał on kształt prostopadłościanu (przypominał autobus – to także kolejny element nawiązujący do opowieści Jana Wolskiego), ale był minimalnie większy od tego, który opisywał Jan Wolski.
Jego wymiary świadek podał orientacyjne, ale wysokość określił jako 6 metrów, długość ok. 10 metrów, szerokość 4-5 metrów. Z przodu pojazdu było małe światło w kolorze zielonym, które błyskało co 5 sekund. Nie było jakichkolwiek drzwi czy okien – jedynie jednolita powierzchnia. Pan L. poproszony o wykonanie rysunku pojazdu zrobił go, a następnie pokazał do kamery swojego komputera. W miejscach małych poprzecznych kresek znajdowało się coś, co określił jako „sprężynki”, lecz tego czym były nie sprecyzował. UFO wydawało z siebie delikatny dźwięk przypominający elektryczne buczenie.
Poproszony o opis pojazdu L. napisał tak:
[…] Jeżeli chodzi o kolor: tak jak szron w zimie, jasny lód pokryty szronem, poruszał się bardzo wolno, prawie zatrzymał się w miejscu, sądząc po szumie jaki wydawał z ogromną prędkością podleciał do nas (wysoki dźwięk, do niskiego , przy małej prędkości). Jak wspomniałem co kilka sekund z przodu jasnozielone światło, znajdował się tuż nad przydrożnymi drzewami, a my na szosie w odległości ok. 15-25 metrów. Dźwięk, najszybciej przypominął odkurzacz tylko o różnej tonacji , w zależności od szybkości poruszania. Pojazd prawie stał w miejscu pobiegliśmy do niego , wtenczas jak mówiłem panu urywa się film, wreszcie film wraca ale my z trwoga biegniemy w odwrotnym ..kierunku..
I teraz najciekawsze: obaj pamiętają, że podjęli decyzję, aby jak najszybciej uciec od tego pojazdu. I zaczynają biec, ale nagle powstaje – jak to się wyraził świadek „zaćmienie, jakieś zatrzymanie w czasie” – po czym obaj biegną, ale… znajdują się w zupełnie innym punkcie przestrzeni i biegną w zupełnie innym kierunku niż pierwotnie!
Ani słowa rodzinie czy znajomym!
Wrócili przerażeni do domów. Postanowili, że nie będą o tym wydarzeniu mówić ani rodzinie ani znajomym. I słowa dotrzymali do dzisiaj, czyli do maja 2018! Zapytany, dlaczego w takim razie skontaktował się z Fundacją Nautilus świadek odpowiedział, że chce potwierdzić to, co mówił Jan Wolski, bo jak tego nie zrobi, to wszystko „pójdzie w zapomnienie”. Co chwila powtarzał kilka zdań. A to, że „nie chce rozgłosu” albo że „pojazd wyglądał trochę inaczej niż na rysunkach, które są w sprawie Jana Wolskiego”.
/tak opisywał pojazd Jan Wolski – grafika z dokumentacji FN/
Od momentu spotkania z UFO stała się jednak rzecz zadziwiająca, a w zasadzie dwie. Po pierwsze jak mówi świadek – coś wtedy się z nim zmieniło i zaczął świat widzieć cyt. „z zupełnie innego wymiaru”. Zaczął mieć wizje jasnowidcze dotyczące przeszłości albo przyszłości, ale – jak wyjaśnił – „on tego nie używa, bo jest to dla niego zakazane. Ma różne wizje, ale nie chce tego używać i od razu wrzuca to do kosza”. Jednak tego dnia podczas spotkania z UFO jego zmiana była na tyle duża, że zauważył u siebie jeszcze jeden, zdumiewający dar. W czasie połączenia wideo pokazał nam próbkę swoich możliwości i musimy przyznać, że dosłownie „wbił nas w ziemię”. Musimy jeszcze zadać świadkowi pytanie, czy możemy ujawnić, na czym ten dar (umiejętność) polega, gdyż ujawniając go może on być błyskawicznie rozpoznany w swoim środowisku, a jak wiemy bardzo chciał uniknąć rozpoznania go przez rodzinę lub znajomych. Możemy tylko powiedzieć jedno: jego umiejętność naprawdę zapiera dech w piersiach i nigdy wcześniej nie widzieliśmy człowieka, który jest w stanie to robić… To jest ta sprawa, która może być dowodem na to, że L. mówi prawdę.
Mgliste wspomnienia spotkania z jakimiś dziwnymi istotami
Ale od spotkania z UFO zaczęło się coś jeszcze. Świadek opowiada, że zaczął mieć „przebłyski” w swojej pamięci spotkania z istotami, które nie były ludźmi. Ich opis jest zbliżony do tego, co mówił Jan Wolski.
I jeszcze jedna ciekawostka. 15 lat później (czyli w 1993 – przyp. FN) w tym samym miejscu wiele osób widziało unoszący się jasny obiekt. Było to w nocy i ktoś wezwał nawet straż pożarną. Miejscowa ludność zinterpretowała to wydarzenie jako manifestację religijną. Ludzie mówili, że „pojawiła się Matka Boska”. W lokalnej prasie pojawiły się artykuły, że nad tą miejscowością było widziane UFO (chcemy dotrzeć do tych artykułów, kiedy przybędziemy na miejsce, a planujemy to w te wakacje). Pan L. ofiarował swoją pomoc w pokazaniu nam dokładnie tego miejsca, gdzie doszło do wydarzenia, a także w dotarciu do świadków manifestacji UFO w 1993 roku.
Relacja jest na tyle intrygująca, że zamierzamy pojechać do świadka i zrobić bardziej szczegółową dokumentację tego zdarzenia. Będziemy go namawiać do tego, aby zgodził się zaprezentować czytelnikom serwisu FN swoją zdumiewającą umiejętność… nie sposób tego w żaden racjonalny sposób wyjaśnić, ale – gwarantujemy – dosłownie wbija w ziemię.
Dlaczego to potwierdza opowieść pana L.?
Bardzo często osoby uczestniczące w Bliskim Spotkaniach III Stopnia zmieniają się i po takich spotkaniach zauważają u siebie pozazmysłowe zdolności. Maja wizje jasnowidcze, zdolności do telekinezy lub telepatii. Powodem tego jest albo specjalna ingerencja obcych istot, albo – co bardziej prawdopodobne – samo przebywanie w pobliżu takich istot, które mają o wiele większą wibrację związaną z poziomem duchowym, doprowadza do samoczynnego podniesienia się ich poziomu, czego efektem jest „dodatkowy pakiet umiejętności”.
Czy ta historia jest potwierdzenie Emilcina?
Emilcin jest dostatecznie udowodniony i praktycznie nie potrzebuje żadnych nowych dowodów, ale faktycznie zbieżność w czasie obu zdarzeń, wyglądu pojazdu i samych istot może wskazywać na to, że Jan Wolski i świadek L. mieli okazję spotkać się z tą samą załogą pojazdu. Jan Wolski jednak pamiętał wszystko – każdą minutę spędzoną na pokładzie statku, co od dawna jest uważane za dowód na to, że obcy tak dokładnie chcieli. On miał to pamiętać z jakiegoś powodu! Podobnie zachowanie się pojazdu tuż po spotkaniu z Janem Wolskim było zdumiewające. UFO przeleciało nad centrum Emilcina, przez chwilę zawisło nad gospodarstwem państwa Popiołków, po czym z ogromnym hukiem wystrzeliło w górę. Wszystko to działo się na oczach świadków, w tym dwójki dzieci państwa Popiołków (Zbigniew Blania-Bolnar mówił wielokrotnie, że świadków tego startu obiektu z centrum Emilcina było więcej, ale ludzie bali się do tego przyznać). Adaś Popiołek i jego siostra bardzo precyzyjnie opisywali obiekt, który widzieli tuż po tym, jak zakończyło się Bliskie Spotkanie Trzeciego Stopnia Jana Wolskiego.
Relację Adama Popiołka już jako dorosłego człowieka można obejrzeć w programie „Na każdy Temat”, który znajduje się w naszym Archiwum Wideo FN.
From: [...]
Sent: Wednesday, July 21, 2021 2:15 AM
To: xxi@nautilus.org.pl
Subject: Dot. artykułu- Straciliśmy 1-2 godziny
FN, XXI PIĘTRO
W artykule - Straciliśmy 1-2 godziny- piszecie że chcecie dotrzeć do artykułów na temat obserwacji UFO w Lubuskiem. Wpisałem: Gazeta Lubuska widziano UFO- i wyskoczyły te artykuły: https://gazetalubuska.pl/ufo-nad-lubuskiem-co-widzial-nasz-czytelnik-czy-to-kolejny-fotomontaz-postanowilismy-zbadac-sprawe/ar/13964956
Sam przed laty pisałem w komentarzach, na Waszej FN, o obserwacji armady UFO nad Wrocławiem- ale nie było zainteresowania. Leciały bardzo nisko, z początku było ich 7, potem zrobiło się 14. W miejscu dzisiejszego wieżowca Sky Tower stał inny- o połowę niższy Poltegor. Zrobiłem wizualizacje komputerowe, miałem już dawno je wysłać. Z tej okazji wysyłam je teraz. Za parę dni wyślę opis zdarzenia. Też nie szukam rozgłosu.
[...]
czytaj dalej
[...] Dzień dobry Państwu, Od dłuższego czasu przeglądam informacje o wydarzeniach jakie miały miejsce począwszy od lat 70-tych do dnia dzisiejszego w okolicach Jeziorka Czerniakowskiego na warszawskiej Sadybie. Szczęście w nieszczęściu, mam pewną historię, z którą chciałbym się podzielić z Państwem. Wszystko co przedstawię.jest oparte na relacjach mojej Babci, która była świadkiem tego zdarzenia. Miało to wszystko miejsce w okolicach przełomu wiosny i lata 1982 roku. Był to wieczór, tuż po godzinie 19, więc moja Babcia postanowiła położyć już w łóżeczku moją malutką Mamę. Dziadek również był zmęczony, więc postanowił się zdrzemnąć na kanapie w dużym pokoju.
Po pewnej chwili w mieszkaniu zaczęło migać światło. Nie trwało to długo, ponieważ migania ustały po ok. 20 sekundach. W przeciągu kilkudziesięciu sekund, Babcia dostrzegła (mieli widok na Wisłę oraz Jeziorko Czerniakowskie) za Kościołem pw św. Antoniego z Padwy (czyli na polach między budynkiem a bezpośrednio Jeziorkiem) całkiem okazałych rozmiarów świetlistą kulę. Jej charakterystyczną cechą było to, że pulsowała światłami, tzn. barwy przemieniały się od biało-żółtego do jasnej czerwieni oraz to, że nie przemieszczała się tylko wisiała nad jednym miejscem. Wystraszyła się, postanowiła obudzić Dziadka, aby też to ujrzał. Po około dwuch lub trzech minutach światło powoli słabło aż w ostateczności zniknęło. Następnego ranka, Babcia z małym wózeczkiem udała się na spacer w to miejsce lecz nic nie wskazywało na obecność sprzed kilkunastu godzin świetlistego obiektu. Żadnych śladów, zapachów... kompletnie nic.
To tyle jeżeli chodzi o tą historię. Postanowiłem się nią podzielić, ponieważ jak na początku napisałem zacząłem się tymi tematami interesować a po drugie widzę, że jest spore zaciekawienie co do zjawisk z tego miejsca w Warszawie. Serdecznie pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Pozdrawiam serdecznie Fundacje Nautilus. Dziekuje Wam bardzo ze jestescie a takze aby pomoc mi zrozumiec moje doswiadczeniana ktore obecna –“materialna wiedza” nie ma wytlumaczenia.
Kilka tygodni temu Ktos z tamtego wymiaru mocnym glosem powiedzial do mnie slowo SIDDHARTHA. Nigdy wczesniej nie slyszalem takiego slowa. Spojrzalem do Wilkipidia. Slowo SIDDHARTHAjest utworzone z dwoch slow w jezyku Sanskirt-w jednym z najwczesniejszych jezykow w Indiach. Ono oznacza.Ten ktory odnalazl sens istnienia lub ten ktory osiagnal wszystkie cele.
W rzeczywistosci imie BUDDY,zanim osiagnal swoje cele bylo SIDDARTHA Gautama Ksiaze Kapilavastu. Powstala takze nowela w 1922 roku o tym tytule w ktorej opisana jest duchowa podroz do odkrycia siebie. Swiat duchowy pokazuje nam wlasciwa drogei kieruje nas w kierunku szacunku do Wszystkiego I Wszystkich. Kilka dni pozniej doswiadczylem czegos fascynujacego.
Piec lat temu bylismy z zona na wakacjach w Meksyku. Po opuszczeniu hotelu I bedac juz w samolocie zorientowalem sie ze zapomnialem zabrac z pokoju hotelowego swoja kurtke. W jednej z jej kieszen zawsze nosilem Rozaniec.
Mial on dla mnie szczegolne znaczenie bo podarowal mi go kolega w Polsce. Przez dlugi czas modlil sie on majac go w swoich rekach. To wyzwolilo go z “ciezkiej choroby psychicznej”.
Pomyslalem sobie wtedy ze tak wlasnie mialo byc I byc moze ten Rozaniec pomoze komus w potrzebie. On ma w sobie bardzo duzo Pozytywnej Energii.
Kilka dni temu wlozylem reke do nowej kurtki I byl w niej TEN Rozaniec. Po powrocie z Meksyku przeszukalem wszystkie rzeczy dziesiatki razy I nic nie znalazlem. Slyszalem o tego rodzaju rzeczach ale dla mnie bylo to pierwszy raz.
Caly czas szukam Prawdy odnosnie sensu istnienia pomimo tego ze chyba wiem o co chodzi. To jest jak glod ktorego nie mozna zaspokoic. Dwa zdarzenia z dwoch roznych religii a jednak maja ze soba cos wspolnego.
Mysle ze wiekszosc religii ma wspolny przekaz tj. Milosc bez Granic.
Pozdrawiam Was I Wszystkich Czytelnikow bardzo serdecznie.
Rysiek
[dane do wiad. FN]
/poniżej zdjęcie załączone do korespondencji, którą dostaliśmy 3 czerwca 2021/
I jeszcze jedna historia z różańcem - rozmawiał nasz współpracownik z pokładu okrętu Nautilus - "Gryzonek".
czytaj dalej
Witam Szanowną Redakcję.
Parę lat temu Waszą stronkę polecił mi znajomy i od tamtej pory jestem Waszą wierną fanką.
Wasze artykuły otworzyły mi oczy na wiele aspektów życia i nie tylko :)
Długo zbierałam się, żeby podzielić się z Wami moją historią na temat snów z osobami zmarłymi.
Otóż przyszedł do mnie we śnie mój nieżyjący dziadek.
Ale od początku. W 2008 roku pracowałam w jednej firmie i z moim tatą i chłopakiem (obecnie mąż). Firma ogłosiła upadłość i wszyscy straciliśmy pracę.
Sytuacja na ryku pracy była na tyle nieciekawa, że nie mogliśmy znaleźć pracy przez parę miesięcy.
Pamiętam jak dzisiaj jak płakałam do mojej mamy zastanawiając się co jest ze mną nie tak, że nie mogę znaleźć pracy.
Wieczorem położyłam się spać i miałam dziwny sen - tak realistyczny jakbym dosłownie śniła na jawie.
Przyszedł do mnie mój nie żyjący od 3 lat dziadek, z którym byłam bardzo zżyta.
Pamiętam, że byłam w pokoju bez żadnych mebli, okien, świateł a było bardzo jasno.
Nagle podszedł do mnie mój dziadek tylko taki młodszy - zmarł mając 82 lata a we śnie miał najwyżej 60 lat.
Dokładnie widziałam jego twarz, ubrany był w koszulę w kratę. Zaczął do mnie mówić ale nie poruszał ustami tylko się uśmiechał.
Biło od niego takie ciepło i wielka miłość. Powiedział mi żebym się nie martwiła bo niedługo wszystko się ułoży i będzie wszystko dobrze.
Jak się obudziłam nie bałam się. Czułam takie mega ciepło na sercu, jakby motyle w brzuchu - ciężko mi opisać to uczucie - nigdy czegoś takiego nie czułam no i niesamowity spokój wewnętrzny.
Rzeczywiście po niecałym miesiącu wszystko się ułożyło. W jednym dniu pracę dostaliśmy ja z moim chłopakiem a tato tydzień wcześniej.
Dodam, że bardzo mocno wierzę w reinkarnację i wędrówkę dusz.
Mojego tatę z dziadkiem łączyła niezwykła więź - czegoś takiego nie widzi się na co dzień. 7 lat temu czyli 9 lat po śmierci dziadka urodził się mój syn. Ponownie zobaczyłam tą niezwykła niesamowitą więź. Syn jest w ogóle bardzo podobny do mojego dziadka.
Uwielbia wędkarstwo, prace w ogrodzie - dzieci w jego wieku raczej wolą komputer- jest małą złotą rączką :) wierzę i mam nadzieję, że mój syn jest kolejnym wcieleniem moje dziadka.
Pozdrawiam Was serdecznie życząc dużo zdrowia w tych dziwnych czasach.
Proszę o zachowanie moich danych do Waszej wiadomości.
Pozdrawiam,
[dane do wiad. FN] /e-mail i opis snu dostaliśmy 13 maja 2021/
Witam,
Do napisania tego e-maila skłonił mnie opis snu jednego z Waszych czytelników, z 14 maja 2021 roku. Właśnie tej samej nocy 1415 maja mój znajomy miał podobny sen. śniło mu się, że 17 maja 2023 roku (ta data cały czas powtarza mu się w snach od ponad 10 lat - kiedyś pisałam do Was o tych dziwnych snach) przechadzał się ulicami wielkiej europejskiej metropolii (jednak w śnie nie wiedział o jaką chodzi). Nagle na niebie coś rozbłysło, usłyszał wielki huk, przeraźliwy krzyk ludzi i ujrzał wielki łuk ognia. Sen wywarł na nim wielkie wrażenie, bo był bardzo realistyczny i spowodował w nim wielki niepokój. Mam nadzieję, że do tych wydarzeń nigdy nie dojdzie i sen okaże się jedynie majakiem sennym.
[...]
czytaj dalej
[…] Dzień Dobry, Jestem czytelnikiem Waszego znakomitego serwisu od niedawna i chciałem opisać bardzo dziwną sytuację, która wydarzyła się […] w szpitalu powiatowym w […] zamienionym w tzw. szpital covidowy. Nie chcę, aby ktokolwiek dowiedział się o tym, gdzie jest ten szpital, bo jedną z osób uczestniczących w tym całym tragicznym wydarzeniu była moja żona, która pracuje tam jako pielęgniarka. O tej sprawie pisały media i nie chcę, aby moja żona miała kłopot, a także jeszcze ten lekarz i jeszcze inna koleżanka żony. Jeśli zdecydujecie się opublikować tę historię w XXI piętrze, to tylko pod warunkiem, że usuniecie nazwę szpitala i miejscowość, a także datę. Już wyjaśniam, co się stało. Lekarz na oddziale popełnił błąd i nie zauważył, że bardzo spadło ciśnienie tlenu w systemie. Musicie Państwo wiedzieć, że koronawirus zabija ludzi w taki sposób, że oni się duszą i są najpierw półprzytomni z powodu niedotlenienia mózgu, a potem umierają. Personel szpitalny nigdy wcześniej nie miał do czynienia z taką liczbą osób nagle na granicy życia i śmierci, proszę mi wierzyć, że moja żona wracała z płaczem do domu, bo chwilami była bezradna. Tego dnia, kiedy lekarz nie zauważył tego, że obniżyło się ciśnienie w systemie pechowo zdarzyło się to, że mieli dwa pilne transporty do szpitala wojewódzkiego z R-ki, więc było trochę zamieszania i nie ma co go za to winić. W każdym razie ludzie nagle zaczęli najpierw się dusić, a potem dopiero moja żona zorientowała się, że coś nie tak jest z ciśnieniem i wtedy przestawiano ludzi jak oni mówią „na butle”, ale przynieść butle z magazynu to nie jest takie proste. Te dziewczyny robiły co mogły, ale nie zdążyły i kilka osób zmarło. W mediach było tylko o dwóch osobach, ale naprawdę przez te wypadek zmarło więcej, ale to inna sprawa. Zarówno ten lekarz, jak i moja żona i jej koleżanka przeżyli załamanie. Tego się nie da opisać słowami, ale wierzcie mi, że to są też ludzie i jak nie można komuś pomóc bo ona umiera, to nie ma nic gorszego. Rzeczy, które ludzie pracujący w szpitalach przez tę potworną zarazę muszą przeżywać trudno nawet opisać.
Ale teraz wyjaśnię, dlaczego piszę do Fundacji Nautilus. Był jeden pacjent, który mimo bardzo niskiej saturacji cały czas był świadomy i nawet tuż przed śmiercią żartował. Niestety zmarł i jego śmierć bardzo dotknęła ludzi, którzy nie zdążyli go uratować, w tym moją żonę. Wszyscy płakali i mimo że w tym zawodzie śmierć do nic szczególnego, ale to są bardzo młodzi ludzie (ten lekarz i moja żona są mniej więcej w tym samym wieku, czyli ok. 30-stki).
Tydzień temu w nocy mojej żonie przyśnił się ten pacjent. Był w jasnym świetle, bardzo szczęśliwy, wręcz promieniał szczęściem. Powiedział, żeby już przestała się martwić, bo jemu jest dobrze. Sen był niezwykle realistyczny, po przebudzeniu żona od razu mi powiedziała, że we śnie dostała od tego człowieka znak i już nie będzie się martwić.
Przyszła do szpitala i tam dosłownie ścięło ją z nóg, bo ten sam sen tej samej nocy miała jej koleżanka pielęgniarka, a także ten lekarz, czyli trzy osoby miały ten sam sen! Przyśnił im się ten sam pacjent w takim jasnym świetle. Nie wiem, czy spotkaliście się z takim przypadkiem, ale to się zdarzyło i moim zdaniem jest dowodem na to, że zmarli potrafią kontaktować się z żyjącymi przez sen i to wcale nie musi być ich najbliższa rodzina, ale obcy ludzie.
Jeszcze raz proszę, aby usunąć nazwę miejscowości, moje nazwisko i nazwę szpitala, jeśli zdecydujecie się na publikację.
Bardzo dziękuję za odpowiedź i to, że mogłem opisać to wydarzenie. Podaję dokładnie datę tego snu – […]
Pozdrawiam całą redakcję
[dane do wiad. FN] [e-mail z opisem historii dostaliśmy 28 kwietnia 2021]
/poniżej tekst z najnowszej Polityki, z którego zdjęcie zostało użyte jako grafika - historia opisana przez naszego czytelnika nie dotyczy tego szpitala!/
czytaj dalej
[...] Dzień dobry,
Piszę do was jako wieloletni czytelnik i na wstępie pozdrawiam wszystkich załogantów. Czytam was od ponad 10 lat i zacząłem wchodzić na waszą stronę mając 13 lat (pamiętam jeszcze starą stronę :) ). Nie bez powodu trafiłem do was, a już tłumaczę dlaczego. Odkąd tylko żyje ciągle słyszę o różnych rodzinnych dziwnych niewytłumaczalnych historiach i o nie których dzisiaj napiszę. Zagłębiając się wtedy w te "dziwne i niewytłumaczalne tematy" majac te 13 lat trafiłem na wasza stronę.
Przechodząc do rzeczy na wstępie chciałbym opisać zdarzenie, które miało miejsce w dniu śmierci brata mojej mamy. Brat tego feralnego dnia wracał z wojska i wszyscy czekali za nim w domu. Brat mamy wiedział, ze ma iść do domu cioci, gdyż wszyscy czekali tam z przyjęciem. Całe to przyjęcie to ogólnie przedsięwzięcie cioci, wiec zaprosiła wszystkich do siebie. Z opowieści wiem, że gdy wszyscy czekali przy stole nagle słychać było ciężkie wojskowe buty. Ciocia mieszkała na pierwszym pietrze kamienicy, więc trzeba było wejść po schodach, byli pewni, ze idzie brat i wyczekiwali dzwonka do drzwi. Po chwili odgłos zanikł i w przedpokoju rozległ się wielki hałas. Ciocia trzymała tam kanarka w klatce i metalowa klatka spadła na podłogę i była cala powyginana, a ptaszkowi nie stało się nic.
Był poza klatką i hasał po meblach w przedpokoju, ciocia miała w zwyczaju go wypuszczać. Nikt nie rozumiał co sie właściwie stało, ponieważ zwykły upadek takiej klatki z wysokości ok. 1,5 metra mógł spowodować wgniecenie w jednym miejscu, a nie doprowadzić klatkę do takiego stanu, jakby przejechało po niej auto. Kilkanaście minut po tym zdarzeniu odwiedziła ich policja przekazując, że brat zginął na miejscu w wypadku samochodowym.
Druga historia również tragiczna miała związek bezpośrednio ze mną i moją zmarłą już siostrą. Zginęła w szpitalu po 5 dniach walki po skutkach wypadku samochodowego. Ogólnie ta tragedia w rodzinie mojej mamy przydarza się raz na pokolenie jak w jakiejś pętli i ofiarami są zawsze młodzi ludzie. Brat mamy miał 20 lat, a siostra 17. Jeszcze wcześniej również w wypadku zmarł brat mojej babci w wieku 21 lat. W momencie, kiedy moja siostra odeszła była specyficzna pogoda, która w jakimś stopniu od zawsze u mnie powoduje niepokój, a mianowicie padał deszcze, a jednocześnie świeciło słońce. Byłem wtedy w samochodzie i miałem wychodzić i w momencie wychodzenia zorientowałem się jaka jest pogoda. Jeszce chwile wcześniej było po prostu pochmurno, miałem wrażenie, ze zaczęło padać w momencie, kiedy wychodziłem z auta.
Przez chwilę zamarłem, w głowie niczym strzała przebiegła myśl, ze siostra nie żyje i odruchowo spojrzałem na zegarek i była 9:38. Otrząsłem się z tej strasznej myśli i wróciłem do swojego zajęcia. Jak się później okazało taka godzina widniała na akcie zgonu mojej siostry. Kolejny przypadek miał związek z nagłą gęstą mgłą, która pojawiła się w czasie, kiedy nikt sie jej nie spodziewał. Tuta znowu było zdarzenie, którego dotknęło moją mame i babcie i to własnie z jej opowieści o tym się dowiedziałem. Będąc w odwiedzinach u kuzynki na wsi tradycją latem był spacer nad staw, który znajdował się w lesie. Trzeba było przejść ok. kilometra leśną ścieżka, by dojść we właściwe miejsce. Ścieżka była szeroka i prosta, więc nikt nigdy nie miał problemów z dotarciem na miejsce. Po wejściu w las szło się dosłownie cały czas prosto, bez żadnych skrętów. Na miejscu była polana i kawałek dalej staw. Pewnego jednak razu nastąpiło coś dziwnego.
Podczas bezchmurnego nieba nagle w okół stawu pojawiła się mgła i co ciekawe ścieżka zniknęła! Nie było właściwie żadnej możliwości powrotu, gdyż w miejscu, gdzie była jedyna ścieżka zwyczajnie były gęste krzaki, przez którego ciężko było przejść. W momencie zdarzenia nikt się tym nie przejmował, jakby to było normalne, choć pierwsza myśl była taka, ze trzeba wracać. Taka myśl była przez chwilę, wszyscy wiedzieli, że jedyna ścieżka zniknęła, ale każdy wrócił do pływania i zabaw w wodzie. Dopiero po wyjściu z lasu i będąc na ścieżce do domu dotarło do nich co właściwie się wydarzyło. Takie dziwne zdarzenie z mgłą trwało może ok. 30 minut i wszystko wróciło do normy. Mgła ustąpiła i wróciło bezchmurne niebo. Nie było tutaj również zjawiska dylatacji czasu, więc 30 minut była faktycznie takim czasem.
Ostatnia rzecz, o której chciałem napisać to moje poczucie oczekiwania na czas, w którym wszyscy będą pilnie monitorować wydarzenia na świecie. Że wszyscy, nawet ci, którzy nie interesują się tym co dzieje się w okół nas będą patrzeć z zainteresowaniem na wiadomości w TV, sprawdzac w internecie czy czytać gazety. Odkąd tylko pamiętam, grubo przed tym, kiedy dowiedziałem się o zjawiskach paranormalnych i poznałem wasz portal (to uczucie mam gdzieś od ok. 9-10 roku życia) miałem dziwne poczucie, że nadejdzie taki czas, w którym ludzie będą pilnie oczekiwać nowych wiadomości, że to co będzie się dziać będzie ważne, choć tak na prawdę nie wiem co to oznacza nawet w tej chwili. Miałem, a właściwie nadal mam jedynie poczucie zmiany, że w ludziach lub z ludźmi na stałe coś się zmieni.
Przez całe życie myślałem, ze to tylko mój wymysł jako głupiego małolata, ze coś sobie ubzdurałem, nawet prawie o tym zapomniałem, ale skojarzyłem sobie to z tym co teraz się dzieje na świecie Jak ludzie oczekują nowych informacji o covidzie. Jak ludzie czekają na konferencje premiera dotyczącej pandemii czy oczekują nowych informacji co do np.obostrzeń albo jak zaraza rozwija się w innych krajach itd. Nigdy wcześniej odkąd miałem to poczucie nie działo się na świecie tak jak teraz. Równocześnie miałem inne poczucie, ze równo z tym moze być jakaś wojna i będe w okopie lub bunkrze. Gdy na świecie wybuchała jakaś wojna lub były jakieś zdarzenia militarne często dyskutowaliśmy o tym w szkole. Ja czasem mówiłem pół żartem pół serio do swoich rówieśników, że będą takie wakacje, które spędzimy w bunkrach lub okopach. No, ale oby to nie nastąpiło i oby to zostało tylko żartem :). To tyle choć mógłbym jeszcze wstawić kilka historii. Jeszcze raz pozdrawiam,
[dane do wiad. FN - opis trafił na pokład okrętu Nautilus 10 listopada 2020]
czytaj dalej
[...] Witam FN! Swego czasu około 10 lat temu moja szwagierka z mężem i małym synkiem przeprowadzili się do mieszkania w bloku. Maksymilian miał wtedy 3-4 latka. Opowiadali nam że w ich domu jest duch małego chłopca. Opowiadali że oni spali razem w jednym łóżku a Maksymilian w drugim pokoju dziecięcym i przybiegał do nich często w nocy i opowiadał że goni go zjawa i że ta zjawa chce się z nim pobawić i ucieka do łazienki.
To było małe mieszkanie w bloku - takie starsze budownictwo - oni wynajęli to mieszkanie od kogoś na okres chyba 2-3 lat. i ten Maksymilian rodzicom to opowiadał i oni dalszej rodzinie. Dziecko się trochę bało i przybiegało w środku nocy do łózka rodziców. Trwało to dłuższy czas aż wyprowadzili się z tego mieszkania do innego bloku.
[...]
I jeszcze z poczty do FN.
[...]
Już dwukrotnie na przestrzeni ostatnich kilku tygodni przyśniło mi się miasto Chełm. Tam się urodziłem i mieszkałem w pierwszych latach życia. Śnił mi się przerażający ogień z nieba. To wyglądało jak wiele niedużych meteorytów. Spadały jeden po drugim. Ludzie zaczęli budować coś jakby zasieki wokół swoich domostw. Barykadowali się w domach. Ja razem z moją rodziną próbowałem dostać się do domu w którym kiedyś mieszkałem, żeby się uratować, ale obecni właściciele nie chcieli nas wpuścić. Obraz dookoła był taki jakby to miejsce było objęte działaniami wojennymi. Ten ogień z nieba był przerażający. Przerażający świst i ogłuszający huk. To coś spadało jedno za drugim. Czułem potworny, potworny strach.
[...]
Przed nami wojna, w tym roku jeden "incydent" na bliskim wchodzie że ho ho … Przyszły rok, luty, to wielkie bombardowanie przez NATO terytorium na bliskim wschodzie. Na morze śródziemne zostaną wysłane okręty. Patrząc na mapę prawa strona morza. Tam będzie stała ogromna flota. Będą osłaniać Europę ale i walić na w kierunku południowo wschodnim. W maju wszyscy będziemy przyzwyczajeni do wojny tak jak teraz do dezynfekowania rąk w sklepach. Z Końcem lata miedzy południkiem 60E a 90E nowy front. Tam RP będzie chciała wysłać wsparcie. W tym roku jedzenia nikomu nie zabraknie, następna jesień to już będą braki w żywności, będzie trzeba ją bardzo oszczędzać. Kto może niech robi zapasy na następna zimę DZISIAJ. W tym roku spiżarnie muszą być pełne najlepiej na 3 lata. To wydaje się nie możliwe ale zapasy należy robić w pierwszej kolejności z produktów które tyle wytrzymają i je oszczędzać. Najlepiej wymieniać na bieżąco. Zjadać i odkładać nowe. Pieniądze stracą bardzo na wartości. Rodziny i przyjaciele to będzie najważniejsze. Nastąpi poplatanie z pomieszaniem. Wszyscy będą kłamać. Chaos zostanie utwierdzony. Jak już kiedyś pisałem korona to nie zagrożenie. Zagrożenie przyjdzie potem. Stop wojnie trzeba pisać na murach już teraz. Słuchajmy tych którzy wołają o pokój, o rozmowy i ład. Nie krzykaczy.
Nie słuchajmy głupot z tv. Działajmy. RODZINA, zabezpieczyć rodzinę daleką i bliską nam trzeba. Trzeba nam działać w tym kierunku.
[...]
czytaj dalej
Witam przesyłam komentarz osoby która przeżyła śmierć kliniczną do artykułu na wp.pl odnośnie umierania. [...] Należę do tych co przeżyli śmierć kliniczna i to co widziałem i przeżyłem będąc klinicznie martwym tylko ja wiem! Zgoda samo umieranie jest przyjemne tak przyjemne!
Po operacji będąc w śpiączce czułem ogromny ból oddał bym nawet duszę za chwilkę bez bulu prosisz Boga o tę chwilkę i nagle nic nie czujesz ,dosłownie nic! szok!! Zastanawiasz się co się stało? Rozglądasz się w koło i widzisz starców twoich rówieśników i dzieci Oni gdzieś idą mimo że nie ma dróg tak jakby w przestrzeni i widzisz to światło Oni tam idą i Ciebie tam jakaś siła kieruje. Podążam z nimi dochodzę do tunelu a tam siedzący starzec zatrzymuje mnie i każe wracać! Inni przechodzą ja nie mogę pytam Starca czemu???
Odrzekł tylko że mam jeszcze dużo do zrobienia !!! Odwracam się i nagle znowu czuję potworny ból i tylko ból.Po wybudzeniu ze śpiączki dowiaduje się że tak na prawdę to umarłem bo ponad 15 min zanikła praca mojego serca i dopiero po którejś tam defibrylacji udało się Niemieckim lekarzom bo operacje miałem w klinice w Gerlingen/ Sztudgard uruchomić moje serce!. Wiem że mój mózg po zatrzymaniu serca pracuje ludzie wiedzą że umierają!! Ale dopiero po śmierci dowiadują się gdzie ich dusze podążają. Czy do światłości i wiecznego życia - czy do ciemności do wiecznej męki i pogardy. [...]
Dziękujemy za przesłanie tego komentarza znalezionego "pod tekstem na wp.pl o śmierrci klinicznej". Opis samej śmierci fizycznej jest właściwy, ale oczywiście nie zgadzamy się z wnioskami autora na końcu o tym co jest jego zdaniem potem, że "najpierw sąd, a potem albo piekło, albo raj, albo ostatnie czyściec". Faktycznie w Polsce 95 procent tak myśli, ale naszym zdaniem prawda wygląda inaczej i do światła idą wszyscy. Winy i zło faktycznie muszą mieć swój skutek, ale nie w postaci "wiecznej męki". Jest reinkarnacja i to jest właściwe oczyszczenie z błędów i zła. Najsprawiedliwsze i doskonałe.
Przypominamy o wiele ciekawszą relację o śmierci klinicznej dr Jacka Matlaka z Bielska-Białej.
From:[...]
Sent: Sunday, October 18, 2020 4:25 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: dziwna sytuacja podczas livestreamu Krzysztofa Jackowskiego
Witam
Wczoraj tj. 17.10.2020 Pan Jackowski nagrał audycję pod tytułem "Właściwie nie korzystamy z arsenału mocy jaka nam przysługuje, bo nie mamy o tym pojęcia". Dziś rano oglądałem tę audycję i był moment, w którym jasnowidz odnosił się do siły sprawczej 53:54, następnie w tym konkretnym momencie 54:14 padły słowa "...nie czułem w tym wszystkim głębi dla siebie". W tym momencie, w tych słowach głos Pana Krzysztofa się zmienia. Słychać jakby ktoś jeszcze mówił dokładnie to samo i były dwa różne głosy w tym samym czasie.
Link do filmu: https://www.youtube.com/watch?v=K2UqZQM-BJQ&t=3265s&ab_channel=JASNOWIDZKrzysztofJackowskiOfficial.
Pozdrawiam
[...]
/materiał z K. Jackowskim poniżej/
-----Original Message-----
From:[...]
Sent: Sunday, October 18, 2020 1:07 PM
To: Nautilus
Subject: Duch w Lesie Kabackim
Witam, z tej strony [dane do wiad. FN],mieszkaniec warszawskiego Ursynowa.
Przesyłam film z mojej fotopułapki:
https://www.youtube.com/watch?v=za5QuozvNdM
Film umieszczony na moim amatorskim kanale w serwisie YouTube.
Mieszkam w warszawskiej dzielnicy Ursynów od dziecka i od zawsze jestem miłośnikiem spacerów przyrodniczych, las kabacki mam blisko więc znam go jak własną kieszeń, jak i jego historię.
Las ten pamięta nie tylko morderstwa hitlerowskie z czasów II wojny światowej, ale też morderstwa powojenne, jak i w latach 80 i 90 XX wieku, w końcu to też świadek katastrofy samolotu w 1987 roku.
Film został nakręcony niedaleko właśnie w/w katastrofy samolotu, choć ktokolwiek lub cokolwiek pojawia się na filmie, niekoniecznie musi być związane z tym wydarzeniem.
Wg mnie na filmie widać ewidentnie twarz człowieka, zarys ust, nosa i oczu.
Dodam szczerze, że wiele osób które widziały ten film nie widzi nic.
Kręcę filmy fotopułapką od prawie 3,5 roku, w tym czasie poznałem te sprzęty na wylot, moim zdaniem film jest ciekawy i rzeczywiście może coś w nim być, chociażby ze względu na historię tego lasu i wielu ludzi, którzy tam zginęli.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam szanowną FN , Jako stały czytelnik od czasu do czasu do Was piszę. Dziś mam dwie rzeczy.
1. Po przeczytaniu ostatniego wpisu w Dzienniku pokładowym postawnowiłem przesłać opis "zbiegu okoliczności", który mnie spotkał dwa lata temu.
2. W załączniku pomidor z mojej tegorocznej uprawy. Właśnie miałem go zjeść, gdy zauważyłem, że ciekawie pękła mu skórka ;)
Oto więc "moje" zdarzenie synchroniczne.
Aby dobrze nakreślić sytuację, muszę napisać dwa słowa o sobie. Oprócz oczywiście zjawisk niewyjaśnionych mam dwie główne pasje - grę na perkusji i jazdę na rowerze. I choć w obu dziedzinach jestem amatorem, ważne jest to, że w mojej świadomości identyfikuję siebie jako perkusistę i rowerzystę.
W latach 2014-2018 regularnie jeździłem na rowerze kilka razy w tygodniu, zawsze około godz. 22:00-23:00 ( to dziwna pora, bo ciemo, wiem, ale praca plus pewne inne obowiązki nie pozwalały mi na aktywność fizyczną o bardziej przyzwoitej porze). Oczywiście miałem sprawne oświetlenie. 21 lipca 2018 r. była sobota. Podczas takiej przejażdżki doszło do kolizji. Najechał na mnie skuter, gdy mnie wyprzedzał. Jak się później okazało, kierujący - chłopak w wieku bodajże 21 lat - był pijany (miał ponad 2 promile) i po prostu zasnął podczas jazdy. Szczęśliwie tylko mnie potrącił z boku, tak że wyszedłem ze zdarzenia bez szwanku. Ale mogło go znieść o 10 cm bardziej w prawo i wtedy mogło być różnie...
Dalsze szczegóły - telefon na 112, interwencja wszystkich służb, alkomat itd. - w tej historii nie są ważne. Ważne jest to, że dość mocno całe zdarzenie przeżyłem i byłem w lekkim szoku przez kilka następnych dni.
I teraz najciekawsze.
Znacznie większego szoku doznałem zaraz w poniedziałek 23 lipca 2018 r., gdy jeszcze miałem w głowie na świeżo moje zdarzenie. Jedną z wiadomości dnia w mediach (wielokrotnie powtarzaną) była ta, że „podczas jazdy na rowerze zginął w wypadku perkusista”. Gdy to usłyszałem po raz pierwszy (już nie pamiętam, w radiu czy w TV), nogi się pode mną ugięły, bo poczułem, że właśnie stało się coś dziwnego, co nie jest tylko przypadkiem.
(Perkusistą, który zginął tego dnia, był Grzegorz Grzyb (https://www.gala.pl/artykul/grzegorz-grzyb-nie-zyje-perkusista-zginal-w-wypadku-zdjecia-180723055352, https://jastrzabpost.pl/newsy/grzegorz-grzyb-nie-zyje-przyczyny-smierci-zmarl-muzyk-edyty-gorniak_670997.html#galeria0).
Uzupełnienie - 5 listopada 2018 r.
Na tym miałem zakończyć tę relację, jednak życie dopisało jeszcze inny kontekst.
Dwa tygodnie później dostałem wezwanie na policję, by złożyć zeznania na temat mojego wypadku. Gdy wracałem z komisariatu, wstąpiłem „tak przy okazji” i właściwie "bez powodu" do sklepu. Spotkałem w nim znajomą, której nie widziałem od kilku lat. Przez chwilę powspominaliśmy dawne czasy i wspólnych znajomych, po czym się rozstaliśmy i więcej się z nią już nie zobaczyłem. A niedługo potem, na początku listopada 2018 r. ta osoba nagle zmarła.
Można więc wysnuć teorię, że mój wypadek na rowerze zdarzył się (tylko lub także) po to, żebym w odpowiednim momencie znalazł się w sklepie i spotkał się z tą osobą, póki jeszcze żyła.
I jeszcze jedno uzupełnienie - listopad 2018 r.
To już może będzie "naciągane", jednak jakoś łączy się z całą resztą.
W piątek był pogrzeb wspomnianej wyżej znajomej, niestety nie udało mi się być do samego końca. Dlatego zaraz w niedzielę wybrałem się po raz pierwszy na jej grób. A w tę samą niedzielę wieczorem dowiedziałem się, że zmarł (nie znam okoliczności śmierci) znany mi z widzenia mieszkaniec mojej miejscowości, młody chłopak, dwadzieścia kilka lat. A jaki to ma związek z tematem? W lokalnej orkiestrze był on perkusistą...
To tyle. Może te sytuacje nie mają żadnego związku, ale ja miałem wtedy wrażenie, że ktoś specjalnie poukładał te klocki.
Pozdrawiam,
[...]
W razie publikacji proszę o anonimowość.
/wiadomość i opis dostaliśmy 28 września 2020, poniżej zdjęcia pomidora dołączone do e-maila/
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.